Temat ten nazwałem „2012 rok Pełna przemiana” i choć tak jak może wynikać z pierwszych postów dotyczących tego mojego tematu, nie idzie mi o rok 2012 jako taki, lecz traktuję go jako wszystkim dobrze znany symbol, jak mi się wydaje w skali kosmicznej niedługo nadchodzącej przemiany. W tym temacie poruszam bardzo wiele różnorodnych, na pierwszy rzut oka niemających zarówno nic wspólnego z ową przemianą ani nawet mało ze sobą związanych wątków. Robię to jednak specjalnie, aby wyczulić czytających te teksty, że tak jak mi się wydaje nie tylko na pozór niezwiązane ze sobą rzeczy tak naprawdę z siebie wynikają lub współzależą, ale również na ich podstawie można rozpoznać rzeczywisty kierunek narzuconych nam od tysiącleci zmian i planów na Ziemi.
16
NA POCZĄTKU BYŁO SŁOWO, A SŁOWO BYŁO U BOGA, I BOGIEM BYŁO SŁOWO.
Wielu dzisiejszych czterdziestolatków+ musi pamiętać przeznaczone dla młodzieży polskie seriale telewizyjne, które mimo że przesiąknięte socjalistycznym idealizmem, były swego czasu cierpliwie wyczekiwane i masowo oglądane. I właśnie jeden z tych tworów polskiej kinematografii, oglądany w specyficznych okolicznościach kanadyjskiej rzeczywistości, natchnął mnie do pewnych refleksji.
A było to kiedy mój kolega i sąsiad jednocześnie, pamiętając jak przeżywał w młodości serial „Podróż za jeden uśmiech”, zapragnął obejrzeć go ponownie, lecz tym razem wraz ze swą rodziną, znajomymi, a przede wszystkim swymi urodzonymi już w Kanadzie dziećmi, a to po to, aby zaszczepić im polskość wraz z zawartymi w dziele pozytywnymi i wolnymi od przemocy treściami.
Trzeba tutaj wspomnieć dla młodszej części, czytających ten tekst osób, że: "Podróż za jeden uśmiech" (powieść autorstwa Adama Bahdaja) to barwna historia dwóch chłopców, którzy zapomnieli biletów na pociąg i zmuszeni są podróżować autostopem. Chłopcy przeżywają niezwykłe przygody, poznają ciekawych ludzi i miejsca oraz uczą się samodzielności. Kolejna barwna, pełna humoru powieść, opowiadająca o tym, jak ciężkie jest życie, kiedy jesteś zmuszony przez los odbyć podróż na drugi koniec Polski z pierwszej klasy kompanem - swoim picusiowatym kuzynkiem, którego masz serdecznie dość od samiuteńkiego początku- czyli Dudusia . Dwaj kuzyni - Duduś Fąferski i Poldek Wanatowicz - mają tuż po zakończeniu roku szkolnego wyjechać na wakacje nad morze właśnie na Hel.
Dudusia , odgrywa tutaj Filip Łobodziński.
Poldek to: Henryk Gołębiewski, który przyciąga metal i niedawno uporał się z rakiem, sam mówi o swych zdolnościach uzdrowiciela: "Gdy moją żonę, Marzenkę, coś zaboli, szybko spieszę jej na ratunek. Ale sam siebie nie leczę. Po prostu na mnie to nie działa. Na córeczce jeszcze nie miałem, na szczęście, okazji tego wypróbować".
Oglądający film sentymentalnie wspominali swe dzieciństwo, jednak młodszy syn kolegi zignorował przedsięwzięcie bardzo szybko, natomiast córka z trudem trawiła kolejne czarno-białe sceny, aż wreszcie spytała ze śmiechem: „A czemu oni właściwie jadą do Hell”?
No właśnie, czemu ten najdalej wysunięty na północ odcinek polskiego terytorium, czyli mierzeja Helska nazywa się, a właściwie brzmi tak jak po angielsku „piekło”? Czyżby zamorscy kupcy nazwali to miejsce tak, kiedy nie mogli tu upłynnić swoich towarów, lub też może celtyccy rozbitkowie ochrzcili tak te ziemie, gdy fale Bałtyku wyrzuciły ich na ten niewielki skrawek ziemi. A może wreszcie mieszkańcy w głębi lądu sądzili, że dalej może już być piekło, tym bardziej jeśli na przykład widywali tam rogatych przybyszów z długich smoczych łodzi.
Właśnie w wierzeniach staro-skandynawskich Hel tożsamy z greckim Hadesem był również podziemnym miejscem przebywania zmarłych, tu jednak rządzonym przez boginię o tym samym imieniu - Hel.
Dla mnie było jednak ważniejsze dlaczego obco brzmiące nazewnictwo zakorzeniło się w naszym języku.
Zacząłem więc szukać innych pokrewieństw lingwistycznych i w wielu publikacjach znalazłem ich nie mało. Bo czyż przypadkiem jest, że gotująca się w piekielnych czeluściach smoła nazywa się po angielsku „tar”, tak jak pierwotny antyczny Hades był Tartarem?
Czy na przykład angielski Bóg- God czytany wspak daje psa (dog). Starożytna wiedza Dogonów, afrykańskiego plemienia, którego nazwa wywodzi się od „Psa” (dog), utożsamia swego boga o psim obliczu z Syriuszem („Psia Gwiazda”), czyli najjaśniejsza i najbardziej czczona gwiazda i konstelacja gwiezdnego panteonu. Czyż więc może właśnie dlatego imię boga Budda brzmi podobnie do nazwy naszego polskiego psiego domu, a Hindusi zamiast do kościoła idą do Cane, co znów po włosku znaczy pies, a włoski przecież wywodzi się z łaciny- sztucznego, martwego od średniowiecza tajemniczego języka, który mimo, że powstał w Lacium i wpłynął na wszystkie języki indo-europejskie, w wiekach średnich był już tylko znany i studiowany wyłącznie przez wybranych kapłanów, myślicieli, sędziów i uczonych, a te nauki które oni reprezentowali były podarowane i wpajane nam przez antycznych bogów. Może więc archaiczna łacina była również podarowana ludziom jako uniwersalny język, pomocny do zdobywania wiedzy i komunikowania się z wyższymi istotami. Tak jak po coś do dziś jego archaiczne formy przetrwały jako klasztorne języki wszystkich kultur i religii świata. Wszelkie języki objawiające się pod tak zwanym „nawiedzeniem duchem świętym” czy to u katolików czy zielonoświątkowców lub ewangelistów dnia siódmego, brzmią łacino-podobnie. Znamienne jest też to, że wszelkie modlitwy czy biało lub czarno-magiczne zwroty zaklęte są w tym języku, a nieznający ich, będący w ekstazie ludzie, bezwiednie wymawiają te symboliczne formuły, tak jakby po wyciszeniu szumów podświadomość znajdywała emisje „boskiej” częstotliwości. Może więc dlatego sumeryjski Enlil był zły na ludzi za blokowanie jemu transmisyjnych linii.
„Kraj się rozciągnął, ludzie rozmnożyli;
Robili to w kraju jak dzikie byki.
Rozdrażnili boga swą jurną wspólnotą;
Ich słowa brzęczały w jego uszach;
I rzekł Enlil do wielkich głów:
„Mowa ludzkości stała się nieznośna;
Ich jurna wspólnota pozbawiła mnie snu.”
Bezspornie wiele tysiącleci i najróżniejszych czynników wpływało na ewolucję języków, lecz wiadomo również, że cywilizacje nie giną bezpowrotnie i esencje swych kultur przekazują innym, nowo powstałym cywilizacjom, tak jak spadkobiercami Sumeru jest długa lista narodów z Asyryjczykami, Hurytami, Hetytami, Aramejczykami, Babilończykami, Kanaejczykami, Kreteńczykami, Grekami i Hebrajczykami na czele.
Studiując mitologię i religię nasuwa się refleksja, że owe wzloty i upadki cywilizacji w jakiś sposób są związane z dozowaniem postępu technicznego, ot chociażby gdy hebrajski bóg postanowił ograniczyć dostęp do wiedzy i rozwoju mieszając ludziom języki, aby w dalszym rozrachunku zniszczyć niewygodną część ludzkości potopem.
„I rzekł Pan: Oto jeden lud i wszyscy mają jeden język, a to dopiero początek ich dzieła.
