Napisano 26.05.2010 - 12:14
Napisano 26.05.2010 - 12:51
Napisano 26.05.2010 - 13:10
5. Fatalne lądowanie
Klich w TVN przyznał, że piloci świadomie zeszli poniżej uzgodnionej z kontrolerami wysokości 100 m, na której powinni wyrównać lot i sprawdzić, czy widzą ziemię (a jeśli nie -odlecieć). Czyli nie było to "próbne" lądowanie, ale po prostu lądowanie w warunkach, w których załoga - jak podkreślają eksperci i sam Klich -nie powinna nawet podjąć "próby" lądowania.
Prawie do końca samolot leciał na autopilocie. Załoga wyłączyła go ok. 5 s przed uderzeniem w brzozę, która urwała tupolewowi kawałek lewego skrzydła, co spowodowało rozpadanie się samolotu i katastrofę o 8.41,06.
Autopilot, któremu w każdej chwili załoga może zmienić parametry lotu, powinien zostać wyłączony na wysokości decyzji (100 m), jeśli było to tylko "próbne" lądowanie -podkreślał Klich. Dlaczego samolot uderzył o ziemię? Z raportu MAK wiemy, że piloci nadlatywali od wschodniej strony Siewiernego, gdzie jest szeroki na 600 m i głęboki maksymalnie na 60m parów - samo lotnisko leży na wzgórzu o zadrzewionym zboczu.
Według MAK załoga leciała na radiowysokościomierzu pokazującym faktyczną odległość od ziemi, a nie -jak powinna - na wysokościomierzu barycznym pokazującym wysokość nad poziomem morza. Gdy odpowiadający za właściwą ścieżkę zniżania nawigator zauważył, iż nagle ziemia mu "ucieka" - bo pod spodem był jar - krzyknął do pierwszego pilota, by zwiększył prędkość zniżania z4 do 8m/s, bo inaczej nie trafią na początek pasa. Gdy piloci wreszcie dostrzegli ziemię, byli na wysokości ok. 15m. Wyłączyli autopilota i natychmiast włączyli pełną moc silnika. Ścięli czubek jednej brzozy na wysokości ok. 11 m rosnącej 1100 m przed początkiem pasa. Zapewne poderwaliby maszynę do góry, gdyby nie zbocze wzgórza, na którym leżało lotnisko. Fatalna brzoza, która zniszczyła lewe skrzydło, rosła na zboczu znacznie wyżej od tej pierwszej i ok. 250m dalej. Silniki Tu-154 muszą mieć kilka sekund, nim zaczną pracować na najwyższych obrotach (samolot leciał ok. 70m/s).
Eksperci z Polski i Rosji - m.in. były szef eskadry tupolewów w 36. Pułku płk Stefan Gruszczyk i autor podręcznika pilotażu Tu-154 Wasilij Jerszow -są zgodni, że niedoświadczona załoga popełniła klasyczny błąd, gdy we mgle wszyscy jej członkowie zaczęli wyglądać przez okna, szukając ziemi. Powinien to robić tylko pierwszy pilot, drugi zaś - kontrolować wszelkie przyrządy, a nawigator - sprawdzać ścieżkę zniżania.
Załoga była już tak zestresowana (mgła, "uciekająca" nagle ziemia, Błasik za plecami, prawdziwe lądowanie, a nie "próbne"), że nie tylko nie kontrolowała przyrządów, ale też nie zareagowała na komunikat systemu TAWS powiadamiającego o zbliżaniu się do ziemi. Według MAK 24 s przed rozbiciem się tupolewa TAWS dał sygnał "Pull up" ("Do góry") oraz dwukrotnie "Terrain ahead" ("Ziemia przed wami").
Piloci powinni natychmiast poderwać samolot. Gdyby to zrobili, zapewne Tu-154 by się nie rozbił. Nie zareagowali też na komendę kontrolera ze Smoleńska, który widząc, że maszyna zeszła poniżej 100 m, krzyknął: "Horyzont!". To wezwanie do natychmiastowego wyrównania lotu i zaprzestania schodzenia niżej. MAK nie podał, czy załogę najpierw ostrzegł TAWS, czy wieża.
W rosyjskiej prasie kontrolerzy lotów opowiadali, że załoga w pewnym momencie przestała "kwitować" wieży swoją wysokość, czyli podawać, jaki maszyna ma aktualnie pułap, by kontroler mógł go porównać ze wskazaniem radaru. To również może być efekt stresu, ale niekoniecznie. Zgodnie z procedurami obowiązującymi w Rosji załoga powinna "kwitować", ale według procedur zachodnich - mogła to robić, ale nie musiała, gdy jej zdaniem samolot schodził prawidłowo do lądowania.
