Smugi kondensacyjne pozostawiane przez samoloty na niebie to dość powszechne zjawisko i zapewne większość osób miała okazję je kiedyś oglądać. Wbrew pozorom nie dla wszystkich są one takie oczywiste i narosło wokół nich wiele mitów. Włącznie z takimi, które sugerują, iż są one wynikiem celowej działalności człowieka i służą rozpylaniu w powietrzu substancji chemicznych. Naukowcy postanowili raz na zawsze rozprawić się ze smugami i przedstawić rzetelne dowody.
(fot. Fotolia)
Badacze z uniwersytetu w Kalifornii wraz z kolegami z Carnegie Institution for Science przeanalizowali wypowiedzi 77 wiodących naukowców zajmujących się atmosferą. Wśród nich znalazły się wybitne autorytety z zakresu chemii atmosfery. Zapytano o ich, czy podczas swoich prac naukowych znaleźli jakiekolwiek dowody na istnienie chemicznych smug, które wyglądałyby jak smugi kondensacyjne. Poproszono ich także o ocenę dowodów (przedstawianych przez zwolenników teorii spiskowych) na istnienie rzekomych chemicznych smug – tzw. chemtrials. Dowodami były zdjęcia oraz wyniki badań atmosfery mających na to wskazywać.
Wbrew pozorom pytanie było jak najbardziej zasadne, ponieważ ostatnio znów podniosły się głosy, że ślady na niebie tworzą nieoznakowane samoloty, które na zlecenie rządów (w tym rządu USA) rozpylają w atmosferze toksyczne substancje jak związki strontu, baru lub glinu. Substancje te mają zmieniać pogodę albo też prowadzić do skażenia środowiska. Pogląd taki głosi np. przewodnicząca szwedzkiej Partii Zielonych Pernilla Hagberg. Także w Polsce obecny minister rolnictwa Jan Szyszko, jeszcze jako poseł wystosował interpelację w sprawie chemicznych smug na polskim niebie. Pytał w niej o to, czym są chemtrials, jak długo obserwuje się je w Polsce, czy są sztucznie wywoływane i jak wpływają na zdrowie człowieka oraz środowisko.
Wszyscy zaproszeni do badania eksperci uznali, że przedstawione im fotografie pokazują tylko i wyłącznie smugi kondensacyjne wytworzone przez samoloty. Jednogłośnie stwierdzono, że nie ma w nich nic tajemniczego ani też nie zostały wytworzone w sposób sztuczny poprzez rozpylanie jakichkolwiek substancji. Większość naukowców nie miała też żadnych zastrzeżeń do chemicznego składu atmosfery, który miałby świadczyć o celowej działalności człowieka. Tylko jedna osoba była innego zdania, ponieważ nie była w stanie wytłumaczyć podwyższonego poziomu baru w jednej z próbek. Naukowiec motywował to tym, że ziemia w tej okolicy charakteryzuje się bardzo niską naturalną zawartością tego pierwiastka.
Steven Davis – autor badania – podkreśla, że do przeprowadzenia analiz skłoniły go mity rozpowiadane przez ludzi. Kiedy chciał wyszukać w Google'u rzetelne dane, to napotykał jedynie na strony, które tylko powielały spiskowe teorie. Można się z nich dowiedzieć, że w atmosferze rozpyla się substancje chemiczne odbijające światło, a celem tych działań ma być obniżenie efektu cieplarnianego i temperatury naszej planety o 1-2 proc. Substancje te (autor sugeruje, że są to metale ciężkie) po opadnięciu na ziemię przenikają do wód gruntowych, do pożywienia, a także są wdychane przez ludzi.
Steven Davis ma nadzieję, że to właśnie wyniki badań przeprowadzonych pod jego kierunkiem zaczną się pojawiać na pierwszych miejscach wyszukiwania, dając ludziom dostęp do rzetelnej, naukowej wiedzy, a nie wymyślonych teorii, jak ta cytowana powyżej.
(fot. fdecomite / Flickr / CC)
Czym są zatem ślady widoczne na niebie? To nic innego jak smugi kondensacyjne, czyli zbudowane z kryształków lodu chmury typu cirrocumulus. Powstają one poprzez skroplenie pary wodnej utrzymującej się w powietrzu na wysokości kilku kilometrów nad ziemią. Dzięki aerozolowi, jakim są spaliny, których drobiny stanowią jądra kondensacji, para wodna wytrąca się w postaci kropelek, po czym natychmiast zamarza. Zatem to, co widzimy na niebie, to zwyczajna zamarznięta para wodna.
Leszek Pawlikowski/WP Tech
Źródło: