Skocz do zawartości


Zdjęcie

Reinkarnacja


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
86 odpowiedzi w tym temacie

#31

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Shise zachowujesz się tak jakbym cię maltretował psychicznie. Normalnie ja czytam ciebie to widzę osaczonego człowieka któremu wierzyć nie pozwalam. Wiesz sobie w co chcesz ja ci tego nie bronię. Napisałem konkretnie do których elementów opisu przypadku shanti devi mam wątpliowości ( min. politycy, raport).
Będę pisał w każdym temacie który mnie interesuje. Jeżeli kogoś boli mój sceptycyzm to już jego problem. Czasem musi boleć, żeby człowiek zrozumiał.
  • 1



#32

Kagetsu.
  • Postów: 34
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Zamieszczam fragment z książki "Prawdziwa opowieść o reinkarnacji" [Sture Lonnerstrand ]


1. Shanti Devi zaczęła artykułować swoje wspomnienia krótko po ukończeniu czwartego roku życia. Przedtem prawie zupełnie nie kontaktowała się werbalnie z otoczeniem.

2. Od samego początku używała pewnych słów i wyrażeń charakterystycznych dla dialektu nie stosowanego, wręcz nie znanego w jej otoczeniu. Wyrażeń tych używano natomiast powszechnie w mieście Mathura. Tak więc krewni Shanti Devi nie mieli żadnej możliwości nauczenia jej obcych słów. Dziewczynka nie miała również żadnej styczności z osobami posługującymi się tymże dialektem lub choćby go znającymi.

3. Shanti Devi utrzymywała zawsze, że przynależy do rodziny braminskiej. Napomykała często o zwyczajach obowiązujących pośród przedstawicieli tej najwyższej kasty,twierdząc, iż jest z nimi obyta. Jej rodzice należeli do zupełnie innego środowiska. Oczywiste jest, że czteroletniej dziewczynce nie mogłaby być znane informacje dotyczące braminów oraz ich obyczajów.

4. Już od czwartego roku życia Shanti Devi nastawiona była na podróż do domu,do Mathury, skąd-jak uważała-pochodzi. Życzenie takie wyrażała nie tylko wobec rodziców, ale również wobec sąsiadów, na przykład adwokata Tary Chanda Mathura.

5. Pod wpływem norm społecznych pojmowanych na sposób, jaki czyniła to Ludgi Devi, Shanti Devi wzbraniała się przed wyjawieniem-nawet rodzicom-personaliów męża. Imię jego wyjawiła dopiero zwiedziona obietnicą podróży do Mathury i spotkania tam męża z poprzedniego wcielenia.

6. Według Shanti Devi ostatnie przed śmiercią świadome myśli Ludgi Devi obracały się wokół Kryszny, jego imienia oraz obrazu. Jest to wiarygodne, gdyż taką właśnie wypowiedź słyszała przy łożu śmierci Ludgi Devi jej matka. Podobnie pierwsze wspomnienia ShantiDevi z dzieciństwa mają związek z obrazem Kryszny.

7. Ani jedna z udzielonych przez Shanti Devi informacji dotczących okoliczności jej poprzedniego życia nie okazała się nieścisła.

8. Podczas pierwszego spotkania Shanti Devi z Kedarem Nathem ten podał się za starszego brata. Shanti Devi jednak nie dała się oszukać. Wiedziała od razu, ze stoi przed swym mężem z poprzedniego wcielenia, co dowodzi, iż musiała go dobrze znać . Zidentyfikowała również natychmiast kuzyna Kedara Natha, Kanji Mala, kiedy spotkała go jako niespełna dziewięcioletnia dziewczynka.

9. Wobec męża, Kedara Natha, dziewczynka Shanti Devi zachowywała się jak przystało na strzegącą obyczajów hinduską żonę. Natomiast w stosunku do syna niespełna dziewięcioletnie dziecko okazywało wyraźnie uczucia macierzyńskie.

10. Mężowi z poprzedniego wcielenia udzielała poprawnych odpowiedzi na pytania dotyczące wydarzeń z prywatnego życia jego oraz jego byłej żony których nie mógł znać nikt poza Ludgi Devi.

11. Nic nie wskazuje na to, by Shanti Devi podlegała przed wyjazdem do Mathury jakimkolwiek sugestiom. W rodzinie hinduskiej dziecko zdane jest na rodziców znacznie bardziej niż na Zachodzie, a poczucie wspólnoty jest silniejsze. Shanti Devi jako dziewczynka pozostawała pod ciągłą opieką rodziców. Nic też nie przemawia za tym, żeby była hipnotyzowana lub w inny sposób poddawana manipulacji.

12. Rodzice Shanti Devi nie uczynili nic w celu stymulowania jej wspomnień z poprzedniego życia w Muthurze. Wręcz przeciwnie, próbowali nakłaniać ją do wyrzucenia ich z pamięci, jako że zgodnie z tradycjami hinduskimi wyobrażeniami dziecko może cierpieć, ba, nawet umrzeć, jeśli przypomina sobie poprzednie życie i kontaktuje się z osobami należącymi do jego bliskich w tamtym wcieleniu.

13. Rodzice nie wykazywali żadnej inicjatywy w celu zbadania prawdziwości twierdzeń córki. Przeciwnie, jak długo się tylko dało, byli temu przeciwni. Ostatecznie udzielili zgody dopiero po naciskach samego Mahatmy Gandhiego.

14. Komisji badawczej przewodzili trzej spośród najznakomitszych obywateli delhijskich: Lala Deshbandu Gupta, członek parlamentu i przewodniczący indyjskiego związku wydawców prasowych, Neki Ram Sharma, również zasiadający w parlamencie, oraz Tara Chand Mathur, jeden z najbardziej znanych delhijskich adwokatów.Trudno sobie wyobrazić, by ludzie ci ryzykowali kompromitację poprzez branie udziału w przedsięwzięciu, które padałby bodaj cień podejrzeń o fałsz. Ich udział w komisji dawał gwarancję, że badania przeprowadzone zostaną bezstronnie i w sposób pod każdym względem zadowalający. Wszyscy trzej mieli doświadczenie w podobnych sprawach.

15. W czasie wizyty w Mathurze Shanti Devi pozostawała pod nieustanną obserwacją, w celu wykluczenia jakiejkolwiek możliwości otrzymania przez nią wskazówek z zewnątrz.

16. Podczas spotkania Shanti Devi z matką z poprzedniego wcielenia dziewczynka wskazała na okoliczności, które znała tylko Ludgi Devi i jej matka, a o których Shanti Devi w żaden sposób nie mogła wiedzieć, gdyby nie pamiętała poprzedniego życia.