Kluczowe pytania: Czy załoga sama zdecydowała, by zamiast "próbnego" wykonać normalne lądowanie? Czy ktoś ją do tego namawiał? Czy piloci prześledzili dokładnie tzw. kartę lotniska, którą mieli, a która pokazuje najważniejsze dane o lotnisku, włącznie z ukształtowaniem terenu? Czy możliwe jest, że nawigatora i pierwszego pilota zaskoczył jar, bo gdy ten ostatni 7 kwietnia leciał do Smoleńska jako drugi pilot z premierem, Tu-154 lądował od przeciwnej, zachodniej strony?
Napisano 26.05.2010 - 13:13
Użytkownik osiris edytował ten post 26.05.2010 - 13:16
Napisano 26.05.2010 - 13:16
Mamy news!!!
Padła komenda "odchodzimy" na wysokości 80-90 metrów, tylko że samolot chyba nie zareagował na manewry odchodzenia i runął.
To nie było podejście do lądowania, tylko mieli sprawdzić możliwość lądowania i kiedy się zorientowali że jest problem próbowano odlecieć, ale stało się co się stało.
Tak ze słuchu piszę bo nie ma na razie informacji na necie.
Napisano 26.05.2010 - 13:23
Jak Komorowski zostanie PreziemCiekawe kiedy ta hucpa się skończy z tym aptekarskim dozowaniem informacji o śledztwie?
Użytkownik Quintus Maximus edytował ten post 26.05.2010 - 13:25
Napisano 26.05.2010 - 13:39
P.S. A skąd ten news. Jeżeli się potwierdzi, że samolot nie reagował... wole o tym nie myśleć, co będzie dalej.
Użytkownik Razor edytował ten post 26.05.2010 - 13:44
Napisano 26.05.2010 - 13:50
Chwilę po tym, jak prezydencki samolot znalazł się poniżej wysokości decyzji (ok. 80 metrów), drugi pilot powiedział: „odchodzimy”, ale maszyna nadal opadała – dowiedziała się TVN24. Komenda „odchodzimy” oznacza przerwanie manewru podchodzenia do lądowania.
Samolot podchodził do wysokości decyzji [jest to wysokość, na której pilot podejmuje decyzję o kontynuowaniu bądź przerwaniu lądowania], czyli 100 m nad pasem startowym, zgodne ze wszystkimi procedurami.
Na wysokości 80-90 m w kabinie pilotów słychać wyraźną komendę "odchodzimy". Słychać też, jak druga osoba - obserwująca wysokościomierz, podaje kolejne wysokości. Najprawdopodobniej nie był to wysokościomierz barometryczny, a radiowysokościomierz, który podaje wysokość od gruntu, nie poziomu morza lub lotniska. Dlatego rów, który znajduje się tuż obok lotniska, mógł zaburzyć te dane.
Mimo komendy "odchodzimy" samolot nadal schodził niżej. Wciąż nie wiadomo dlaczego. Zgodnie z procedurami włączył się system TAWS, który ostrzega przed kolizją z ziemią. Na nagraniu słychać, jak ostrzega, że pod samolotem jest teren, potem wydaje komendę ostateczną "pull up" (do góry).
Użytkownik osiris edytował ten post 26.05.2010 - 13:50
Napisano 26.05.2010 - 14:05
No jechałem i co?... a link jest dead.
P.S. A skąd ten news. Jeżeli się potwierdzi, że samolot nie reagował... wole o tym nie myśleć, co będzie dalej.
Jechałeś może kolego kiedyś samochodem z silnikiem diesla z turbosprężarką?
http://www.tvn24.pl/...,wiadomosc.html
Napisano 26.05.2010 - 14:08
Napisano 26.05.2010 - 14:22
Bo to nie jest standardowa informacja. "Hej, no wiecie, mieliśmy tu Iła, który zawrócił."To nasuwa jednak następne pytanie : dlaczego takiej informacji nie podała rosyjska wieża kontrolna ?
Tam nie ma wielkiej interaktywnej mapy jak w hipermarkecie, która pokazuje gdzie jesteś. Jest sztuczny horyzont, żyrobusola, kilka wysokościomierzy, parę prędkościomierzy. Żeby móc bezpiecznie w takich warunkach wylądować na przyrządach, trzeba im dostarczyć dane z systemów zewnętrznych. Takowych w Smoleńsku nie ma.Po to są instrumenty pokładowe, żeby przy prawie zerowej widoczności móc jednak wylądować.
Po ustabilizowaniu na ścieżce schodzenia (parę minut przed lądowaniem).na ile minut przed ladaowaniem wysuwa sie podwozie w tupolewie..
Wierutne brednie. DH (wysokość decyzyjna) dotyczy tylko podejść precyzyjnych. Podejście NDB takim nie jest, nie ma więc mowy o DH. Jest za to MDH (minimalna wysokość zniżania), która jest całkiem czym innym.Samolot podchodził do wysokości decyzji
Użytkownik Don Corleone edytował ten post 26.05.2010 - 14:26
0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych