Napisano 06.12.2010 - 21:34
Napisano 06.12.2010 - 21:39
Jeżeli chodzi o reinkarnację to raczej średnio w to wierzę. Bardziej przekonuje mnie bardziej przerażająca teoria, że po śmierci nie ma nic. Dosłownie, nic. Żyliśmy, odchodzimy, znikają Nasze wspomnienia, wszystko. Tracimy wszystko, po śmierci nie mamy nic. No, ale każdy wierzy w coś innego.Według mnie reinkarnacja może być jak najbardziej możliwa. Moja teoria jest taka, że dusza po śmierci wędruje po jakimś czasie spowrotem na Ziemię, jednak to gdzie (że tak powiem) trafimy zależy od naszego poprzedniego życia - tym jacy byliśmy, jak się zachowywaliśmy.
Jak powiedział Przemo, jeżeli istnieje reinkarnacja nie ma kar, ani nagród. Jest tylko rozwój.Podsumowując jeśli byliśmy dobrymi ludźmi w kolejnym wcieleniu spełnią się nasze pragnienia (np. będziemy sławni, mieli sporo pieniędzy, czy po prostu będzie nam się dobrze wiodło w życiu) Podobnie jest z ludźmi którzy źle postępowali, wtedy czeka ich kara - rodzą się ponownie np. w bardzo ubogiej rodzinie, spotykają ich jakieś tragedie.
No właściwie, duchy to oddzielny temat. Trochę burzą teorię w którą wierzę, ale wierzę również w to że ich istnienie można jakoś racjonalnie wytłumaczyć.No i tak w kółko - Rodzimy się, umieramy, rodzimy się, umieramy... Wtedy każde następne wcielenie zależy od poprzedniego - od tego jakie było. Mam nadzieję, że zrozumieliście. Jednak moja teoria na ten temat nie jest kompletna tzn. nie wiem jakby wyjaśnić sytuacje spotkań z duchami, objawienia itp.
Napisano 10.12.2010 - 22:13
Mozna, jesli tylko dopuszczasz mozliwosc istnienia innych swiatow (rownoleglych), to sa to istoty wlasnie z tamtad. Ale to nie takie duchy w bialych przescieradlach, to istoty o ciele z materii o innej gestosci niz nasza. Nasz mozg "widzi" tylko materie zbita, prawie, ze jednolita, ale istnieje materia bardziej rozproszona, ktora dla nas jest niewidoczna. Chyba ze... dostroisz mozg do odbioru bardziej skomplikowanych danych. To tez jest mozliwe. W chwili w ktorej zaczynasz myslec o tym, rozpoczynasz proces dostrajania. Mozna dowiedziec sie tego co nastepuje po smierci, bez jej przezywania, czyli przed, tylko sie dostroj...Objawienia...hm, to nic innego jak przekaz od tych z ktorymi sie "rozmawia".Zalezy co rozumiesz pod pojeciem "objawienie"?No właściwie, duchy to oddzielny temat. Trochę burzą teorię w którą wierzę, ale wierzę również w to że ich istnienie można jakoś racjonalnie wytłumaczyć.
Jesli bylismy "dobrymi", ani pieniadze, ani slawa nie sa wartosciami pozadanymi dla "dobrych". Jesli bylismy "zlymi", nie czeka nas kara, ale ponowne doswiadczenie bycia "zlym" i ofiara zla jednoczesnie. To bardzo trudne doswiadczenie. OdradzamPodsumowując jeśli byliśmy dobrymi ludźmi w kolejnym wcieleniu spełnią się nasze pragnienia (np. będziemy sławni, mieli sporo pieniędzy, czy po prostu będzie nam się dobrze wiodło w życiu) Podobnie jest z ludźmi którzy źle postępowali, wtedy czeka ich kara - rodzą się ponownie np. w bardzo ubogiej rodzinie, spotykają ich jakieś tragedie.
Użytkownik mag1-21 edytował ten post 10.12.2010 - 22:15
Napisano 12.12.2010 - 16:23
Napisano 15.12.2010 - 20:48
Napisano 18.12.2010 - 20:52
Napisano 20.12.2010 - 17:46
Napisano 20.12.2010 - 23:33
Napisano 22.12.2010 - 02:52
Napisano 22.12.2010 - 10:09
Napisano 14.01.2011 - 22:38
Kiedy James miał sześć lat, niczym się nie różnił od podobnych od niego przeciętnych, szczęśliwych dzieciaków, które biegały z psami albo łowiły ryby w potoku, żyjąc sobie spokojnie w miasteczku Lafayette. Ale James nie był zwyczajnym chłopcem. Od kiedy skończył dwa lata, cierpiał bowiem na powtarzające się koszmary, z których jego rodzice, Bruce i Andrea Leiningerowie, musieli go wybudzać.
Kilka razy w tygodniu przybiegali do jego pokoju, ponieważ chłopiec krzyczał, rzucał się i kopał, powtarzając:" Samolot płonie, a mały człowiek nie może się wydostać".
W żaden sposób to, co James kiedykolwiek w życiu usłyszał, zobaczył lub przeczytał, nie mogło posłużyć za wytłumaczenie koszmaru, który go nawiedzał. Rodzice starannie filtrowali informacje po to, by syn nie oglądał na przykład brutalnych programów w telewizji. Żadne z nich nie potrafiło sobie przypomnieć, czy powiedziało kiedyś coś, co mogłoby wywołać w dziecku irracjonalny strach. James nie bał się latania jako takiego, ale uwięzienia w płonącym samolocie - nie sposób było wytłumaczyć, skąd taki strach wziął się u małego dziecka.
Od czasu do czasu, bawiąc się modelami samolotów, James rozbijał je o stół w jadalni, który służył mu za lotniskowiec, i wrzeszczał:"Maszyna w ogniu!".
