Teorie spiskowe w pełnym rozkwicie. Nawet jakiś "amerykański wybitny specjalista" dał upust fantazji.
"według świadków samolot rosyjski IŁ76 wykonał nieudane lądowanie lecąc odchylony jednym skrzydłem i o mało co nie zahaczając innych samolotów stojących na pasie startowym."
Sam pomysł, że w czasie lądowania samolotu na pasie startowym stoją inne samoloty, jest wystarczająco idiotyczny, ale rzućmy okiem na relację naocznego świadka:
"Ił-76 miał z lądowaniem kłopot. – Bujnęło go na prawe skrzydło. O mało nie rąbnął – relacjonuje Jan Mróz. – Skrzydło przeszło dwa-trzy metry nad płytą lotniska. Samolot poderwał się w ostatniej chwili. Wyglądało to bardzo dramatycznie. Piloci naszego jaka byli przerażeni. Rosyjski samolot zrezygnował i odleciał do Moskwy – kończy Mróz."
Jak z tego widać samolot był nad pasem startowym i nie leciał "odchylony jednym skrzydłem", tylko "bujnęło go" w momencie, kiedy pilot zrezygnował z lądowania i zwiększył ciąg. Dlaczego zrezygnował z lądowania? Odpowiedź jest prosta - rosyjski pilot zorientował się, że jest za wysoko i po wylądowaniu nie zdoła zatrzymać maszyny przed końcem pasa. Jak z tego widać rosyjski samolot "przestrzelił", miał zbyt dużą, a nie zbyt małą wysokość.
No dobrze, chodźmy dalej:
"08.30 – samolot Polski i Rosyjski IŁ76 krążą nad lotniskiem."
Skoro mamy naocznych świadków, to oddajmy im głos:
"Dziennikarze wylecieli z Warszawy ok. 5.30. Przed startem musieli zmienić jedną maszynę Jak-40 na inną. – Ale z lądowaniem nie było problemu. Udało się za pierwszym podejściem, choć była mgła – mówi Jan Mróz z TVN 24. Samolot z dziennikarzami na pokładzie lądował w Smoleńsku krótko po 7. – Gdy nasza maszyna odkołowała, z chmur wynurzył się Ił-76 z oddziałem Federalnej Służby Ochrony, który miał obsługiwać ceremonię w Katyniu – opowiada Jan Mróz.
– Tamten samolot był ze cztery razy większy od naszego – dorzuca dziennikarz RMF FM Paweł Świąder, który również leciał jakiem. Początkowo miał lecieć samolotem prezydenckim, ale przesunięto go do samolotu z dziennikarzami. – To był większy samolot, inni piloci. Patrząc na kłopoty iła, nie pomyślałem, że skoro nie może wylądować, coś musi być nie tak z warunkami pogodowymi; że nam też mogło się nie udać. Tym bardziej nie pomyślałem, że coś jeszcze może się stać – mówi Paweł Świąder.
Inna relacja Świądera:
"Start, lot i lądowanie przebiegły bez żadnych przeszkód, choć faktem jest, że z gęstej mgły wyszliśmy tuż nad pasem startowym. W każdym razie wylądowaliśmy bez przeszkód co nie udało się rosyjskiemu samolotowi transportowemu, którego obserwowaliśmy podczas wysiadania z Jaka. Pilot przeleciał po prostu nad pasem z wypuszczonym podwoziem i nie dotykając powierzchni poderwał maszynę."
O której godzinie nastąpiła próba lądowania Iła?
"Ostatnim samolotem, który bezpiecznie usiadł na pasie lotniska Siewiernoje, był jak-40 z polskimi dziennikarzami na pokładzie. Była wówczas dokładnie godzina 7.22. Gdy ich samolot odkołowywał z pasa startowego, z nisko wiszących chmur wyłonił się ił-76 z funkcjonariuszami Federalnej Służby Ochrony na pokładzie."
Jeśli samolot odkołowywał, lub już odkołował i pasażerowie zbierali się do wyjścia albo wysiadali, to było to nie więcej niż 10-20 minut po lądowaniu, czyli najpóźniej o 7.42, a więc blisko godzinę przed wypadkiem Tupolewa, kilkanaście minut po jego starcie z Warszawy.
Dziennikarze dowiedzieli się o wypadku będąc już w Katyniu. Relacja Świądera:
"Wtedy nie mieliśmy żadnego pojęcia, że warunki atmosferyczne są tak trudne, że mogą znacznie utrudnić bezpieczne lądowanie. Wsiedliśmy do autobusu i ruszyliśmy w drogę do Katynia. Ta podróż zajęła nam prawie godzinę. Pierwszy raz byłem w Katyniu. Wiem, że wielu Polaków chciałoby tam pojechać, a mnie przytrafiła się taka okazja. Zanim więc oficjalne obchody miały się zacząć z kolegą z Vox-u obejrzałem miejsce pamięci ofiar stalinowskiej zbrodni. Robi spore wrażenie, w samym środku lasu, skromne lecz zapadające w pamięć symbole i te setki tabliczek z nazwiskami…"
Innymi słowy, nie mogliby widzieć próby lądowania Iła, gdyby nie miała ona miejsca zaraz po ich przylocie do Smoleńska, ponieważ chwilę później wyjechali do Katynia. Wniosek jest oczywisty - lądowanie Tupolewa miało miejsce prawie godzinę po odlocie rosyjskiego Iła, a w związku z tym, Ił nie mógł zerwać lini elektrycznej o 8.39. Potwierdza to zresztą pośrednio relacja montażysty Wiśniewskiego, który nie wpomina o jakimkolwiek innym samolocie, który musiałby przecież słyszeć lub widzieć, gdyby był on w poblizu pasa krótko przed wypadkiem Tupolewa.
Tu sobie można przeczytać relację dziennikarzy:
www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/414956,tu_154_startowal_z_okecia_pol
A co na to nasz "ekspert"? Ano nic, opowiada nam dalej swoją bajkę:
"08.39min.37s samolot Rosyjski IŁ76 nachyla się, na bok by uniknąć zderzenia z drzewem. Ścina gałęzie drzew pod katem (45 lub 135 stopni) i udaje mu się, uniknąć kolizji."
Przy tej prędkości i widoczności nawet pilot awionetki nie uniknąłby zderzenia z drzewem, gdyby znalazło sie ono na jego kursie.
No i prawdziwe jądro ciemności - jacyś faceci postawili dwie dodatkowe "radiolatarnie", czym sprawili, że pilot ustawił samolot nie w osi pasa i zbyt wcześnie obniżył wysokość. Jest to niezwykle intrygujące, z dwoma zastrzeżniami: po pierwsze samolot najprawdopodobniej prawidłowo kierował się na pas startowy (chociaż pewność będziemy mieli dopiero po odczytaniu jego parametrów lotu z rejestratorów), a co ważniejsze, ten koncept nie wyjaśnia, dlaczego ponad kilometr przed lotniskiem samolot znalazł się 10 metrów ...
poniżej pasa.
Na koniec prawdziwa perła:
"Co do Smoleńska dane co do nadajników NDB oraz potrzebne obliczenia są następujace:
- 6,1 km – wysokość 300m
- 1,1 km – wysokość 70m (zalecana dla Tu 154m – 100-120)
Czyli aby obliczyć zalecaną prędkość opadania należy obliczyć następujące równania:
- czas przelotu pomiędzy nadajnikami – odległość / prędkość samolotu
4000m /75-80m/s"
Mnie co prawda już w szkole podstawowej uczono, że 6,1-1,1 równa się 5 (pięć), a nie 4, ale amerykański "ekspert" chodził najwyraźniej do jakiejś "szkoły inaczej", więc ma kłopoty z arytmetyką. Jeżeli ten facet miał jakikolwiek związek z lotnictwem, to co najwyżej sprzątał kantynę, bo jego znajomośc rzeczy jest naprawdę powalająca.
Na koniec - NoMeansNo zadał pytanie (retoryczne, jak rozumiem
), które dokładnie pokazuje problem. Pilot szukał kontaktu wzrokowego z ziemią i tylko dlatego ignorował ostrzeżenia systemu TAWS, że doskonale wiedział, że jest blisko ziemi. Ale chciał ją zobaczyć, bo bez tego nie mógł wylądować - no i niestety zobaczył.
Wszystkie teorie spiskowe, jakkolwiek złożone, cierpią jednak na pewną poważną ułomność - nie odpowiadają na pierwsze i najważniejsze pytanie: w jaki sposób zamachowcy przekonali pilota do podjęcia decyzji o lądowaniu w warunkach, które uniemożliwiały taki manewr? Bez odpowiedzi na to pytanie wszystkie kombinacje są niewarte funta kłaków.
Użytkownik mamma edytował ten post 12.05.2010 - 23:12