Pishor dobrze wiesz że obaj "gdybamy" radośnie ...
No, to jest jakby zupełnie jasne, z tym, że nie tylko my chyba, bo czytając artykuły na temat tego jeziora, odnoszę wrażenie, że gdybają nawet ci, którzy się tym tematem bardziej profesjonalnie od nas zajmują.
Ale, że gdybać jest miło, to dorzucę jeszcze kilka uwag.
1. Kwestia lawiny.
Oczywiście, nie wykluczam takiej możliwości, chodziło mi tylko o to, że jeżeli miałaby ona wyjaśniać sposób znalezienia się tak dużej ilości zwłok na dnie tego jeziora, to ja widzę dużo prostsze rozwiązanie, czyli przemarsz po jego zamarzniętej tafli, zgon i zatonięcie zwłok przy okazji roztopów.
Przeciwko lawinie przemawiałby też fakt braku zwłok / szczątków zwierzęcych. To w przypadku wariantu "karawany".
Jeżeli piszesz, że musiałyby się znaleźć w niej zwierzęta juczne (np. Yaki), to o ile rzeczywiście mogłyby być one nieszczególnie wrażliwe na grad (nawet w przypadku sporych kul lodowych) o tyle trudno jest sobie wyobrazić, że oparłyby się one lawinie (jakakolwiek by on nie była). A w takim przypadku ich szczątki wymieszane byłyby z ludzkimi - co dawałoby wyraźną podpowiedź badaczom o charakterze tego skupiska ludzi w tym konkretnym miejscu.
Tymczasem, jak się wydaje, takiej podpowiedzi brak, z czego wnoszę, ze szczątków zwierząt jucznych nie odnaleziono.
2. Kwestia egzekucji
Zakładając, że to ofiary kamienowania.
Nieważne, czy ofiary przywiązywano by do pali, czy umieszczano we wcześniej wykopanych dołach - w efekcie (w obu przypadkach), po egzekucji ofiary trzeba by było odwiązać / wykopać, a następnie wrzucić do jeziora - bo to właśnie w nim, duża ich część (jeśli nie większość) się znajduje.
To rodzi pytanie - po co?
Dlaczego nie zostawić ich po prostu na brzegu? Powstaje też pytanie, w jaki sposób to robiono?
Jeśli jezioro było zamarznięte, to było to stosunkowo proste ale... No, właśnie - po co transportować zwłoki z jednego miejsca w drugie, jeżeli w obu tych miejscach zostawia się je w efekcie na śniegu / lodzie. No, przecież nie po to, żeby za kilka miesięcy, jak lód się roztopi) wpadły one do wody?
A co w przypadku jeżeli jezioro zamarznięte nie było (bo akurat była ichniejsza wiosna), to dochodziła dodatkowa trudność, a mianowicie zorganizowanie transportu łodziami albo tratwami.
Niby da się to zrobić ale, na mój gust, to dodatkowy kłopot - zupełnie bezsensowny - który dodatkowo komplikuje całe przedsięwzięcie.
Jednak tym, co przeciwko egzekucji przemawia najbardziej, jest odludność tego miejsca.
Teraz już rzadko (chociaż np w Chinach czy Afganistanie - wciąż) wykonuje się egzekucje publicznie. Dawniej rzadko robiono to po kryjomu.
Publiczna egzekucja, jeśli nie miała być straszakiem dla wrogów władcy, to była jego prezentem dla poddanych. Taki rodzaj igrzyska.
W tym przypadku, oba te cele biorą w łeb, ze względu na brak lub bardzo poważne ograniczenie widzów. Trudno sobie wyobrazić, ze wraz z eskortą prowadzącą skazańców na kamieniowanie w tak odludny teren, porusza się kilkakroć większa kolumna potencjalnych widzów. Komu by się chciało?
Nie wspominam tu o problemach logistycznych - wiadomo, że im większa grupa ludzi, tym wolniej się porusza (szczególnie w terenie górskim). Taka kilkutysięczna wyprawa musiałaby trwać tygodniami - i to tylko po to, żeby zrobić coś, co spokojnie można by było zrealizować "za stodołą". Trochę bez sensu.
Ale można też przyjąć, że widzów nie było, bo egzekucji chciano dokonać w tajemnicy.
Tak sobie myślę, że wybrano by wtedy inny sposób niż kamienowanie. No, bo ile osób trzeba żeby w miarę szybko ukamienować jednego skazańca? Moim zdaniem, co najmniej kilkanaście. Zakładając, że nie chciano temu poświęcać kilku tygodni (wymarsz, trasa, dotarcie na miejsce, rozbicie obozu, kamienowanie, zwinięcie obozu, powrót), to oprócz kilkuset skazańców, trzeba by zaangażować ze dwa, trzy tysiące osób (a pewnie nawet więcej), które oprócz pilnowania skazańców, wykonałyby na nich w miarę szybko wyrok.
Trochę to karkołomne chyba.
Dlatego nadal najbardziej mnie przekonuje wersja przemarszu przez zamarznięte jezioro i nagła śmierć na skutek jakiegoś niespodziewanego i gwałtownego wydarzenia.
Gradobicie tu nieźle pasuje.