17. Zarówno podczas pobytu w Mathurze, jak i wcześniej wszystkie jej reakcje nosiły znamiona autentyczności. Wrażenie to potęgował dodatkowo fakt, iż w pewnych sytuacjach, będąc dzieckiem, zachowywała się jak dorosła kobieta.


  • 0

#33

Mirka.
  • Postów: 13
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Drogi Kagetsu, czy posiadasz może tę książkę i byłbyś w stanię ją przesłać na maila. Po tym fragmencie, rozbudziłeś mą ciekawość :)
  • 0

#34 Gość_Ja.

Gość_Ja..
  • Tematów: 0

Napisano

Uwielbiam teorię z reguły nieweryfikowalne, pocieszające ludzi myślą, że staną się żukami leśnymi.
  • -2

#35

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

BYŁEM NA SWYM WŁASNYM GROBIE

Tematem nieznanego zajmuję się bez mała trzydzieści lat. Na pewno przeciwstawiam się ortodoksji, wierzę że nic nie jest proste i jednoznaczne.
Nie szukam specjalnie wyznawców, lecz chciałbym wiedzieć, czy me przemyślenia służą czemukolwiek, po to dialog, który ostatnio traktuję jako terapię. Sokratesowe „wiem, że nic nie wie wiem” jest etapem, do którego dotarłem jakiś czas temu, w związku z czym chętnie dowiedziałbym się więcej.
Moja historia.
To, czym chciałbym się podzielić z czytelnikami zdarzyło się kilka lat temu. A było to tak, że organizując kolejny bal kostiumowy dla moich znajomych (głównie Polaków zamieszkałych w Vancouver i jego okolicach), poznałem pewną dziewczynę mieszkającą w kompleksie, gdzie wówczas często odbywały się nasze bale dla uczczenia wszystkich możliwych okazji.
Ten wspomniany, był z okazji wizyty brata naszego kolegi, który go właśnie odwiedził z Grecji. Wspomniana dziewczyna ( jeśli mogę ją tak nazwać – nie jesteśmy już tacy młodzi, niestety) okazała się wspaniałą, choć jeszcze nieodkrytą, artystką.
Ta jej artystyczna, wrażliwa dusza spowodowała, że zaczęła interesować się kwestią karmy, losu, przeznaczenia, a co za tym idzie swych poprzednich egzystencji. Opowiadała mi o swoich seansach hipnotycznych i podróżach do poprzednich inkarnacji, w jakimś sensie zarażając mnie również chęcią poznania swych ewentualnych inkarnacji. No i wtedy dopiero się zaczęło…
W sumie poddałem się kilku seansom i przeżyłem coś w rodzaju autohipnozy, których całkowity opis zająłby tu zbyt wiele miejsca, więc go maksymalnie skrócę, skupiając się na samej esencji wizji i zdarzeń.
Po pierwszym przeprowadzonym na mnie seansie hipnotycznym nie odczułem praktycznie nic, choć wówczas nie zwróciłem uwagi na pewien istotny szczegół, mianowicie kiedy hipnotyzerka zleciła mi, abym udał się w „swej wyobraźni” do jakiegoś pięknego, kojąco wpływającego na mnie miejsca, o dziwo zamiast Karaibskiej plaży pełnej pięknych półnagich kobiet ujrzałem jakieś wykrzywione skarłowaciałe drzewo rosnące na niewielkim pagórku. Hipnoterapeutystka spytała mnie czy słyszę świergot ptaków, zaprzeczyłem, choć ten miły akcent uzasadniałby mój wybór, lecz to miejsce w dziwny sposób emanowało paraliżującym spokojem. Cały seans odbywał się w duchu freudowskiej analizy aspektów winy i kary, z nasileniem przez hipnotyzerkę akcentów dotyczących śmierci mego najstarszego brata, który kilka lat wcześniej umarł na zawał. Spytany wówczas kim emocjonalnie był mój najstarszy brat dla mnie w okresie mego dzieciństwa oznajmiłem, że był wzorem do naśladowania porównując go do średniowiecznego polskiego rycerza Zawiszy Czarnego z Garbowa.
Spytany o to, kim chciałbym dla niego wówczas być, nie wiedząc czemu oznajmiłem, że jego giermkiem. Z kolei kiedy miałem opisać jakiś swój dzień z dzieciństwa, opowiedziałem taką oto historie: są wakacje, jestem na podwórzu mego rodzinnego domu, przychodzą moi ówcześni koledzy z zapytaniem czy nie pójdę grać z nimi w piłkę nożną. Ja jednak lekceważę propozycję, gdyż jestem w trakcie budowania dla moich plastikowych żołnierzyków zamku z gliny.
Choć na jawie nie pamiętałem tego dnia, ale było to jak najbardziej możliwym zdarzeniem, gdyż w dzieciństwie często przedkładałem rysowanie rycerzy, czy właśnie budowę jakichś fortec dla mojej armii rzymskich, średniowiecznych czy napoleońskich żołnierzyków, nad zabawy z rówieśnikami .
I rzeczywiście w owym okresie moim idolem był Zawisza Czarny herbu Sulima. Jednak co do owej hipnozy, gdzie prowadząca usiłowała wmówić we mnie jakieś nieuzasadnione poczucie winy za śmierć brata, ustosonkowywałem się coraz sceptyczniej.
Jako że mój koszt był 70 $ za godzinę, aby moim zdaniem nie zmarnować kolejnego spotkania na koniec sesji spytałem hipnotyzerki co powinienem zrobić, aby kolejnym razem móc zobaczyć cokolwiek innego niż dziecięce wspomnienia z przeszłości, gdyż byłem wówczas błędnie przekonany, że to co widziałem na życzenie hipnotyzerki to jedynie wyobraźnia i wspomnienia z dzieciństwa.
Na odchodnym hipnotyzerka powiedziała mi na moje pytanie jak powinienem przygotować się do następnego spotkania, że „ja wiem to sam, jedynie muszę spytać się o to samego siebie”.
Tej nocy nie mogłem zasnąć rozpatrując miniony dzień , postanowiłem odczuć coś tak jak to powiedziała hipnotyzerka. Rozluźniłem się i zacząłem wchodzić technikami opisanymi w książkach Roberta Monroe w stan dzięki któremu R. Monroe potrafił opuszczać swe ciało w swych rozlicznych podróżach astralnych.
Trwało to dość długo, aż nagle mimo zamkniętych oczu zobaczyłem jakieś dziwne kolorowe plamy , które niby olej wylany na kałuże wolno przemieszczały się i mieniły tęczowymi barwami. Trwało to jakiś czas, tak że mimo rozluźnienia zaczęły do mej świadomości przenikać znamiona realizmu, a kiedy pomyślałem o owych 70 $ za godzinę sesji hipnotycznej plamy zniknęły.
Chcąc niby przeprosić samego siebie za tak konsumpcyjny sposób myślenia zacząłem uświadamiać sobie, że nie są ważne pieniądze, prosząc jednocześnie owe plamy, aby wróciły.
Jeszcze dziś czuję owo rozpaczliwe pragnienie zrozumienia lub obcowania z tym czymś innym i nieznanym. Plamy nie wróciły, lecz zamiast nich zobaczyłem z boku koński zad. Był to jasno szary koń w nieco ciemniejsze brązowawe plamki, ale nie dość, że zobaczyłem tylną część tego zwierzęcia, to poczułem jeszcze zapach jego potu. Pierwszym wrażeniem był niemal że okrzyk radości i zdziwienia: „Ja byłem chyba koniem”( oczywiście nie mogłem krzyczeć, gdyż była noc, a obok mnie spała moja żona). Jednak kiedy przyszedł mi do głowy ów absurdalny pomysł, obraz nieco się zmienił i zobaczyłem już niemal całego konia, jednocześnie odczuwając tam obecność jeszcze kogoś.
Będąc niby kamerzystą na planie filmowym kazałem sobie przesunąć obraz nieco pod górę po skosie, i dopiero teraz ujrzałem ową zamgloną postać, która stojąc przed koniem stała w bezruchu, wpatrując się w jakąś dal.
Kiedy zapragnąłem zobaczyć to, na co patrzał ten ktoś, zobaczyłem jakby jego oczyma znajome karłowate drzewo, tym razem jednak zobaczyłem również, że to drzewo rośnie tuż na skraju jakiejś rozległej malowniczej doliny.
Zrozumiałem także czemu nie słyszałem świergotu ptaków, kiedy widziałem to samo drzewo w czasie mej hipnozy kilka godzin wcześniej. Po prostu tam wiał dość silny wiatr.
Długo starałem się rozpoznać ową tajemniczą, cały czas zamgloną postać. Jedyne co czułem, to bijące od niej zmęczenie i nieświeżość. Zacząłem więc przypominać sobie o jakichś książkowych sposobach i technikach wnikania w podświadomość . Zacząłem także przyglądać się cały czas zamazanym szczegółom odzienia, tego w jakiś sposób bliskiego mi kogoś. Kiedy dotarłem do obuwia zauważyłem, że jest ono w jakiś sposób błyszczące. Pierwszym wrażeniem było „baletki”, lecz zamiast zauważenia szczegółów aksamitnych bucików moja wizja jakby na zawołanie przeniosła się i zobaczyłem teraz jakiegoś mężczyznę stojącego na krawędzi chodnika w jakimś dużym mieście.
Za nim stał rzęsiście oświetlony tysiącem lamp kilkukondygnacyjny budynek, który nazwałem operą. Stojący na chodniku mężczyzna sprawiał wrażenie czekającego na jakiś środek transportu .Był ubrany w osiemnastowieczny wyjściowy strój, a więc od góry: na głowie miał cylinder, lekko kędzierzawe, ciemne włosy, nie aż tak szczupłą twarz z małym hiszpańskim wąsikiem. Mógł mieć około 30 lat. Niżej ciemny surdut z białym kwiatkiem z boku, białe rękawiczki, a w prawej dłoni trzymał prostą laskę z jasną błyszczącą kulką u jej zwieńczenia; ciemne, starannie wyprasowane spodnie i czarne wyglansowane buty. Kiedy uświadomiłem sobie to, jak bardzo błyszcza te buty, moja wizja znów przeniosła mnie do owego mężczyzny stojącego na skraju doliny i do jego błyszczących butów, z tym że teraz zobaczyłem, iż te buty zrobione są z metalu. „Rycerz” - znów niemal krzyknąłem sam do siebie, lecz owa postać nadal była zamazana.
