Manifestacje nocnych świateł w czerwcu 1997 roku nad położoną niedaleko Opola Górą św. Anny stały się początkiem serii niezwykłych wydarzeń nad którymi do dzisiaj nie można postawić kropki nad i.
Noc pierwsza
Jest 15 czerwca 1997 roku, niedziela około godziny 21.00. Czwórka młodych ludzi: Grzegorz Nowak, Jadwiga Draikopf, Anna Sudarzyska, Marcin Cajs opuszcza dyskotekę w Ozimku i udaje się w drogę powrotną do Opola, miejsca swojego zamieszkania. Po drodze najstarszy z nich Grzegorz proponuje zboczenie z trasy na pobliską Górę św. Anny, aby podziwiać nocną panoramę
pobliskich Zdzieszowic. Tam z ust Grzegorza padają znamienne słowa „idealne miejsce do lądowania UFO”. Właściwie tej nocy, oprócz paru „drobiazgów” nic szczególnego się nie działo. Padał deszcz, przeszła burza, nad ranem samochód nie mógł ruszyć, Jadwidze przestawił się zegarek, no i atmosfera była jakaś inna. Postanawiają tutaj jeszcze wrócić.
Noc druga
Kolejną noc spędzają na Górze św. Anny z wtorku na środę (z 17 na 18 czerwca). Najaktywniejszy z nich Grzegorz zwraca uwagę pozostałym na dziwne świata nad drzewami, które dla innych były raczej latarniami. Zjechali niżej, aby to sprawdzić. Nie było żadnych dziwnych świateł, ale i nie było też w tym miejscu latarni. Zaczęło świtać. Pojechali do domu.
Noc trzecia
W środę wieczorem wrócili tu w poszerzonym o jeszcze jedną osobę składzie. Tym razem widać tam więcej kolorowo świecących obiektów wykonujących przedziwne, zygzakowate akrobacje. Zmieniały się kolory, kule rozpryskały się, tworzyły różne konfiguracje, zachowywały się tak jakby się ze sobą porozumiewały. W pewnym momencie Marcin wraz z koleżanką postanawiają przejść pod Pomnik Powstańców położony trochę dalej od parkingu. Pozostali zaczynają dawać sygnały reflektorami samochodu do świetlistych kul. Jedna z
nich odpowiedziała podobnym sygnałem. Grzegorz zauważ na firmamencie nieba potężny, przesuwający się „ekran”, który zatrzymał się około 60 metrów od ich samochodu. Nagle wyleciała spod niego pomarańczowa kula o średnicy 2-3 metrów. Bardzo to go przestraszyło. Po pewnym czasie najpierw ta kula a za chwilę ekran znikły. Niedługo potem z miejsca nad którym wisiał ekran
zobaczyli wracającego Marcina z koleżanką. Było to dziwne, gdyż Marcin szedł pod pomnik, a to zupełnie w przeciwnym kierunku. Zapytani, czemu ich tak długo ich nie było (ok. 2 godzin), zdziwili się odpowiadając, że przecież minęło zaledwie pół godziny. Tej nocy, według świadków, ma miejsce jeszcze jedno dziwne zdarzenie. Za samochodem zauważyli dwóch policjantów, którzy szli pod górę. Grzegorz wybiegł z samochodu za nimi i krzyknął – poczekajcie! Odwrócili się nieco mówiąc, aby się tu nie kręcić Zadziwiające było to, że mężczyźni ci byli idenetyczni. Po tym icydencie młodzi ludzie obserwowali jeszcze okolice, ale niedługo potem wrócili do Opola.
Noc czwarta
Zachęceni i podnieceni rozwojem wydarzeń umawiają się na kolejną noc. W czasie dnia bezskutecznie próbują pożyczyć kamerę, jadą także do kolegi po książkę o astronomii, w której znajdują system znaków świetlnych opracowany przez NASA na wypadek spotkań z pozaziemskimi inteligencjami.
