Bardzo ciekawe zdarzenie. U wybrzeży Grenlandii doszło do trzęsienia ziemi, które wywołało falę tsunami. 4 osoby są zaginione i kilka jest rannych, ewakuowano mieszkańców miejscowości Nuugaatsiaq.
Trzęsienie zanotowane przez duńskie stacje miało magnitudę tylko 4 w skali Richtera, albo więc doszło do obrywu któregoś z lodowców, albo do osuwiska, co może wygenerować tego typu tsunami.
Coś w Grecji nadal niespokojnie. U wybrzeży wyspy Kos zdarzył się silny wstrząs, o sile 6,7 M. Wedle doniesień dwie osoby na wyspie zginęły. 70 osób zostało rannych po zapadnięciu się stropu w szpitalu. W tureckim Bodrum pojawiło się natomiast niewielkie tsunami, które zalało plaże i podtopiło hotele.
W pobliżu Soda Springs w stanie Idaho w USA odnotowano wstrząs o sile 5,6 M na głębokości 9 km. Taki wstrząs może już wywoływać szkody i naruszać budynki, jednak epicentrum pojawiło się na terenach bardzo słabo zamieszkanych. Nie ma doniesień o rannych. Cały czas pojawiają się słabe wstrząsy wtórne, najsilniejszy 4,7 na głębokości 6 km.
W środkowym Meksyku w rejonie Pueblo nastąpił niedawno silny wstrząs o sile 7,1 i głębokości 50 km, wstrząs został mocno odczuty w stolicy kraju Mexico City. Nie ma na razie informacji o ofiarach.
W rejonie Polkowic pojawił się dość silny wstrząs sejsmiczny, miał magnitudę około 4,7-4,9 w skali Richtera. Nie ma na razie doniesień o szkodach czy zagrożonych górnikach.
U południowego wybrzeża Peru doszło w niedzielę do trzęsienia ziemi o magnitudzie 7,3 - podała amerykańska służba geologiczna (USGS). Dotychczas nie ma informacji o ofiarach lub większych zniszczeniach.
Jak poinformował USGS, epicentrum trzęsienia znajdowało się ok. 120 km na południowy zachód od miasta Puquio.
Według władz w Peru trzęsienie ziemi nie spowodowało tsunami - przekazał Reuters. Peruwiańskie służby geologiczne podały również, że trzęsienie miało magnitudę 6,7.
Gubernator regionu Arequipa Yamila Osorio Delgado poinformowała na Twitterze, że uszkodzeniu uległo kilka dróg.
Peru położone jest w tzw. pacyficznym pierścieniu ognia, strefie częstych trzęsień ziemi i erupcji wulkanicznych otaczającej Ocean Spokojny.
U wybrzeży Alaski, koło wyspy Kodiak w USA doszło do bardzo silnego trzęsienia ziemi, o sile 8,1. Ze względu na położenie epicentrum na dnie morza oraz na płytkie hipocentrum (około 20 km) zostało wydane ostrzeżenie przed możliwym tsunami. Jeśli faktycznie powstało, to niedługo powinno dotrzeć do Kalifornii.
Ostatnio sejsmicznie uaktywniła się Albania, tydzień temu zdarzyło się tam trzęsienie o magnitudzie 5, na szczęście na obszarze morskim, dlatego wstrząs nie został silnie odczuty. Dziś natomiast pojawił się płytki wstrząs o sile 4,7 na lądzie, nie tak daleko stolicy. Pojawia się dużo doniesień o odczuwalnych, wyraźnych wstrząsach ale chyba nie doszło do szkód.
Albania jest regionem umiarkowanie sejsmicznym, choć zdarzały się tam silne, niszczące wstrząsy. Na przykład w 1979 roku trzęsienie w rejonie Montenegro zabiło 136 osób.
Dziś rano trzęsienie ziemi o magnitudzie 5,3 nawiedziło południowy wschód Albanii. Pięć osób w kraju zostało rannych i kilka domów zostało uszkodzonych - poinformowało albańskie ministerstwo obrony i lokalne media. W ciągu dwóch godzin doszło łącznie do sześciu wstrząsów.
Pięć osób ucierpiało wskutek zawalenia się domu. Władze poinformowały, że monitorują sytuację po pierwszym wstrząsie o magnitudzie 5,3 i dalszych wstrząsach wtórnych. "W żadnym okręgu kraju nie zanotowano nadzwyczajnej sytuacji" - ogłosiło albańskie ministerstwo obrony.
Epicentrum pierwszego wstrząsu miało miejsce na głębokości 14 km i około 15 km na południowy wschód od miasta Korcza. Kolejny - siedem minut później na głębokości 18 km na terytorium sąsiadującym z Grecją i Macedonią Północną. Wstrząsy wtórne wystąpiły też w pobliżu Korczy i na południu kraju w okręgu Gjirokastra, na granicy z Grecją.
Albania znajduje się w strefie podatnej na trzęsienia ziemi, którą co kilka dni nawiedzają wstrząsy, choć większość z nich nie jest odczuwalna.
Chorwację nawiedziła seria trzęsień ziemi. Do tego najsilniejszego doszło dzisiaj na południe od Zagrzebia, gdzie zawaliło się kilka budynków. Trwa akcja poszukiwawczo-ratownicza. Drżenie odczuwane było w wielu sąsiednich krajach.
Nieczęsto zdarza się, aby główny wstrząs był poprzedzony słabszymi. Tzw. zapowiadające trzęsienia ziemi nawiedziły wczoraj (28.12) północną Chorwację dwukrotnie wczesnym porankiem. Nikt jeszcze wtedy nie przewidywał, że będą one zwiastunem znacznie silniejszego wstrząsu.
Ten nastąpił dzisiaj (29.12) o godzinie 12:17 czasu polskiego. Ziemia zadrżała z siłą M6.4 niecałe 50 kilometrów na południe od Zagrzebia, stolicy Chorwacji. Epicentrum zlokalizowane było w rejonie miejscowości Sisak i Petrinja, zamieszkiwanych przez 50 tysięcy osób.
Jak wynika z relacji na serwisach społecznościowych, zawaliło się tam co najmniej kilka budynków, w gruzach których mogą się znajdować ludzie. Gruzowiska są przeczesywane przez ratowników ze specjalnie wyszkolonymi psami. Cenna jest każda minuta.
Fale sejsmiczne rozeszły się po całej środkowo-południowej Europie. Odczuwane były m.in. w Bośni i Hercegowinie, Czechach, Niemczech, na Węgrzech, we Włoszech, w Czarnogórze, Rumunii, na Słowacji, w Słowenii, Serbii i Austrii.
To był bardzo trudny rok dla mieszkańców regionu Zagrzebia, ponieważ do znaczącego trzęsienia doszło tam również w marcu. Wówczas ziemia zatrzęsła się z siłą M5.5, a więc mniejszą niż tym razem. Mimo to uszkodzonych lub zniszczonych zostało ponad 26 tysięcy budynków.
W gruzach zginęła 1 osoba, a 26 zostało rannych. Straty materialne sięgnęły aż 5,5 miliarda euro. Wszystko wskazuje na to, że tym razem szkody mogą być poważniejsze. Chorwacja to kraj aktywny sejsmicznie. Do najbardziej zabójczego wstrząsu doszło w 1667 roku, gdy w rejonie Dubrownika zginęło 5 tysięcy osób.
W ostatnim czasie wiele niebezpiecznych wulkanów przypomniało o sobie mieszkańcom swych podnóży, ostrzegając, że jedynie drzemią i wybuchnąć mogą w każdej chwili. Naukowcy informują o niepokojących zjawiskach w rejonie wulkanu Cumbre Vieja na Wyspach Kanaryjskich.
Niepokojące wieści płyną do nas z archipelagu położonego na Atlantyku, a mianowicie z Wysp Kanaryjskich, nad którymi góruje wulkan Cumbre Vieja. W ostatnim tygodniu sejsmolodzy z Instytutu National Geographic (IGN) odnotowali ponad 600 wstrząsów na wyspie La Palma.
Roje wstrząsów notowane są tam od 2017 roku i stale zwiększają swoją częstotliwość. 3 lata temu odnotowano tylko jeden rój, który był pierwszym od 30 lat. W 2018 roku wystąpił również jeden, ale już w 2020 roku aż 5 rojów.
Obecne roje kumulują się na zachodnich zboczach wulkanu. Głębokość ognisk trzęsień systematycznie zmniejsza się w trakcie roju, co świadczy o tym, że magma porusza się w górę, w kierunku powierzchni.
Władze Wysp Kanaryjskich, podobnie jak po poprzednich rojach, wezwały do pilnego spotkania Komitetu Naukowego ds. Oceny i Monitorowania Zjawisk Wulkanicznych, aby omówić aktualną sytuację z naukowcami i próbować przewidzieć, co może się zdarzyć w przyszłości.
Chociaż naukowcy uspokajają, że rój jeszcze nie oznacza, że wulkan błyskawicznie się przebudzi, to jednak warto trzymać rękę na pulsie i działać z wyprzedzeniem, zwłaszcza, że wulkan ostatni raz dawał o sobie znać aż półwiecze temu.
O nieuchronnie zbliżającej się erupcji wulkanu Cumbre Vieja świadczą nie tylko nasilające się wstrząsy ziemi, ale też powiększająca się szczelina w stożku wulkanicznym, która ma średnicę 2 metrów. W przypadku spadnięcia stożka lub zapadnięcia się ściany wulkanu mogłoby powstać tsunami podobnych rozmiarów, jak w dalekiej przeszłości.
Kolejne etapy wędrówki tsunami po Atlantyku po erupcji Cumbre Vieja. Fot. YouTube / ingomar200.
Badania geologiczne wykazały bowiem, że dawno temu wulkan wyzwolił tsunami wysokie na 200-600 metrów, a lokalnie nawet 900 metrów. W wyniku najbliższej erupcji w ciągu mniej niż 30 minut tsunami uderzyłoby w Maroko, po 2 godzinach w Portugalię, następnie po 4 godzinach w Irlandię i Francję, po 5 godzinach w Brazylię i wschodnią Kanadę, a po 6 godzinach w Wyspy Karaibskie i wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych.
Naukowcy w ostatnich latach, podczas prowadzonej kampanii pomiarowej, dowiedzieli się, że wulkan emituje nawet 1,5 tysiąca ton dwutlenku węgla w ciągu doby. To skutek procesów wulkanicznych zachodzących pod powierzchnią ziemi. To potwierdzenie, że wulkan nie wygasł, lecz tylko drzemie, a to oznacza, że może się zbudzić w każdej chwili.
Na Islandii nadal się trzęsie i wulkanolodzy już dość dobrze orientują się w sytuacji. Przyczyną wstrząsów jest dajka, to jest strumień magmy, który wciska się w szczeliny skalne pod dużym ciśnieniem, które rozpycha skały na boki. Strumień zaczyna się w komorze magmowej pod wulkanem Kellir i przecisnął się już na odległość kilku kilometrów. W pobliżu góry Fagradalsfjall koniec dajki jest niespełna kilometr pod powierzchnią i to tam jest największa szansa na erupcję. Czy do niej faktycznie dojdzie, ciężko powiedzieć. Wiele dajek zastyga bez przebicia na powierzchnię. Pozostają po nich żyły bazaltowe.
Nawet w razie erupcji nie będzie to jakiś duży wybuch, bo z danych sejsmicznych wynika, że strumień magmy jest cienki - ma około 2 metry grubości i wydajność przepływu do 10-20 m3/s. W zasadzie główne obawy teraz to możliwe duże trzęsienia do 6 w skali Richtera w fazie przebijania dajki pod powierzchnię.