Napisano 20.10.2011 - 16:54
Napisano 29.10.2011 - 15:51
Napisano 01.11.2011 - 15:48
Napisano 03.11.2011 - 09:03
Napisano 13.01.2012 - 02:02
Napisano 21.02.2012 - 00:01
Historyczny wywiad z synem zamordowanego Muammara Kaddafiego, Saifem al-Islamem
z 1 lipca 2011
Tłum. wMordechaj
Dziennikarka: Przede wszystkim jestem wdzięczna,że zgodził się Pan na ten wywiad dla RT. W 2008 r. był Pan goszczony przez Tony Blaira w Londynie, który chwalił Pańskiego ojca, otrzymał Pan tytuł doktora na London School of Economics, a trzy lata później, doświadczacie porażki, stajecie się celem rakiet NATO w swym własnym kraju, rozdartym teraz przez wojnę domową.
Jak Pan sądzi, dlaczego Pański los zmienił się tak dramatycznie?
Saif Al-Islam: To dobra lekcja dla wszystkich, dla nas i dla innych.
Usłyszeliśmy, że …mam na myśli, że dostaliśmy przekaz z wielu krajów, informacje podobne do tych o Iranie, Korei Płn.,..w stylu – Libijczycy, popełniliście błąd, oddajcie broń masowej zagłady, zaprzestańcie budowania rakiet dalekosiężnych, stańcie sie przyjaźni wobec zachodu, no i mamy skutki.
Więc, co to znaczy? To znaczy, że oto mamy informację dla wszystkich-musisz być silny, nigdy im nie ufać i zawsze być czujnym, ponieważ ci ludzie nie mają przyjaciół. W jedną noc was oszukają i zaczną was bombardować, to co nas spotkało, może się przytrafić innym krajom.
Dziennikarka (1.14): Mówimy o błędach i lekcjach, co Pan zrobiły dzisiaj inaczej?
Saif: Jednym z naszych wielkich błędów było wstrzymanie się…nie wstrzymanie, raczej odłożenie na później zakupu nowego rodzaju broni, szczególnie z Rosji, to był wielki błąd, z tym się opóźniliśmy oraz z budową silnej armii, bo myśleliśmy, że już nigdy nie będziemy walczyć. Przecież amerykanie, europejczycy to nasi przyjaciele, po co znowu z kimś walczyć? A zatem nie budując silnej, nowoczesnej armii, popełniliśmy błąd. Myśleliśmy rozwiążemy nasze probemy – jesteśmy krajem o pokojowych zamiarach, żadnych walk, żadnego nowego Lockerbee, po prostu robimy swoje, a nasz błąd to zbytnia tolerancja wobec naszych wrogów.
Każdy wini mnie teraz, ludzie mówią – to przez ciebie, bo byłeś tolerancyjny, miły wobec innych, a teraz rzucili się na nas wrogowie z zagranicy, no i mamy skutki.
Dziennikarka (2.15): Został Pan oskarżony przez Międzynarodowy Sąd Kryminalny o czyny, niech zacytuję: „zaprojektowanie polityki państwa w celu krwawego powstrzymania dowolnymi środkami, w tym przy użyciu różnorodnych śmiercionośnych metod, cywilnych demonstracji mających na celu obalenie reżimu Kaddafiego, jakie miało miejsce począwszy od lutego 2011 r”. Czy taka polityka rzeczywiście istnieje?
Saif: Ten sąd to karykatura sądu. No dobra…oni oskarżają mnie o zabijanie ludzi, a przecież wszyscy o tym wiedzą, nawet sami buntownicy to wiedzą, nas oskarżają o użycie siły, a przecież ja nie miałem stanowiska ani w armii ani w rządzie, więc to oskarżenie o odpowiedzialność za zabijanie ludzi, to w ogóle jakiś żart. Po drugie, kolejny żart, ci ludzie, którzy zginęli na samym początku, 159 osób, oni zginęli, gdy tłum zaatakował posterunek wojskowy, to zdarzyć się może wszędzie na świecie, w Rosji, Ameryce, Francji, Niemczech, Włoszech. Jeśli ludzie z ulicy ruszają na placówkę wojskową, aby ukraść broń, wojsko musi jej bronić. To właśnie zdarzyło się w Benghazi.
Dziennikarka (3.26): Nawet jeśli są to cywile, nieuzbrojeni cywile?
Saif: Jeśli jest Pani cywilem i ma pokojowe zamiary, to wychodzi Pani na ulicę czy plac w pokojowych zamiarach, jak wszędzie w świecie, ale jeśli wychodzi Pani atakować z moździerzami, karabinami, z ładunkami wybuchowymi, i atakuje Pani jednostkę wojskową, żeby ukraść wojsku broń, to przecież nie jest działanie pokojowe.
Dziennikarka (3.52): Kim byli ci ludzie?
Saif: Potem dowiedzieliśmy się, że oni należeli głównie do islamskich grup, ale o tym później się dowiedzieliśmy.
Dziennikarka (4.03): Bezpośrednie pytanie – czy Pan albo Pański ojciec wydaliście rozkaz dla armii zabijania demonstrantów?
Saif: Oczywiście, że nie. Po pierwsze, nie. Po drugie, mój ojciec zadzwonił do generała, teraz on jest w Benghazi, to lider rebeliantów, ja też dzwoniłem do niego, rozmowy są nagrane, mówiliśmy mu – „nie używaj siły wobec ludzi”, ale on mówi do nas – oni atakują jednostkę wojskową, taka jest sytuacja.
Dziennikarka (4.41): Kto wydał rozkaz?
Saif: Nikt, nikt nie wydał. Strażnicy zaczęli strzelać i tyle. Strażnicy zostali zaskoczeni atakiem ludzi i zaczęli strzelać. Nie potrzebowali rozkazu, aby bronić siebie, magazynów, obozu wojskowego.
Dziennikarka (5.08): Zatem sądzi Pan, że to stało się przez pomyłkę?
Saif: Pomyłkę?, na pewno nie. Proszę zrozumieć, co się działo, oni ich zaatakowali, przejęli kontrolę, zaczęli kraść broń i amunicję, a teraz robi się z tego wydarzenie.
Dziennikarka (5.21): Jaki jest cel takiego nakazu, przecież Nato już teraz próbuje zabić Pańskiego ojca?
Saif: Wyrok już został wydany, to kara śmierci, zdecydowali, że należy zabić mnie i mojego ojca, i już zdążyli zabić mojego brata i zniszczyć mój dom.
Decyzja została podjęta – wykonać egzekucję.
Powiedział to nawet Mr Putin – To jest operacja, której celem jest próba zabicia Pana Kaddafi.
Mówią teraz, że trzeba mnie aresztować, a 3 miesiące temu chcieli mnie zabić, i codziennie mnie ścigają, próbują znaleźć i zabić, znaleźć mnie i ojca i zabić nas.
Sprawa druga, pomyślcie o tej karykaturze sądu, pod stołem próbowali z nami negocjować ubicie interesu, w zamian za zgodę na interes proponowano nam – „nie będzie problemu z sądem”, a więc co to oznacza? Że sąd jest pod kontrolą tych krajów, które nas ciągle atakują.
Chodzi o wywarcie na nas psychologicznej i politycznej presji, i tyle.
Dziennikarka (6.40): Zgodziliście się?
Saif: Nie, no pewnie, że nie. To jest żart z Libii. Ten sąd to żart.
Dziennikarka (6.48): Chce Pan powiedzieć wprost, ża NATO chce Pana zabić, nieprawdaż?
Saif: W obecnej chwili pływam sobie i łowię ryby, jest bardzo gorąco i wolę być na plaży. Jesteśmy w naszym kraju, cieszymy się życiem, walczymy o nasz kraj, mieszkamy pośród swoich, tu jest nasze miejsce, nasz kraj, jeśli zginiemy, pójdziemy do nieba, i cóż z tego?
Dziennikarka (7.09): Czy myśli Pan, że liczba ofiar wskutek nalotów NATO zostanie kiedyś ustalona?
Saif: Co ma Pani na myśli?
Dziennikarka (7.17): Mianowicie, NATO bombarduje Libię, a rząd libijski mówi, że zginęło ponad 900 osób od chwili rozpoczęcia operacji w marcu, ale NATO twierdzi, że liczba ofiar cywilnych to tylko 9 osób.
Saif: NATO zniszczyło nasz dom, który znajdował się w obszarze zabudowy domów wolnostojących. To był nieduży dom, otoczony innymi domami, gdzie mieszkają ludzie, obok jest nieduża szkoła. Na ten dom spadły 4 rakiety i zabiły mi brata i młodych cywilów, którzy nie mieli nic wspólnego z wojną, polityką. On był w Niemczech i gdy zaczęła się wojna, wrócił do Libii i w czasie snu został zabity.
NATO powiedziało, że zniszczyło centrum dowodzenia i ośrodek kontrolny…a tam były 2 sypialnie, kuchnia, pokój dzienny, zwykły mały dom.
To tylko przykład mojej rodziny, ale takich przykładów jest mnóstwo. Weźmy inny przykład, wcześniejszy przykład – przyjaciela mojego ojca, zniszczyli dom i zabili całą rodzinę, zginęła żona w ciąży, 2 małe dziewczynki, wszyscy zabici. A oni znowu swoje – my uderzamy w obiekty wojskowe. Żona w ciąży i jej dzieci- czy one kontrolują i dowodzą libijską armią?
Dajmy spokój, to bez sensu. To po prostu śmieszne. To hańba.
Ci ludzie łżą przez cały czas, kłamią na okrągło. Oni mają jeden cel – ten kraj dla nich to ciastko z kremem, bogaty, dużo gazu, dużo ropy, i mamy ponad 100 mld $ w depozytach zagranicznych, a zatem musimy podzielić ten torcik, i tylko o to chodzi. I musimy pozbyć się Mr. Kaddafi, bo jest przeszkodą między nami a tym łatwym łupem. To aż zbyt jasne.
Dziennikarka (9.44): Jakie będą konsekwencje dla Libii, gdy Pański ojciec zostanie aresztowany?
Saif: Mój ojciec to nie cały kraj, aresztować go, będzie bardzo trudne, zabicie go jest prawdopodobne…ale trzeba wiedzieć jedno, Libijczycy są zjednoczeni, nie wokół mojego ojca jako przywódcy, lecz jednoczy ich pewna grupa wartości moralnych, jak walka za swój kraj, za swój naród, i wiedzą, że jest tu NATO i bombarduje. Nie dlatego, że chcą pomóc nam albo dlatego, że są wobec nas tacy fajni albo że my byliśmy tacy hojni wobec nich, ale dlatego, że oni są obcy. Ludzie wiedzą, że buntownicy walczą dla NATO nie dlatego, że to walka o demokrację, wolność…chodzi o kraj. Chcą podzielić łup, podzielić się naszym krajem.
A co było w Misrata? Jeśli nie jesteś po stronie buntowników, zabierają Twoją rodzinę, w telewizji to można zobaczyć, zabierają ci żonę i matkę, potem odcinają tym kobietom piersi, a potem zabierają głowę rodziny do rzeźni i tną go na kawałki. To taka kara w Misrata, jeśli nie jesteś po stronie buntowników. W mieście Derna, jeśli nie jesteś po ich stronie, wieszają ludzi na moście, tu w górach, ok. 3 dni drogi stąd, zniszczyli domy cywilów. Ale przecież oni walczą o demokrację i to robią w imię wolności.
Nasza walka to walka z diabłami, ze złem, z siłami ciemności. Z tym właśnie walczą Libijczycy, nie z powodu mojego ojca, ale dlatego, że są zjednoczeni, są wolni, mają przekonanie, że walczą ze wspólnym wrogiem. Rozumieją, że w pojedynkę staną się ofiarą, stracą rodzinę, życie i kraj.
Dziennikarka (12.26): Jaką teraz pełni rolę Pański ojciec?
Saif: Mój ojciec jest naszym przywódcą.
Dziennikarka (12.32): Co może się stać rodzinie Pańskiego ojca?
Saif: Oto jest pytanie….Libijczycy gotowi są walczyć za swój kraj, nie poddamy się, nie pomachamy białą flagą, bo mamy tylko jedną flagę, to Zielony Sztandar.
Dziennikarka (13.09): Są ludzie, którzy mówią, jeśli odejdzie Kaddafi, walki się skończą.
Saif: Skończą się? Z pewnością nie. Bo tu nie chodzi o Kaddafiego, tylko o kontrolę nad Libią, to jest cel, a Libijczycy na to nie pozwolą, a zatem walki będą trwać.
Dziennikarka (13.29): Porozmawiajmy o tym, jak to może się skończyć. Mr Ławrow przedstawił 2 tygodnie temu propozycję, wezwał obie strony do negocjacji. Jak Pan to odbiera?
Saif: Powiedzieliśmy – chcecie wyborów, ok, niech będzie, wybory z udziałem przedstawicieli z Rosji, z Ameryki, UE, ONZ, róbmy wybory, i co?…jak wygramy, to oni zaakceptują wyniki? Powiedzą – gratulujemy? Nie, powiedzą idziemy na Trypolis i będziemy okupować Trypolis siłą. Mówią o tym codziennie w TV. No to dobra, chcecie walki, ok, będzie walka, a wy przegracie i to niebawem.
Macie 40 okrętów przy brzegach Libii, które dla was walczą, macie setki samolotów, macie 17 satelitów z USA i Francji, macie AWACS’y, macie Nimrody, ale przegrywacie codziennie. Macie to wszystko, ale i tak przegrywacie, ponieważ naród jest przeciw wam. I przegracie ostatecznie, i stanie się to bardzo szybko.
Dziennikarka (15.19): Jakie opcje ma Pański ojciec na tym etapie?
Saif: Libia należy do Libijczyków. To my jesteśmy Panami naszej ziemi. To my będziemy decydować o losach naszego kraju, decyzja należy do nas, do Libijczyków.
Dziennikarka (15.37): Więc czego pragną Libijczycy?
Saif: Pokoju, ale jeśli chcecie walczyć, dobra, nie jesteśmy tchórzami, nie jesteśmy królikami albo szczurami, będziemy walczyć. Bombardują samochody cywilów codziennie, na ulicach, ktoś jedzie samochodem i zostaje zbombardowany, kobiety, starcy, dzieci. My celujemy w pojazdy wojskowe. Dajcie spokój, rozejrzyjcie się – starcy, kobiety, dzieci, przecież to oni są waszym celem. Chcą nas przekonać, że NATO jest super, jest wielkie, ma satelity, ma wszystko, a to nie są dzieci, tylko dowódcy wojsk, a to nie jest dom, tylko punkt dowodzenia. A rebelianci to wspaniali ludzie, walczący o demokrację i wolność. Oni są dobrzy, a my to diabły, zabiliśmy tysiące ludzi, zbombardowaliśmy Trypolis z samolotów, zabiliśmy 7000 demonstrantów, dla nas walczą najemnicy, a naród Libijski nie jest z nami. Nasze wojska to bandy najemników.
Dziennikarka (17.04): A co Pan myśli o wojnie medialnej, kto wygrywa tę wojnę?
Saif: Po pierwsze, kto na razie ją wygrywa, wygrywają oni, szczególnie Al-Jazeera, bo to było od początku zaplanowane, Kaddafi jest w Wenezueli, reżim upadł, rebelianci zajęli Trypolis, a władza odeszła.
A to przecież wielki łup, to cały kraj, i z tego powodu teraz są te cierpienia. Ale teraz Libijczycy już mają świadomość.
Któregoś dnia wszyscy na świecie mówią ”Libijska flota bombarduje zatokę Mizdah”, Mizdah jest w środku pustyni, przecież to tysiąc kilometrów stąd, a ci dalej swoje „okręty libijskie bombardują zatokę Mizdah”, no bardzo przepraszam!!! W czym rzecz?
Rada Bezpieczeństwa wydała rezolucję przeciwko Libii z powodu oszustwa mediów, że siły libijskie bombardują obszary cywilne w Trypolisie i zabiły 7000 ludzi. Pójdźcie tam i sami zobaczcie, pokażcie mi chociaż jeden dowód na bombardowanie. Od początku mówimy, przyślijcie tu misję, która sprawdzi, co tu się naprawdę dzieje. Powiedzieli nie, wy bombardujecie.
Dziennikarka (18.33): A co z Rosją?
Saif: Jesteśmy sami, walczymy sami, dajemy sobie radę, ale jesteśmy sami.
Co do Rosji, to było supermocarstwo, do lat 90-tych, jak był ZSRR byli w stanie sami powstrzymać Anglików i Francuzów w takiej sytuacji, jaka jest teraz w Libii. Mogli np. zdobyć się jak w przypadku Egiptu na żądanie, przestańcie atakować Egipt albo zbombardujemy wam Londyn i Paryż. Tak wtedy było. I teraz mamy taką samą sytuację, nas atakują Brytyjczycy i Francuzi, więc czas na ruch ze strony Rosji, zagrać ważną rolę, że jesteśmy tutaj i jesteśmy supermocarstwem.
Dziennikarka (19.34): Co stanie się z Libią, gdy NATO, Pańska armia i rebelianci, przestaniecie strzelać?
Saif: Libijczycy to bracia. Znowu się przywitamy, wrócimy do pracy i swoich spraw, zajmiemy się swoim domem, znowu zaczniemy budować nowoczesny kraj, pokojowy i nie popełnimy więcej błędów.
Dziennikarka (20.06): Zaczęliśmy ten wywiad od spraw, które już się stały, więc jeśli Pan pozwoli, zakończmy go tym, co się stanie w przyszłości. Wiadomo z wieści, które docierają do nas z frontu, że dla Pana nie ma miejsca w Libii powojennej, wiemy o nakazie aresztowania Pana wydanym przez Międzynarodowy Sąd Kryminalny…więc szczere pytanie, dokąd Pan pojedzie?
Saif: Kto?
Dziennikarka (20.26): Pan.
Saif: Wiele osób ma mi za złe, i mają rację, że szefostwo buntowników, to byli moi przyjaciele. W tamtym czasie byłem bardzo liberalny, tolerancyjny, pokojowo nastawiony, pokojowy do pewnego stopnia i myślałem, że Libijczycy są równi, że każdy ma prawo tu żyć, pracować, być aktywnym, robić, co chce.
Lecz trochę później dostrzegłem…cały naród zorientował się, że to jest spisek, zrobiony przeciw ludziom, przeciwko Libii. I powiedzieli, że to moja wina. Te węże zdołały przeniknąć do naszego kraju i zaczęli współpracować z obcymi, aby zaatakować kraj. I dlatego są na mnie źli – to przez ciebie, bo jesteś zbyt tolerancyjny. I nie zapominajmy, że zwolniłem wszystkich więźniów, na początku roku nie było więźniów, więc ludzie mówią – to przez ciebie, zbyt dużo tolerancji.
Dziennikarka (21.39): A Pan myśli, że mają rację?
Saif: Uczciwie mówiąc, byliśmy supertolerancyjni, ja byłem naiwny, tak…
Dziennikarka (21.50): Nie jest już Pan naiwny?
Saif: Już nie.
Dziennikarka (21.54): Jak się Pan zmienił?
