Napisano
29.06.2010 - 23:47
Po części zgadzam się z Azrah'em, większość z tych "chorób" to tak na dobrą sprawę tylko zwykłe urojenia. Nie mówię tu o naprawdę poważnych schorzeniach prowadzących do śmierci, kalectwa lub ogromnego cierpienia, lecz głównie o urojeniach psychicznych.
No bo czy jedzenie kału, włosów czy kamieni można uznać za "najdziwniejszą chorobę XXI wieku"? W szpitalach psychiatrycznych pełno jest takich przypadków, z tym że rzadko kiedy wychodzą one na światło dzienne, po prostu są leczone tak samo jak wszelkie inne, "standardowe" zaburzenia. Twierdzenie, że jest się wampirem, jedzenie włosów, pająków czy kamieni to bardzo częste objawy chociażby schizofrenii. No a jej bynajmniej nie można podciągnąć pod "choroby XXI wieku".
Idąc tokiem rozumowania autora tematu, do owych "chorób" należałoby dodać również cały szereg dewiacji seksualnych i zaburzeń
osobowościowych, jak np.
asphyxia/gynophagia - czerpanie przyjemności seksualnej wyłącznie podczas obserwowania czyjejś śmierci
socjopatia - nieprzystosowanie do życia w społeczeństwie, brak jakichkolwiek norm moralnych
dysleksja - problemy z nauką czytania, pisania
Dewiacje seksualne towarzyszyły człowiekowi od dawien dawna, lecz dopiero w ostatnim czasie zaczęły otwarcie "wychodzić na świat" za pośrednictwem chociażby Internetu i pogrążając w tym bagnie coraz więcej osób znudzonych łóżkową "rutyną" i po pewnym czasie niepotrafiących współżyć bez skrajnej przemocy. Czy są to "choroby XXI wieku" czy kolejny krok w ewolucji ciemnej strony człowieka? To już sami oceńcie biorąc pod uwagę coraz częstsze, z miesiąca na miesiąc, przypadki okrutnych mordów na tle seksualnym czy narastającej pedofilii.
Osobnicy społecznie nieprzystosowani istnieli zawsze, lecz najczęściej byli dość szybko z tego społeczeństwa eliminowani - a spójrzmy na współczesne szkoły, gdzie w każdej chwili jakaś klasowa ofiara może sięgnąć po broń - czy takie przypadki zdarzały się w ubiegłych wiekach? I czy jest to choroba czy też może efekt uboczny konstrukcji nowoczesnego społeczeństwa?
Za moje poglądy odnośnie dysleksji wiele osób pewnie chętnie spaliłoby mnie na stosie, ale znałem w życiu wielu dyslektyków i wszyscy zachowywali się bardzo podobnie - nie chciało im się czytać książek, od małego dziecka całe dnie i noce spędzali przed komputerem, notorycznie wagarowali - i to były ich główne "problemy" z nauką. Czy dysleksja, która "pojawiła" się nagle niecałe pół wieku temu to jedna z najgroźniejszych chorób zakaźnych czy też po prostu przykład na to, do czego prowadzi skrajne lenistwo i wpływ popkultury oraz nowoczesnej technologii na dojrzewającego człowieka?
A to i tak tylko kropla w morzu...
Rozpisałem się, ale przynajmniej na ciekawy temat:-)
Tak więc w przypadku większości "chorób" przytoczonych przez autora tekstu należy chyba przymknąć oko i nie dać się zmanipulować łacińskimi nazwami będącymi usprawiedliwieniem ludzkich przywar i ułomności.
Bo jak tak dalej pójdzie, okaże się, że każdy miłośnik tego forum, cierpi na paranormalnepeelofagię i jedyne co mu pozostanie to - leczyć się;-)