Historia nr. 1 ( opowiada ciotka, siostra cioteczna mojej mamy,)
Akcja dzieje się na wsi ( 50km od Radomia skąd pochodzę okolice Zwolenia). No więc pewnego dnia ciotka zasiedziała się u koleżanki, która mieszkała blisko lasu. Było jeszcze przed północą ok. 22, kiedy zaczęło kropić, ciotka doszła do wniosku, że pora się zbierać do domu, pożyczyła w razie czego parasolkę . Jej droga do domu od koleżanki wynosi ok 400m w tym kawałek ścieżką koło lasu jakieś 100m. Gdy wyszła od koleżanki i przeszła ok. 50-100 metrów nagle zaczęło lać jak z cebra, i w ciągu kilku chwil była cała przemoczona mimo tego iż miała parasolkę, więc postanowiła przebiec się do domu. Gdy biegła z głową opuszczoną w dół, uderzyła w coś\ kogoś, gdy podniosła wzrok był to mężczyzna i nie było by w tym nic dziwnego gdyby był mokry, ciotka odruchowo chwyciła go za ramię, które było suche tak się przestraszyła, że puściła parasolkę, która nie spadła na ziemię mimo tego iż lało ( po prostu zawisła w powietrzu), sparaliżował ją strach. W końcu zaczęła biec w stronę domu co sił w nogach, zostawiając nawet pożyczoną parasolkę. Z tego co opowiadał wujek (jej mąż) , jak wparowała wtedy do domu to była tak wystraszona, że nie mogła się wysłowić przez kilka minut.
Historia nr. 2 ( opowiada ciotka, też siostra cioteczna mojej mamy tylko inna)
Akcja dzieję się u niej w domu też na wsi. Jej mąż (mój wujek) pewnego dnia wybierał się na "końskie targi" z zamiarem sprzedania konia. Więc wstał po północy i poszedł przygotować konia ( a i to się dzieje wszystko kilkanaście lat temu). Moja ciotka wtedy się obudziła i zrobiła mu coś do jedzenia na drogę. Coś koło godziny 2 w nocy wujek wyruszył z koniem w stronę targu ( ponoć 20km od ich domu). Ciotka położyła się z powrotem
spać. Lecz nie poleżała zbyt długo bo po kilku minutach zaczęła słyszeć jakieś stukanie na strychu, początkowo spokojne rytmiczne stuknięcia. Myślała, że to wujek po coś wrócił bo niedawno wyszedł. Więc wstała i zapaliło światło i krzyknęła po imieniu do wujka by sprawdzić czy jest w domu, lecz nikt nie odpowiadał. Poszła sprawdzić czy drzwi są zamknięte, i były zamknięte od środka (sama je zamykała). Więc uznała, że to mysz na strychy czy coś, ogólnie nie przejęła się tym bardzo. Znowu się położyła, i ta sama sytuacja stukanie\ pukanie na strychu, początkowo subtelne, ciotka próbowała to ignorować. Po paru minutach stukanie zaczęło gwałtownie się nasilać, wręcz zaczęło walić. Ciotka opisała to " jakby posypała się sterta grubych desek albo bali drewna". W tym momencie zerwała się i zapaliła światło, lecz hałas na strychu nie ustał. Więc w strachu rzuciła się na łóżko, odwróciła się w stronę ściany i nakryła cała kołdrą. Hałas ustąpił po jakimś czasie lecz ciotka bała się wyjść spod kołdry i odwrócić w stronę mieszkania. Leżała tak aż do godziny 5 rano kiedy wujek wrócił z targu. Tylko, że zaczął się dobijać do drzwi i ciotka myślała, że to znowu te hałasy na strychu. Dopiero gdy wujek krzyknął kilka razy, żeby otworzyła to wtedy dopiero wstała. Wujek wszedł do domu i mówi, że "światło się pali w pokoju a ty drzwi nie otwierasz". Wtedy ciotka zaczęła mu opowiadać, że coś na strychu hałasowało i, że wywaliło jakieś dechy, wujek wtedy jej odpowiedział, że na strychu nic nie ma poza paroma kartonami z ciuchami. Ciotka upierała się, żeby wszedł na strych i sprawdził no i oczywiście nie było tam żadnych dech i nic w tym rodzaju tylko te kartony. Ciotka bała się spać przez kilka tygodni po tym incydencie.
Historia nr. 3 ( Opowiada moja siostra cioteczna)
To działo się jakieś 15 lat temu. Siostra pojechała na wakacje na wieś do babci. Miała wtedy 17-19 lat. No wiadomo jak to młoda dziewczyna z koleżankami wybierała się na miejscową dyskotekę. Była na niej już kilkakrotnie. Więc umówiła się z dwoma koleżankami na godzinę 20. Gdy się spotkały, zaczęły iść na tą dyskotekę jakieś 5km od miejsca spotkania. Wiadomo idą gadają bla bla bla, jak to dziewczyny. W pewnym momencie jedna z koleżanek mojej siostry pyta się " znacie tego gościa co idzie koło nas?". Wtedy ta druga koleżanka chwyciła moją siostrę za rękę ze strachu, bo nikogo nie widziała. Więc moja siostra się pyta " Jakiego gościa? tu nikogo nie ma".. Na to ta koleżanka odpowiada " no jak nie ma jak idzie koło nas" . Ta druga koleżanka mojej siostry zaczęła panikować i mówić do mojej siostry żeby zaczęły uciekać. Moja siostra mówi do niej uspokój się ona pewnie nas wkręca, na to ona odpowiada, że naprawdę go widzi i zaczyna biec w stronę najbliższego domu. Więc moja siostra z tą koleżanką, zaczęły biec za nią. Ta cała akcja trwała ok minuty. Dobiegły do domu jakiegoś ich znajomego. Ta koleżanka która widziała tego gościa, zaczęła się dobijać do drzwi, i cały czas mówiła, że widzi tego gości na drodze. W końcu ktoś otworzył drzwi ( ich znajomy), dziewczyny weszły do środka. Ta koleżanka która widziała tego gościa zaczęła ryczeć, wtedy moja siostra uświadomiła sobie, że ona naprawdę kogoś widziała, bo nie urządziła by takiego cyrku. Kiedy trochę się uspokoiła, opowiedziała dokładnie od początku jak to było. I mówiła, że gdy szły w stronę tej dyskoteki to po prostu dołączył do nich ten "ktoś" i szedł równo z nimi przez jakieś dwie minuty i wtedy ona się zapytała czy go znają. Dziewczyny były tak wystraszone, że nie było mowy o dyskotece, co więcej same nie wróciły do domu. Odprowadzał je ten znajomy i jego ojciec.
Moja siostra do dziś jak to wspomina to czuje strach.
Historia nr. 4 (opowiada moja mama)
Opowieść z czasów jej dzieciństwa. Kiedy poszła spać, a spała w jednym łóżku z siostrą. Gdy usypiała zobaczyła jak z pod stołu wychodzi, a raczej wypływa postać rozświetlonego dziecka o jasnych włosach, i przesuwa się w kierunku łóżka na którym leży z siostrą. Udawała, że śpi i tego nie widzi, była wystraszona i zamknęła oczy. Po chwili poczuła, że coś ją dusi, otworzyła oczy i zobaczyła tą postać dziecka, która ją dusiła, zaczęła się bronić i chwyciła to dziecko za ręce i zaczęła je odciągać od swojej szyi, po chwili dziecko znikło. Moja mama była tak wystraszona, że odwróciła się do swojej siostry i mocna się do niej przytuliła. Całą noc nie spała. A o zdarzeniu opowiedziała dopiero nazajutrz rano. Oczywiści nikt jej w to nie wierzył i mówił, że to sen. Lecz moja mam upiera się do dziś dnia, że to nie był sen. ( Ja jej tłumaczyłem, że to mógł być paraliż senny, ale przy paraliżu sennym nie można się ruszać, a ona ruszała rękami bo się broniła. Ale i tak uważam to za paraliż senny mimo wszystko). Zauważyłem też kiedyś dziwną rzecz, że moja mama jak się kładła spać to zaciągała kołdrę na szyję w specyficzny sposób i trzymała ją ręką. Jak zapytałem czemu tak robi to powiedziała mi, że ma taki tik od tamtego wydarzenia.
Historia nr. 5 ( opowiada mój ojciec)
Także opowieść z jego dzieciństwa miał wtedy jakieś 13 lat, a jego starszy brat 15. Mieszkali na wsi, to było 40 parę lat temu. Była zima, dużo śniegu. Ojciec opowiadał, że często chodzili grać z bratem w karty do kolegi który mieszkał kilka domów dalej. A że kiedyś nie było zbyt wielu rozrywek tym bardziej w zimę to siedzieli u niego do 1 - 2 w nocy. I któregoś dnia gdy wracali od tego kolegi w nocy, spotkali jakiegoś faceta ubranego na czarno, w czarnym kapeluszu. Zapytał ich czy nie odsprzedali by mu latarki, brat mojego taty powiedział, że nie (bo to jego była).
