Ujawnienie stenogramów z zapisu rozmów w kabinie pilotów, zakładając ich autentyczność, po szczegółowej analizie należy okreslić jako wydarzenie przełomowe. Wskazują one na mechanizm prowadzący do katastrofy i pozwalają w pewnym przybliżeniu określić krąg osób za nią odpowiedzialnych. W obecnym stanie wiedzy nie ulega wątpliwości, że do zaistnienia sytuacji doprowadziły zarówno strona polska jak i rosyjska.
Wydaje się, że działania były prowadzone w jakimś porozumieniu, ale uzgodnionym celem było tylko i wyłącznie uniemożliwienie udziału prezydenta Kaczyńskiego w uroczystościach w Katyniu. Taką też wiedzą mogły dysponować osoby uczestniczące w spisku, bo tylko tak można nazwać uniemożliwienie wykonania obowiązków prezydentowi RP.
Co uderza w ujawnionym stenogramie? Przede wszystkim całkowita niespójność i nielogiczność przedstawionych danych. Zwraca także uwagę duży udział niezrozumiałych wypowiedzi lotników i to w całym zapisie, nawet gdy nie powinno być żadnych zakłóceń.
Tor lotu na ścieżce podejścia (ostatnie 10 km od lotniska) odtworzony na podstawie meldunków załogi i kontroli lotów nie jest prostoliniowy, tylko oscyluje wokół toru wzorcowego. Jest to absolutnie niezrozumiałe, szczególnie, że podejście było wykonywane przy pomocy autopilota. To jednak jeszcze nie wszystko. Analiza prędkości lotu przy założonym torze lotu wskazuje, że samolot pierwsze 4 km ścieżki pokonał z prędkością ok. 350 km/h, potem zwolnił do prawidłowych ok. 280 km/h, by ostatni odcinek 1 km pokonać z prędkością ok. 140 km/h! Jest to absurdalne, bo samolot nie mógłby się utrzymać w powietrzu lecąc tak wolno. Również tak duże skoki prędkości są nieprawdopodobne. Występująca w ostatniej fazie lotu prędkość opadania rzędu 14 m/s utrzymująca się do wysokości 20 m także musi być nieprawidłowa. Samolot spadając tak szybko nie byłby w stanie wyjść z lotu nurkowego i rozbiłby się gdzieś w okolicy bliższej radiolatarni. W sposób jednoznaczny należy te dane uznać za fałszywe.
Czy jest to dowód na sfałszowanie stenogramu i manipulację ścieżki dźwiękowej? Niekoniecznie. Analiza stenogramu prowadzona od momentu zderzenia z drzewem wstecz przy założeniu typowych parametrów lotu pozwala przedstawić racjonalne wyjaśnienie. Samolot był sprowadzany po złej ścieżce podejścia, tak by wysokość decyzji wypadła za wcześnie i w efekcie uniemożliwiła lądowanie. Temu samemu celowi służyło ujawnione przez prasę podanie nieprawdziwych informacji meteorologicznych przez kontrolę lotów. Wiadomo, że kontrolerom towarzyszyła tajemnicza osoba trzecia oraz, że przed lądowaniem wielokrotnie konsultowano się z Moskwą. Wyraźnie wskazuje to na celowe działanie, a nie niedbalstwo czy samowolę kontrolerów.
Wspomniany błąd podejścia można wprowadzić na dwa sposoby (ewentualnie stosując ich kombinację), czyli podając złe ciśnienie atmosferyczne i powodując pozorne przemieszczenie pionowe, albo podając złą odległość początku ścieżki podejścia spowodować pozorne przemieszczenie poziome.
Drugie rozwiązanie wymaga “przesunięcia” czyli ustawienia pozorującej dalszej bądź obu radiolatarni NDB, tak aby współgrały z fałszywą ścieżką. Być może informacje o przerywaniu sygnału NDB podczas podejścia Jaka-40 i o zerwaniu sieci energetycznej podczas podejścia Tu-154 wiążą się z tym problemem. Za drugim wariantem przemawia obecność odbiornika GPS w samolocie, wysokość podawana przez ten system byłaby zgodna z tą na wysokościomierzu ciśnieniowym.
