PO, PIS, SLD, PSL, te partie mamy obecnie w parlamencie. PO ponoć centro-liberalna, PIS katolicka-prawica, SLD lewicowa, PSL - zagadkowa. Jakby ktoś w ten sposób opisał partie występujące w zagranicznym parlamencie to gotów byłbym uznać, że mają wprost wzorcowe ugrupowania polityczne. Czemu zatem w Polsce mocno utrzymują się regulacje prawne jeszcze z okresu twardego socjalizmu? Tego chyba nie wie nikt oprócz szefów ww partii.
Kuriozum, które ostatnio mnie wybitnie zaskoczyło, to oskarżenia pod adresem PO, że ta ma w planach prywatyzację, bodaj służby zdrowia. Co najlepsze, PO niczym rasowa partia socjalizująca zaczęła się bronić, że nigdy im to przez myśl nie przeszło (mimo oczywistych dowodów taki stan rzeczy potwierdzających) oraz zaczęła straszyć pozwem. Przestaje więc dziwić fakt, że przeciętny wyborca, którejkolwiek z powyższych partii, na pytanie o jej program i zamiary, udziela równie mętnej odpowiedzi, co liderzy tych partii. Wystarczyłoby natomiast powiedzieć najzwyczajniej w świecie, "nie mam zielonego pojęcia". Czemu więc wyborcy skrupulatnie oddają głosy na tych samych ludzi, którzy w każdych kolejnych wyborach występujących co najwyżej pod zmienionym szyldem?
Może dlatego, że statystyczny wyborca rozumuje w przykładowy sposób: Na PiS nie zagłosuję, bo to oszołomy, na SLD nie zagłosuje bo to komuchy, na inne partie nie ma sensu, bo i tak nie dostaną się do parlamentu i to będzie głos stracony (o PSL nawet nie pomyśli), zostaje mi PO. Ta zabójcza logika sprawdza się dla rządzących już od 20 lat! Jak, więc mamy się dziwić, że politycy mówią mało, a czasami w ogóle nie skupiają się na tzw. programie wyborczym, skoro większość wyborców nawet o niego nie pyta?! Rozumowanie jest proste, głosuję na daną partię, bo inni na nią głosują, a contrario, nie głosuję na daną partię bo inni na nią nie głosują. Ten przejaw instynktu stadnego ma kluczowy wpływ na politykę, gdyż na decyzję nie mają wpływu faktyczne zamiary polityczne tych czy innych partii, ale to czy inni na nich zagłosują. Tu pojawia się rola telewizji, która czy to w sondażach, czy przez dyskryminację innych partii lub kandydatów, poprzez tendencyjne pytania i kierunkowanie dyskusji, albo zapraszanie tzw. specjalistów oświecających "tłuszczę", wskazują na kogo się głosuje, a kto nie ma szans. Moje ulubione pytanie dziennikarzy, zadawane JKM: "Panie prezesie, po co pan kandyduje? Przecież pan musi wiedzieć, że nie ma szans w tych wyborach, bo sondaże...".
Święte sondaże, SMG/KRC, CBOS OBOP, HomoHomini i cała reszta bzdurnych ankietek, za pomocą których media wskazują paluchem jedyny słuszny wybór, na wzór władzy ludowej. Sondaż przeprowadzony na próbie około 1000 respondentów z 38 milionowego kraju! Czy nikogo to nie dziwi, że każdy kolejny sondaż przeprowadzany, na tak żałosnej próbie, mimo wszystko daje zbliżone wyniki, z niewielkimi różnicami? No, może wpływ ma na to fakt w jaki sposób przeprowadzający sondaż zadaje pytanie: "czy zamierza pan/pani głosować w nadchodzących wyborach na: Bronisława Komorowskiego, Jarosława Kaczyńskiego, Grzegorza Napieralskiego, Waldemara Pawlaka, Andrzeja Olechowskiego czy może na innego kandydata?". Jestem pewien, że gdyby przeprowadzić niezależnie podobne sondaże, dzwoniąc do losowych osób z książki telefonicznej, to raz wychodziłoby, że Komorowski ma 80% poparcia, a raz, że Napieralski 50%. Oczywiście to tylko przejaskrawienie, ale w skrócie, chodzi o to, że są niemiarodajne, a wyniki zapewne byłyby w większej rozbieżności, gdyby przeprowadzano je uczciwie. To by dopiero kosmiczne cyferki powychodziły i byłoby się przynajmniej z czego pośmiać.
Nie ma się więc co dziwić, że polityk zapytany o jego zdanie na ten czy inny temat, albo o planowane reakcje rządu (jeżeli jest z klubu partii rządzącej), leje wodę przez godzinę, odpowiada zdawkowo i wymijająco, no bo co ma powiedzieć? "Panie nie wiem co to ta gospodarka państwa, o co mnie pan pytasz, ja tu z gumowym penisem przyszedłem, a pan mi jakieś klasówki robisz, a skąd ja mam to wiedzieć?" Wystarczy przecież, ze przykuje na jakiś czas uwagę opinii publicznej, a głosy i stołek się już dla niego znajdą. W tym sensie polityka przypomina bardzo show biznes, nie ważne co mówią, ważne żeby o tobie mówili.
Przypomnę, że w okresie rewolucji francuskiej, w ichnim parlamencie był podział na zdecydowaną prawicę i lewicę, a w centrum, byli ci niezdecydowani, bez własnej wizji i zainteresowani wyłącznie władzą, stąd nazywano ich ówcześnie bagnem.
Dlatego obecnie obserwujemy komedię, w której PiS i PO kreowane są jako tzw. opozycyjne potęgi. Niby są w sporze, niby się ze sobą nie zgadzają, ale zasadniczo jeżeli chodzi o reformy to wyglądają w wykonaniu obu partii bardzo podobnie. Wystarczy, że ich gęby będą się wystarczająco często pokazywały w mediach, że gazety będą się na ich temat rozpisywały, a ludzie dojdą do wniosku, że w Polsce mamy tylko 2, może 3 liczące się ugrupowania polityczne. Czekam z utęsknieniem dnia, w którym jedna z przodujących w sondażach partii oskarży drugą, że jest partią ludzi inteligentnych, którym zależy na dobru państwa, a ta drugą ją pozwie i udowodni, że są skończonymi kretynami, którym nie tylko nie zależy na dobru Rzeczpospolitej, ale wręcz robią wszystko, żeby ten kraj zrujnować, a ludzie wciąż na nich zagłosują.
Użytkownik Dezinformator edytował ten post 15.06.2010 - 13:04