W takiej sytuacji gospodarka by zdechła - zapanowałby chaos. Przykładowa sytuacja - ktoś wchodzi do sklepu i kupuje cały chleb. Następnie staje sobie pod sklepem i sprzedaje każdy bochenek za pięć razy tyle, za ile go kupił.
Przecież mówiłem Ci, że ceny wszystkich produktów nie mogłyby być narzucane w sposób monopolowy. Stałe ceny, niezmienne i zakaz tworzenia monopolu i zakaz lewego handlu. To nie jest utopia, to jest realne.
Pe. Er. El.
Co z tego, że byłoby to zakazane? Wyszłoby na to, że ludzie kupowaliby wszystko w sklepach po normalnych cenach, a później sprzedawaliby to w szeroko pojętym "podziemiu" - i policja nic z tym by nie mogła zrobić, bo przecież nie zabroni obywatelowi wchodzącemu do sklepu wykupienia wszystkich chlebów (w końcu ma kasę), a później, gdzieś za jakimś narożnikiem, obywatel by te chleby sprzedawał.
O sztuczności chaosu wypowiedział się już mój poprzednik.
Jest jedno rozwiązanie. Jak gość wykupi wszystkie chleby w sklepie, to sklep po prostu zapełni się nowymi. Nie żyjemy dziś w czasach PRL, że mamy jeden sklep i milową kolejkę. Żaden klient nie kupi droższego chleba, skoro wie że następnego dnia będzie miał świeżuni chlebuś w sklepie rano 
Nie żyjemy w czasach PRL, bo popyt jest ograniczany przez obecny system ekonomiczny (nie masz kasy = nie kupisz). Poza tym to lekko oderwane od rzeczywistości - czyli co, klient będzie czekać do rana aż chleb przyjedzie? A co zje dzisiaj? A jutro na pewno pierwszy klient, który dorwie się do sklepu, też wykupi cały chleb - i tak oto już drugi dzień bez chleba, albo z droższym chlebem.
Podaż zawsze rośnie wraz z rosnącym popytem. Zawsze tak było, jest i będzie. Nie zmieniaj Takeus praw ekonomii.
Ludzka cywilizacja nie jest workiem bez dna. Wszystko, co trzeba wyprodukować, kosztuje surowce - zasoby naturalne, czas i wiążący się z tym kapitał ludzki (do operowania fabryki potrzebna jest określona liczba pracowników) oraz powierzchnia produkcyjna (której zwiększenie wymaga, ponownie, zasobów naturalnych, czasu i kapitału ludzkiego). Ponadto surowce naturalne nieskończone też nie są.
Istnieje pewien określony limit dóbr, jakie świat jest w stanie w chwili obecnej wyprodukować - i nie da się tego limitu zwiększyć z dnia na dzień. Zależny jest on od poziomu technologicznego, ilości populacji, ilości specjalistów potrafiących, na przykład, zaprojektować co trzeba i tak dalej. Jest to swego rodzaju sufit, którego przeskoczyć ot tak się nie da. Wprawdzie w chwili obecnej światowa ekonomia jest poniżej tego sufitu (i zawsze była, bo nie ma potrzeby produkować aż takiej ilości dóbr), ale z reguł znajduje się on gdzieś tuż nad obecnym poziomem produkcji. Gdybyś dał każdemu 5.000.000 dolarów (bądź Euro albo whatever), globalny popyt na dobra przekroczyłby globalne możliwości produkcyjne. Jeśli przyjąć, że jedna czwarta ludzi chciałaby kupić sobie Ferrari albo inny sportowy samochód, co oznacza, że trzeba by wyprodukować 1.7 miliarda takich aut - a obecnie ich produkcję mierzy się w tysiącach sztuk rocznie (nawet nie w milionach).
Zmasakrować gospodarki się nie da. Ona sama się masakruje nie posiadając ograniczeń. Jest jak bomba, która powoduje, że z czasem robi się coraz więcej biednych a mniej bogatych. Ja dałem propozycję wyrównania tej niekorzystnej sytuacji.
Da się zmasakrować gospodarkę. Przykłady - ZSRR (które rozpadło się właśnie dlatego, że ludzie brali tyle, ile mogli, a dawali tyle, ile musieli - w efekcie czego dawali za mało, a brali za dużo), PRL etc.
Poważnie rozmawiając. Jestem po studiach Zarządzania i coś o ekonomii wiem.
Śmiem wątpić.
Skoro ktoś stworzył potwora (ekonomię) bez ograniczeń i działa, to może i stworzyć coś innego, co też by działało. Ludzie od tysięcy lat przyzwyczajali się do mechanizmu tego systemu, więc Ty patrząc z perspektywy takiej właśnie uważasz, że się nie da. Wszystko się da.
Nikt nie stworzył tej ekonomii - sama się stworzyła. Podaż i popyt są procesami dość naturalnymi: jeśli ludzie czegoś potrzebują/chcę, a jest tego czegoś bardzo mało, to są skłonni dać za to więcej. A skoro są skłonni dać za to więcej, to będą ludzie, którzy będą chcieli na tym coś zarobić - i będą starali się zaspokoić popyt.
Podobny mechanizm funkcjonuje nawet na poziomie plemiennym: jeśli plemię ma za mało, dajmy na to, mięsa, to natychmiast pojawią się ludzie chcący upolować jakiegoś zwierzaka - bo będą wiedzieli, że w ten sposób zyskają sobie szacunek (który jest w tym przypadku odpowiednikiem waluty), przysłużą się społeczności, ewentualnie jakichś_tam_ich_bożek ich za to wynagrodzi. Jeżeli natomiast plemię ma za dużo, przykładowo, chleba, to wszyscy będą odradzali jakiemuś nastolatkowi, aby został piekarzem. A nawet, jeśli zostanie, to nikt tego chleba brać nie będzie od niego, bo wszyscy już mają - więc będą marnowane surowce i czas (bo ktoś, zamiast robić coś pożytecznego, siedzi w chacie i robi chleb, którego nikt nie zje).
(...)O czym Ty bredzisz? Kto dzieci wykorzystuje?
Wykorzystuje do tego, żeby zareklamować swoją ideę? "Jeżeli cię argumenty nie przekonały, to PATRZ, mamy DZIECKO! Tak słodko się na ciebie patrzy oczkami, jak możesz mu odmówić? POTWÓR!!11one". Dziewczynka ani przez moment nie mówiła o niczym konkretnym. Zamiast tego histeryzowała, twierdząc, że boi się wyjść na słońce (ROTFL). Ja tam wychodzę codziennie na zewnątrz i jakoś nigdy nie miałem oparzeń słonecznych - w przecież ona tego bała się już w bodajże 1990 roku (bo z tego roku pochodzi jej przemówienie)... Nie powinno się czasem pogorszyć przez te 20 lat?
P.S: Są różne rodzaje inteligencji, więc Ciiiiiii..
Racja - i żaden z nich nie jest do końca wykształcony, dopóki nie osiągnie się 16/17 roku życia.
Ponadto wyróżnia się siedem rodzajów inteligencji, ale do rozwiązywania problemów globalnych, związanych z gospodarką, ekologią etc. potrzebny jest tylko jeden (nazwy przetłumaczone pobieżnie z angielskiego - na dydaktyce na pierwszym roku miałem to wszystko po angielsku) :
* Inteligencja wizualna - związana z zapamiętywaniem obrazów, rozpoznawaniem kształtów etc.
* Inteligencja werbalna - związana z zasobem i wykorzystywaniem słownictwa, gramatyką.
* Inteligencja logiczna - związana z logicznym myśleniem, matematyką, zdolnością do racjonalnego myślenia. Tylko ona jest potrzebna do rozwiązywania problemów pokroju kłopotów związanych ze środowiskiem naturalnym, ekonomią i wszystkim, co opiera się na twardych, obiektywnych danych.* Inteligencja związana z naturą - wbrew pozorom nie chodzi o ekologię, a o to, czy ktoś jest w stanie łatwo rozpoznawać gatunki roślin, zwierząt, czy lubi siedzieć w lesie etc.
* Inteligencja interpersonalna - zdolność perswazji, zapamiętywania twarz, odgadywania stanu mentalnego danej osoby na podstawie robionych przez rozmówcę min.
* Inteligencja słuchowa - zdolność do zapamiętywania dźwięków (w tym także wypowiadanych słów), tworzenia muzyki etc.
* Inteligencja kinestetyczna - związana jest z ruchem ciała, wyczuciem równowagi i tak dalej. Osoby z tym rodzajem inteligencji łatwiej się uczą, jeśli podczas uczenia mogą wykonywać jakieś ruchy (przykład pierwszy z brzegu - pokazywanie palcem części ciała przy uczeniu się nazw tych części w obcym języku etc.)
Ponadto zdolność do abstrakcyjnego myślenia pojawia się dopiero pomiędzy 9 a 11 rokiem życia - więc do tego czasu dziecko nie jest w stanie, na przykład, nauczyć się reguł rządzących gramatyką korzystając jedynie z suchych formułek ("po podmiocie wstawiamy orzeczenie" etc.), zrozumieć czymś różni się socjalizm od kapitalizmu. Chyba, że mu się to uprości i przedstawi na przykładzie opisów w stylu "w kapitalizmie pan, który ma fabrykę może wyrzucić tatusia jak tatuś nie pracuje, a w socjalizmie tatusia nikt nie wyrzuci jak tatuś nic w pracy nie robi". Chociaż oczywiście wtedy pojawić się mogą pytania w stylu "to dlaczego tatuś nie ma fabryki", "dlaczego tata miałby nie pracować, jak w pracy się pracuje" etc.
Użytkownik Tekeeus edytował ten post 24.12.2010 - 13:49