Według szacunkowych obliczeń kontroler podawał fałszywe informacje o odległości, tak by punkt przyziemienia wypadł o 1km za krótko. Ostatnia komenda 2km od punktu przyziemienia padła, gdy samolot był w rzeczywistości 3km od niego. Oznacza to, że samolot był około 50m pod ścieżką schodzenia. To samo w sobie nie mogło doprowadzić do katastrofy, załoga nie widząc lotniska, odeszłaby na krąg i co najwyżej mogła zwrócić uwagę na “błędne” wskazania GPS w płaszczyźnie poziomej.Analiza stengoramu wskazuje jednak, że załoga dysponowała innymi wskazaniami wysokości, niż te, które wynikałyby z komend kontrolera. Co więcej, po paru komendach padają komentarze, na stenogramie zaznaczone jako niezrozumiałe, można się tylko domyślać, że załoga komentuje działalność kontrolera.
Wskazania odczytywane przez załogę wydają się pochodzić z dwóch różnych odczytów. Odczyt GPS powinien być mniej więcej prostoliniowy. Po naniesieniu podawanych odczytów na oś odległości i uwzględnieniu korekty odległości wynikającej z nieprawdziwych danych podanych przez kontrolera, wyniki układają się liniowo, z gwałtownym załamaniem w okolicy wysokości decyzji.
Kilka punktów wysokości podawane przez innego członka załogi (nie nawigatora), wyraźnie odstaje od tej linii, a po porównaniu z rzeźbą terenu zdaje się odpowiadać odpowiadającej im wysokości na radiowysokościomierzu. Prawdopodobnie załoga na bieżąco weryfikowała wskazania GPS ze wskazaniami radiowysokościomierza.
Wydaje się, że wskazania systemu GPS pokazywały wysokość lotu większą o około 40-50m od rzeczywistej (co wykracza poza błąd urządzenia i wskazuje na celowe zakłócanie). Samolot w momencie odejścia mógł być na rzeczywistej wysokości 30-40m, może nawet mniejszej, co uwzględniając czas niezbędny do przejścia do lotu wznoszącego stanowiło wystarczającą przesłankę do katastrofy. Niewątpliwie przed uderzeniem o ziemię załogę w tym momencie uchronił jar, niestety w kilka sekund później szczęścia już zabrakło.
Wyjaśnienia wymaga też gwałtownie spadająca wysokość odczytywana przez nawigatora, wskazująca na opadanie rzędu 14m/s. Być może operator urządzenia zakłócającego specjalnie zmieniał to wskazanie by utrudnić pracę komisji powypadkowej i dostarczyć przekonywującego “dowodu winy” pilotów. Załoga nie reagowała, zdumiona obserwując zmieniające się wskazania wysokościomierza, podczas gdy wszystkie inne parametry pozostawały bez zmian.
Sprostowania wymagają kłamliwe informacje rozpowszechniane przez tzw. ludzi lotnictwa,że załoga nie zareagowała na komendę drugiego pilota “odchodzimy”. Według instrukcji eksploatacji samolotu Tu-154M, jeżeli na wysokości decyzji kapitan nie ogłosi decyzji o lądowaniu lub odejściu, drugi pilot zobowiązany jest do poinformowania załogi o odejściu i rozpoczęcia tej procedury, w tym wypadku naciskając przycisk “odejście” na wolancie (załoga ustaliła, że będzie korzystać z autopilota).
Otwarte pozostaje pytanie, dlaczego załoga nie zrezygnowała z podejścia, gdy okazało się, że wskazania wysokościomierzy “rozjeżdżają się”. Prawdopodobnie na odprawie przed wylotem załoga została poinformowana, że Rosjanie będą blokować próby lądowania i podawać fałszywe informacje, w związku z czym powinna zaufać wskazaniom systemu GPS. Załoga mogła być przekonana, że kontroler podał im złą wartość ciśnienia powietrza.
Oczywiście, czynnikiem niezbędnym dla sukcesu przedsięwzięcia było porozumienie z osobami organizującymi wylot po stronie polskiej, tak by w momencie dolotu, na lotnisku docelowym panowały złe warunki i załoga nie mogła dokonać oceny wzrokowej odległości od lotniska, np. po punktach charakterystycznych na ziemi. Pomijając wątek ewentualnego sztucznego wywołania mgły, należy zwrócić uwagę, że raporty meteorologiczne dla lotniska w Smoleńsku wskazywały na pogarszającą się pogodę. Kolejne raporty METAR informowały o wzrastającej wilgotności powietrza, a ostatni raport otrzymany przed wylotem Tu-154M wskazywał na gwałtowne obniżenie widoczności z 10km do 4km i pojawienia się mgławienia.
Kłamstwem są więc informacje, że strona polska nie miała żadnych informacji o pogarszającej się pogodzie. W tym momencie było wystarczająco dużo czasu, by zwrócić się do strony rosyjskiej o aktualny meldunek meteorolgiczny i prognozę krótkoterminową, a także do Centrum Hydrometeorologicznego Sił Zbrojnych o własną, niezależną prognozę w oparciu o aktualne zdjęcia satelitarne. Na tej podstawie można było zmienić godzinę wylotu, ewentualnie samolot od razu skierować np. na lotnisko w Witebsku, skąd bez przeszkód delegacja mogła dojechać samochodami i autokarami. Z dotychczas opublikowanych informacji wynika, że nie zrobiono nic. Co więcej, w tej napiętej sytuacji, lot Tu-154M został opóźniony o godzinę, tzn. przesunięto planowany termin wylotu o pół godziny, po czym doszło do opóźnienia o dalsze pół godziny.
Informacja ta zamieszczona w raporcie MAK przeszła w polskich mediach bez echa, które powielały tylko na wpół prawdziwą wersję o półgodzinnym opóźnieniu, które i tak nie miało wpływu na sytuację. Oczywiście, przylot Tu-154M godzinę wcześniej diametralnie zmieniłby sytuację, pozwolił na lądowanie, ewentualnie na dużo większą elastyczność w wyborze wariantu zapasowego, o ile taki w ogóle był. Jak bowiem ujawnił 10 czerwca gazecie Rzeczpospolita mecenas Rogalski, prokuratura dysponuje zeznaniami świadków twierdzących, że przed wylotem szef protokołu dyplomatycznego Mariusz Kazana mówił, że wylot jest niezorganizowany i że jest możliwe tylko lądowanie w Smoleńsku.
Nawiasem rzecz biorąc nie była to pierwsza katastrofa wiążąca się ze złymi warunkami atmosferycznymi. Warto tu wspomnieć choćby katastrofę Iskry w 1998 roku, gdy samolot na polecenie generała Mieczysława Walentynowicza (ten bronił się, że decyzję podjął generał Kazimierz Dziok) wykonał lot w warunkach nie pozwalających na bezpieczne wykonanie zadania, przymusowe lądowanie śmigłowca Mi-8 z premierem Millerem na pokładzie, gdzie pilot nie został poinformowany o możliwości wystąpienia oblodzenia, co doprowadziło do zatrzymania pracy silników i tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i umiejętnościom pilota nie doszło do tragedii, czy też wciąż badana, niemal identyczna katastrofa samolotu CASA z grupą dowódców lotnictwa wojskowego.
PRELUDIUM KATASTROFY
Podana przez mecenasa Rogalskiego informacja o złej organizacji wylotu brzmi szczególnie dramatycznie, biorąc pod uwagę wszystkie jej znane okoliczności. Przygotowania do obchodów 70 rocznicy zbrodni katyńskiej rozpoczęły się pod koniec 2009 roku. Organizatorem była Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która informowała Kancelarię Prezydenta, Kancelarię Prezesa Rady Ministrów oraz szereg instytucji i organizacji pozarządowych. Wszystkie instytucje, a przede wszystkim KPRM będący formalnym dysponentem samolotu miały blisko pół roku na przygotowanie wizyty w najdrobniejszych szczegółach.
Tymczasem już od września 2009 roku narastał powoli konflikt wokół tej wizyty, gdy marszałek Bronisław Komorowski i wicemarszałek Stefan Niesiołowski, a w ślad za nimi cała Platforma Obywatelska podważyli oficjalne stanowisko Polski w sprawie kwalifikacji prawnej zbrodni. Przynajmniej od tego czasu musiało dojść do nieformalnych rozmów pomiędzy KPRM a stroną rosyjską, skoro 5 grudnia 2009 roku Dimitrij Polianski Radca Ambasady Rosyjskiej ogłosił, że na kwiecień planowane jest spotkanie Władimira Putina i Donalda Tuska, których oprócz forum gospodarczego w Kaliningradzie w kwietniu 2010 roku, czekają wspólne uroczystości upamiętniające rocznicę tragedii w Katyniu. Kancelaria Prezydenta w osobie Mariusza Handzlika skierowała w dniu 27 stycznia 2010 roku do Andrzeja Przewoźnika, do Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz do Ambasadora Federacji Rosyjskiej notę informacyjną o planowanym udziale prezydenta na uroczystościach rocznicowych w Katyniu, a dwa dni później zwróciła się do Andrzeja Przewoźnika z prośbą o informację dotyczącą przygotowań do obchodów.
3 lutego premier Władimir Putin w rozmowie telefonicznej zaprosił Donalda Tuska na uroczystości katyńskie w pierwszej połowie kwietnia 2010 roku. Dwa dni później Gazeta Wyborcza w artykule pod znamiennym tytułem “Prezydent: Ja też chcę do Katynia! I polski MSZ i Rosjanie są zaskoczeni deklaracją Lecha Kaczyńskiego” podaje co następuje:
“Polski MSZ od dłuższego czasy prowadził z Rosjanami żmudne ustalenia na temat uroczystości. Teraz resort jest zaskoczony, bo prezydent na obchodach zorganizowanych na szczeblu premierów to prawdziwy koszmar dla protokołu dyplomatycznego (…) Oficjalnie MSZ milczy, ale nieoficjalnie w gmachu przy ul. Szucha w Warszawie wszyscy liczą, że “prezydent ochłonie” i “podzieli” się z Tuskiem rosyjskimi obchodami, których w tym roku jest sporo. Zamiast 10 kwietnia do Katynia, mógłby np. pojechać 17 lipca na obchody do Charkowa, albo 2 września do Miednoje. (…)
Zaskoczony decyzją Kaczyńskiego jest Dmitrij Babicz, rosyjski ekspert od polityki międzynarodowej Rosji: – Premierzy Donald Tusk i Władimir Putin mają wspólną zaletę przydatną dla rozwoju relacji między naszymi krajami, której brakuje prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Putin interesuje się Polską, rozumie wasz kraj. I to właśnie dlatego nie oddaje stosunków z Polską Dmitrijowi Miedwiediewowi. Z Tuskiem jest podobnie. On też się stara zrozumieć Rosję, poznać ją. A Kaczyński wie o Rosji mało, poza tym, że ona zagraża Polsce, co jest oczywistą bzdurą.”
http://wyborcza.pl/1...o_Katynia_.html20 lutego ambasador Władimir Grinin oświadczył, że do ambasady Federacji Rosyjskiej nie dotarło pismo zapowiadające wizytę Lecha Kaczyńskiego na uroczystościach w Katyniu. Następnego dnia Aleksander Szczygło poinformował opinię publiczną o piśmie z 27 stycznia i oskarżył ambasadora Grinina o mieszanie się w wewnętrzne sprawy Polski oraz przypomniał sprawę szpiegowania polskich manewrów wojskowych. “- Bardzo niedobrze się dzieje, że pan tę sprawę wyciąga. Prosiliśmy żeby nad kwestiami uroczystości w Katyniu zachować spokój – komentował słowa Szczygły rzecznik rządu Paweł Graś. – Deklarowaliśmy (i pan premier i pan minister Sikorski (…) dajmy spokój Katyniowi. Jest deklaracja MSZ, są kontakty ze stroną rosyjską, po to żeby zarówno pan premier jak i pan prezydent na tych uroczystościach się znaleźli i żeby te uroczystości przebiegły godnie. I my zrobimy wszystko żeby tak się stało – powiedział w Radiu Zet Paweł Graś.”
http://wiadomosci.ga...oczywiscie.htmlW efekcie oświadczenia ambasadora, prezydent zaprosił go na rozmowę w Pałacu Prezydenckim w dniu 23 lutego, nie przyniosło to jednak definitywnych rozstrzygnięć.
23(28?) lutego Andrzej Kremer z MSZ zwrócił się do kancelarii prezydenta o potwierdzenie udziału w uroczystościach organizowanych 10 kwietnia przez ROPWiM, a 2 marca marszałek Bronisław Komorowski zwrócił się z prośbą o udostępnienie miejsc w samolocie dla delegacji parlamentarnej.
Jest to znamienna informacja. Pierwotnie przewidywano, że prezydent pojedzie pociągiem wraz z rodzinami katyńskimi. Prezydent wyraził zgodę na ten plan i rozpoczęto przygotowania do podróży, jednak w wyniku nacisków wymuszono zmianę środka transportu na samolot. Informację tę ujawniła Anna T. Pietraszek z TVP, która przygotowywała transmisję z uroczystości. Rodzi się pytanie, czy pismo marszałka było jednym z elementów nacisku na prezydenta, by wymusić na nim lot samolotem?
