Napisano
17.01.2011 - 20:40
Pod względem pojawiania się i manifestacji UFO, Vancouver i okolice są jednym z bardziej aktywnych w świecie miejscem. Wielokrotnie zarówno ja, jak i inni znajomi mi ludzie miewali okazję obserwowania owych dziwnych nocnych świateł. Kiedyś nawet wjeżdżając w nocy, po zakończeniu pracy na drugiej zmianie, na jeden z rozlicznie tutaj znajdujących się mostów, zobaczyłem coś niby płonącą pochodnię. To przelatujące coś, jak mi się wówczas wydawało, przelatywało tuż nad moim samochodem, gdyż – takie miałem wrażenie - widziałem przeskakujące na tym czymś płomienie. Musiało to być czymś więcej niż tylko przecinającą nocne niebo meteorową wstęgą, gdyż aż zatrzymałem samochód, co nie jest zbyt prawidłowym odruchem, gdy wjeżdża się na most. Nie zaobserwowałem jednak, aby to coś upadło gdzieś po drugiej stronie rzeki Fraser, ani tym bardziej nie było słychać jakichkolwiek odgłosów kolizji. To dziwne zjawisko wystąpiło jakoś nie długo w czasie, kiedy którejś z następnych nocy zobaczyłem coś jeszcze bardziej niezrozumiałego i jednocześnie fantastycznego. A było to tak, że kiedy dojechałem już do budynku, w którym w tamtym czasie mieszkaliśmy w satelitarnym dla Vancouver mieście - Burnaby, i po tym jak zaparkowałem samochód przed tylnym wejściem, wszedłem po kilku stopniach do szerokiego przedsionka, lecz po przejściu zaledwie kilku kroków z jakiegoś trudnego dla mnie do zrozumienia powodu, wróciłem i stojąc przed maską samochodu spojrzałem w górę, gdzie jak mi się wydawało tuż nad budynkiem przesuwało się coś o trójkątnym kształcie, coś co bezszelestnie przesuwało się na zachód w stronę centrum Vancouver, równobocznego kształtu. Pojazd moim zdaniem musiał być co najmniej wielkości połowy stadionu piłkarskiego i posiadał w pobliżu swych ostrych krawędzi po jednym z każdej strony dość duże, jak na wielkość całego pojazdu, okrągłe światła świecące w blado-sino –błękitnym kolorze. Tak czy inaczej, na widok tego czegoś majestatycznie przesuwającego się w stronę miasta musiałem się przestraszyć, gdyż odruchowo z powrotem wbiegłem do przedsionka tracąc z oczu zjawisko. Kiedy po niewielkiej chwili, gdy już nieco ochłonąłem, ponownie wybiegłem na zewnątrz ,na niebie już nie było widać nic. Pobiegłem więc w stronę, w którą to coś się przemieszczało sądząc, że to coś poruszało się moim zdaniem dość wolno i że może zasłaniają to coś dachy okolicznych budynków. Jednak przebiegłem tak patrząc w niebo aż kilka ulic nie widząc już więcej owego dziwnego obiektu. Jako, że było to po powrocie z pracy po drugiej zmianie, która kończyła się o 1, 15 w nocy licząc przebranie się i dojazd do domu to sądzę, iż zdarzenie to miało miejsce w powszedni dzień gdzieś około 2 w nocy.