Teraz już dla nich nic nie będzie niemożliwe… Przeto wstąpmy tam i pomieszajmy ich język, aby nikt nie rozumiał języka drugiego”!
Umiejętność pisania, czytania i znajomości lingwistycznych, była równie często darem jak klątwą, kiedy ta umiejętność była wykorzystywana przeciwko pewnym „bogom”. Na tabliczkach Assurbanipala z Niniwy czytamy:
„Bóg uczonych w piśmie udzielił mi daru znajomości jego sztuki.
Zostałem wtajemniczony w sekret pisania.
Mogę nawet czytać zawiłe tablice
Po szumeryjsku; rozumiem zagadkowe słowa
Rzeźbione w kamieniu w czasach przed potopem.”
A w Księdze Henocha wspominającej o pierworodnym grzechu, można przeczytać:
„Oto ci którzy zostaną przerażeni, gdyż zapadł na nich wyrok za wiedzę jaką przekazali mieszkańcom Ziemi…
4-ty to Tenemuel on tchnął w ludzi łagodność i żal oraz nauczył ich fałszywej wiedzy i odczuć, sztuki pisania, używania atramentu i papieru, co było powodem, że rozmnożyli się ci co myślą i rozprawiają o wszystkim od początku dziejów.
Lecz ludzie przecież nie po to powstali, aby zapisywać swą wiedzę na papierze za pomocą atramentu, ale aby naśladować czystość aniołów, a wówczas nie poznaliby śmierci która wszystko niszczy. A dlatego, że chcą być dumni i potężni ZGINĄ, GDYŻ ZA DUŻO WIEDZĄ”
Można by więc domniemać, że ktoś ustala nam czas budowania i burzenia, czas pokoju i wojen, czas rodzenia i umierania, tak jakby te ewolucje i zmiany były dawno z góry założone, ustalone i związane z jakimś kosmicznym planem.
Dlatego też zostawiono łacinę wybranym, aż ostatnie stulecia zdewaluowały ją zastępując kolejno hiszpańskim, portugalskim, francuskim, angielskim czy kolejnymi generacjami języków cyfrowych i komputerowych, nawet jakiś czas temu słychać było pogłoski o zastosowaniu w sieci internetowej języka esperanto.
Może polski Żyd dr Zamenhoff inaczej rozumiał symbolizm zatrzaśniętej w puszce Pandory nadziei, gdyż właśnie to znaczy nazwa tego kolejnego sztucznego języka, ze swą symboliczną zieloną pięcioramienną gwiazdą.
Niezależnie czy wizja dr Zamenhoffa w odtwarzaniu przedbabelskiego języka była jego własną czy też narzuconą przez coś lub przez kogoś nadzieją, faktem jednak jest, że każdy Żyd, jak i mieszkaniec większości narodów Azji modląc się klepią łacińsko brzmiące zaklęcia. Wiele tysiącleci i czynników wpływa na ewolucję języków i trudno jest dziś dociec, które są bliższe temu niebiańskiemu, tak jak nie wiadomo np. czy polskie „niebo” wywodzi się od góry „Nebo”, z której wg przekazów Jahwe zabrał Mojżesza do siebie, czyli do nieba właśnie.
Pewne jest jednak, że archaiczne nazewnictwo oznaczać powinno coś niejednokrotnie innego niż my to dziś rozumiemy.
W starożytności stosowano w nauce jedynie sanskryt (czyli tak zwany język staroindyjski), język starochiński, grecki oraz łacinę, która z czasem przekształciła się w średniowieczny język nauki. Z różnych przyczyn jednak język łaciński został wyparty z nauki przez języki narodowe takie jak: francuski, angielski, rosyjski, niemiecki, hiszpański oraz inne.
W przeszłości pomimo wielu zwolenników ,,sztucznych” języków, liczne z nich w ogóle się nie przyjęły i nie znalazły praktycznego zastosowania. Inne przyciągnęły tylko nieliczne grono entuzjastów. Z reguły chodziło o nacjonalizm pewnych narodów narzucających swój język podbitym ludom. W wielu przypadkach jednak te narzucone języki nie zostały w praktyce zastosowane. Jednak jedynym nowożytnym językiem ,,sztucznym”, który znalazł zastosowanie i zjednał zainteresowanie najliczniejszej rzeszy adeptów, było esperanto, zainicjowane w 1887 roku przez Ludwika Zamenhofa.
Lecz próby zastosowania tego języka przy silnie narzucanym światu języku angielskim, który jest współcześnie w skali światowej najczęściej używanym i nauczanym językiem obcym, nie miały szans powodzenia. Mimo, że angielski jest rozpowszechniony w co najmniej 62 krajach świata, na wszystkich kontynentach, jest on również językiem sztucznym, i choć język angielski jest współcześnie jedynym językiem światowym, niewykluczone, że może on podzielić los łaciny i innych wcześniejszych języków świata.
Oficjalnie języki sztuczne są to języki, których fonologia, gramatyka lub słownictwo zostało przez kogoś świadomie wymyślone, i takim właśnie narzuconym i sztucznie wymyślonym przez grupę osób jest język angielski.
Słusznie więc synonim „języki sztuczne lub planowane” odnosi się do międzynarodowych języków przeznaczonych do użycia w komunikacji międzyludzkiej.
Spekulacje gramatyczne dotyczące języków sztucznych wywodzą się z antyku. Pojawiły się one na przykład u Platona w „Cratylusie”. Należałoby jednak zaznaczyć, że mechanizmy gramatyczne sugerowane przez antycznych filozofów były projektowane w celu przybliżenia, wyjaśnienia bądź zrozumienia istniejących już języków takich jak łacina, greka lub sanskryt, a nie do tworzenia nowych języków.
Wcześniejsze nie naturalne języki nie były rozważane jako „sztuczne", ale jako nadnaturalne, a nawet mistyczne. Lingua Ignota zapisana w XII wieku przez św. Hildegardę z Bingen jest dobrym przykładem takiego języka.
Podobnie wywodzący się z kultury środkowo-wschodnich Balaibalan z XVI wieku, który ma widoczną formę prywatnego mistycznego żargonu, jest takim ważnym przykładem.
Również gramatyczne rozważania oparte o Kabałę były ukierunkowane na odtworzenie oryginalnego języka, którym posługiwali się Adam i Ewa w raju, a który został zatracony w konflikcie wieży Babel. W zasadzie pierwszy chrześcijański projekt idealnego języka został dopiero przedstawiony przez Dantego Alighieri w „De vulgari eloquentia”, poszukującego idealnego wzorca dla włoskiego literackiego języka. Kolejnym takim architektem językowym był Ramon Llull. W „Ars Magna” stworzył on projekt perfekcyjnego języka polegającego na zbiorze pojęć, za pomocą którego na przykład niewierzący mieli być przekonywani do wiary chrześcijańskiej.
Podczas renesansu idee zaczerpnięte z Llulliego i kabały znalazły zastosowania w kryptografii. Przykładem tego może być manuskrypt Voynicha. W okresie renesansu panowało zainteresowanie starożytnym Egiptem, szczególnie przez odkrycie hieroglifów z Horapolo oraz pojawiają się pierwsze próbki pisma chińskiego, co ukierunkowało wysiłki ludzkie ku ulepszeniu jakości języka pisanego, ze względu na niemożliwość zrozumienia pism pochodzących ze starożytnych Chin czy też Egiptu. Johannes Trithemius, w swojej pracy: "Steganographia and Polygraphia" usiłuje pokazać, jak wszystkie języki mogą być zredukowane do jednego. W XVII wieku zainteresowanie "językami magicznymi" było kontynuowane przez różokrzyżowców i alchemików (np. John Dee). John Dee (ur. 13 lipca 1527 w Londynie, zm. 1608 lub 1609 w Mortlake-Surrey) – angielski okultysta, nadworny astrolog i doradca Elżbiety I, badacz wiedzy tajemnej. Kiedy podróżował po świecie spotkał Edwarda Kelleya. Przez pewien czas razem przebywali na dworze Stefana Batorego. Podobno napisał Manuskrypt Voynicha. Wymyślił nazwę „Imperium Brytyjskie”. Potem udali się na dwór cesarza Rudolfa II. Kelley pozostał w Pradze, gdzie poszukiwał „kamienia filozoficznego”. Następnie Dee wyruszył do Anglii, gdzie przez Elżbietę I nadana mu została uczelnia w Manchesterze. Był „różokrzyżowcem”, a właśnie pierwsza dekada XVII wieku