4 marca szef KPRM Tomasz Arabski ogłosił, że: “Premier Donald Tusk będzie w Katyniu 7 kwietnia na zaproszenie szefa rosyjskiego rządu Władimira Putina – poinformował szef kancelarii premiera Tomasz Arabski.
Arabski zapowiedział, że 7 kwietnia dojdzie do spotkania bilateralnego Tuska i Putina i dyskusji na temat spraw bieżących.”
http://dziennik.pl/p...do_Katynia.htmlNastępnego dnia kancelaria prezydenta ostatecznie potwierdziła lot na uroczystości w dniu 10 kwietnia. W tym momencie nikt się nie spodziewał tragicznego finału lotu, opinia publiczna odbierała to jako kolejny afront uczyniony prezydentowi, taki jak ten, który uczynił Tomasz Arabski w dniach 15-16 października 2008 roku, całkowicie blokując możliwość wykorzystania samolotu rządowego przez delegację prezydenta na Radę Europy. Arabski nazwał przelot prywatną podróżą głowy państwa, a prezydent skorzystał wtedy z wyczarterowanego samolotu. Co ciekawe, delegacji prezydenta w Katyniu również odmówiono statusu oficjalnej wizyty.
http://wiadomosci.wp...,wiadomosc.htmlhttp://wiadomosci.wp...,wiadomosc.htmlPRZE-KOMBINOWANA LISTA PASAZEROW TU-154M
Na kilka dni przed wylotem wśród dziennikarzy krążyła lista pasażerów, co samo w sobie stanowiło poważne naruszenie zasad bezpieczeństwa. Na liście były osoby, które ostatecznie nie znalazły się na pokładzie samolotu, wśród nich Jarosław Kaczyński (zrezygnował z powodu choroby matki), Bohdan Klich, Kazimierz Kuberski i Jacek Sasin. Nie było tam już Grzegorza Schetyny, który po katastrofie tłumaczył, że zrezygnował z lotu by towarzyszyć premierowi 7 kwietnia, a w jego miejsce poleciał Grzegorz Dolniak. Tymczasem w składzie delegacji przesłanej z kancelarii sejmu 18 marca, a więc już po oficjalnym ogłoszeniu osobnego spotkania Tusk-Putin 7 kwietnia, byli zarówno Grzegorz Schetyna, jak i Grzegorz Dolniak. Ponadto miał im towarzyszyć Rafał Grupiński. Czemu Schetyna mijał się z prawdą?
http://www.wprost.pl..._1273412256.jpghttp://www.wprost.pl...c-do-Smolenska/LISTA PASAZEROW JAK-40
Wyjaśnienia wymaga też nagły wylot Jaka-40 z dziennikarzami. Podobno zabrakło miejsc w Tu-154M, ale w takim razie świadczyłoby to o karygodnych zaniedbaniach w przygotowaniach do wizyty. Jaki mógł być cel wcześniejszego wylotu? Czy dziennikarze mieli być świadkami kolejnego upokorzenia prezydenta? A może na pokładzie samolotu przewieziono sprzęt zakłócający zamaskowany jako sprzęt reporterski? Do ciekawej konstatacji można dojść analizując skład delegacji dziennikarskiej. Opublikowane nazwiska wskazują na doświadczonych reporterów, o których bez problemu można znaleźć informacje w internecie.
O wszystkich oprócz jednego,przedstawiciela znanego medium, które brało udział w prowokacjach wobec rządu PiS (padały wtedy oskarżenia o organizację tych prowokacji przez byłych współpracowników i pracowników WSI). Nazwisko tego dziennikarza pojawia się tylko raz w innym kontekście niż katastrofa w Smoleńsku, ponadto ciężko jest znaleźć informacje pochodzące bezpośrednio od niego, a większość tylko powołuje się na tego reportera. Co ciekawe, redaktor ów nie był intensywnie eksploatowany medialnie przez swojego pracodawcę. Jaką więc rolę pełnił ów redaktor?
EKSPERCI I AUTORYTETY PO KATASTROFIE
Podobnie, należy wyjaśnić sprawę medialnej nagonki mającej na celu przekonanie opinii publicznej o winie prezydenta i załogi za doprowadzenie do katastrofy w Smoleńsku. Zwraca tu uwagę zarówno dobór ekspertów, wśród których byli Gromosław Czempiński (były pracownik SB), Michał Fiszer (były oficer WSI), Grzegorz Hołdanowicz (wymieniany jako WS Dromader), Tomasz Hypki (lobbysta związany z Krajową Radą Lotnictwa), Zbigniew Niemczycki (jeden ze świadków w sprawie Sławomira Millera, przyrodniego brata Leszka), Andrzej Kiński (wymieniany jako WS Skryba), obecność “autorytetów” takich jak Andrzej Wajda (producentem jego filmów “Pan Tadeusz” i “Zemsta” był Lew Rywin, który także wstrzymał produkcję filmu Roberta Glińskiego “Las” o zbrodni katyńskiej i miał być producentem “Katynia”), czy podjęte działania pozamedialne, takie jak zablokowanie możliwości wypowiedzi wykwalifikowanemu personelowi LOT, “ofensywa internetowa” czy blokowanie łączy telefonicznych… Radia Maryja.
Trudno te wszystkie działania uznać za przypadkowe, podobnie jak trudno uznać za przypadkowe działanie Edmunda Klicha oraz będące tego konsekwencją działanie rządu, który zgodził się na prowadzenie śledztwa w sprawie katastrofy na podstawie “Konwencji Chicagowskiej”, nie mającej zastosowania wobec samolotów wojskowych (takim był Tu-154M 101), pomimo podpisanej umowy polsko-rosyjskiej regulującej tę kwestię.
OD PETENTA DO SPECJALISTY
Szczególnie bulwersujace jest nieautoryzowane rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji przez Edmunda Klicha, polskiego przedstawiciela przy MAK. Czyżby rząd miał coś do ukrycia i usiłował zablokować możliwość dostępu polskich śledczych do materiałów dotyczących katastrofy? Wskazując na rolę polskich ośrodków w zamachu na prezydenta trzeba postawić pytanie o motyw. Niewątpliwie Bronisław Komorowski mógł się obawiać ujawnienia aneksu do raportu z likwidacji WSI, ale wydaje się, że mimo wszystko powód był zbyt błahy, podobnie jak ewentualne problemy lustracyjne Grzegorza Schetyny (w miesiącach poprzedzających katastrofę pojawiły się informacje sugerujące odnalezienie dokumentów przez pracowników IPN).
Być może należałoby szukać związku ze złożonym na początku grudnia 2009 roku wniosku Beaty Kempy o przekazanie komisji sejmowej billingów prominentnych członków rządu zamieszanych w aferę hazardową. Niedługo później, 23 grudnia, w tajemniczych okolicznościach zmarł podwładny Tomasza Arabskiego, Grzegorz Michniewicz, Dyrektor Generalny Kancelarii Premiera Donalda Tuska i jego Szef Kancelarii Tajnej. Według Wprost, przed swoim prawdopodobnym samobójstwem Michniewicz miał wysłać kilka SMS-ów do Arabskiego, brak jest jednak informacji, czego miały dotyczyć.
W styczniu komisja hazardowa zwróciła się do Prokuratora Generalnego o billingi połączeń telefonów komórkowych służbowych i prywatnych oraz wykazu ich logowań w stacjach przekaźnikowych m.in. b. szefa gabinetu politycznego premiera Sławomira Nowaka, b. szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego, b. ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, b. wicepremiera i szefa MSWiA Grzegorza Schetyny, b. wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda, wiceministra finansów Jacka Kapicy oraz biznesmenów: Ryszarda Sobiesiaka i Jana Koska. Wniosek o billingi premiera Donalda Tuska został odrzucony.
Uporządkowane billingi zostały przekazane przez prokuraturę 18 maja 2010 roku i zostały określone jako “wierzchołek góry”. Posiedzenia komisji zostały jednak wstrzymane do czasu wyborów prezydenckich. Czy to właśnie informacje kryjące się w billingach doprowadziły do katastrofy w Smoleńsku?
http://smolensk-2010.pl/2010-06-15-putin-interesuje-sie-polska-rozumie-wasz-kraj-dmitrij-babicz-rosyjski-ekspert-od-polityki-miedzynarodowej-rosji.html
Użytkownik FaceToFace edytował ten post 15.06.2010 - 16:44