Wiedziałem jedynie, że ten ktoś jest zakurzony i nieogolony, jakby po przebyciu jakiejś długiej drogi dotarł wreszcie do jakiegoś tylko jemu znanego celu. Nie był stary, ale jakby był kimś w jakiś sposób doświadczonym przez los. Starałem się spytać jego o imię; w końcu wiedząc, że powinien mieć jakiś herb, zacząłem dopasowywać do niego kolory. Z wszystkich jakie próbowałem wkleić w tę postać, w jakiś dziwny sposób pasował jedynie biały i czerwony.
Nie wiem czemu, ale po uświadomieniu sobie tego, pierwszym słowem jakie wówczas do mnie dotarło było „ Crusader”, czyli Krzyżowiec jako uczestnik wyprawy krzyżowej, i choć nie wszyscy oni nosili opończe z czerwonymi krzyżami na białym tle tak jak Templariusze, ale ja wówczas tego jeszcze nie wiedziałem.
Tak czy inaczej, próbując na wszystkie sposoby dowiedzieć się kim był ten tajemniczy rycerz, miałem jeszcze widzenie jakiegoś odzianego w skóry krępego mężczyzny na śnieżnej niby pustynnej przestrzeni i dziwną informację tłumaczącą chodzenie po wodzie Jezusa, która w tym widzeniu i formułce jakby do niego przyklejonej wtedy wydawała mi się jak najbardziej prosta i logiczna.
Przy tak wielu objawionych mi tej nocy rzeczach zapragnąłem jako sprawdzian tego wszystkiego spróbować lewitacji, lecz mimo, że jak mi się wydawało mogłem unieść część swego niematerialnego ciała ponad siebie, ale nie potrafiłem uczynić tego z głową.
Zmęczony zasnąłem w końcu po kilku godzinach tych wizji i zmagań z samym sobą .Nazajutrz zatelefonowałem do mojej hipnotyzerki, aby podzielić się z nią swymi nocnymi wrażeniami , ta jednak zbyt nachalnie obstawała przy swej opinii o obarczaniu się przeze mnie winą za śmierć brata ( kilka lat później odkryłem w nim swego syna z poprzedniego życia.)Tak więc upojony fantastycznymi wizjami i odczuciami zrezygnowałem z usług pani hipnotyzer.
Mimo, że nigdy już nie udało mi się ponownie wprowadzić w autohipnozę, jednak rezygnacja z usług tej hipnotyzerki wydaje mi się jak najbardziej słuszna, gdyż jak się dowiedziałem jakiś czas później, wówczas kiedy ona przeprowadzała mi hipnozę sama przeżywała osobistą tragedię po śmierci męża.
Tak czy inaczej, po tych moich pierwszych zetknięciach z tematem, widziałem kilka postaci, ale najbardziej zarysował się tu jakiś niezidentyfikowany rycerz . Po około dwóch tygodniach bezskutecznych prób ponownego wprowadzenia się w samo hipnozę, tuż przed przebudzeniem, a może jednocześnie z nim usłyszałem coś w rodzaju imienia „Devill”.
Jakiś rok później koleżanka zajmująca się zawodowo pomaganiem ludziom ciężko chorym i umierającym (jedną z form tej pomocy było uświadamianie umierającym - zagubionym i przerażonym pacjentom, że to nie koniec, że śmierć nie istnieje itp.) , zrobiła kurs hipnoterapeutki, w tym także past life (poprzednie wcielenia). A oto przebieg owej hipnozy na mnie po wszystkich wstępnych zabiegach wprowadzających:
P. Gdzie jesteś?
O. Stoję na jakiejś piaszczystej krętej drodze.
P. Kim jesteś? Spójrz na swoje nogi i ręce.
O. Jestem mężczyzną .
P. Czy widzisz coś dookoła? Rozejrzyj się.
O. Widzę w oddali jakieś domy z drewnianych bali bielone wapnem.
P. Czy tam mieszkasz?
O. Ooo nie( z ironicznym uśmiechem ) ja mieszkam w zamku.
P. Dobrze to idź do tego zamku, czy już tam jesteś?
O. Tak wchodzę po mostku zwodzonym.
P. Czyj to zamek?
O. Mój.
P. Czy mieszka tam ktoś z tobą, jakaś rodzina może żona. Pomyśl.
O. Nie wiem, nie czuję jej, ale na pewno jest tu służba.
P. Dobrze, przenieś się teraz w przyszłość do jakiegoś ważnego w twoim życiu zdarzenia.
O. Jesteśmy w kościele, (chwila zastanowienia ), Ksiądz nawołuje żebyśmy udali się na krucjatę.
P. I co dalej się dzieje?
O. Znowu wchodzimy całą gromadą do kościoła, słyszę brzęk metalu na kamiennej posadce, ktoś rozdaje nam białe opończe z czerwonymi krzyżami, ale ja mam swoją niebieską.
P. Co się teraz dzieje?
O. Jedziemy konno, ja i jeszcze dziesięciu moich ludzi, zabieramy jedzenie chłopom.
P. Czemu tak robicie?
O. Jak to czemu ( z oburzeniem w głosie ) przecież jesteśmy panami?!
P. Przejdź do jakiegoś zdarzenia.
O. Jest bitwa obok miasta, oni zabijają moich ludzi i mnie ranią.
P. Kto to są oni?
O. Saraceni, ale zaraz… ( myślę)
P. Co się dzieje?
O. Ja nie rozumiem, ja przyszedłem ich zabić, a oni mnie leczą, coś tu nie jest tak?
P. Czy będziesz żył?
O. Tak, już jestem wyleczony i nawet mam konia?
P. Gdzie jesteś?
O. Chyba w niewoli, ale jedynie ja mam konia?
P. Czy wrócisz do swego domu?
O. Tak, już jestem. O kurcze, to to samo drzewo i dolina rzeki, tam jest mój zamek.
P. Gdzie to jest?
O. (Myślę) nie jestem pewien- ale chyba Francja.
P. Jaki król tutaj panuje?
O. Chcę powiedzieć Filip, ale mówię: Ludwik?
P. Dobrze, wracasz do domu i co robisz?
O. Coś piszę, coś piszę i chowam to do skrzyni?
P. Co piszesz ?
O. Nie wiem ?
P. Czemu chowasz to do skrzyni?
O. Nie wiem -chyba się czegoś boję?
P. Dobrze, umierasz, co widzisz?
O. Leżę w dużym łóżku, jestem stary, z boków palą się grube świece i umieram, unoszę się ponad łóżko.
P. Ile masz lat jak umierasz?
O. Nie jestem pewien, chyba 95 (zdziwienie)
P. Gdzie jesteś po śmierci?
O. Siedzę w takim powyginanym krześle z czerwonego drzewa, i oglądam bitwy. Cały czas giną moi ludzie, i od nowa znów widzę bitwę, aż w reszcie mówię dość i wszystko się kończy.
Po owej barwnej wizji, która była czymś pomiędzy snem a wspomnieniem, odczuwałem mieszane uczucia. Po pierwsze cieszyło mnie, że zobaczyłem w ogóle coś, gdyż po pierwszej próbie z profesjonalistką… dopiero w nocy wpadłem w coś w rodzaju autohipnozy. Po drugie, widziałem tego samego brudnego, zarośniętego, wpatrzonego gdzieś w dolinę rzeki rycerza, z siwym stojącym za nim koniem. Ale w trakcie hipnozy zdawało się mi, że mówiłem jakieś brednie, bo jakiegoż króla można przypisać Francji, jak nie Ludwika, a przeżycie w średniowieczu już chociażby 40 lat to był nie lada wyczyn, a cóż dopiero 95?
Minęły jakieś dwa lata. Dalej wiele czasu spędzałem na zabawach i wyjazdach w gronie najbliższych zaprzyjaźnionych Polaków (oczywiście po pracy). I właśnie po którejś z takich wizyt u przyjaciół w sąsiednim amerykańskim Seattle, wracając do domu naszym vanem doznałem dziwnego odczucia jakby mój samochód miał za chwilę przewrócić się na bok, albo i nawet przekoziołkować .
W domu na stole zastałem kilka książek, o które prosiłem bratanka, kiedy ten wraz z moim bratem i kilkoma innymi członkami rodziny wybierał się do Polski, a potem do Francji do Lourdes .
Jak się wkrótce okazało wizja ta dotyczyła wspomnianego wyjazdu, kiedy to wynajęty w Europie mikrobus przewrócił się przed miastem Mende w drodze do Lourdes. Jakkolwiek wypadek był naprawdę poważny (samochód do kasacji), nikomu z siedmiu osób nic się nie stało.
Bratanek uznał to za cud nawrócił się na religię katolicką, choć wcześniej miał zupełnie inne poglądy (między innymi bardzo fascynował się buddyzmem i ruchem New Age). Ważną w tym rolę miała jego wiara, że to Matka Boska z Lourdes go uratowała. Później też, czekając w Mende na wyjaśnienie przyczyn wypadku i podjęcia decyzji o dalszym podjęciu podróży, w tym małym francuskim miasteczku odkryli olbrzymią katedrę zbudowaną, jak im się zdawało, przez Templariuszy. Lecz to mogłoby być kolejną odnogą tej historii.
Dla mnie wówczas ważniejszą okazała się być jedna z owych książek, które ci pielgrzymi przywieźli mi z Polski, a mianowicie pierwszy tom „Królów przeklętych” M.Druona. Już na pierwszych stronach dziwnie blisko brzmiące nazwisko pewnego rycerza. Nie mówiąc nikomu o co chodzi, poprosiłem kilka znajomych mi osób o odszukanie jakiś informacji o wspomnianym rycerzu, który był również francuskim kronikarzem.
Następnego dnia kolega zlecił to zadanie koleżance, która nie wiedziała, że właściwie to co szukała w necie, robi to dla mnie. Wręczyła mu kilka wydrukowanych kartek wraz z portretem wspomnianego kronikarza i hrabiego Szampanii, Jan de Joinville, mówiąc: „Zobacz, czyż nie wygląda on tak jak Erik?”.
Żadne z nich nie wiedziało o moich zainteresowaniach reinkarnacją, a tym bardziej o mych przypuszczeniach.
Choć i ja jeszcze wówczas podchodziłem do sprawy dość sceptycznie, w najlepszym przypadku widząc tu jedynie chwałę i romantyzm bycia średniowiecznym rycerzem, jak się później okazało jeśli reinkarnacja może istnieć naprawdę, że owe blaski przyćmione są pewnym ścielącym się na większości z owych poznanych przeze mnie scenariuszy cieniem.
Obecnie dla mnie mimo wszystko wygląda to na jedno z moich poprzednich wcieleń. Im bardziej go poznawałem, tym więcej widziałem łączących nas podobieństw.
Zrozumiałem moje zainteresowania i fascynacje z dzieciństwa i młodości. Bo na przykład nawet herb Zawiszy Czarnego w swej graficznej strukturze w jakimś sensie jest podobny do rodowego herbu Joinvilów . A nawet moje rodzinne miasto Zielona Góra jest związana z tak zwanym bratnim miastem Troyes, gdzie rezydowali hrabiowie Szampanii.



