Światowe ośrodki antyreligijne atakują z coraz większą zajadłością chrześcijaństwo, a szczególnie katolicyzm w związku z moralnością ewangeliczną i symbolem krzyża w przestrzeni publicznej. Współczesne kultury europejska i amerykańska uderzają zarówno w Krzyż Chrystusa, jak i w sam znak krzyża, widząc w nim rdzeń wiary katolickiej. Jeśli usunie się krzyż z życia publicznego - uważają ateiści - to zabije się życie katolickie i chrześcijańskie w ogóle. Atmosfera staje się tak zatruta, że nawet wielu nieświadomych katolików uważa, iż nic się nie stanie, jeśli będzie się czciło krzyż jedynie prywatnie, jak mówią sekciarze - tylko w sercu.
Co oznacza krzyż?
Dla katolika krzyż nie jest tylko jakimś przedmiotem sakralnym czy znakiem graficznym, lecz jest rodzajem misteryjnego uobecnienia Krzyża Jezusa Chrystusa, na którym dokonało się odkupienie i zbawienie ludzkości. Wyraża miłość Bożą ku nam i miłosierdzie dla grzeszników, dokonanie się ofiary Jezusa za nasze grzechy. Krzyż wzywa nas do bezgranicznej miłości Boga i wszystkich bliźnich. Uczy prawdy życia, jest tablicą przykazań Bożych i daje nadzieję na ostateczne pokonanie wszelkiego zła i śmierci, na nasze zmartwychwstanie i nasze życie wieczne w Bogu. Krzyż jest ikoną naszej wiary, naszego credo.
Trzeba pamiętać, że znak krzyża jest istotny dla chrześcijan, ale jako znak wyraża treści ogólnoludzkie i występował od początków znanej nam historii ludzkości. Oznaczał: strukturę przeciwieństwową życia, pokonywanie nienawiści przez miłość ofiarną, życiodajne słońce, drzewo ludzkości, drzewo wszechświata, oś świata i związek życia doczesnego z pozagrobowym. W starożytnych Chinach był znakiem pomyślności i długowieczności (Eugeniusz Sakowicz). Posiada więc także znaczenie doczesne i ogólne, nie tylko religijne. Ale po przyjęciu przez chrześcijan wiary w Mesjasza ukrzyżowanego znak krzyża odrzucili judaiści i Żydzi, uważając, że jest on symbolem antysemityzmu i antyjudaizmu. Również islam zaprzecza historycznej śmierci krzyżowej Chrystusa, a niektóre jego odłamy przyjmują na siebie misję łamania krzyży.
Wielu Żydów uważa, iż chrześcijańską naukę o krzyżu w aspekcie antysemickim zapoczątkował św. Paweł Apostoł, wielki konwertyta, który z żarliwego judaizmu przeszedł na jeszcze bardziej żarliwe chrześcijaństwo. Ale nauka św. Pawła o krzyżu miała charakter czysto zbawczy. Przestrzega on chrześcijan, "by nie zniweczyli Chrystusowego Krzyża. Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia (...). My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani tak spośród Żydów, jak i spośród Greków [jest] Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą" (l Kor 1, 17-18.23-24).
Zgorszenie przed Pałacem Prezydenckim
Kilka dni po katastrofie pod Smoleńskiem harcerze, ludzie wrażliwi religijnie i patriotycznie, wznieśli drewniany krzyż przed Pałacem Prezydenckim, z wiarą, że wyraża on odkupieńczy Krzyż Chrystusa, koi nasz ból i zwycięża tajemnicę bezsensownej - wydawałoby się - śmierci prezydenta i 95 innych świetlanych Polaków udających się do Katynia z religijną i patriotyczną misją. Czyn ten był bardzo istotny i pokazał, jacy naprawdę są polscy harcerze. Warto przypomnieć, że kilku harcerzy wojennego pokolenia zostało nawet beatyfikowanych 13.06.1999 r. przez Jana Pawła II (por. "Oni szli szarymi szeregami", Biuletyn IPN, nr 5-6, maj - czerwiec 2010).
Krzyż skupił w sobie głębokie przeżycia Polaków, także niewierzących, którzy chcieli i chcą związać tę tragedię z Krzyżem samego Chrystusa, nadać jej religijną i patriotyczną wartość, wyrazić sens ofiarnego życia, a także naszą miłość do zmarłych i do Matki Polski, żeby ją pocieszyć i powierzyć Bogu w sposób szczególny. Krzyż ten zogniskował w sobie potężny ruch religijno-patriotyczny w Warszawie i - poza niewieloma wyrodnymi Polakami - w całej Polsce. Był to ruch wzniosły, duchowy i ponadpartyjny, choć szybko wielu ludzi Platformy Obywatelskiej się przeraziło, że będzie wzmacniał pozycję PiS i klasycznego patriotyzmu. A czynniki te zaplanowały przecież wybranie prezydenta niedrażniącego Niemców i umocnienie premiera uległego wobec Rosji. Polska bowiem ma nie być państwem zbyt samodzielnym, lecz rodzajem tranzytowej przestrzeni między Niemcami a Rosją.
Przed wyborami, tuż po ustaniu żałoby narodowej, trudno było krzyż usuwać, ponieważ groziłoby to przegraniem wyborów. A kandydaci na urzędy od dawna umieją stroić się w liturgiczne komże. Przypominam sobie, jak to w 1989 r. na odpuście w Studzienicznej dwaj kandydaci na senatorów - Andrzej Wajda i Bronisław Geremek, czytali podczas Mszy Świętej lekcje na oczach tłumów katolików, politycznie, niestety, niedojrzałych. Demonstrujący swój katolicyzm Bronisław Komorowski powinien wspomnieć człowieka o tych samych imieniu i nazwisku z Wolnego Miasta Gdańska - błogosławionego ks. Bronisława Komorowskiego, który 22.03.1940 r. został rozstrzelany w obozie niemieckim w Stutthofie m.in. za kult Chrystusa ukrzyżowanego. Ale prezydent elekt zachował się zupełnie odwrotnie - tuż po wyborach zażądał usunięcia krzyża. I poparli go w tym od razu członkowie rządu i PO oraz inne elementy antykatolickie i antypolskie, a także niektórzy znani katolicy nieposiadający wiedzy religijnej, a chcący wyrokować w sprawach teologii. Otworzyło to puszkę Pandory i uwolniło nienawiść do Kościoła, krzyża i tradycyjnie rozumianej Ojczyzny. Gest Bronisława Komorowskiego stał się zielonym światłem dla wszystkich ludzi, którzy bali się i boją, że ruch posmoleński nie ustanie i będzie się dalej rozwijał. Oczywiście wszyscy oni posługują się obrzydliwą propagandą typu bolszewickiego, polegającą na tym, że zarzuca się innym to, co samemu się właśnie czyni - a mianowicie "upolitycznienie" krzyża.
Co jest istotą problemu tegoż krzyża? Otóż, można by dyskutować o miejscu krzyża czy jakiegoś innego upamiętnienia straszliwej katastrofy na lotnisku Siewiernyj, gdyby nie jeszcze jedna niespójność myślowa prezydenta. A mianowicie Bronisław Komorowski podał ateistyczną motywację przeniesienia krzyża, a to ona decyduje o wartości i moralności postępowania. Otóż prezydent elekt argumentował, że krzyż nie może stać na Krakowskim Przedmieściu, gdyż Pałac Prezydencki jest miejscem publicznym, państwowym i świeckim, czyli krzyż nie ma nic do życia publicznego w Polsce, może stać jedynie w kościele lub miejscu "niepaństwowym". Argumentację tę podnieśli także politycy PO, SLD i ci wszyscy, którzy opowiadają się za ateizmem politycznym i państwowym, w myśl którego religia i krzyż mogą istnieć tylko na forum prywatnym, publicznie zaś musi panować ateizm.
I taka właśnie motywacja jest zasadniczą przeszkodą dla katolików w noszeniu krzyża. Weźmy prosty przykład - badanie lekarskie. Lekarz powiada: proszę zdjąć krzyżyk, bo mogą być zakłócenia w pracy aparatury medycznej. Zdejmuję wówczas krzyżyk z szyi i mogę go zdejmować i sto razy, jeśli trzeba. Jest to normalne. Kiedy jednak krzyż fizycznie nie wadzi, a lekarz powie: proszę zdjąć krzyż, bo ja jestem ateistą, a szpital jest państwowy, czyli ateistyczny, to ja krzyżyka zdjąć nie mogę, bo to godzi w moją wiarę, wolność i oznaczałoby przyjęcie postawy ateistycznej za swoją. A zatem istotna jest motywacja.
W czasie prześladowań chrześcijan w Afryce za Dioklecjana życzliwi wyznawcom Chrystusa poganie mówili: rzuć ziarnko kadzidła na ołtarz boga państwowego, to przecież nic nie znaczy, a wewnątrz pozostaniesz chrześcijaninem. Ale właśnie oznaczałoby to zdradę wiary. Dziś, w czasach uwiarygodniania ateizmu politycznego w Europie, jest podobnie. Kult krzyża jest istotny. Oto w obozie niemieckim w Działdowie młody hitlerowiec każe księdzu arcybiskupowi Antoniemu Julianowi Nowowiejskiemu zdjąć krzyż z piersi. Fizycznie nie ma problemu: krzyż tylko zmieni miejsce - z szyi trafi do kieszeni (jak kiedyś u naszych biskupów w Brukseli) i arcybiskup uratuje życie. Jednak duchowo byłaby to autonegacja. Ksiądz arcybiskup Nowowiejski został rozstrzelany.
Tak i teraz władza kościelna mogłaby poprawnie zgodzić się na przeniesienie krzyża czczonego przez tylu Polaków po Smoleńsku tylko wtedy, gdy prezydent i rząd odwołaliby swoją ateistyczną motywację. Co więcej, trzeba było zauważyć podstęp - oto władza, obawiając się ludzi słusznie broniących krzyża, posłużyła się rękoma duchownych, którzy powinni przede wszystkim czcić krzyż. Przy tym jedna i druga strona posłużyła się harcerzami. Tymczasem oni nie byli i nie są jakimiś właścicielami czy dyspozytorami krzyża, który zyskał kult publiczny i symbolizuje chrześcijański charakter Polski. Nie wspominam już nawet o tym, że PO, która nie dotrzymuje większości ważnych obietnic, może nie dotrzymać także obietnicy upamiętnienia ofiar katastrofy pod Smoleńskim przed Pałacem Prezydenckim w jakiejś innej formie. Konserwator zabytków już stwierdził, że nie pozwoli na żadne upamiętnienie...
W oparach ideologii antykrzyżowej
Ideologia antykrzyżowa jest jednym z głównych nurtów ideologii liberalnej. Jeszcze w drugiej połowie XX w. zaczęło się masowe usuwanie krzyży, nawet z wież kościelnych, we Francji - oczywiście w imię świeckości państwa, czyli ateistycznego jego charakteru. Potem nastąpiły wyroki sądowe, nakazujące usuwać krzyże ze szkół i szpitali w Niemczech, Hiszpanii, Italii. Wystarczy żądanie jednego człowieka antyspołecznego lub niezrównoważonego. W Anglii szkoły publiczne są już w pełni zlaicyzowane. Ludzie zwalniani są z pracy za noszenie krzyżyka na piersi. U nas też zaczynają się pojawiać żądania usuwania krzyży ze szkół. Nasz parlament nie przyłączył się do innych rządów UE protestujących przeciwko słynnemu wyrokowi Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie krzyża we Włoszech. Już wcześniej prezydent Warszawy, pobożna Hanna Gronkiewicz-Waltz, poleciła warszawskim drogowcom usunąć krzyże przy drogach w miejscach wypadków śmiertelnych. Coraz częściej katolicy godzą się na ich brak w nowych pomieszczeniach publicznych. Zdarza się, że i władze samorządowe nie pozwalają postawić krzyża na placu przeznaczonym na kościół lub kaplicę. Ostatnio w Zamościu pewien wyborca zażądał zdjęcia znaku męczeństwa Chrystusa w lokalu wyborczym.
