Ciekawy temat, kiedyś długo rozmyślałem o takich futurystycznych konfliktach i aktualnie uważam, że gdyby jacyś kosmici mieli możliwość tu przylecieć i nas podbić, to po prostu byłoby po nas.
Zazwyczaj jest tak, że rozwój w jednej dziedzinei pociąga za sobą rozwój w innej. Może było to mniej widoczne w średniowieczu, lecz teraz postępy w chemii to zarówno postępy w medycynie, metalurgii, architekturze, elektronice itp... Dlatego powinniśmy założyć, że skoro mają możliwości aby latać między układami planetarnymi to i mają wojsko o jakim nawet nam się nie śniło. Obecnie nasze możliwości w dziedzinie lotów kosmicznych to załogowy lot na Księżyc (w bardzo pymitywnych warunkach) i wysyłanie latających sond bezzałogowych ale jedynie w obrębie naszego układu. Ktoś, kto potrafi latać między gwiazdami musi więc wyprzedzać nas o jakieś minimum sto lat, a sto lat w dziedzinie wojskowości to dość dużo, szczególnie teraz, gdy rozwój technologii militarnych jest tak szybki (porównajmy zdobycze techniki z II wojny i obecnie stosowane). Dodajmy, jakby tego było mało, jeszcze fakt, że im bardziej cywilizacja jest zaawansowana, tym szybciej rozwija się technologicznie. Czyli ten sam przełom, który w XIX wieku trwał 50 lat dziś może trwać 10 a za 100 lat może dokonywać się w przeciągu miesięcy. Nie sądzę, abyśmy w ciągu najbliższych 500 lat doszli do momentu, w którym staniemy bo wszystko już zostało wynalezione.
A więc już na starcie mielibyśmy kompletnie przerąbane. Konflikt taki byłby zupełnie czym innym, niż wojna z Talibami. Owszem, Amerykanie używają sprzętu o jakim Talibowie nie mogą marzyć, ale przynajmniej Talibowie wiedzą co to za sprzęt, jak działa itp. Wiedzą, że to co ich zabija to rakiety Hellfire a nie "boski ogień z nieba". W przypadku inwazji obcych - pewnie nawet nie mielibyśmy czasu aby zorientować się co nas zabija.
Teraz co do samej inwazji - rzeczywiście filmy kreują takie wizje wielkich statków unoszących się nad miastami, "myśliwców obcych" które latają i strzelają laserami no i armii szykującej się do planetarnego desantu. Tymczasem najprawdopodobniej wyglądałoby to zupełnie inaczej - po co bawić się w takie rzeczy (zakładając, że ich "kultura" nie wmaga takich zachować) skoro można wypuścić jakiś wirus (albo taki, na który byliby zaszczepieni albo taki, który po pewnym czasie ulegałby samodegradacji) albo chociaż nanoboty zabijające wszelkich wrogów od środka i to tak, że nawet nie wiedzieliby co się dzieje.
Armie? Niech coś innego oczyści planetę tak aby zbodywcy mogli sobie spokojnie zejść na powierzchnię już czystej i bezpiecznej planety.
Jak by to wyglądało wg mnie (odwracając role - jest rok 2645 i to ludzie chcą dokonać gdzieś inwazji)?
Zaczyna się od znalezienia celu. Nasza sonda albo cokolwiek w tym stylu namierza obcą planetę i klasyfikuje ją jako cel godny uwagi.
Faza pierwsza - zbieranie danych. Wszelka analiza przy pomocy sond (posiadających zdolności kamuflażu, a więc koniec z bezsensownym świeceniem w nocy) - zbieranie danych o np związkach chemicznych, drobnoustrojach, klimacie no i rzecz jasna - mieszkańcach i ich zaawansowaniu technologicznym. Nagranie startu ich promu kosmicznego i ich stacji kosmicznej i puszczanie ich na kanale FUN TV ku uciesze i akompaniamencie rechotu wszystkich członków załogi naszego gwiezdnego niszczyciela
Faza druga - co prawda nie byłoby to obowiązkowe, ale z chęcią pobrałbym pewne próbki i dowiózł je za pomocą sond na statek zanim główny okręt osiągnąłby orbitę planety - próbki flory, fauny, urządzeń i rzecz jasna - obcych. Po pewnym czasie może nawet udałoby się nawiązać kontakt z porwanymi i dowiedzieć się czegoś ciekawego.
Faza trzecia - przygotowania do ataku. Mając świadomość naszej przewagi technologicznej (którą wykryły i potwierdziły sondy wysyłane wcześniej) pada rozkaz wejścia na orbitę i pokazania obcym, że ich koniec jest bliski. Obcy być może próbowaliby nawiązać jakiś kontakt ale bezskutecznie. Jakiekolwiek sygnały z ich strony są ignorowane, wysyłane sondy obcych - niszczone. Być może obcy dosliby do wniosku, że trzeba zaatakować nas przy pomocy swojej najpotężniejszej broni - ładunków termonuklearnych. Ale plan zawodzi - albo niszczymy ich instalacje zanim będą w stanie zrobic cokolwiek (przy pomocy sond albo przy pomocy zwykłego i ordynarnego ostrzału z orbity) albo bawimy się z nimi dając im nadzieję i niszcząc wszystkie wystrzelone rakiety w ciągu ułamka sekundy zanim zrobią nam nakąkolwiek krzywdę. W tym samym czasie trwają ostatnie przygotowania do wystrzelenia "sond śmierci".
Faza czwarta - atak. Po przebadaniu próbek nasi biolodzy przygotowali wirus, który jest śmiertelny dla obcych ale oszczędza wszystkie inne istoty (aby nie doprowadzić do upadku ekosystemu). Dodatkowązaletą wirusa jest to, że powoduje błyskawiczny rozkład tkanek co zaoszczędzi nam sprzątania. Wirus zostaje załadowany do sond i planeta zostaje nimi wręcz obrzucona. Celem głównym są główne skupiska ludności obcych ale wirusowi nadano cechy które sprawiają, że w ciągu kilkunastu dni rozprzestrzeni się na całej planecie i dotrze prawie wszędzie nawet w przypadku, gdy upadnie system transportu obcych. W ciągu tych kilkunastu dni nasi ludzie będą mogli rozkoszować się luksusami kin 7D, grami w wirtualnej rzeczywistości albo zwykłymi harcami na basenie.
Faza piąta - zejscie na powierzchnię i zaludnianie świata. Wirus ulega samoistnemu zniszczeniu a planeta jest niemal czysta. Wyginęło około 99% obcych, jedynie nieliczni mieli szczęście. Tymi jednak zajmą się odpowiednie służby wyposażone w skanery zdolne przebić każdą skałę i choćby i wielokilometrową warstwę ziemi. Kierujesz skaner w stronę góry i przeciagu sekundy masz na ekraniku liczbę obcych ukrywających się w kopalniach i ich dokładne położenie. Albo likwiduje się ich w tradycyjny sposób (jakieś bombardowanie) albo wybija promieniowaniem.
Szybko, łatwo i przyjemnie, a co najważniejsze - jedyne straty w ludziach to wynik wypadków przy pracy, nie działań zbrojnych.
Ciekawe na ile mój opis rozminie się z rzeczywistością jaka byc może nas czeka. Czy ma 1% szans na spełnienie, czy też może liczyć na aż 3%