Trzydzieści pięć lat temu, Dale G. Bridenbaugh wraz z dwoma kolegami pracującymi w General Electric zrezygnowało z pracy, gdy utwierdzili się w przekonaniu, że recenzowany przez nich projekt reaktora Mark 1 był tak wadliwy, że mógł prowadzić do katastrofalnego w skutkach wypadku.
Przez dziesięciolecia podważano zdolność reaktora Mark 1 do wytrzymania ogromnych ciśnień, które pojawiłyby się, gdyby reaktor stracił możliwość chłodzenia. Dziś, ten właśnie projekt, przechodzi test w Fukushimie. Pięć z sześciu reaktorów w Fukushima Daiichi, to właśnie General Electric Mark 1.
Dale Bridenbaugh powiedział w wywiadzie dla $$$ News:
„Problemy, które wykryliśmy w 1975 r. podczas analizy kontenera zabezpieczającego przekonały nas, że projekt nie brał pod uwagę ciśnień, które mogły powstać przy utracie chłodziwa. Ciśnienie, które powstaje przy bardzo szybkim uwalnianiu energii może rozsadzić kontener i doprowadzić do niekontrolowanego uwolnienia cząstek radioaktywnych.”
General Electric w ciągu lat nieco usprawnił konstrukcję reaktorów Mark 1, jednak w stopniu niewystarczającym, by zapobiec eksplozji w sytuacji utraty chłodziwa.
W samych Stanach Zjednoczonych, 23 reaktory w 16 lokalizacjach nadal są oparte na takim samym projekcie Mark 1.
Rosyjski specjalista od awarii elektrowni atomowych Julij Andrejew, który 25 lat temu kierował sowiecką agencją Specatom i jej pracami nad usuwaniem skutków awarii w Czarnobylu, ostro skrytykował Międzynarodową Agencję Atomistyki i prywatne korporacje za to, że nie nauczyły się niczego po katastrofie w Czarnobylu. W wywiadzie dla agencji prasowej Reuters, powiedział:
„Po Czarnobylu, wszystkie siły przemysłu jądrowego zostały skierowane na ukrycie skutków tego wydarzenia, by uniknąć nadszarpnięcia reputacji branży. Doświadczenia z Czarnobyla nie zostały poważnie przestudiowane przez branżę atomową, a kto inny ma pieniądze, by przeprowadzić takie studia?”
Dr Andrejew stwierdził, że sekwencja wydarzeń w Fukushimie wskazuje na to, że właścicielowi elektrowni, Tokyo Electric Power Company (TEPCO), bardziej zależało na zyskach, a nie na bezpieczeństwie. Pożar, który we wtorek ogarnął skład zużytego paliwa w reaktorze nr 4 był spowodowany oszczędnością miejsca i pieniędzy.
Japończycy okazali się bardzo chciwi. Chcieli wykorzystać każdy cal przestrzeni. Ale gdy odpady jądrowe rozmieści się tak blisko siebie w basenie, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwa wystąpienia pożaru, jeśli z basenu zostanie usunięta woda.
W przeszłości, TEPCO było ostro krytykowane za fałszowanie dokumentacji bezpieczeństwa w Fukushimie. Jak podaje „Wall Street Journal”, w 2002 r., TEPCO przyznało się Przemysłowej Agencji Bezpieczeństwa Jądrowego, że sfałszowało testy zabezpieczeń reaktora nr 1.
To nie był jedyny z ciągu skandali, powiązanych z TEPCO. W 2007 r. firma początkowo twierdziła, że nie doszło do uwolnienia promieniowania po trzęsieniu ziemi, w elektrowni w Kashiwazaki-Kariwa. Później jednak firma musiała przyznać, że doszło do wycieku radioaktywnej wody do Morza Japońskiego.
W czerwcu ubiegłego roku, jeden z reaktorów w Fukushimie stracił zasilanie i stracił na pewien czas zdolność chłodzenia. TEPCO nie wyciągnęło z tego incydentu żadnych wniosków.
Nadzór instytucji rządowych nad firmą nie był zbyt surowy, zwłaszcza że dochodziło do klasycznego dla neoliberalizmu przenikania elit politycznych i biznesowych. Japońskie ministerstwo gospodarki organizowało promocje sprzedaży japońskich elektrowni jądrowych do Wietnamu (który wybrał technologię TEPCO ).
Jak wynika z depesz ujawnionych przez WikiLeaks, ponad dwa lata temu Międzynarodowa Agencja ds. Atomistyki (IAEA) ostrzegała Japonię, że procedury bezpieczeństwa w japońskich elektrowniach atomowych były nieadekwatne i że mogą wystąpić poważne problemy w razie trzęsienia ziemi.
link