Niedawno, 21.07.2010 r., Senat usunął słowo "krzyż" z nazwy przywróconego do życia "Krzyża i Medalu Niepodległości", ustanowionego w 1930 r. dla szczególnie zasłużonych w walce o niepodległość Polski. Sejm przyjął nazwę "Order Krzyża Niepodległości", a Senat wyrzucił słowo "Krzyża" i ustanowił nazwę "Order Niepodległości". Za wyrzuceniem słowa "krzyż" głosowało aż 86 senatorów, czyli także większość z PiS, tylko trzech opowiedziało się przeciwko, a dwóch wstrzymało się od głosu. I tak ateizacja liberalna święci triumfy w państwie.
Zapowiadane jest też likwidowanie parafii garnizonowych w Polsce, żeby żołnierze i ich rodziny nie znajdowali się oficjalnie pod wpływem polskiego Kościoła, rzekomo "nacjonalistycznego". Strażnicy miejscy w Warszawie w tej nowej atmosferze uznali, że mogą sobie nękać dr. Józefa Szaniawskiego przy podpisywaniu przez niego książki "Grunwald - pole chwały", chyba dlatego, że wydawało im się, iż jest księdzem katolickim. W tym samym duchu nowy członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Stefan Pastuszka z PSL chce od razu, chyba z wdzięczności dla PO, odebrać Radiu Maryja status nadawcy społecznego. To niepojęte, w jaki sposób PSL odeszło od ludu...
Przypomina mi się inteligentne, choć żałosne wołanie gazeciarza w Zamościu w 1946 r.: "'Rzeczpospolita' sprzedana, 'Wolności' już nie ma, został tylko 'Głos Ludu'". Wydaje się, że wraca podobna atmosfera prymitywnej propagandy komunistycznej. Wypowiedzi członków PO są pełne nienawiści do Polaków i Kościoła, przeważnie emocjonalne i nielogiczne, a przy tym zgodne, jakby otrzymali instrukcję, co i jak mają mówić.
Bardzo "oryginalna" pod względem logiki jest też nauka wielu o roli krzyża m.in. przed Pałacem Prezydenckim. "Krzyż musi zostać usunięty" - powiadają, bo według Episkopatu krzyż łączy, a nie dzieli. I tu następuje wyjaśnienie - krzyż łączy, jeśli go nie ma, jeśli będzie usunięty, a jeśli jest i pozostanie, to wtedy dzieli... Innymi słowy: ateizm łączy, a chrześcijaństwo z natury dzieli. Według tej samej "logiki" pan Jarosław Makowski atakował Episkopat przed porozumieniem dotyczącym przeniesienia krzyża: "Milczenie Episkopatu jest milczeniem wobec zła, a nawet jest profanacją krzyża; a zresztą i postawienie krzyża w miejscu państwowym było jego profanacją, bo stał się tam symbolem PiS, gdyż Lech Kaczyński wywodził się z PiS; jeśli Episkopat nie usunie krzyża, to go sprofanuje też dlatego, że go 'unarodawia' i 'upaństwawia', a tego nie powinien robić, bo krzyż nie ma nic ani do narodu, ani do państwa, jest on prywatny" ("Gazeta Wyborcza", 20.07. 2010). Tak, ma rację ks. dr Feliks Sarda y Salvany, że przyjęcie liberalizmu jest nie tylko błędem intelektualnym, ale i grzechem ("Michael", nr 57, 2010, Kanada).
I wreszcie, z bardzo licznych wypowiedzi liberałów na temat krzyża prezydenckiego wynika, że musi on być usunięty sprzed pałacu także dlatego, że zakłóca obiektywne dochodzenie przyczyn i okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem. Krzyż ma rzekomo sugerować myśl, że był to zamach. Usunięcie krzyża zakończy to pasmo podejrzliwości. Przecież nie powinien był on w ogóle być postawiony, bo katastrofę spowodowali niedokształceni piloci oraz prezydent Lech Kaczyński, który arbitralnie nakazał lądować na złość Władimirowi Putinowi i Donaldowi Tuskowi. Toteż poseł PO Paweł Olszewski powiedział prosto i niedwuznacznie, że poseł Antoni Macierewicz organizujący komisję w celu pobudzenia prac dochodzeniowych ze strony polskiej i lepszej kontroli całości śledztwa jest - w domyśle - chory psychicznie (TVN 24.07.2010).
Mój Boże! Kto nas wyzwoli z tej mgły intelektualnej i moralnej, jeszcze gęstszej niż na Siewiernym? Przychodzą na pamięć słowa Chrystusa z Ewangelii św. Jana: "Każdy, kto popełnia zło, nienawidzi światłości i nie lgnie do niej, aby jego czyny nie stały się jawne" (J 3, 20). Takie są czasy, kiedy się odrzuciło wiarę i moralność w polityce i w całym życiu publicznym.
Coraz lepiej rozumiemy, dlaczego o. Tadeusz Rydzyk, jego prowincjałowie i inni redemptoryści mieli - i nadal mają - tak wielkie trudności z utworzeniem i utrzymaniem medium toruńskiego o profilu prawomyślności katolickiej, prawdy, umiłowania Ojczyzny i konkretnego człowieka oraz o zasięgu możliwie powszechnym, choć brakuje funduszy i wsparcia ze strony możnych. Liberalizm przeradza się w totalitarną sektę mimo innych haseł. Dziś atmosfera życia została tak zatruta nienawiścią do Boga, do krzyża, do Kościoła, do Polski, tradycji, rodziny i najwyższych wartości, że prawowierni i prawomyślni muszą uchodzić nie tylko za straconych dla świata, ale także za nienormalnych i idiotów.
Trzeba wszakże pamiętać, że krzyż nie jest amuletem, maskotką czy zwykłym znakiem dewocyjnym, nie leży też w piwnicy państwa, ale wznosi się ponad nim i jest naszym życiem, mocą i sensem. Nie można w żadnym wypadku ani przeciwko niemu występować, ani go lekceważyć czy też go "ateizować". Jak mówi Pismo Święte - "Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce. Kto upadnie na ten kamień węgielny, roztrzaska się, a na kogo on spadnie, ten będzie zmiażdżony" (Mt 21, 43-44).
Powtórzmy jeszcze raz: teza, że krzyż nie może stać na Krakowskim Przedmieściu, gdyż Pałac Prezydencki jest miejscem publicznym, państwowym i świeckim, powinna być odwołana. Prezydent ma autonomię wobec instytucji Kościoła, ale nie może nie podlegać Bogu, jest to bowiem czysty ateizm. "Jeżeli jednak przez słowa 'autonomia rzeczy doczesnych' rozumie się to, że rzeczy stworzone nie zależą od Boga i że człowiek może z nich korzystać bez odniesienia do Stwórcy (...) to fałszywe są tego rodzaju stwierdzenia. Stworzenie bowiem bez Stwórcy ginie" (Sobór Watykański II, KDK nr 36). Toteż ani prezydent, ani państwo nie mogą być bez Boga, choć Bruksela, "nowa Moskwa", każe inaczej. Nie walczcie z krzyżem w życiu publicznym, bo wtedy i wasza wiara "prywatna" będzie tylko obłudą. Nie czcijcie "boga państwowego", bo taki nie istnieje!
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
http://www.radiomary...y.php?id=106535