W czwartek wieczorem (19 czerwiec) ponownie zajmują miejsce na polanie widokowej przed hotelem ( jest ich czwórka) i rozpoczynają wysyłanie latarką prostych sygnałów świetlnych w niebo czekając na reakcję. Na początku nie dzieje się nic. Z czasem jednak pojawiają się świetliste kule. Jest ich więcej niż poprzednio. Postanawiają zjechać szosą niżej w ich kierunku. Jedna z tych kul, która była z lewej strony podlatuje bliżej. Grzegorz pyta: czy wszyscy to widzą?
Tak – pada odpowiedź. Cofają się na wstecznym biegu na parking przed hotelem i wygaszają światła samochodu. Kule ponownie zbliżyły się do nich. Po pewnym czasie zauważają po prawej stronie olbrzymi obiekt materialny w kształcie cygara o długości 300-400 metrów. Końcowa część tego obiektu wisiała dosłownie nad samochodem. Niebo było gwiaździste. Wtedy usłyszeli warkot samolotów wojskowych. Ich przeloty na tym rejonem trwały około godziny. Potem znów pojawił się na niebie wielki obiekt, emanował niezwykłymi światłami. Wyglądał tak jakby jego wnętrze było otwarte. Wyleciały z niego świetliste kule, które po chwili podleciały bliżej samochodu i zaczęły przybierać postać materialnych osobników. Było to co najmniej kilkanaście postaci ubranych w peleryny, widocznych tylko od pasa w górę i unoszących się kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią. Asystowały im z przodu pomarańczowe kule emitujące lekką mgiełkę. Postaci stojąc w dwóch rzędach zaczęły zbliżać się do samochodu. Wszyscy się przestraszyli. Grzegorz Nowak obawiając się najgorszego napisał szybko na kartce: „Porwało nas UFO”. Włączył radio. Wydawało mu się, że tego typu „inwazja” ma miejsce na całym świecie. Tymczasem z głośników płynęła piękna, „niebiańska” muzyka idealne pasująca do tego co, działo się wokół nich. Zaczęli przeszukiwać następne zakresy fal, ale wszędzie słychać było tą samą melodię. Tymczasem postaci były coraz bliżej samochodu. W tym momencie z góry usłyszeli warkot nadjeżdżającego motoroweru. Jego światła oświetliły na moment miejsce zdarzeń. Dziwne postacie w tym momencie znikły a właściwie przekształciły się ponownie w jasne kule i odleciały do dużego obiektu. Widać było jak wnętrze statku mieni się pięknymi kolorami. Grzegorz chciał natychmiast ruszyć samochodem do domu, ale rozładował się akumulator. Pozostała trójka pchnęła go i wóz ruszył. Jadąc czuli, że są obserwowani. Będąc pod olbrzymim wrażeniem zaistniałych wydarzeń postanawiają powiadomić o wszystkim lokalną gazetę – „Nową Trybunę Opolską”. O świcie zastali tam dyżurnego fotoreportera i z nim pojechali z powrotem. Na Górze św. Anny niczego już nie było, ale zauważyli dziwne ślady obecne na polu nad którym manewrował ten obiekt. Zrobiono zdjęcia tego miejsca, które później opublikowano w tej gazecie.
Noc piąta
W piątek wieczorem Grzegorz Nowak jedzie w to samo miejsce w towarzystwie swojego ojca i dziennikarzy. Zaczyna się autentycznie bać.
Nikt jednak żadnych obiektów nie zauważył. Grzegorz jednak twierdzi, że on je widział nad jadącym samochodem. Był tak przestraszony, że momentami nie
poznawał własnego ojca. Powrót nastąpił wieczorem tego samego dnia.
Noc szósta
Tutaj zaczyna się jakościowo nowa faza zdarzeń. Grzogorz pojechał spać
do swoich rodziców mieszkających w „mrówkowcu” na ulicy Batalionów Zośki w Opolu. Kiedy wyjrzał przez balkon powiedział: oni tu są. Zobaczył zarysy postaci i oczy podobne do tego co widział na Górze św. Anny. Postać ta unosiła się nad balkonem. Jednak, ani jego mama, ani ojciec niczego nie widzieli. Grzegorz boi się tego wszystkiego, tym bardziej, że materializują się przed jego oczami kolejne postacie. W pewnym momencie czuje jakby istoty te odbierały mu energie, papieros wypada mu z ust. Przed upadkiem na podłogę ratuje go ojciec. Późniejsze opisy obydwu uczestników tego wydarzenia dokładnie tutaj się zgadzają. Potem wszystko się uspokoiło.