Tak czy inaczej z dnia na dzień nauczyłem się techniki regresji hipnotycznej, i przez kilka lat łącząc z tym również inne techniki wspólnie z kilkoma innymi osobami ( również z owego reinkarnacyjnego grona ) znaleźliśmy około setki związanych z nami naszymi bliskimi i znajomymi.
Z tego co mi na ten temat wiadomo, jest to druga wspólna manifestacja grupy reinkarnacyjnej w zachodnim świecie. Ludzie ci w niczym nie przypominają nawiedzonej grupy czytaczy Biblii czy jakiegoś podobnego dewotyzmu, a jeśli ktoś wiarygodność pewnych relacji popiera tytułami i autorytetami, mogę dodać, iż wśród tak zwanych „ przeciętnych zjadaczy chleba” mieliśmy i mamy wśród zamieszanych w tę sprawę doktorów medycyny, architektów, inżynierów , techników itp. itd.
Wśród ludzi współpracującymi znajdują się także astrolodzy, psychologowie i profesjonalni hipnotyzerzy. Niestety, sprawa która jako fenomen bezsprzecznie istnieje, to tak do końca nie mogę być pewny źródła tej spontanicznej manifestacji powracających w różnych czasach grup ludzi.
Nie mogę również, przynajmniej na razie, ujawnić setki relacji zdarzeń i sytuacji związanych nadal z żywymi jeszcze obecnie ludźmi. Często ich dramatów, które schematycznie powtarzają się w podobnych scenariuszach na przestrzeni wieków. Z mej strony ja już dawno zostałem zaszufladkowany z tego powodu, nie zależy mi jednak na swej reputacji. Jak to ktoś wyraził w dowcipie: „Dlatego ludzie w młodości używają w czasie przedstawiania się jedynie swego imienia, bo nie wyrobili jeszcze sobie dobrego nazwiska, a z biegiem czasu ci sami ludzie używają jedynie nazwiska, gdyż stracili już dobre imię”. Ja utraciłem je kilka lat temu, kiedy obok uznania mnie za artystę, plastyka i dekoratora co niektórzy zbyt ograniczeni w swym pojmowaniu świata jako takiego zaczęli doklejać mi etykietkę „ten nawiedzony”, no i dobrze, jeśli to co nas nawiedziło miałoby być choćby w części prawdą to niech będziemy nawet i nawiedzeni!
Generalnie na przestrzeni nieco więcej jak 1000 lat wyglądać by to mogło, że wracaliśmy tutaj kilkukrotnie w kilku historycznych okresach, w większych lub mniejszych wspólnych grupach.
Ja osobiście mógłbym w takim wypadku być związany z pięcioma osobami żyjącymi w takich przedziałach historii: od szóstej dekady przed „naszą erą” do drugiej dekady naszej ery. Około roku 950 do 1000, 1220 do 1320, (dokładnie 1224 do 1317 lub 1319) następnie od 9 dekady XV wieku do 3 dekady XVI wieku , od końca XVIII wieku do 9 dekady wieku XIX , i ostatni raz od końca XIX do połowy XX wieku .
Tak jak napisałem wyżej nie mam pojęcia skąd wzięły się te wszystkie zazębiające się ze sobą relacje. Te wszystkie spisane lub nagrane przez nas dramaty poprzednich wcieleń, bardzo często korespondujące z obecną sytuacją, stanem zdrowia czy przyzwyczajeniom, dramaty poprzednich wcieleń. Część zainteresowanych niestety uważa to za doskonałą zabawę, a to co im za naszym pośrednictwem się objawiło za majaki ich własnych wyobraźni. I może mogłoby tak rzeczywiście być, gdyby nie te inne wzajemnie uzupełniające się relacje innych często nawet bardzo mało znających się osób. Natomiast ja jedynie co mogłem zrobić to poodwiedzać owe rozsiane po całej Europie miejsca naszych domniemanych wspomnień, odwiedzając często jedynie pozostałe po tych życiach groby ich uczestników łącznie ze swymi.

Użytkownik Erik edytował ten post 25.11.2010 - 16:09

  • 2



#36

maxmax.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Życie po śmierci jest możliwe. Człowiek nie jest maszyna i nieda sie tak poprostu wyłączyć mu duszy. Ciało umiera lecz dusza musi znaleść swoje miejsce
http://poznajdate.com/kopary.html

Użytkownik maxmax edytował ten post 26.11.2010 - 22:02

  • 1

#37

pawlitto.
  • Postów: 181
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Uważam, że Bóg stworzył byty po to aby były. Niszczenie duszy(bytu) zaraz po śmierci było by raczej sporym marnotrawstwem z Jego strony.
  • 0

#38

livin.
  • Postów: 532
  • Tematów: 11
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

reinkarnacja zaczyna urastać do miana faktu na tle innych wierzeń, niewierzeń

pokaż mi ten "fakt" potwierdzony METODĄ NAUKOWĄ, a później pisz o faktach i paradygmatach.
To, że wierzysz w coś nie znaczy, że jest to faktem. Nie chcę definiować czyjejś wiary, ale nie wciskaj ludziom "wiedzy" na którą nie masz żadnych dowodów. Nie nadużywaj słowa fakt, bo fakt to

w rozumieniu potocznym jest to wydarzenie, które miało miejsce w określonym miejscu i czasie. W tym sensie faktem nie może być zdarzenie, które nie miało jeszcze miejsca, można jednak mówić o przewidywaniu przyszłych faktów - czyli zdarzeń które najprawdopodobniej się wydarzą. Zdarzenia te jednak stają się faktami dopiero wtedy, gdy się już wydarzą.

A na słowo to ja niestety, nikomu nie wierzę.
I nie chodzi mi tu bynajmniej o krytykę tematu, bo jest całkiem ciekawy i wart zgłębienia, tylko o naduzywanie słów, których znaczenia się nie rozumie.

Użytkownik livin edytował ten post 27.11.2010 - 19:09

  • 0



#39

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Przemo, dzięki za zrozumienie. Nie do każdego dociera idea reinkarnacji i gdybym sam tego wszystkiego nie doświadczył może też był bym większym sceptykiem. Wiem, że to nie jest zabawa i naprawdę można sobie i innym wiele pomóc w rozwiązywaniu dzisiejszych problemów, ale trudno jest się przebić przez ortodoksję i tradycję. Ludzie boją się nawet o tym myśleć.
Pozdrawiam, Erik.
  • 2



#40

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Przemo, Dumnie być rycerzem, tak właśnie odebrałem to moje objawienie w pierwszym jego odczuciu. Może dlatego też, że owe przekonanie było ukoronowaniem kilku lat niewiedzy, a usłyszane nad ranem imię Devil oznacza jakby nie było diabła.
Później postać Jeana de Joinville zaczęła w trakcie poznawania go nabierać innych barw, nie był to już li tylko wojownik, ale zaczął być dyplomatą i filozofem. Jego to przecież ganił król Ludwik za szeptanie na dworskim przyjęciu z Robertem Sorbonem ( założycielem słynnego uniwersytetu). Może teraz zacytuję coś z książki Jeana de Joinville (czyli jak myślę mnie) LXXXVII, 445: „Kiedy udawali się do swojej rezydencji w pałacu sułtana, brat Iwon zobaczył starą kobietę, która przechodziła przez ulicę i niosła w prawym ręku misę z rozpalonym ogniem, a w lewym buteleczkę pełną wody. Brat Iwon zapytał ją : „Co chcesz z tym zrobić?” A ona odpowiedziała, że chciałaby ogniem spalić raj, ażeby już nigdy go nie było, a wodą zagasić piekło, ażeby nigdy już go nie było. I on zapytał ją: „Dlaczego chcesz to zrobić?”. „Dlatego, że nie chcę, aby cokolwiek robiono dla nagrody w raju, ani ze strachu przed piekłem, ale po prostu dla miłości Boga, który ma taką moc, że może nam uczynić każde możliwe dobro”.
Anthony de Mello powiedział, że kiedy rodzice nauczą dziecko wymawiać słowo ptak, przestaje ono widzieć ptaka. Ja też kiedy wszedłem za pośrednictwem hipnozy w świat poprzednich żyć musiałem skorygować wszystko co przedtem wiedziałem, może dobrze przedstawiłby to mój wiersz pt. „Upadły anioł”

UPADŁY ANIOŁ

Jako niewinne dziecię wiedziałeś jeszcze wszystko- i taki mogłeś pozostać.
Mimo że trudami przygody, wiedzą i bogactwem- świat mamił twą postać.
Ale ty czystym łabędzioskrzydłym aniołem- jeszcze wówczas będąc.
Zapragnąłeś poznać- bezwiednie nocami swą nić Ariadny przędąc.
Później jej kłębek- niby kostur pielgrzyma w rękę sobie wręczając.
Tak siebie za Graalem na nową krucjato- pielgrzymkę teraz wysyłając.
Odkrycia pewności siebie, wiary, wiedzy, rozwagi- nadzieją spowity.
Znów kolejny, zniszczony trudami drogi- zmieniasz but zużyty.
Swego szczęścia od nowa szukając- za każdym milowym kamieniem.
Jak w domu z rodziną świętowałeś- wspominasz z utęsknieniem.
Że zawrócić nie chcesz zapiszesz- w swym podróży zeszycie.
W snach jedynie- o chwalebnym powrocie, przemyślując skrycie.
W coraz większą gęstwinę wciąż zaszywając się- sobie nieznaną.
Niczym w upiorną boru zaklętą pustelnię- dawno zapomnianą.
A nici twej przewodniej w labiryntu meandrach- zgubiłeś końcówkę.
I jak Tezeusz, tylko potwora przed sobą masz- mroczną kryjówkę.
Jeśli zabić go w sobie zdołasz- by tak odrodzonym ku słońcu powrócić.
Niemalże wszystko co wcześniej znałeś- musiał będziesz porzucić.
Lub gdy wiary i wiedzy dość masz- aby udać się inną drogą.
Mądrości szlakiem, który twego świata- nie musi być pożogą.
Miast ascezy, radością życia- zabawy weselem się kierując wszędzie.
Wówczas też stwórczą harmonią zapanuje- i trwać w nieskończoność będzie.
Abyś się nie stał Ikarem- co jak meteor z nieba się na ziemię zwala.
Ale zanim rozpocząłeś wędrówkę- wznieś się na skrzydłach Dedala.
Ku gwieździe północnej, do poznania- jak on poszybuj przed siebie.
A nie będziesz na Ziemi tułaczem- lecz znajdziesz się już w Niebie.
W materializmu szafie inkarnacji strój pozostaw wygodny.
Stając się tak w nagości duszy Boskim istotom podobny.
Gdy później Mlecznej drogi szlakiem poszybujesz cwałem.
Przed nową erą czarnej dziury ciasnym przemykając kanałem.
Gdy wiesz jak- nawet bez wychodzenia z domu- możesz to uczynić.
I o to że życie przegrałeś- nigdy już nikogo nie będziesz musiał winić.

PIRAEUS

Tak, jeśli istnieje reinkarnacja, a ja byłem tymi kim myślę, że byłem, to rzeczywiście zabijałem, było to jednak związane z tymi czasami i ówczesną świadomością. Lecz ja nadal wojuję, może tym razem nie mieczem, ale wojuję i będę wojował z kłamstwem, obłudą, głupotą i w obronie słabszych. Kiedy mowa o krucjacie to przypomniały mi się wypowiedzi głównego bohatera filmu z 2005 roku „Kingdom of Heaven” polski tytuł „Królestwo niebieskie” - Baliana (Orlando Blooma) pierwszy raz kiedy mówi na murach miasta do zebranych mieszkańców : „Czym jest Jeruzalem- to wasze święte miejsca zbudowane na Żydowskiej świątyni, którą Rzymianie zniszczyli. Mahometańskie święte miejsca zbudowane na ruinach waszych świętych miejsc. Co jest bardziej święte? Mur, świątynia czy ludzie? Nie mury i świątynie ale ludzie którzy mieszkają za tymi murami, i ich trzeba bronić” W innym miejscu ten sam obrońca Jerozolimy w rozmowie z biskupem mówią: Biskup „ Jeśli byli ochrzczeni , trzeba ich pochować, bo nie zmartwychwstaną w dniu sądu ostatecznego.” Balian: „Jeśli nie spalimy tych ciał za trzy dni wszyscy umrzemy od zarazy. Bóg zrozumie to mój panie, a jeśli nie zrozumie, to znaczy, że nie jest tym Bogiem i już nie musimy się oto martwić”. W trzecim miejscu ten sam bohater w rozmowie z Salahuddinem, Balian pyta : „Co jest warte Jeruzalem?” Salahuddin „ nic – wszystko”. Jest to dla mnie bardzo emocjonalny film, mimo, że nie uzyskał aż takiego moim zdaniem przysługującego mu rozgłosu, może został nakręcony w złym czasie walki świata zachodu z Islamem i nie politycznie było pokazywanie tamtej przegranej ?.Tak czy inaczej słowa tam wypowiedziane są jak przestroga i prawda objawiona. Czym bowiem są religie, kościoły i idee tam zawarte wobec ludzi, zwykłych bez i ponad wyznaniowych ludzi? Na Kamieniu z Rozetty jest wyryty tekst „ Z nieba gniew dosięgnie Tego kto ruszy kamienie świątyni, Tego kto ruszy słowa świętego tekstu Tego kto tylko zmieni znaczenie myśli” .Ile razy te świątynie padały ofiarą prymitywnych neofitów wszystkich religii, ile razy zmieniano te i tamte święte teksty, ile razy wkładano do ust proroków i mesjaszy nie ich słowa? Czy jest to ważne- tak jest ważne aby poznać prawdę, aby wyjść poza granice dogmatów i dostrzec prawdziwą prawdę obojętnie jaka ona jest. A to po to, aby już więcej nie krzyżować, kamieniować i zabijać, ale aby móc żyć. Choć jeśli istnieje reinkarnacja to nie istnieje śmierć.

MUNDUS VULT DECIPI, ERGO DECIPIATUR. z łaciny „Świat chce być oszukiwany, niechaj więc go
oszukują”
POZDRAWIAM ERIK.
  • 2



#41

shise.
  • Postów: 23
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Erik
prośba napisz jak wyglądały owe seanse wyzwalające regresję hipnotyczną, czy brałeś sam udział, świadkowie ?, dokumentacja?, nagrania? itd
Nie będę ukrywał, jestem sceptyczny w sprawach hipnozy, wpływ socjotechniczny w podobnych przypadkach nad wyraz często zastępuje prawdziwą regresję, a podświadomość płata figle i ujawniają się ukryte marzenia i pragnienia. Czasami bardzo spójne obudowane przypadkowymi fragmentami wiedzy zasłyszanej, obrazy z przeczytanych książek itp.
Myślę że podejście analityczne może więcej nam powiedzieć ...
  • 0

#42 Gość_mag1-21

Gość_mag1-21.
  • Tematów: 0

Napisano

Livin

A na słowo to ja niestety, nikomu nie wierzę.
nie chodzi mi tu bynajmniej o krytykę tematu, bo jest całkiem ciekawy i wart zgłębienia, tylko o naduzywanie słów, których znaczenia się nie rozumie.

A tak naprawde to wierzysz, tylko wkurza Cie to, jak na sile przekonuja do swoich prawd.
He he, i tu jestem z Toba. Bo nie agresja, ale lagodnym przenikaniem osiagniesz sukces, oczywisie jesli mowisz PRAWDE.
  • 0

#43

żaba.
  • Postów: 1070
  • Tematów: 32
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

reinkarnacja zaczyna urastać do miana faktu na tle innych wierzeń, niewierzeń

pokaż mi ten "fakt" potwierdzony METODĄ NAUKOWĄ, a później pisz o faktach i paradygmatach.
To, że wierzysz w coś nie znaczy, że jest to faktem. Nie chcę definiować czyjejś wiary, ale nie wciskaj ludziom "wiedzy" na którą nie masz żadnych dowodów. Nie nadużywaj słowa fakt, to... ble ble

taaa daj mi potwierdzenie naukowe, skąd ja znam tą śpiewkę...jakim cudem mają to potwierdzić metodą naukową ? pomyśl.. są w ogóle prowadzone jakiekolwiek poważne badania nad tym ? heh wątpię. poza tym jest wiele dowodów na istnienie reinkarnacji, ale wiem że dyskusja jest bez sensu, bo co by nie było to i tak za mało - bo ten ściemniał dla kasy, temu się wydawało, ten głupi, ten bez wartościowy.. Z resztą nie mam zamiaru nikogo już przekonywać do niczego . Mam to gdzieś heh piszcie i myślcie co chcecie i wierzcie w robaki 2,5 pod ziemią.