była czasem narodzin konstelacji intelektualnej zwanej ruchem „Różokrzyżowców”. Program filozoficzny formacji stanowił nowatorskie połączenie tradycji hermetyczno-kabalistycznej z osiągnięciami “nowej filozofii”. John Dee w tej tajnej organizacji, mającej między innymi na celu ochronę Elżbiety I i religii anglikańskiej przed Watykanem i papiestwem, posiadał kryptonim 007, tak jak znany z filmowej wersji tego nowożytnego agent James Bond. Wraz z John Dee w tej organizacji działał również główny twórca języka angielskiego Francis Bacon, który zdaniem niektórych historyków był również twórcą różokrzyżowców
Jednak wracając do twórców i prób stworzenia innych języków należy wspomnieć o Jakubie Böhmenie, który w 1623 roku mówił o naturalnym języku zmysłów (Natursprache). W ten właśnie sposób powstał język wczesny, tak zwany „nowoangielski” – będący określeniem przypadającym na okres w historii języka angielskiego dotyczącego lat 1440-1650. Pierwsza edycja Biblii Króla Jakuba oraz dzieła kogoś, kto podszywa się pod postać Williama Shakespeare'a zostały napisane właśnie we wczesnym języku nowoangielskim, jednakże w Biblii Króla Jakuba celowo zachowano wiele archaizmów, które nie były w użyciu, gdy ją wydano. Osoby znające angielski generalnie rozumieją wczesny nowoangielski, chociaż czasem tłumaczenie jest utrudnione z powodu zmian w gramatyce i znaczeniach niektórych słów oraz różnicach w zapisie. W okresie języka wczesnego nowoangielskiego rozpoczęła się standaryzacja języka angielskiego.
Powodem tego działania była właśnie chęć zdominowania, narzucenia i opanowania młodej jeszcze wówczas Ameryki, aby przekształcić kraje Ameryki Północnej a szczególnie USA jakkolwiek to nie zabrzmi, w nową Atlantydę.
Znamienne jest właśnie to, że równolegle z przeistaczaniem się języków zmieniają się również centra kulturowe, tak jakby te ewolucje i zmiany były dawno z góry założone i związane z jakimś inteligentnym kosmiczno-arytmetyczno-geometrycznym planem, zgodnie z platońską tezą: „nie dawajcie wiary ignorantom, geometria jest nauką wiecznego bytu”. I choć można dyskutować, czy język Anglików wraz z calowym systemem miar został celowo stworzony i w konsekwencji przeniesiony aż do Ameryki, wiadome jest jednak, że to miejsce zostało za pośrednictwem tajnych stowarzyszeń umocnione do rangi nowożytnego Babilonu, Jeruzalem i Atlantydy.
W każdym razie matematyczno-lingwistyczno-geograficzne wpływy na Ziemi widoczne są nieomal wszędzie, niezależnie do powierzchni czy ukształtowania terenu, od spektakularnego płaskowyżu Nazca, który jest swojego rodzaju schematem rozchodzących się we wszystkich kierunkach sił geomantycznych, poprzez europejskie dolmeny i menhiry, świątynie Azji, budowle Afryki, australijskie święte miejsca do wysp oceanii, a nawet obrośniętych koralowcami budowli na dnie oceanów czy lodowymi pustyniami obu biegunów.
Interesujący się tematem musieli słyszeć zapewne o Alaise, francuskim miasteczku leżącym na przecięciu dwunastu linii prostych, które przecinają sobą szeregi niejednokrotnie zawierających się między sobą w proporcjach złotego podziału, o podobnie brzmiących nazwach, miejscowości nieomal wszystkich europejskich miast.
Jedna z nich prowadzi z Cale we Francji do Polskiego Kalisza, jak wiadomo jednego z najstarszych polskich miast, ze swą obco brzmiącą nigdy do końca nie wytłumaczoną nazwą.
Ale nie jest to jedyny fenomen, bo znane są przecież inne kartograficzne linie czy figury podobnie brzmiące czy to samo znaczące po przetłumaczeniu miejsca. Ot, chociażby marsjańska Cedonia ze swym egipskim odpowiednikiem Kairem , który nie wiadomo czemu też znaczy Mars.
W biblii mówi się: (Jan 1,1-18), „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.”
Jak to się ma do pewnych filozoficznych koncepcji, gdzie „Bóg” jest czymś w rodzaju praistoty, która na początku swego zaistnienia znając wszystko jedynie teoretycznie, zapragnęła praktycznie poznać wszystko to, co sobie teoretycznie objawiła, więc niejako wyeksplodowała samą siebie, aby zaistnieć w kwadrylionach cząsteczek elementarnych, które po osiągnięciu wiedzy za pośrednictwem przeżyć, ludzi , zwierząt, roślin i minerałów , miały by powrócić do owej transcedentalnej idei stwórczej.
Tak więc jeśliby zgodzić się z tą koncepcją, tłumaczyłaby ona pośrednio również w jakiś sposób powód i przyczynę życia jako takiego.
Zawiera się w tej idei zarówno istota zachowania materii, jak i kwestia reinkarnacji. Idąc dalej taka koncepcja w wielu swych składowych mogłaby być bliźniacza zarówno z namawiającymi nas do doskonalenia się ideami New Age, jak i w koncepcji nieba - bliźniacza z wieloma obowiązującymi religiami, włącznie z tymi chrześcijańskimi.
Lecz także w świecie złotego podziału, geometrii, fraktali i hologramowych światów, również uczących się od nas tego, czego chwilę później również nauczają nas, abyśmy mogli nauczać ich z powrotem w nieustającym kołowrocie nauczania wszystkich od wszystkich.
Jeśli przyjąć by taką ideę jako pewnik, jako że zawierałoby się w niej również zaistnienie w nas „Boskiego Pierwiastka”, bylibyśmy w takim samym stopniu „Bogiem”, jak on byłby w nas, a tym samym - nami.
Można by tutaj powtórzyć za jedną z podstawowych dewiz Hermetyzmu "Tak jak na górze, tak i na dole; tak jak na dole, tak i na górze". Lub na hermetyczny traktat „Kybalion” z 1908 roku, nieznanego autorstwa osób, podpisujących się jako Trzej Wtajemniczeni.
Zawartość tej książki ma być częścią nauk Hermesa Trismegistosa. Kybalion więc przedstawia filozofię hermetyzmu i siedem praw, na których się ona opiera:
1) Prawo mentalizmu (umysłowości): Wszystko jest umysłem; Wszechświat jest Mentalny; Wszechświat składa się z myśli
2) Prawo powiązania: Jak na górze, tak i na dole; Jak na dole, tak i na górze
3) Prawo wibracji: Nic nie spoczywa; Wszystko się porusza; Wszystko jest w ruchu; wszystko wibruje
4) Prawo biegunowości (dwoistości): "Wszystko jest dwoiste (podwójne); wszystko ma swoje bieguny; wszystko ma swoje pary przeciwieństw; to i przeciwne do niego są tym samym (podobne i niepodobne są tym samym); przeciwieństwa mają identyczną naturę (są identyczne w swojej naturze), różnica leży w natężeniu; skrajności się spotykają; wszystkie prawdy są jedynie półprawdami; wszystkie paradoksy da się pogodzić
5) Prawo rytmu: "Wszystko wpływa i wypływa; Wszystko płynie, czyli „panta rei” Heraklita inaczej na zewnątrz i do środka; wszystko ma swoje pływy (fale); wszystko wznosi się i opada (wszystkie rzeczy wznoszą się i upadają); ruch wahadła manifestuje (przejawia) się we wszystkim; odchylenie w lewo jest równe odchyleniu w prawo (miara wychylenia w prawo jest miarą wychylenia w lewo); rytm dąży do wyrównania (rytm się kompensuje).
6) Prawo przyczyny i skutku: Każda przyczyna ma swój skutek, a każdy skutek ma swoją przyczynę; wszystko dzieje się według Prawa; przypadek nie jest niczym innym, jak inną nazwą Prawa, gdy ono nie jest rozpoznane (przypadek to jedynie nazwa dla nierozpoznanego Prawa); istnieje wiele poziomów, na których rozgrywają się przyczyny, lecz nic nie ucieknie przed Prawem (istnieje wiele płaszczyzn przyczynowości, lecz nic nie wymyka się Prawu).
7) Prawo rodzaju (płci): Rodzaj (płeć) jest we wszystkim; wszystko ma swoje męskie i kobiece pierwiastki (aspekty); rodzaj (płeć) przejawia się (manifestuje) na wszystkich poziomach (płaszczyznach).
To prawo między innymi obejmuje prawdę, iż "wszystko jest w ruchu", "wszystko wibruje", "nic nie spoczywa" - są to fakty, które współczesna nauka potwierdza i nowe naukowe odkrycia również tego dowodzą.
Ale to „Boskie” prawidło istniało od zawsze i jako hermetyczne prawo zostało określone tysiące lat temu.
Prawo to tłumaczy różnice pomiędzy różnymi manifestacjami materii, energii, umysłu i ducha, które w naukowym pojmowaniu tych pojęć jedynie są rezultatem zmiennych natężeń energii i materii.
Jednak uświadamiając sobie, że tak może być , poza oczywistym zaszczytem bycia taką istotą zbudowaną z Boskiej energii i materii, ja osobiście odczuwam pewien dyskomfort bycia „kością w Boskiej grze”. Z innej jednak strony jeśli takie są zasady tej gry cóż osiągnę, jeżeli w ogóle byłoby to możliwe, gdybym uzyskał zwolnienie z owej boskiej gry i już nigdy nie musiał inkarnować się.
Z kolejnej strony wszystko ma jakiś powód swego istnienia i zaistnienia. Jeśli jednak zawsze owym powodem byłoby uczestnictwo w grze z Bogiem, mimo iż według słów Einsteina ten ostatni nie gra w kości, cokolwiek naprawdę Einstein miał na myśli wypowiadając tę swą formułkę, nie był on też Bogiem, a przynajmniej zapewne nie w większym niż większość z nas stopniu, dlatego jego teza jest równie dobrym domniemaniem jak prawie każda inna idea na temat istoty Boga, życia i stworzenia.
Jednak mimo wszystko jeśli byłoby możliwe wyłganie się z uczestnictwa z tej gry w życie cóż bym mógł uzyskać w zamian jeśli byłbym świadomy, iż wszystko to jedynie iluzja i gra, nawet jeśli mógłbym sobie stwarzać dowolnie idealne utopijne niebiańskie egzystencje.
Pewna moja koleżanka kiedy popadła w chorobę i stres uznała, że nie chce żyć, lecz zaraz kiedy to pomyślała usłyszała w swej głowie głos pytający ją czy chce zobaczyć, co znaczy nie tylko nie żyć, ale właśnie nie być .Kiedy zgodziła się ujrzeć to, co ten głos jej zaproponował, zobaczyła oczyma wyobraźni siebie zawieszoną w pustej przestrzeni. Tak jak to później określiła było tam tak przerażająco pusto, że byłaby bardziej zadowolona jakby choć był tam diabeł, z którym mogłaby porozmawiać. Po tej wizji ona nie chce umierać, a tym bardziej nie zamierza przestać istnieć.
Dlatego też przynajmniej, aby swym postanowieniem nie znaleźć się w niebycie i aby nie zanudzić się słuchając anielskich pień (bo na utopijne piekło tym bardziej się nie godzę), to chyba jednak jeszcze będę gdzieś inkarnował, jedynie wolałbym przy tej okazji być piękny, zawsze młody, zdrowy, silny, bogaty, szczęśliwy, mądry, i nie to że obecnie mi tych przywar brakuje, ale dobrze mieć to wszystko również w przyszłości.
http://img145.images....us/i/df8t.jpg/
I jeszcze jedna formułka Hermetyzmu:
„TO CZEGO ŚIĘ BOISZ CIEBIE ZABIJE, A TO CZEGO SIĘ NIE BOISZ CIEBIE OCALI”
Antyczne języki:
http://docs7.chomiku...atni-awatar.pdf
http://docs9.chomiku...ka-Ĺmierci.pdf
http://www.forumakad...nia_naukowe.htm
http://wiadomosci.ga...09,2752462.html
Różokrzyżowcy:
http://www.arsregia....id_artykulu=279