Co dziesiąty Niemiec chciałby znów dyktatury, co trzeci uważa, że w jego kraju jest za dużo cudzoziemców, wyraźnie rośnie też akceptacja haseł skrajnej prawicy - wynika z opublikowanego sondażu Fundacji im. Friedricha Eberta.Naukowcy Elmar Braehler i Oliver Decker, którzy ten sondaż opracowali, mówią o "dramatycznej zmianie trendu". Podkreślają, że "w roku 2010 obserwuje się znaczące nasilenie postaw antydemokratycznych i rasistowskich". - Obserwowana w badaniach od 2002 roku tendencja spadku poparcia dla dyktatury odwróciła się w 2010 roku - piszą autorzy studium.
W sondażu wzięło udział ponad 2400 dobranych pod kątem reprezentatywności osób w wieku od 14 do 90 lat.
Badania pokazały, że więcej niż co dziesiąty Niemiec (13,2 proc.) chciałby, aby jego krajem rządził twardą ręką "Fuehrer" dla dobra ogółu. 15,9 proc. tylko częściowo zgodziło się z tą opinią, zaś 70,8 proc. zdecydowanie bądź raczej odrzuciło taką możliwość.
8,8 proc. badanych zgodziło się z oceną, że "w narodowym interesie dyktatura jest pod pewnymi warunkami lepszą formą ustrojową". Co czwarty (23,6 proc.) życzyłby sobie, by istniała jedna silna partia, uosabiająca wspólnotę narodu.
W ocenie 10 proc. respondentów "gdyby nie zagłada Żydów Hitler byłby dziś uważany za wielkiego męża stanu". Demokrację jako ustrój państwa zaakceptowało wprawdzie 93 proc. ankietowanych, ale tylko 46 proc. uznało, że jest ona obecnie w Niemczech właściwie realizowana. Ogromna większość - ponad 90 proc. - nie widzi sensu angażowania się w politykę i nie sądzi, by mogła wywierać wpływ na rząd.
- To jest sygnał alarmowy dla polityki i dla społeczeństwa - ostrzegła Nora Langenbacher z Fundacji im. Friedricha Eberta, bliskiej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD).
Ponad 30 proc. ankietowanych poparło tezę, że cudzoziemcy emigrują do Niemiec, by korzystać ze świadczeń socjalnych. Taki sam odsetek badanych zgodził się z opinią, że w Niemczech jest zbyt wielu cudzoziemców i w sytuacji, kiedy brakuje miejsc pracy, należałoby ich odsyłać "do ojczyzny".
58,4 proc. opowiedziało się za ograniczeniem swobody praktyk religijnych w przypadku mieszkających w Niemczech muzułmanów; we wschodnich landach Niemiec odsetek ten sięgnął nawet 75,7 proc., choć w tych regionach żyje mniej muzułmanów niż w zachodnich landach. Z tym postulatem zgodziło się nawet 55,5 proc. osób, które odrzucają w większości skrajnie prawicowe postawy. Dlatego autorzy studium mówią o "nowoczesnym rasizmie", który opiera się o różnice kulturowe, a nie rzekome różnice genetyczne pomiędzy przedstawicielami poszczególnych narodów.
Jednocześnie nie odnotowano nasilenia postaw antysemickich w Niemczech, choć wciąż nie są one zjawiskiem marginesowym. 17,2 proc. badanych uznało na przykład, że "Żydzi mają również dziś zbyt duże wpływy".
Nasilanie się postaw skrajnie prawicowych naukowcy tłumaczą obawami klasy średniej przed popadnięciem w ubóstwo. Szowinizm i wrogość wobec cudzoziemców to zwykle mechanizmy wzmacniające poczucie własnej wartości.
Zdaniem badaczy na postawy te wpłynął również najpoważniejszy w historii RFN kryzys gospodarczy.
Wskazują oni, że skrajnie prawicowe poglądy nie są już tylko zjawiskiem marginesowym, lecz "w niepokojącej skali" występują zarówno na wschodzie, jak i zachodzie kraju, wśród kobiet i mężczyzn, we wszystkich grupach wiekowych i wśród wyborców wszystkich partii demokratycznych i członków związków zawodowych.
Ogólnie skrajnie prawicowe postawy badacze przypisali 8,6 proc. mieszkańców Niemiec, przy czym na wschodzie kraju odsetek ten sięga 10,5 proc., zaś na zachodzie 7,6 proc.
źródło