Dopiero matka Andrei zasugerowała, że być może uraz wnuczka ma związek z jego wcześniejszym wcieleniem. Za radą matki Andrea skontaktowała się z Carol Brown, autorką książki "Children's Past Lives: How Past Life Memories Affect Your Child" (Dawne żywoty dzieci. Jak wspomnienia z poprzedniego życia wpływają na twoje dziecko). Ta doradziła jej, by porozmawiała z synem o koszmarach - spokojnie, rzeczowo, tak by uzyskać od niego jak najwięcej informacji, których prawdziwość dałoby się zweryfikować. Chodziło o to, by zamiast traktować koszmary jako objawy wybujałej wyobraźni, uznać je za głęboko zakorzenione wspomnienia, które należy wyciągnąć na światło dzienne i przeanalizować.
"Kiedy śnimy nasza świadomość nie przetwarza informacji w taki sam sposób jak wtedy, gdy jesteśmy przebudzeni. Do głosu dochodzą nieświadome wspomnienia, na przykład te dotyczące przeszłego życia- wyjaśnia Bowman. - Świadomość próbuje w pewnym momencie znaleźć ujście dla tych niepokojących wspomnień".
Wskutek rozmów z rodzicami lęki Jamesa znalazły ujście i częstość występowania koszmarów zmniejszyła się, ale wspomnienia wcale nie zniknęły, przeciwnie - zyskały na intensywności. Chłopiec zaczął przypominać sobie różne szczegóły dotyczące samolotu, lotniskowca, z którego startował, a także okoliczności, które doprowadziły do jego "śmierci". Podał nazwisko innego pilota ze swojej eskadry, Jacka Larsena, jak również nazwę lotniskowca: "Natoma". Stwierdził ponadto, ze wówczas również miał na imię James i że latał na maszynach Corsair. Chłopiec wskazał na mapie lotniczej dokładnie miejsce, w którym rozbił się jego samolot - było to na Pacyfiku, nieopodal wyspy Chichi Jima, bardzo blisko Iwo Jimy.
Ojciec Jamesa, który wciąż sądził, że jego syn po prostu fantazjuje, pragnąc dotrzeć do sedna zagadki, uzbrojony w szczegóły z opowieści chłopca zaczął przeszukiwać Internet. Ze zdumieniem odkrył, że lotniskowiec USS "Natoma Bay" faktycznie podczas bitwy o Iwo Jimę stacjonował na Pacyfiku. Odnalazł następnie Jacka Larsena, z którym nawet udało mu się porozmawiać na jednym ze spotkań weteranów wojennych - nie ujawnił mu jednak prawdziwego powodu rozmowy. Larsen potwierdził, że służył w eskadrze na "Natomie" i latał razem z Jamesem M. Hustonem juniorem, który zginął w 1945 roku podczas ataku na port Futami Ko znajdujący się na wyspie Chichi Jima. Hutson miał wówczas zaledwie dwadzieścia jeden lat i następnego dnia miał zakończyć służbę na lotniskowcu.
Mniej więcej w tym samym czasie mały James dostał w prezencie trzy figurki GI Joe. Nazwał je: Walter, Leon oraz Billie. Jego ojciec dowiedział się ze takie były imiona trzech pilotów, którzy służyli razem z Hutsonem i również zginęli w walce.
Zapytany, dlaczego nazwał tak swoje zabawki, chłopiec odparł: "Ponieważ oni powitali mnie, kiedy poszedłem do nieba".
Bruce Leininger wciąż jednak nie brał poważnie pod uwagę myśli, że jego syn może być reinkarnacją Jamesa Hutsona juniora - był za to przekonany, że duch pilota w jakiś sposób przemawia przez chłopca. Tak napraw3dę, to nadal żywił nadzieję, że wszystko okaże się dziecięcą fantazją, a zgromadzone fakty jedynie zbiegiem okoliczności. W całej tej historii znajdowała się tylko jedna nieduża, ale za to istotna rozbieżność: otóż w oficjalnych dokumentach marynarki samolotem Hutsona nie był Corsair, jak utrzymywał mały James, ale myśliwiec FM2 Wildcat. Wszyscy weterani, z którymi udało się Bruce'owi skontaktować, zgodni byli co do tego, ze Corsairy nie stacjonowały na lotnisku "Natoma".
Bruce Leininger był jednak nieugięty i postanowił wyjaśnić każdy szczegół historii. Wiosną 2003 roku udało mu się dotrzeć do 68-letniej siostry Hutsona, Anny, która mieszkała w Kalifornii. Otrzymał od niej kilkanaście zdjęć z czasów wojny, na których był jej brat. Jedno z nich wytrąciło Bruce'a z równowagi, przedstawiało bowiem młodego pilota z dumą prężącego się przed Corsairem, samolotem, którym latał rok przed śmiercią, gdy służył w elitarnej eskadrze VF-301, znanej jako Devil's Disciples.
"Piorun ponoć nigdy nie uderza dwa razy w to samo miejsce. Kiedy jednak uderza ósmy, dziewiąty raz, ciężko uznać to za zbieg okoliczności"- wyznał Bruce Leininger dziennikarzowi, gdy historia Jamesa trafiła do gazet.
Kiedy w październiku 2003 roku matka pilota Jamesa Hutsona dowiedziała się o całej sprawie, sporo czasu zajęło jej przemyślenie wszystkiego, ale wysłała rodzinie Leiningerów list z wyrazami wsparcia, a także kilka rzeczy osobistych syna.
http://www.youtube.com/watch?v=OWCUjx4nI98
Napisano 15.01.2011 - 01:16
Napisano 18.01.2011 - 00:14
0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych