Niedługo po opublikowaniu mojego artykułu Kniall napisał „Procession of the Damned…”, gdzie wskazał na możliwość, że masową śmierć zwierząt wywołują zmiany magnetyczne. Zresztą nie tylko jemu zmiany magnetyczne zaprzątają głowę. Otóż na wykresie wyników wyszukiwania dla hasła „przesunięcie biegunów” (pole shift) w trendach Google za ostatnich 12 miesięcy (i nie tylko) widać, że zainteresowanie poszybowało w górę tuż po Nowym Roku.
© Sott.net - Wykres z Google Trends dla hasła “przesunięcie biegunów” w okresie ostatnich 12 miesięcy.
© Sott.net - Wykres z w Google Trends dla hasła “przesunięcie biegunów” i ostatnich 30 dni
Choć więc pole geomagnetyczne nie uległo jak dotąd znacznemu przesunięciu, zmiana dokonała się w mentalności społeczeństwa, które otworzyło się na taką możliwość. Faktycznie, artykuł, który niedawno zamieściliśmy na SOTT.net, „Shift of Earth’s Magnetic North Pole Impacts Tampa Airport” (Lotnisko w Tampa ofiarą przesunięcia bieguna północnego Ziemi) był według naszego webmastera i ku ogólnemu zaskoczeniu najpopularniejszym artykułem dnia. Dowiadujemy się z niego, że władze lotniska w Tampa [Floryda] muszą przemalować jeden z pasów startowych, ponieważ jego kierunek nie jest już zgodny z magnetyczną północą. Ot, taki drobiazg.
Gdy się nad tym zastanowić, skoro niewielka i najpewniej miejscowa zmiana magnetyczna wystarczyła, by zdezorganizować tamtejszy ruch lotniczy, to wyobraźcie sobie, jaki zapanowałby chaos, gdyby doszło do całkowitego przebiegunowania. Jak zobaczymy poniżej, uziemiony ruch lotniczy będzie prawdopodobnie najmniejszym z naszych zmartwień.
Elektryczna planeta
Chociaż niewiele wiadomo o tym, jak zmiany w ziemskim magnetyzmie wpływają na ludzi i zwierzęta, przypuszczalnie zależność ta jest znacząca i może obejmować nawet zmiany w świadomości czy postrzeganiu. Pamiętamy z artykułu Knialla, że rejony magnetycznych anomalii obfitują w obserwacje UFO oraz innych niewyjaśnionych zjawisk. Ten aspekt szczególnie powinniśmy mieć na uwadze przy rozważaniu zmian, jakie może przynieść przesunięcie biegunów magnetycznych.
Jako poważną hipotezę zaproponowano także, że masowe wymieranie [zwierząt] albo zbiega się ze zmianami w magnetycznej orientacji Ziemi, albo jest skutkiem tych zmian. Bez odpowiedzi jak dotąd pozostaje pytanie, czy wyłączną przyczyną wymierania są zmiany magnetyczne, czy też odpowiedzialna jest za nie jakaś większa katastrofa, a zmiany magnetyczne są tylko jednym z jej skutków. Zdaje się jednak istnieć pewien związek między przebiegunowaniami, epokami lodowcowymi, obniżaniem się poziomu mórz oraz wieloma innymi czynnikami, wskazującymi na zachodzenie jakiegoś katastroficznego procesu (patrz wykres).
© Popular Science; Jan 88; p73 - Wykresy pokazujące zbieżność między przebiegunowaniami (3 - czerwony), spadkiem poziomu mórz (3 - pomarańczowy) i masowym wymieraniem (4 - czerwony).
Jedna ze znanych teorii głosi, że podczas takich geomagnetycznych przebiegunowań pole magnetyczne Ziemi na pewien czas zanika, co pozwala docierać do jej powierzchni wielkim ilościom promieniowania słonecznego i kosmicznego, wyjaławiającego planetę z wszelkiego życia. Mimo że teoria ta może wyjaśniać zjawisko wymierań, nie rozwiązuje ona kwestii zmiany poziomu mórz, epok lodowcowych, śladów aktywności wulkanicznej ani nawet kometarnych katastrof. Aby poradzić sobie ze wszystkimi tymi czynnikami, należy oddzielić skutki od przyczyny.
Skoro o promieniowaniu mowa, kilka dni przed zdarzeniem w Beebe doszło do otwarcia się wielkiej dziury koronalnej na Słońcu, która wysłała w kierunku Ziemi masę naładowanych cząstek. Mitch Battross z Earth Changes Media tak opisuje zjawisko:
Gdy taka [koronalna dziura otwiera się], pole magnetyczne Słońca także się otwiera, uwalniając wiatr słoneczny (naładowane cząstki). Pierwsze uderzenie pochodzące od tego impulsu mogło dosięgnąć Ziemię w ciągu od 8 minut do 24 godzin. Podążający za otwarciem dziury strumień naładowanych cząstek dotarł do Ziemi wieczorem 2 stycznia 2011 roku.
Ten scenariusz pasuje idealnie do pasma zdarzeń, jakie zaczęły się 1 stycznia, kiedy to w Arkansas padło około 5000 ptaków. Ptaki wędrowne podążają zgodnie z tzw. „magnetycznymi szlakami ley-lines”, które prowadzą je w czasie sezonowych podróży. Podobnie wodne ssaki, takie jak wieloryby i delfiny, także kierują się w swoich wędrówkach magnetyzmem.
Ziemskie pole magnetyczne nie jest statyczną cechą planety. Rozciąga się ono w przestrzeni na kilkudziesiąt tysięcy kilometrów, ma strukturę warstwową i jest bardzo czułe na aktywność słoneczną. Podczas intensywnych burz słonecznych, takich jak ostatnia, otaczające Ziemię pole magnetyczne może skurczyć się do niebezpiecznych rozmiarów, umożliwiając dotarcie do powierzchni planety dużym ilościom promieniowania. Zdaniem jednego z naukowców, który opisał takie koronalne wyrzuty masy (CME),
Słońce może również wyrzucić ważące miliard ton chmury plazmy wraz z ich polami magnetycznymi. Przy prędkości ponad półtora miliona km/h część wyrzuconego materiału [...] może dotrzeć do Ziemi już po kilku dniach.
Pod wieloma względami CME są bardziej szkodliwe niż typowe rozbłyski słoneczne. CME obijają ziemskie pole magnetyczne niczym młot kowalski szeroki na ponad 1,5 mln km, naruszając delikatną równowagę cząstek uwięzionych w pasach Van Allena oraz w całym zasięgu pola magnetycznego Ziemi. [...]
Niektóre skutki burz słonecznych okazywały się poważnym problemem, zwłaszcza na wyższych szerokościach geograficznych. Na przykład w czerwcu 1972 roku zmiany w polu magnetycznym wywołały przepięcie 230000-woltowego transformatora w Kolumbii Brytyjskiej, prowadząc do jego eksplozji. Z kolei 13 marca 1989 roku burza [słoneczna] zupełnie pozbawiła elektryczności kilka milionów mieszkańców prowincji Quebec.
Podobne awarie, zależne od cykli słonecznych, od lat skutkują stratami rzędu setek milionów dolarów.
Takie “młoty kowalskie” w postaci naładowanych cząstek spłaszczają ziemskie pole magnetyczne od strony Słońca, wydłużając je po stronie przeciwnej. Następnie strumień ten przedostaje się do ziemskiej atmosfery w rejonach polarnych, wzbudzając cząsteczki gazu w atmosferze, czego efektem są zorze polarne, spektakularne zachody słońca i podobne zjawiska. Jednak w przeszłości, kiedy Ziemia wielokrotnie padała ofiarą takich burz słonecznych, nie towarzyszyło temu masowe wymieranie zwierząt. Wygląda więc na to, że do rozwiązania tej zagadki wciąż czegoś brakuje.
© Orvar Atli Thorgeirsson/Barcrott Media - W 2010 roku zorze polarne tworzyły zadziwiające widoki
Pomimo problemów, jakie stwarza słoneczne i kosmiczne promieniowanie, pozostaje faktem, że z elektromagnetycznymi rytmami Ziemi w skomplikowany sposób powiązane jest działanie naszego mózgu oraz wiele procesów zachodzących w ciele. Zależność tę odczuli pierwsi astronauci z amerykańskich i sowieckich programów kosmicznych, gdy po powrocie na Ziemię objawiła się u nich nieznana dolegliwość. Jak stwierdzono później, „choroba astronautów była skutkiem braku pól magnetycznych w przestrzeni kosmicznej. W następnych lotach NASA umieściło magnesy w samym statku kosmicznym oraz w skafandrach astronautów”. Jak widać, ludzkie ciało zdaje się być przyzwyczajone do życia w optymalnym środowisku magnetycznym. (Co każe się zastanowić, jak nasza obsesja na punkcie elektronicznych gadżetów wpływa na nasze zdrowie.)
Poza polem magnetycznym Ziemi, ważną rolę [w utrzymaniu życia] odgrywa też pewien rodzaj promieniowania elektromagnetycznego o niskiej częstotliwości. Powstaje ono dzięki piorunom, które między powierzchnią ziemi a jonosferą wytwarzają fale stojące. Zjawisko to określa się mianem rezonansu Schumanna. Częstotliwość tych fal zależy od wysokości wnęki pomiędzy powierzchnią ziemi a jonosferą. Krótkie wideo poniżej powinno wystarczyć do zrozumienia, dlaczego te fale są tak ważne.
http://www.youtube.com/watch?v=LbMVPkMoxro&feature=player_embedded
Wielu ludzi podejrzewa, że wysokością tej wnęki elektrycznej pomiędzy powierzchnią ziemi i jonosferą można manipulować przy użyciu instalacji HAARP znajdującej się w Fairbanks na Alasce, tworząc tymczasowe i lokalne zmiany w tych falach. Choć teoria ta z pewnością zasługuje na uwagę, burza słoneczna może wywołać praktycznie ten sam efekt, tyle że na znacznie większą skalę. Jak było do przewidzenia, pojawiają się głosy obwiniające HAARP lub podobne technologie o wymieranie zwierząt. Jest to jednak mało prawdopodobne.
HAARP nie może się równać siłą z CME (“młotem kowalskim”), a tym samym jego działanie zostałoby przyćmione dowolną tego typu aktywnością Słońca. Nie należy natomiast negować zdolności HAARP do zmiany fal mózgowych na określonym obszarze – co zresztą może być jego głównym zadaniem. Jak zobaczymy dalej, Słońce ze swoim strumieniem naładowanych cząstek penetrujących Ziemię jest najpewniej czołowym sprawcą wielkich zmian zachodzących obecnie na Ziemi, ze zmianami pogodowymi włącznie. Innymi słowy, zamiast doszukiwać się tu winy człowieka, powinniśmy spojrzeć w górę – w stronę nieba i kosmosu.
Jeśli więc chodzi o wymieranie zwierząt, wciąż wracamy do pytania, co uległo zmianie, i czy ta zmiana ma cokolwiek wspólnego z polem magnetycznym Ziemi, jak wielu podejrzewa?
Czas na nową teorię dynama
Częścią problemu może być wpływ mainstreamowej nauki na nasz sposób myślenia o ziemskim polu magnetycznym. Mówi nam się, że źródło tego pola znajduje się gdzieś głęboko w jądrze Ziemi, gdzie płynne gorące żelazo wytwarza prąd elektryczny, który z kolei ustala magnetyczny dipol, przemieniając zasadniczo Ziemię w duży elektromagnes. Pole to następnie rozciąga się daleko w przestrzeń kosmiczną, wpływając na ruch naładowanych cząstek, i tak dalej. Ta teoria może i pomaga niektórym geologom i astronomom utrzymać posady, jest jednak z nią wiele problemów. Przykładowo, jak się przekonamy, nie wyjaśnia ona w pełni natury pól magnetycznych na gigantycznych gazowych planetach.
W niedawnym artykule na temat komety Elenin Laura Knight-Jadczyk wspomina o pracy Jamesa McCanneya i jego elektrodynamicznej teorii Układu Słonecznego – a w szczególności o elektrodynamicznej naturze komet. W latach 80. ubiegłego wieku McCanney prowadził badania i wykładał na Cornell University, aż poddano go ostracyzmowi i wyrzucono za „heretyckie” – chociaż oparte na solidnych podstawach – poglądy astronomiczne. Idea elektryczności w kosmosie była chyba zbyt nowatorska dla ówczesnego establishmentu i nie wygląda na to, by cokolwiek się w tej kwestii zmieniło. Mam tu na biurku książkę McCanneya Planet-X, Comets & Earth Changes i muszę przyznać, że autor proponuje bardzo interesującą teorię pola magnetycznego Ziemi (między innymi). Oto fragment tego, co ma do powiedzenia na temat pól magnetycznych planet:
© jmccanneyscience.com press
Weźmy na przykład kwestię księżyców i pól magnetycznych planet. Już dawno stwierdzono, że tylko planety posiadające księżyce mają wyraźne pola magnetyczne. Teraz można to zrozumieć wychodząc od elektrodynamiki słonecznego kondensatora. Wszystkie planety i księżyce w pewnym stopniu uczestniczą w procesie rozładowywania słonecznego kondensatora. Księżyce nabierają ładunku elektrycznego podobnie jak jądra komet. Prądy elektryczne, podłączone do stowarzyszonej planety, są czynnikiem tworzącym i utrzymującym co najmniej część jej nietrwałego pola magnetycznego. [McCanney 2002, s. 18]
W powyższym fragmencie McCanney twierdzi, że istnieje pewna zależność między księżycami, polami magnetycznymi planet i Słońcem, której nauka głównego nurtu jak dotąd nie zauważała. Po przeczytaniu całej książki przeoczenie to stanie się dość zrozumiałe. Podejrzewamy w SOTT.net, że mainstreamowa astronomia i nauka zostały skorumpowane przez potężne grupy interesu, które nie kierują się dobrem ogółu ludzkości. Trzymanie nas w niewiedzy o prawdziwych pozaziemskich siłach, rządzących cyklami na Ziemi, jest w dużej mierze ich zamysłem.
Wracając do przytoczonych słów McCanneya, bliższego wyjaśnienia wymaga pojęcie „słonecznego kondensatora”. Żeby je zrozumieć, musimy najpierw pojąć istotę zwykłego kondensatora. Kondensator to urządzenie elektryczne z dwiema płytkami wykonanymi z materiału przewodzącego prąd elektryczny (np. metalu) i oddzielonymi dielektrykiem (izolatorem – materiałem, który nie przewodzi prądu, jak choćby mika, szkło, niektóre rodzaje plastiku czy zwykłe powietrze). Kiedy na jednej płytce gromadzi się duża liczba elektronów, druga płytka, dla zachowania równowagi, traci podobną liczbę elektronów. Jest to w zgodzie z tezą, że w każdym układzie elektrycznym ładunek (lub elektrony) pozostaje zachowany.
Odnosząc ten schemat do Układu Słonecznego, wyobraźmy sobie, że Słońce i kraniec jego układu są dwiema płytkami kondensatora o przeciwnych ładunkach, z tą jedynie różnicą , że zamiast składać się z płaskich metalowych płytek, Układ Słoneczny stanowi cylindryczny albo sferyczny kondensator. Powierzchnia Słońca ma ładunek ujemny, zaś gazy i pył otaczające Układ Słoneczny są naładowane dodatnio – dokładnie jak płytki kondensatora.
© qsl.net - Prosty kondensator
Podobnie jak każdy rzeczywisty kondensator, jego słoneczny odpowiednik nie jest idealny; ładunek (czy też elektrony) zawsze przecieka to na jedną, to na drugą stronę. Jest to zjawisko zachodzące naturalnie z upływem czasu, jednak w przestrzeni kosmicznej zdarzają się sytuacje, gdy słoneczny kondensator traci ładunek w przyspieszonym tempie. Otóż komety (albo dowolny duży obiekt w przestrzeni), wędrując po mocno ekscentrycznej orbicie, tworzą przewodzące prąd szlaki, które powodują rozładowywanie się słonecznego kondensatora. Gdy kometa formuje warkocz, co nadaje jej tradycyjny i dojrzały wygląd, nie oznacza to, że gubi lód i pył; tym ogonem jest plazma tworzona przez potężne prądy elektryczne przepływające przez kometę, a mające źrodło w Słońcu.
Interesującym elementem tej teorii jest to, że planety również mogą tworzyć przewodzące prąd szlaki, powodujące utratę ładunku przez słoneczny kondensator. Z tego też powodu znaczenia nabiera ustawienie planet względem siebie, czy nawet względem komet. Na taką planetę – przechodzącą przez strefę o dużym przewodnictwie prądu elektrycznego, powstałą w wyniku ustawienia się planet bądź planet i komet w jednej linii – oddziaływałby zatem większy strumień prądu. Innymi słowy, planeta zostanie porażona prądem. Według McCanneya zwiększa to prawdopodobieństwo trzęsień ziemi, wulkanizmu oraz ekstremalnej pogody – co skądinąd daje nam się ostatnio we znaki! Jest to najpewniej oznaka dużego zamieszania „tam na górze”. Istnieje wiele innych niuansów teorii o słonecznym kondensatorze, wykraczają one jednak poza zakres tego artykułu. Książka McCanneya tłumaczy te kwestie w przystępny sposób.
Przekonawszy się, że siły elektryczne pełnią istotną rolę w naszym Układzie Słonecznym, możemy odnieść to do Ziemi i jej pola magnetycznego. W rzeczywistości ziemskie pole magnetyczne okazuje się czymś o wiele bardziej złożonym niż zwykły elektromagnes, stworzony przez ciekłe żelazo pod skorupą planety. McCanney opisuje ziemskie pole magnetyczne jako wielowarstwowe. Koncepcję tę zarysowuje poniższy fragment Planet-X:
Z tego powodu stworzyłem model pola magnetycznego Ziemi, które ma co najmniej 5 warstw lub komponentów. Pierwsza, najbardziej wewnętrzna powłoka jest dosyć mała i znajduje się głęboko w jądrze Ziemi. Tam też spoczywa pierwotne jądro komety, które było pierwotnym „ziarnem” komety, która uformowała Ziemię w bardzo odległej przeszłości (zapewne miliardy lat temu). Z kolei w zewnętrznej powłoce Ziemi znajdują się złoża żelaza i niklu, tworzące kieszenie, czy też rejony pól magnetycznych. Przykładem takich obszarów jest pas wzniesień Mesabi w północnej Minnesocie. Z jakiegoś powodu znajdują się tam bardzo bogate złoża żelaza, które odpowiadają za obecność silnych lokalnych pól magnetycznych. W takich rejonach kompasy są bezużyteczne. [...]
Istnieje jeszcze wiele innych, “zmiennych warstw” ziemskiego pola magnetycznego. Powstają one wskutek złożonych oddziaływań między wiatrem słonecznym a naszym słabym wewnętrznym lub stałym polem magnetycznym, opartych na zasadzie, że pola magnetyczne dążą do wzajemnej współliniowości. Kiedy wiatr słoneczny dociera do Ziemi, jego cząstki oddziałują ze słabym stałym polem magnetycznym. Elektrony zmuszone są odchylić się i obiec Ziemię, poruszając się w jednym kierunku, zaś protony obiegają ją w kierunku przeciwnym. Taki przepływ sprawia, że w ziemskiej jonosferze powstają trzy różne strumienie prądu elektrycznego, które tworzą główne prądy strumieniowe w wyższych partiach atmosfery. Na umiarkowanych szerokościach geograficznych jony dodatnie płyną w kierunku wschodnim, zaś przy równiku występuje elektronowy prąd strumieniowy, który płynie w kierunku zachodnim.
Prądy te tworzą to, co nazywam zmiennym polem magnetycznym, i dopóki wiatr słoneczny będzie stały i spokojny, nasze całościowe pole magnetyczne będzie stabilne i stałe, jeśli chodzi o kierunek północny, będzie także współliniowe ze stałym polem rdzenia magnetycznego [Ziemi]. Istnieje ponadto jeszcze dodatkowy składnik prądów elektrycznych, takich jak prądy w jonosferze, który indukowany jest w powłoce, w skorupie ziemskiej i w lepkich, stopionych warstwach we wnętrzu Ziemi.
Żeby nie komplikować bardziej sprawy, podam tylko, że istnieją dwie zewnętrzne warstwy [pola magnetycznego] znajdujące się dalej od powierzchni Ziemi, w przestrzeni kosmicznej. Pierwszą stanowi para pasów radiacyjnych, znanych jako pasy Van Allena (pierścienie cząstek wysokoenergetycznych, okrążających naszą planetę), natomiast daleko poza pierwszą warstwą jest zewnętrzny prąd samego wiatru słonecznego, który dokłada się do zewnętrzej osłony wielowarstwowego pola magnetycznego [Ziemi]. [McCanney 2002, s. 19-20]
© Rysunek ukazujący różne warstwy ziemskiej magnetosfery
W jednej ze swoich prac McCanney pisze o wpływie księżyców na pole magnetyczne danej planety:
Empiryczna zależność pomiędzy księżycami i planetarnymi polami magnetycznymi jest znana już od jakiegoś czasu, a jej bezbłędną dokładność potwierdziły dane z sond Voyager I i II. [...]
Uświadomiwszy sobie istnienie w kosmosie naładowanych elektrycznie obiektów, jak i to, że Księżyc, Merkury oraz inne ciała niebieskie zbaczają z keplerowskich orbit, możemy wysunąć następujące uogólnienia. Zasadniczym założeniem jest, że pola magnetyczne indukowane są przez wirowanie danej gwiazdy lub planety wewnątrz orbity lekko naładowanego elektrycznie ciała niebieskiego.
Chodzi więc o to, że układ Ziemia-Księżyc-Słońce jako całość odpowiada za powstanie unikatowego pola magnetycznego Ziemi. Wiatr słoneczny, Księżyc, warstwy jonosfery (tworzące prądy strumieniowe), skorupa ziemska oraz płynna warstwa w jądrze Ziemi – wszystko to razem jest częścią tego układu. Każda warstwa powstaje niezależnie od innych. Najciekawsze jest jednak to, że źródłem pola magnetycznego Ziemi nie jest wyłącznie wnętrze planety, jak przypuszcza większość geologów, układ ten jest bowiem na łasce zewnętrznych sił w Układzie Słonecznym (głównie Słońca i Księżyca). McCanney uważa, że właśnie te siły zewnętrzne są najbardziej prawdopodobną przyczyną okresowych przesunięć w magnetycznej orientacji Ziemi.
Moją uwagę przykuła także rola księżyców w formowaniu pól magnetycznych planet. Robiąc szybki przegląd Układu Słonecznego przekonujemy się, że faktycznie tylko planety z dużymi księżycami mają liczące się pole magnetyczne. Według McCanneya jest tak, ponieważ planetarne pola magnetyczne zasilane są poprzez wirowanie planety wewnątrz orbity naładowanego elektrycznie obiektu (np. księżyca). Tak więc podczas gdy będąca ciałem stałym planeta może posiadać pewien stopień wewnętrznego magnetyzmu, to wielkość i siła jej pola magnetycznego w znacznej mierze zależą od dynamiki zachodzącej pomiędzy tą planetą a jej księżycem (księżycami).
Oznacza to również, że inne obiekty z dużym ładunkiem elektrycznym, takie jak komety, mogłyby istotnie zakłócić magnetyczną równowagę układu Ziemia-Księżyc-Słońce, gdyby pojawiły się zbyt blisko. McCanney uważa takie blisko przelatujące komety za przyczynę odwrócenia biegunów magnetycznych [Ziemi]. Dlatego też zamiast gapić się w ziemię w oczekiwaniu na magiczne przesunięcie biegunów magnetycznych naszej planety, powinniśmy raczej spojrzeć w górę i tam szukać znaków zbliżającego się przebiegunowania.
Aktualna teoria dynama, w wersji prezentowanej przez astronomów i geologów głównego nurtu nauki, zdaje się być poważne wadliwa. Co prawda sprawdza się ona w przypadku Ziemi, jednak całkowicie rozpada się, gdy odnieść ją do innych planet. Na przykład na Uranie i Neptunie osie biegunów magnetycznych znacznie różnią się od osi obrotów tych planet, zarówno pod względem kierunku, jak i nachylenia (patrz ilustracja poniżej). Jeśli mainstreamowi teoretycy mają rację, musi tu wchodzić w grę jakiś proces zachodzący w płynnych rdzeniach faworyzujących jedną stronę każdej z tych planet, a nie proces zachodzący w jądrze znajdującym się w centralnej części. Takie rozumowanie staje się dość absurdalne. Jeśli jednak przyjąć teorię McCanneya, musi istnieć o wiele więcej czynników formujących pola magnetyczne planet, niż głoszą uproszczone poglądy opiniotwórczych astronomów. Znaczący wpływ na kształt pola magnetycznego może mieć ustawienie księżyca [lub księżyców], wiatr słoneczny, a także okres obrotu.
© 2007 Thompson Higher Education - Porównanie osi obrotu i pól magnetycznych większych planet Układu Słonecznego
Niedawno na Modern Survival Blog pojawił się artykuł „Pole Shift: North Races, South Crawls” (Zmiana biegunów: Pędząca północ, leniwe południe). Jego autor przytoczył masę danych wskazujących na szybkie przemieszczanie się magnetycznego bieguna północnego Ziemi w kierunku Syberii, przy jednoczesnym spowolnieniu ruchu bieguna południowego. Oznacza to, że oś magnetyczna Ziemi nie przechodzi przez środek planety, faworyzując jedną z jej stron. Autor pisze:
Czy to możliwe, aby jądro zewnętrzne – lub jego część – było przesunięte, powodując przechodzenie osi magnetycznej po jednej stronie planety? Czy nie prowadziłoby to do chybotania się Ziemi?
Czy konsystencja żelaza zmienia się bardziej w jednej z części jądra zewnętrznego?
Jeśli jądro zewnętrzne jest “współśrodkowe” z pozostałą częścią Ziemi, a stop ciekłego żelaza jest, jak się przyjmuje, względnie jednorodny, to czy powyższe obserwacje wskazują, że oś magnetyczna załamuje się lub zakrzywia, przechodząc przez planetę?
Tu dochodzimy do problematycznej kwestii. Może niekoniecznie trzeba myśleć, że jedna część planety jest w jakiś sposób wyjątkowa, jak sugeruje autor artykułu. Jak wspomniałem wcześniej, dokładnie takie samo zjawisko zachodzi na Uranie i Neptunie, tyle że w bardziej ekstremalnej postaci. W wypadku tych zewnętrznych planet osie magnetyczne nie przechodzą przez ich środki.
© ModernSurvivalBlog.com - Widok z góry i z dołu na oś magnetyczną Ziemi. Widać tu, że bieguny preferują jedną stronę planety.
Jednak zgodnie z teorią McCanneya przyczyną przesunięcia biegunów nie muszą być wewnętrzne zmiany planety, mogą nią być zmiany w jej zewnętrznym środowisku, obejmującym Księżyc, Słońce oraz inne elektrycznie naładowane obiekty, mijające Ziemię. A gdyby niewielkie nawet zmiany samego tylko Księżyca i jego oddziaływań elektrycznych mogły wystarczyć do powstania zmian magnetycznych u nas? A może to wiatr słoneczny zmienia się i wywołuje te przesunięcia?
Pokarm dla Księżyca (i innych, naładowanych obiektów kometarnych)
Zanim przejdę do konkluzji, chciałbym przytoczyć fragment klasycznej książki P. D. Uspieńskiego, Fragmenty Nieznanego Nauczania. W poszukiwaniu Cudownego, w której Uspieński odtwarza rozmowy z mistykiem i duchowym nauczycielem, Georgijem Iwanowiczem Gurdżijewem, podczas spotkań w Moskwie blisko wiek temu. Gurdżijew, zapewne znany części czytelników, posiadał obszerną wiedzę ezoteryczną, chociaż nie jest jasne, gdzie dokładnie ją zdobył. Ci, którzy studiowali Gurdżijewa, wiedzą, jak niezwykle trafne były jego uwagi na temat psychologii i psychicznego rozwoju. Współczesna psychologia i neurobiologia dopiero teraz zaczynają dochodzić do podobnych koncepcji.
Gurdżijew poczynił także wiele interesujących uwag na temat nauki i miejsca człowieka we Wszechświecie. Jedno z jego najbardziej zagadkowych stwierdzeń odnosi się do zależności między człowiekiem i Księżycem. Zupełnie bez ogródek mówi on, że jesteśmy „pokarmem dla Księżyca”. Wielu sądzi, że ten zwrot kryje jakieś głębokie ezoteryczne znaczenie – i rzeczywiście może tak być – jednak równie dobrze może on mieć naukowe podstawy. Inne interesujące uwagi Gurdżijewa na temat Księżyca także idą w parze z teorią McCanneya. W kwestii możliwej wymiany energii pomiędzy Ziemią i Księżycem, Gurdżijew powiedział:
Energia ta jest zebrana i przechowywana w wielkim akumulatorze znajdującym się na powierzchni Ziemi. Tym akumulatorem jest życie organiczne na Ziemi. Księżyc karmi się życiem organicznym na Ziemi. Wszystko, co żyje na Ziemi – ludzie, zwierzęta, rośliny – stanowi pokarm dla Księżyca. Księżyc jest olbrzymim żywym istnieniem, żywiącym się wszystkim tym, co żyje i rośnie na Ziemi. Księżyc nie mógłby istnieć bez życia organicznego na Ziemi, tak jak i życie organiczne na Ziemi nie mogłoby istnieć bez Księżyca. Ponadto w odniesieniu do życia organicznego Księżyc jest olbrzymim elektromagnesem. Gdyby elektromagnes nagle przestał działać, to życie organiczne rozpadłoby się na kawałki. (Polski przekład: Magda Złotowska)
Georgij Iwanowicz Gurdżijew
Powyższe stwierdzenie nabiera sensu, gdy przyjmiemy, że Księżyc może być niezbędny do utrzymania rozległego ziemskiego pola magnetycznego, które chroni ludzi i wszystkie organizmy przed kosmicznym promieniowaniem. Jak życie organiczne na Ziemi mogłoby przetrwać bez tych idealnych warunków magnetycznych? Nie przetrwałoby – a przynajmniej nie na powierzchni. Jeśli teoria McCanneya jest słuszna, Księżyc stanowiłby nierozerwalną część unikatowego środowiska magnetycznego Ziemi. Ponadto Gurdżijew stwierdził, że Księżyc jest „wielkim elektromagnesem” w odniesieniu do życia na Ziemi. Pamiętajmy, że wypowiedział on te słowa na samym początku XX wieku, zanim powstały jakiekolwiek teorie o efektach elektrycznych w Układzie Słonecznym i planetach. Jak widać, Gurdżijew wyprzedzał swoje czasy.
Wracając do przesunięć biegunów i zmian na Ziemi, niedawno na Grenlandii zaobserwowano, że pierwszy wschód słońca w tym roku miał miejsce o dwa dni za wcześnie. Jak dotąd sprawa pozostaje zagadką, co jednak nie powstrzymało niektórych od łączenia tego zjawiska z masowym wymieraniem zwierząt i przesuwaniem się biegunów.
McCanney podkreśla, że skorupa ziemska mimo wszystko posiada stałe rejony magnetyczne, które z grubsza ułożone są w jednej linii, biegnącej w kierunku północnym. Jeśli więc ziemskie pole magnetyczne rzeczywiście zmienia się pod wpływem zewnętrznych sił, te spore magnetyczne rejony skorupy ziemskiej mogą jako ostatnie doświadczyć przesunięcia. Wraz ze zmianami zewnętrznego pola magnetycznego rejony te zostaną pociągnięte w nowym kierunku, co może spowodować falowanie, trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, a być może nawet zmiany w wyniesieniu lądu, dopóki skorupa nie ustabilizuje się w nowym ułożeniu. Hipotetyczne zmiany wysokości lądu mogą wyjaśniać, dlaczego na Grenlandii słońce pojawiło się w tym roku nieco wcześniej. Wydaje się to bardziej logiczne niż obecne wyjaśnienia, mieszające w to jak zwykle globalne ocieplenie.
Wracając do martwych kosów z Beebe w stanie Arkansas, pozostanę przy hipotezie, że ich śmierć mogła być spowodowana podniebnym wybuchem bolidu lub komety. Wygląda też na to, że nie tylko Ziemia została wówczas uderzona obiektem z kosmosu. Chińska sonda sfilmowała niedawno uderzenie meteoru w powierzchnię Księżyca. Bezpośrednio przed tym zdarzeniem zaobserwowano też grupę komet, które znikły na powierzchni Słońca. Jak twierdzi Karl Battams z Naval Research Lab w Waszyngtonie, w ciągu dziesięciu dni, począwszy od 13 grudnia 2010, „sonda SOHO wykryła 25 komet, które trafiły w Słońce”. W swoim artykule Battams dodał, że zdarzenie jest bardzo niezwykłe.
Zdaniem McCanneya kometa przelatująca blisko Ziemi musiałaby mieć znaczny ładunek elektryczny, żeby spowodować zupełne przebiegunowanie pola magnetycznego. Może dane nam jest doświadczać przedsmaku przyszłych wydarzeń? A jeśli kiedykolwiek minie Ziemię duża kometa (rozmiarów planety czy Księżyca), możecie być pewni, że ucierpi na tym nie tylko kilka stad zwierząt. Mało tego, będziemy mieli szczęście, jeśli uda nam się rozpoznać potem powierzchnię Ziemi – zakładając, że ktokolwiek w ogóle przeżyje.
Click
Użytkownik Muhad edytował ten post 22.02.2011 - 11:11