Użytkownik Ronaldo edytował ten post 29.11.2010 - 11:51

  • 0

#44

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Shise. Pytasz czy brałem udział w seansach past life. Tak, przecież o tym napisałem : „ Z tego co mi na ten temat wiadomo, jest to druga wspólna manifestacja grupy reinkarnacyjnej w zachodnim świecie”. Najczęściej, przynajmniej na początku, ja byłem prowadzącym dialog z hipnotyzowanym, w starszej metodzie potrzebny był jeszcze asystent do rozpraszania uwagi „pacjenta”.
A więc tak jak wspomniałem o znajomej artystce, ona poddała się hipnozie u anglo-języcznej hipnoterapeutce , następne były prowadzone przez nas lub z udziałem kogoś z nas. Seanse wyglądały mniej więcej tak: po pewnym wstępnym wprowadzeniu i uzgodnieniu jaka wiedza jest potrzebna hipnotyzowanemu i jakie w związku z tym są preferencji (np. niektórzy ludzie nie chcą znać ani przeżywać momentu śmierci, nie obchodzi ich co dzieje się w strefie przejściowej między życiami, chcą poznać jedynie jakieś rodzaje swych żywotów np. życia szczęśliwe, bogate lub takie, które mogłyby uwidocznić problemy zaistniałe w obecnym życiu).
Niektórzy szukają w nich swych partnerów życiowych lub członków rodzin, inni jedynie pragną upewnić się o istnieniu czegoś po tamtej stronie w obawie przed śmiercią lub przed nicością.
Pewna znajdująca się w depresji znajoma uznała, że nie tylko nie chce żyć, ale nie chce już nawet istnieć, i wtedy usłyszała głos: „Jak nie chcesz istnieć to ja tobie pokażę, co to jest nieistnienie”. I w tym momencie zobaczyła siebie zawieszoną w bezkresnej pustce, była tam tylko ona i jak to określiła był to dla niej najstraszniejszy obraz „piekła”, gdyż nie było tam nawet diabła, z którym mogłaby porozmawiać..
Hipnoza też usuwa obawy , na przykład przed śmiercią. Przedstawię to może tylko na jednym z wielu przypadków .Kiedyś moja serdeczna koleżanka mówiła wszem i wobec, że nie tylko boi się śmierci, ale też obawiała się, aby nie zostać pochowaną żywcem. Z podobnego też powodu jako formę pochówku odrzucała kremację, aby nie zostać spaloną żywcem podczas jakiegoś letargu. Z moją pomocą i inicjatywą poznała ona co najmniej siedem swych poprzednich inkarnacji, i choć nie całkiem wykorzystuje nauki z tych żyć, ale przynajmniej zmienił się jej stosunek do śmierci, której już się tak nie obawia.
Podobnie znajoma, o której wspominałem jako o tej przeprowadząjcej moją trzecią sesję ( licząc samo- hipnozę), też w podobny sposób wybawiała swych pacjentów z lęku przed śmiercią, kiedy przeprowadzała na mnie swe pierwsze świeżo wyuczone w szkole hipnozy praktyki. Minął około rok od mych pierwszej sesji. Ta koleżanka zajmująca się zawodowo pomaganiem ludziom ciężko chorym i umierającym (jedną z form tej pomocy było uświadamianie umierającym - zagubionym i przerażonym pacjentom, że to nie koniec, że śmierć nie istnieje itp.) , często siedziała przy umierających trzymając ich za rękę w czasie umierania. Dlatego też niejako z nakazu sumienia i zawodowego obowiązku zrobiła kurs hipnoterapeutki, w tym także past life (poprzednie wcielenia).
Techniki wprowadzania w stan hipnozy są poniekąd różne lecz podobne i prowadzą w sumie do bardzo podobnego efektu, różnią się one niekiedy szczegółami choć uczyłem się już i nowych technik w hipnozie, są łatwiejsze do wprowadzenia.
Chodzi o wejście w stan emocjonalny, poprzez który jest już otwarta droga do wiedzy zawartej w podświadomości , nie jest tutaj konieczna aż tak długa relaksacja i przeprowadza się seans na siedząco. Sam przebieg widzenia też różnie się objawia: od krótkich niby scenek, podczas których zależnie od okoliczności i pytań hipnotyzera można słyszeć dźwięki i czuć zapachy, do czegoś w rodzaju pokazu slajdów. Niekiedy takie sesje odbywają się w kameralnej atmosferze (zależnie od życzenia hipnotyzowanego), lecz częściej robiliśmy to w kilkuosobowych grupach najbardziej zaangażowanych w sprawę osób i wówczas najczęściej ktoś jest odpowiedzialny za nagrywanie audio. Filmowania nie praktykujemy, gdyż najczęściej jest w pomieszczeniu gdzie przeprowadzamy seans półmrok, który jest czynnikiem pomagającym skupić się pacjentowi. Nie mogę powiedzieć jak duży jest tutaj wpływ jak to nazwałeś „ socjotechniczny” i czy on zastępuje prawdziwą regresję, powodując płatanie figli przez podświadomość. Lecz mało kiedy niezaangażowani ściślej znają wypowiedzi innych osób z w innym czasie przeprowadzanych sesji , a często okazywali się oni częściami składowymi innych życiowych scenariuszy. Tak więc logicznie myśląc, jeśli nie jest to reinkarnacja mamy tutaj do czynienia z grupową spontaniczną sugestią lub telepatią. Jeśli chodzi o ukryte marzenia i pragnienia, są one najczęściej w takich przypadkach jak najbardziej związane z nieosiągniętymi zdobyczami z poprzednich życiowych scenariuszy.
Do kwestii reinkarnacji próbowałem podejść z wielu perspektyw, nawet kiedyś na jednej z prelekcji zaprosiłem dla kontrastu kilku ortodoksyjnych katolików i kilku księży, z których przybył tylko jeden odważniejszy, bardziej ciekawy lub może był bardziej zdeterminowany od innych do obrony swej ideologicznej pozycji.
Tak czy inaczej, po zakończeniu dyskusji zadałem wspomnianemu księdzu pytanie, co o tym wszystkim co usłyszał myśli. Ksiądz odparł, że po wysłuchaniu wielu przypadków mogących świadczyć o reinkarnacji: „ W naszym kościele nie ma czegoś takiego jak reinkarnacja, lecz jeśli miałbym ocenić opisane tutaj zdarzenia, to jeśli tylko one były prawdziwe, reinkarnacja jest najlogiczniejszym sposobem ich wytłumaczenia.”
Mam nadzieje, że zaspokoiłem Twą ciekawość jeśli nie , a temat nadal Ciebie interesuje to proszę pytać. Pozdrawiam Erik.
  • 2



#45

Feancy.
  • Postów: 3
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Według mnie reinkarnacja może być jak najbardziej możliwa. Moja teoria jest taka, że dusza po śmierci wędruje po jakimś czasie spowrotem na Ziemię, jednak to gdzie (że tak powiem) trafimy zależy od naszego poprzedniego życia - tym jacy byliśmy, jak się zachowywaliśmy. Podsumowując jeśli byliśmy dobrymi ludźmi w kolejnym wcieleniu spełnią się nasze pragnienia (np. będziemy sławni, mieli sporo pieniędzy, czy po prostu będzie nam się dobrze wiodło w życiu) Podobnie jest z ludźmi którzy źle postępowali, wtedy czeka ich kara - rodzą się ponownie np. w bardzo ubogiej rodzinie, spotykają ich jakieś tragedie. No i tak w kółko - Rodzimy się, umieramy, rodzimy się, umieramy... Wtedy każde następne wcielenie zależy od poprzedniego - od tego jakie było. Mam nadzieję, że zrozumieliście. Jednak moja teoria na ten temat nie jest kompletna tzn. nie wiem jakby wyjaśnić sytuacje spotkań z duchami, objawienia itp.
Może macie jakieś wytłumaczenia i co o tym sądzicie?
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych