Prawdziwy ateista zakłada, że po śmierci nie ma nic, a nie, że idzie się donikąd.
Na jakiej podstawie ateista ZAKŁADA, że po śmierci nic nie ma? Był ktoś po drugiej stronie i wrócił stamtąd to może powiedzieć, że rzeczywiście nic tam nie ma. Założenie, teoria nie różni się wiele od wiary, że coś jest takim jakie mi się wydaje. Ale to tylko... założenie.

W ogóle to stwierdzenie jest dla mnie idiotyczne. Po śmierci mózg przestaje działaś i tym samym przestaje wytwarzać świadomość.
Zależy czym jest świadomość i w jakim rozumieniu. Jeżeli ktoś zamyka świadomość tylko w obrębie neuronów, synaps, przekaźników i impulsów to mówi o działaniu mózgu, relacjach w nim, budowie, a nie o wynikach tego działania, takich jak świadomość bycia sobą, indywidualności.
Znowu "jeśli świadomość jest efektem pracy mózgu, to nie może być siłą sprawczą jego decyzji (eksperymenty pokazują nawet, że niektóre decyzje mózg podejmuje nawet kilka sekund przed ich uswiadomieniem)."(wiki)
Zresztą, kto w ogóle wie kim jest, skoro tak śmiało potrafi powiedzieć, o poszczególnych częściach siebie, a szczególnie o już jeśli mowa o działaniu mózgu?
Nicości się nie doświadcza, nicość nie jest stanem umysłu. Nicość jest brakiem wszystkiego łącznie z jej poznaniem. Można powiedzieć, że nicości nie ma.
A zbiór pusty, który jest podzbiorem każdego zbioru też nie istnieje? Prawda leży jednak i po twojej stronie. Nicość jest niczym, więc nie istnieje. Podobnie jak zbiór pusty, ale zauważ, że tak naprawdę zależy to tylko od tego jak głęboko na coś patrzysz.
Umrę i nie będzie nic. I ta opcja mi pasuje, bo nie będę się niczym przejmował.
Ładne. Mnie osobiście taka wizja by nieco zamęczyła, jeśli ja bym tak musiał niczym się nie zajmować, ale twoja jest jak najbardziej w porządku, judas666 ^^