Ale gość powiedział, że przed nim długa droga i że musi iść przez las i zaoferował 50zł za tą latarkę. Wtedy bez wahania brat mojego ojca się zgodził ( z tego co mi mówił ojciec w tamtych czasach za 50zł można było kupić dwie takie latarki). No i po udanej transakcji obaj wrócili szczęśliwi do domu. W domu dopiero szykowali się do snu, jeszcze paliło się światło. Wtedy mój stryj zaczął się chwalić swojemu ojcu (mojemu dziadkowi) jak to w sprytny sposób udało mu się zarobić, aby potwierdzić tą sytuację sięgnął do kieszeni po 50 złotowy banknot, lecz go tam nie było, wtedy zapytał się mojego ojca czy nie brał tych 50zł, mój ojciec odparł - "Nie przecież wsadzałeś je do kieszeni". Wtedy mój dziadek powiedział, może ci wypadło z kieszeni, weźcie latarkę i idźcie poszukać. Wiec mój ojciec z bratem chwycili za latarkę i na drogę w poszukiwaniu banknotu. Doszli na miejsce transakcji i osłupieli. Na śniegu leżała latarka która sprzedali temu facetowi. Gdy brat mojego ojca przyświecił na śnieg to były tylko ich ślady prowadzące od domu ich kolegi , w miejscu transakcji było wydeptane przez nich kółko, a śladów tego faceta nie było odbitych w śniegu. Mój ojciec mówi, że tak spanikował razem z bratem, że tylko chwycili tą latarkę którą opędzlowali i długa do domu.
Historia nr. 6 ( Opowiada moja siostra rodzona)
Pewnej nocy przyśniła jej się babcia. Tylko, że z jej opowieści bardziej mi to przypominało coś w rodzaju OBBE, bo w tym śnie widziała siebie leżącą na swoim łóżku, ogólnie wszystko wyglądało realistycznie i w tym śnie babcia usiadła koło niej na łóżku i chwyciła ją za dłoń. Po chwili moją siostra się obudziła i poczuła, że ma ciepłą dłoń tak jak by ktoś ją trzymał przez jakiś czas. Po 10 min po przebudzeniu otrzymała telefon od mojego brata, że babcia umarła. Po tym wydarzeniu jak moja siostra zasypiała to chowała ręce pod kołdrę, teraz już jej to przeszło.
Historia nr. 7 ( Opowiadają moja ciotka i wujek, brat mojej mamy) -HIT wśród opowieści rodzinnych.
Pewnego dnia odwiedził ich dobry znajomy, nieoczekiwanie, bez zapowiedzi, a to dziwne gdyż mieszka on ponad 300km od ich miejsca zamieszkania. No i oni wiadomo zaskoczeni, ale też zadowoleni, że dobry znajomy ich odwiedził. Przywitali się, wiadomo uściski buziaki itp. W końcu wujek pyta co go sprowadza tak, bez zapowiedzi, i taki wyelegantowany ( był ubrany w biały garnitur). On tylko powiedział, że miał po drodze i na chwilkę wpadł tylko na herbatkę i już go niema. No to moja ciotka zrobiła tą herbatę, pogadali jak to starzy znajomi co u ciebie itd. No i gdy wypił herbatę, wstał powiedział, że czas na niego i zebrał się do wyjścia. Mój wujek powiedział, że miło że nas odwiedziłeś tylko szkoda, że tak krótko. On na to nic nie odpowiedział tylko się z nimi pożegnał i wyszedł. Po jakiejś godzinie zadzwonił telefon, odebrała moja ciotka, zadzwoniła żona tego ich znajomego i powiedziała, że jej mąż miał wypadek samochodowy i nie żyje. Na to moja ciotka do wujka, że xxxxxx miał wypadek samochodowy. I moja ciotka mówi, że jeszcze godzinę temu był u nas, na co żona tego xxxxxx odpowiada, że nie możliwe bo on zginął ponad 5 godzin temu. I wujek mówi cytuje " I się osunęła ze słuchawką przy uchu"- krótko mówiąc ciotka jak to usłyszała to zemdlała. Wujek wtedy złapał słuchawkę i powiedział, że oddzwoni więc odłożył i zaczął cucić ciotkę, on jeszcze nie wiedział, że ten znajomy który ich odwiedził godzinę temu od pięciu godzin nie żyje. Dopiero ciotka mu powiedziała jak się otrząsnęła. I ciotka opowiada cytuje "zrobił się blady jak dupa"., z resztą nie dziwie mu (im) się. Większość rodziny wierzy im w tą historię choć są też tacy zatwardziali sceptycy. Ja sam osobiście mam mieszane uczucia. Jak by mi to opowiadał kumpel to bym chyba nie uwierzył, a to w końcu rodzina, widać, że jak to opowiadali to byli bardzo poruszeni i przeżywali to za każdym razem jak to opowiadali. Chyba nie mieli powodów żeby wymyślać takie historię. Ale kto wie.
Historia nr. 8 ( opowiada mój ojciec) To taka luźna historyjka, zabawna.
Kiedyś mój ojciec wracał w nocy od kolegi miał wtedy ok 20 lat. I nie chciało mu się robić kółka wokół cmentarza to postanowił, że przejdzie taką ścieżką przez cmentarz, najpierw trzeba było się przecisnąć przez dziurę w siatce a potem prosto do bramy cmentarza. No i idzie główną aleją, i postanowił sobie zapalić wyjął papierosa, lecz nie miał "ognia". To coś mu się ubzdurało, żeby sobie od świeczki odpalić no i zaczął łazić przy tych grobach koło tej głównej alejki cmentarza w poszukiwaniu świeczki zapalonej, a że to nie było w sezonie ( wszystkich świętych) to nie było żadnej świeczki rozpalonej w pobliżu, widział tylko że gdzieś na dalszych grobach się coś pali. No i postanawia iść do któregoś z nich. Idzie między tymi grobami i słyszy jak ta siatka przez którą się przeciskał się trzęsie. I widzi jakiegoś gościa który też postanowił iść na skróty, ku uciesze mojego ojca gość trzymał papierosa. No to mój ojciec misja odwrót i idzie w stronę gościa. Gość przechadza się spokojnie alejką, kiedy zza grobu wyłania się mój ojciec i chce poprosić o ogień. Zdążył tylko powiedzieć "Panie.... " , jak gość z krzykiem wydarł długą. Mój ojciec zaczął się śmiać w myślach z tego, i doszedł do wniosku, że sobie nie zapali.
Historia nr. 9 (opowiada moja babcia, a jej opowiadał to ojciec czyli mój pradziadek)
Akcja historii toczyła się podczas II Wojny Światowej. Niemcy zbierali mężczyzn ze wsi na której mieszka moja babcia do pracy przy kopaniu masowych grobów. Niemcy rozstrzeliwali żydów i osoby pomagające się im ukrywać wszystko to działo się na oczach miejscowej ludności. Jeden ze znajomych pradziadka ukrywał trzech żydów, Niemcy go złapali na gorącym uczynku jak zanosił im jedzenie. Został on zmuszony wraz z innymi złapanymi żydami do kopania grobu, po wykopaniu Niemcy kazali im klęknąć na kolona i położyć ręce na głowie. Niemcy po kolei strzelali do każdego. Kiedy przyszła kolej na znajomego mojego pradziadka, zaczął on błagać Niemców by go oszczędzili, bo rodzina ma tylko jego. Wtedy jeden z Niemców strzelił do niego lecz kula się odbiła, więc strzelił kolejny raz też bez skutku. Wtedy Niemcy zaczęli strzelać do niego całymi seriami lecz kule się go nie imały. Mój pradziadek wraz z innymi którzy pomagali kopać te doły byli świadkami tego wydarzenia. Niemcy zakopali go żywcem wraz z innymi zabitymi. Mój pradziadek wielokrotnie opowiadał tą historie i inni którzy to widzieli również, więc może ktoś już to słyszał.
Historia nr. 10 ( opowiada moja ciotka z dalszego pokrewieństwa)
Po śmierci jej syna, zginął tragicznie w wieku 18 lat ( utopił się). Po jego pogrzebie codziennie jeździła rowerem na cmentarz i prawie za każdym razem przy drodze widziała jakąś czarną postać. Możliwe, że wspominałem o tym w jakimś temacie o "czarnych postaciach". Jak widać ta czarna postać nie jest jakimś odizolowanym przypadkiem.
Historia nr. 11 ( opowiadali moja ciotka, siostra cioteczna i chrzestny)
Opowiadali to często przy różnych okazjach, raz ciotka, raz siostra. Więc mieli sąsiada który bardzo często wpadał do nich w odwiedziny na herbatkę, kawkę taki znajomy rodziny. Sam go znałem bo naprawdę był częstym gościem w ich domu. Pewnego dnia umarł na wylew. Dzień po jego pogrzebie, kiedy wszyscy siedzieli w kuchni przy stole ( a u nich w domu w kuchni jest okno z widokiem na schody i drzwi wejściowe do domu) słychać kroki jakby ktoś wchodził po tych schodach i pukanie do drzwi. Wszyscy spojrzeli za okno lecz nikogo nie było. I te kroki i pukanie do drzwi słyszeli wszyscy domownicy, a nawet niekiedy goście gdyż powtarzało się codziennie w godzinach popołudniowych. Kiedyś mój chrzestny zebrał się na odwagę i czekał, aż nastąpi to pukanie do drzwi i gdy się doczekał to otworzył. I od tamtej pory pukanie ustało. Teraz się śmieją, że ten sąsiad przychodził na kawę tylko go nikt wpuścić nie chciał, a potem jeszcze na mojego chrzestnego wołali "pogromca duchów".
P.S jak sobie coś przypomnę to dopisze..
Użytkownik pawaw1 edytował ten post 06.02.2010 - 23:46