Noc siódma
W sobotę rano przyjechali dziennikarze. Przez wiele godzin Nowak opowiada im przebieg zdarzeń. Przez cały czas widzą oni niekłamany, olbrzymi niepokój i strach jaki okazywał Grzegorz opowiadając tą historię.
Zbliżała się sobotnia noc. Grzegorz postanawia spać u rodziców. Prosi jedną
z osób, które jeździły z nim na Górę św. Anny, aby była z nim wieczorem.
W mieszkaniu znowu zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Oboje zauważyli
tajemnicze cienie na ścianach. Potem Grzegorz zauważył 3 postaci materializujące się za telewizorem. Wyglądały jakby były czystą energią. Widać było głowę, ręce i oczy. Nasz bohater był tak przestraszony, że do świtu nie mógł zasnąć. W niedzielę wszystko się uspokoiło. Również Grzegorz zaczął przychodzić do siebie. Ustąpiły widoczne objawy manii prześladowczej.
Podsumowanie
Historia ta miała tak niezwykły przebieg, że wzbudzać może wiele wątpliwości.
Pewne rzeczy są jednak niepodważalne. To cię działo na samej Górze św. Anny potwierdzały w rozmowach dwie osoby z tego grona, chociaż nie wszyscy pamiętali tyle szczegółów co Grzegorz.
Największe wrażenie robią jednak niezależne relacje załogi straży pożarnej ze Zdzieszowic, która w omawianym okresie manifestacji UFO miała kilka wezwań od miejscowej ludności sygnalizujących pojawienie się na niebie tajemniczych ogni. Wyjechawszy na interwencję sami zobaczyli taniec niezwykłych świateł. Również w czasie tego wyjazdu zanotowali zakłócenia pracy silnika samochodu i awarię świateł. Po powrocie do bazy okazało się, że w niewytłumaczalny sposób spaliła się cała instalacja elektryczna samochodu. Defekt ten trzeba było usuwać przez dwa tygodnie.
Znamienne są również doniesienia telefoniczne niezależnych świadków zgłaszane w tamtym okresie z innych rejonów Opolszczyzny. Donoszono wówczas o obserwacjach dziwnych kul świetlnych. Jedna z relacji mówiła o pogoni świetlnej kuli za samochodem osobowym.
Według opisów wielu osób zachowania Grzegorz Nowaka, który przez dwa dni był w stanie głębokiej paniki, trudno uznać za udawane.
Do tego wszystkiego dochodzą incydenty, które wydarzyły się wiele miesięcy później. Między innymi pojawienie się jasnych kul obok samochodu ciężarowego, który on jako zawodowy kierowca prowadził. Również, w jego mieszkaniu, w nocy, pojawiły się wizyty tajemniczych postaci.
Sam Grzegorz od pewnego czasu zgłaszał potrzebę poddania się regresji hipnotycznej celem uzyskania większej ilości informacji na temat tych wydarzeń. Podjęto taką próbę pod koniec 1998 roku we Wrocławiu w gabinecie profesjonalnego hipnoterapeuty. Niestety w czasie tej próby Grzegorz okazał się nie podatny na hipnozę.
Ostatnio trafił do szpitala na schorzenia żołądkowe. Po wyjściu potwierdził chęć udziału w dalszym badaniu tego przypadku.
Do tej pory nie przeprowadzono rozmów z Marcinem Cajsem i jego koleżanką, u których w czasie opisywanych wydarzeń na Górze św. Anny pojawiło się zjawisko „missing time” („utracony czas”). Cała ta sprawa wymaga
dalszych badań i studiów.
Janusz Zagórski
Źródło: ...d-gora-sw-anny/