Być może nie wyraziłem się zbyt precyzyjnie lub też wy powinniście dokładniej przeczytać to, co napisałem
Po 1. nigdzie nie użyłem słowa "nienawiść" tak jak mi to implikuje mylo. Jestem przeciwny jakimkolwiek wyrazom nienawiści, w końcu trudno być za czymś, co z definicji jest złe. Co się tyczy jednak tej "niechęci" - to czy "niechęć" żywiona do patologicznych rodziców, którzy miast kochać bez przyczyny bili jest chorobą? Czy niechęć do patologicznego "miejsca, w którym się wychowaliśmy", w którym marzenia upadają zanim zdążą się na dobre urodzić a odmienność i indywidualizm oznacza skreślenie również jest złe? Jasne, że są to skrajne przypadki, ale celowo użyłem takich przykładów. Pokazują one, że nie można tej kwestii rozgraniczyć na czarne i białe, i z pełną odpowiedzialnością jednych nazywać zdrowymi, a innych chorymi. Przyczyn takiej niechęci może być więcej, ale skąd my je możemy znać?
To jest ta lewicowa filozofia? Nienawidzić swojego, chwalić cudze choćby nam właziło na twarz glanem?
To zaś nie są moje słowa i nigdy bym się pod nimi nie podpisał. Dla mnie sprawa jest prosta - osobiście, nie czuję żadnej więzi z państwem Polskim (czy jestem chory?), tak jak i nie czuję jej z żadnym innym państwem na świecie. Jedyne co odczuwam, to pewien sentyment względem miejsca, w którym żyłem przez tyle lat (czyli chyba tzw. patriotyzm lokalny), co jest zupełnie normalne i odczuwa go każdy, zarówno ten, kto nienawidzi, jak i ten, kto kocha. Nie uważam też aby Polska była czymś złym i nie znajduję powodów do prawdziwej niechęci względem niej. Na świecie jest dużo "lepszych" jak i "gorszych" państw. Jednak tak jak mówiłem - nie czuję się przywiązany do tej ziemi i nie widzę powodów, dla których miałbym pracować akurat tutaj i akurat tutaj płacić podatki. W moim mniemaniu państwo tworzą ludzie, a ci na całym świecie są wszędzie tacy sami.
I teraz aby uniknąć nieporozumień, przedstawię swoje stanowisko. Nie wiem co robi "lewica", bowiem mogę odpowiadać tylko w swoim imieniu. Ja zaś uważam, że nazywanie kogoś chorym tylko dlatego, że jego światopogląd różni się od mojego i to, co ja kocham (tu, ojczyzna, dom), ktoś może uważać za dalece mniej ważne, jest nieodpowiednie.
Czy to nie "prawicowcy" często mówią o bezsensowności terminów wymyślanych przez UE czy naukowców, o pustości i sztuczności szeroko pojętej "tolerancji" itp? Dlaczego zatem sami ukuli następny termin, którego prawdziwość zależy jedynie od światopoglądu i wartości respektowanych przez danego człowieka?
W takim razie, dlaczego nie traktuje się tak samo homofobii - może przecież istnieć niechęć do takich osób z różnych powodów - czy mądrych czy głupich to dyskusja już nie na ten temat.
A czy ja to wiem? Nie ja wymyśliłem ten termin. Przyznasz jednak, że homofobia to niechęć lub wręcz nienawiść bazująca w znakomitej większości na tych "głupich" powodach, czyli "nienawidzę pedałów bo nie, bo są inni, bo tak nie można, bo nie mieści mi się to w głowie". Jeżeli czyjeś pobudki są inne i potrafi je sensownie uargumentować, to chwała mu za to.
Użytkownik skittles edytował ten post 21.01.2011 - 11:28