Saif: Już nie powtórzę błędów. Już nigdy nie dam się…nie dam się…zaskoczyć przez te same węże, uderzyć z tej samej strony. Dostałem lekcję, jak my wszyscy tutaj. Kalkulowanie obecnych działań musi wynikać z doświadczenia przeszłości. A więc, mogę cię pocałować na przywitanie, mogę ci wybaczyć, ale zapomnieć nie potrafię, i to, co zrobiłeś, zostanie mi w głowie przez długi czas. Dlatego każdy ruch, każdy krok będzie kalkulowany według tego, co się stało.
Dziennikarka (22.44): Kiedy te koszmary się skończą, jak Pan myśli?
Saif: Proszę posłuchać, NATO ma problemy, są zmęczeni i spieszą się, muszą skończyć z tym, jak najszybciej, oni są głodni…są zmęczeni, oni chcą już się dzielić łupem. Dla nich Libia to jak fast-food, jak McDonald’s, szybko, wszystko ma być szybko, szybka wojna, szybkie samoloty, szybkie kule, szybkie zwycięstwo, ale my jesteśmy bardzo cierpliwi, bo my jesteśmy u siebie, to nasz kraj…jesteśmy cierpliwi. Poczekamy, może do jutra, może za tydzień, może za rok, ale przyjdzie taki dzień, że to my wygramy. I tego dnia, oni wrócą na Korsykę i do Francji, Włosi wrócą na Sycylię i do Włoch, Duńczycy wrócą do Danii, Kanadyjczycy do Toronto, a Libia wróci do Libijczyków.
Dziennikarka (23.46): Dziękuję za ten wywiad, jesteśmy za niego Panu bardzo wdzięczni. Życzymy Panu, Pańskiej rodzinie, krajowi i narodowi pokoju i dobrobytu.
Saif: Dziękuję.
Źródło: http://stopsyjonizmowi.wordpress.com/
Użytkownik rainman edytował ten post 21.02.2012 - 00:02
Napisano 21.02.2012 - 13:34
Luty 8, 2012: Wybuch w ambasadzie Kataru w Trypolisie
Dziś doszło do eksplozji ładunku wybuchowego w kontrolowanym przez rebeliantów Trypolisie. Za akcję odpowiada batalion męczennika Mutasima.
Mimo zepchnięcia do defensywy, Libijska Armia Wyzwoleńcza, wierna ideom Muammara Kaddafiego wciąż walczy. Kolejny tydzień toczą się zacięte walki o Bani Walid.
Miejsce zamachu wybrano nieprzypadkowo. Katar odpowiada za mobilizowanie złożonych z islamskich ekstremistów oddziałów, które brały udział w rebelii libijskiej, a obecnie dążą do obalenia Baszara al-Asada w Syrii.
I jeden z dość ciekawych komentarzy:
Mam kilka uwag co do przebiegu walk. Nie powiedziałbym,że LAW jest w defensywie. Od momentu zakończenia bombardowań ( w czasie bombardowań, LAW dokonała np. strategicznego odwrotu i wycofała się z Bani Walid i Syrty).
Obecnie LAW jest w ofensywie, wyzwala wsie i miasta spod okupacji, oczyszcza kraj z najemników NATO. Bani Walid jest pod całkowitą kontrolą LAW i nie ma informacji o atakach na miasto. Ogólnie sytuacja wygląda bardzo dobrze – ponad połowa kraju jest wolna, a w części okupowanej trwa intensywna walka i systematyczne likwidowanie okupantów. Dla przykładu informacje z ostatnich dni :
1. Zielona Armia zaatakowała więzienie w Misracie, kontrolowane przez brygady Północnej Misrata. Bitwa trwała 5 godzin, uwolniono 1139 więźniów, zabito 283 buntowników, aresztowano 21najemników, liczba rannych nie jest znana -jest ich bardzo dużo.Zastrzelono 145 wieziennych oficerów. Wśród żołnierzy Zielonych nikt nie zginął. W Operacji udział wzięło 3….250 bojwników zielonego oporu. Zniszczono 72 czołgi niemieckie Leopard. Dziewięciu wieźniów zginęło, ponieważ nie mogli wydostać się z pożaru. Przed operacją w więzieniu, LAW dokonał ataku z bronią z tłumnikami na obóz koncentracyjny Misracie i zabili 45 żołnierzy IDF (Siły Obronne Izraela). Znaleziono oświadczenia finansowe, które obejmują ogromne sumy w dinarach libijskich i katarskich, a także ogromną ilość dolarów, funtów, euro i dużą ilość złota. Ilość pieniądzy w Misracie może przekroczyć 225 miliardów dolarów, większość tych pieniędzy została skradziona przez rebeliantów z Misraty w Syrcie. Schwytano 25 kapitanów i 51 podporuczników rebelianckich brygad.
2. 40 więźniów z Bengazi zostało wymienionych na kapitana armii „N”RT – informowałem o tym wcześniej.
3. Zielona armia w Bengazi odnosi kolejne postępy. 4 lutego o północy nowy oddział liczący 5 tys bojowników, rozpoczął operację oczyszczania miasta ze szczurów przy pomocy broni z tłumnikami, dzięki czemu nie słychać ich działań.
4. LAW sprowadził zza granicy 25 tys. tłumników i 10 tys. noktowizorów(umozliwiają widzenie w ciemności). Daje to zielonym przewagę – mogą przeprowadzać w nocy chicho operacje bez wykrycia.
5. Rebelianci opuścili większość swoich posterunków granicznych i zdjęli mundury. Cała granica Libii poprzez Tunezję została pozbawiona personelu z rebeliantów. Podejrzewa się, że większość buntowników przeniosła się do Trypolisu lub na wschód od Trypolisu, dużo rebeliantów weszło w szeregi brygady Zintan i Armii Zielonych.
6. Francuski okręt wojenny po dobiciu do portu w Trypolisie został zaatakowany przez artylerię LAW. Okręt został ostrzalny z moździerzy i RPG. Statki stoją w ogniu, nie można ustalić liczby martwych żołnierzy francuskich i innych najemników.
7. Niedaleko portu w Trypolisie bojownicy LAW zastrzelili 19 żołnierzy amerykańskich, którzy przybyli ostatnio do wojskowego lotniska Mitiga. Ciała zostały spalone. Zielona Armia otrzymała rozkaz, aby nie aresztować już więcej najmeników NATO/ONZ i zabijać ich na miejscu. Dotyczy to dziennikarzy Al-Jazeera i przedstawicieli instytucji zachodnich.
8 Doniesiono, Abdel Hakim Belhadj dostał 2 kulki w głowę. Nie ma jeszcze ostatecznego potwierdzenia. Jeśli udało mu się przeżyć, to zginie nastepnym razem.
9. Rebelianci z Misraty ponieśli ogromne straty po nieudanym ataku na miasto Sabha. Miasta broniło 3250 żołnierzy LAW i 7000-1000 ochotników z okolicznych miast, którzy przybyli na ratunek.
Naród libijski przeleje jeszcze dużo krwi, ale będzie wolny.
Źródło: http://narodowcy.net...sie/2012/02/08/
Użytkownik martius edytował ten post 21.02.2012 - 13:37
Napisano 24.02.2012 - 23:43
“Odpowiedzialność za obronę” jako narzędzie imperialne. Rzecz o nie-interwencjonistycznej polityce zagranicznej
Wydarzeniom w Syrii, a wcześniej tym w Libii, towarzyszą wezwania do zbrojnej interwencji w celu „obrony cywilów”, które przeplatane są twierdzeniami o naszym prawie i obowiązku do podjęcia tych działań. Nie dalej, jak rok temu, niektórzy najgłośniej wykrzykujący swoje poparcie dla interwencji, lewicowcy oraz Zieloni, okazali się środowiskami, które w całości przełknęło koncepcję „interwencji humanitarnej”. Z rzadka rozlegały się nieśmiałe głosy protestu wobec tych interwencji i były one kojarzone z prawą stroną sceny, a więc w osobach Rona Paula z USA oraz Frontu Narodowego we Francji. Polityka, jaką powinna wspierać lewica, to polityka nie-interwencyjna. Głównym celem ataku humanitarnych interwencjonistów jest koncepcja narodowej suwerenności, na której opiera się aktualne prawo międzynarodowe, a jaka jest przez nich obecnie stygmatyzowana jako zezwolenie dla dyktatorów na zabijanie swoich na każde życzenie. Odnieść można czasami wrażenie, że suwerenność narodowa jest niczym innym, tylko ochronnym parawanem dla dyktatorów, których jedynym pragnieniem jest zabijać swój naród.
A przecież podstawowym uzasadnieniem narodowej suwerenności jest, mówiąc precyzyjnie, danie narodom choćby częściowej ochrony dla państw słabszych wobec państw silniejszych. Państwo, które jest dość silne, może robić co tylko zechce, nie obawiając się jakiejkolwiek interwencji z zewnątrz. Nikt przecież nie oczekuje, że Bangladesz będzie mieszał się w wewnętrzne sprawy Stanów Zjednoczonych. Nikt nie przejawia zamiaru zbombardowania USA, aby zmusić je do zmodyfikowania polityki imigracyjnej albo monetarnej z powodów konsekwencji ludzkich prowadzenia ich wobec innych krajów. Humanitarna interwencja działa tylko w jednym kierunku, od silnych w kierunku słabych.
Ideą przewodnią powstania Narodów Zjednoczonych było ocalenie ludzkości przed “plagą wojenną” z odniesieniem do dwóch Światowych Wojen. Można było to osiągnąć poprzez ścisłe trzymanie się litery prawa w odniesieniu do narodowej suwerenności w celu zabezpieczenia krajów słabszych przed interwencjami zbrojnymi Wielkich Potęg bez względu na pretekst. Ochrona suwerenności narodowej w prawie międzynarodowym opiera się na powszechnym uznaniu faktu, że wewnętrzne konflikty w krajach słabszych, mogą być z łatwością wykorzystane przez kraje silniejsze, jak dowodzą tego przykłady niemieckich interwencji w Czechosłowacji i w Polsce, ostentacyjnie nazywane „obroną praw mniejszości uciśnionych”. To doprowadziło do II WŚ.
Potem przyszła dekolonizacja. Po II WŚ, wiele krajów na nowo niepodległych, wyzwoliło się spod kolonialnego ucisku. Ostatnią rzeczą, jaką te kraje chciałyby widzieć jest mieszanie się do ich wewnętrznych spraw przez byłych kolonizatorów (nawet gdy taka interwencja często zdarza się w mniej lub bardziej zawoalowanej formie, zwłaszcza w krajach afrykańskich). Ta awersja do mieszania się obcych wyjaśnia, dlaczego „prawo” do interwencji humanitarnej zostało gremialnie zanegowane przez kraje Południa, na przykład na Szczycie Krajów Południa w Hawanie, w kwietniu 2000 r. Na Konferencji w Kuala Lumpur, w lutym 2003 r., a więc krótko przed atakiem USA na Irak, wydano oświadczenie: „Głowy państw lub rządów powtarzają z naciskiem, że Ruch Państw Niezależnych (the Non-Aligned Movement) odrzuca możliwość tak zwanego „prawa” do humanitarnych interwencji, które nie mają podstawy ani w treści Karty Narodów Zjednoczonych ani w prawie międzynarodowym” oraz „stwierdza podobieństwa między nowym określeniem”odpowiedzialność za obronę” i „interwencja humanitarna”, zatem domaga się dokładnego przebadania sprawy przez Biuro Koordynujące oraz uznania wyrażenia „odpowiedzialność za obronę” i jego implikacji na gruncie zasad nie-mieszania się i nie-interwencji, jak też poszanowania dla integralności terytorialnej i narodowej suwerenności państw”.
Podstawowym punktem porażki Narodów Zjednoczonych nie było to, że nie umiało powstrzymać dyktatorów od zabijania swoich, ale że nie umiało powstrzymać silnych krajów przed łamaniem zasad prawa międzynarodowego: USA w Indochinach i Iraku, zaś RPA w Angoli i Mozambiku, Izraela wobec krajów sąsiednich, Indonezji w Timorze Wschodnim, nie mówiąc już o wielu zamachach stanu, groźbach, embargach, wzajemnych sankcjach, przekupionych wyborach, itd. Wiele milionów ludzi zginęło z powodu tych powtarzających się naruszeń prawa międzynarodowego i zasady narodowej suwerenności.
W powojennej historii miały miejsce wojny w Indochinach, inwazje na Irak, Afganistan, Panamę, nawet maleńką Grenadę, odbyły się bombardowania Jugosławii, Libii i wielu innych krajów, w tej sytuacji aż trudno uwierzyć, że to właśnie międzynarodowego prawa i poszanowania suwerenności narodowej bronić chcą Stany Zjednoczone w imię powstrzymania ludobójstwa. Gdyby USA miały środki i potrzebę interwencji w Rwandzie, to zrobiłyby to, a żadne prawo międzynarodowe by im w tym nie przeszkodziło. A jeśli wprowadzi się „nową regułę”, taką jak prawo do humanitarnej interwencji lub odpowiedzialności za obronę, zwłaszcza w kontekście obecnych związków sił politycznych i sił zbrojnych, to wtedy nie obronią one nikogo i nigdzie, chyba że USA dostrzeże potrzebę interwencji ze swojej własnej perspektywy.
Mieszanie się przez USA w wewnętrzne sprawy innych państw jest wielorakie, ciągłe i ciągle narusza ducha, a często też literę Karty Narodów Zjednoczonych. Pomimo twierdzeń o działaniu w imię zasad takich jak wolność i demokracja, interwencje USA wciąż powtarzają straszliwe konsekwencje: nie tylko miliony istnień ludzkich wskutek bezpośrednich czy pośrednich działań wojennych, lecz również straconych szans, „zabicia nadziei” setek milionów ludzi, którzy mogli skorzystać na postępowych programach społecznych zainicjowanych przez takich przywódców, jak Arbenz w Gwatemali, Goulart w Brazylii, Allende w Chile, Lumumba w Kongo, Mossadegh w Iranie, Sandiniści w Nikaragui czy Prezydent Chavez w Wenezueli, którzy byli systematycznie „podgryzani”, obalani albo zabijani z pełnym poparciem Zachodu.
Lecz to nie wszystko. Każde agresywne działanie USA rodzi reakcję. Rozmieszczenie tarcz przeciwrakietowych wytwarza więcej rakiet, a nie mniej. Rzucanie bomb na cywilów, czy w wyniku świadomej decyzji, czy wskutek tak zwanej „przypadkowej szkody”, powoduje tylko zwiększenie zbrojnego oporu, a nie zmniejszenie. Próba obalenia albo „podgryzienia” rządów skutkuje zwiększeniem wewnętrznych represji, wcale nie ma ich mniej. Wspieranie mniejszości do dokonania secesji poprzez dawanie im często fałszywego wrażenia, że jedyne Supermocarstwo przyjdzie im z pomocą w przypadku ich ucisku, doprowadza do wybuchu przemocy, nienawiści i stosy trupów, nigdy odwrotnie. Otaczanie jakiegoś kraju militarnymi bazami wiąże się ze wzrostem wydatków na obronę tego kraju, a nie spadkiem, a posiadanie przez Izrael broni nuklearnej skłania inne państwa Bliskiego Wschodu do wejścia w posiadanie tej samej broni. Gdy Zachód waha się, czy zaatakować Syrię lub Iran, to tylko dlatego, że te państwa są silniejsze i mają więcej wiarygodnych sojuszników niż Jugosławia lub Libia. Gdy Zachód skarży się na veto Rosji i Chin w sprawie Syrii, może mieć pretensje tylko do siebie: jest to wynik rażącego pogwałcenia przez Nato Rezolucji z 1973 r., aby dokonać zmiany reżimu w Libii, czego rezolucja nigdy nie autoryzowała. A zatem, przekaz wysłany przez naszą politykę interwencjonizmu do „dyktatorów” brzmi: bądź lepiej uzbrojony, czyń mniej ustępstw i twórz nowe dobre sojusze.
Co więcej, katastrofy humanitarne we Wschodnim Kongo, prawdopodobnie największe w ostatnich dekadach, są głównie związane z zagranicznymi interwencjami (głównie z Rwandy, sojusznika USA), a nie wskutek ich braku. Weźmy najstraszniejszą sprawę, jaką jest koronny przykład horrorów przedstawiany przez zwolenników interwencji humanitarnych – jest niemal wykluczone, aby Czerwoni Khmerowie mogli zdobyć władzę w Kambodży bez masowych „tajnych” nalotów USA, dokonywanych przy wsparciu zaprojektowanej przez USA zmianie reżimu, co pozostawiło ten nieszczęsny kraj w stanie całkowitej zapaści i destabilizacji.
Innym problemem z “prawem do interwencji humanitarnej” jest to, że zawodzi ono w zakresie propozycji: co w zamian za usunięcie narodowej suwerenności. Gdy NATO ogłaszało swe samozwańcze prawo do interwencji w Kosowie, a dyplomatyczne wysiłki dalekie były od wyczerpania, z pomocą przyszły zachodnie media, które pobłogosławiły podjęte środki. Gdy zaś Rosja zastosowała coś, co uważała za jej własne prawo odpowiedzialności za obronę Południowej Osetii, zostało to wspólnie potępione przez te same zachodnie media. To samo, gdy Wietnam podjął interwencję w Kambodży, aby położyć kres Czerwonym Khmerom, albo gdy Indie interweniowały, aby wyzwolić Bangladesz spod wpływów Pakistanu, ich działania zostały również gromko potępione w USA. Więc albo każdy kraj, który ma do tego środki nabywa przez to prawo do interweniowania w sytuacji, gdy jako powód podaje się pretekst humanitarny, a wtedy wracamy do stanu wojny wszystkich ze wszystkimi albo tylko jedno wszechwładne państwo, mianowicie USA (oraz sojusznicy) mają na to przyzwolenie, a wówczas wracamy do formy dyktatury w stosunkach międzynarodowych.
Często na zarzut słyszymy odpowiedź, że interwencje nie są prowadzone przez jedno państwo, ale przez „społeczność międzynarodową”. Jednakże koncepcja „społeczności międzynarodowej” jest stosowana najczęściej przez USA i jej sojuszników do oznaczenia tym terminem siebie i każdego, kto się z nimi w określonej chwili zgadza. Interwencja jednostronna przekształciła się zatem w inną koncepcję, lecz obie formy są oponentami dla Narodów Zjednocznych („społeczność międzynarodowa” utrzymuje, że jest bardziej „demokratyczna” niż większość krajów członków ONZ) i wiedzie to do stanu, że można ją wykorzystać na wiele sposobów.
W rzeczywistości nie istnieje nic takiego jak autentyczna społeczność międzynarodowa. Interwencja Nato w Kosowie nie została zaaprobowana przez Rosję, a rosyjska interwencja w Południowej Osetii została potępiona przez Zachód. Żadna interwencja nie uzyskała formalnej aprobaty Rady Bezpieczeństwa. Unia Afrykańska zanegowała oskarżenie Prezydenta Sudanu przedstawione przez Międzynarodowy Sąd Kryminalny (ICC). Każdy system międzynarodowej sprawiedliwości lub policji, czy dotyczy to odpowiedzialności za obronę czy funkcjonowania Międzynarodowego Sądu Kryminalnego, potrzebują oparcia na zasadzie równości i klimatu zaufania. Dziś nie ma czegoś takiego jak równość czy zaufanie, ani w stosunkach Zachodu ze Wschodem, ani Północy z Południem, głównie z powodu zapisu w kartotece kryminalnej polityki USA. Aby dopracować w przyszłości jakąś wersję odpowiedzialności za obronę do funkcjonowania za zgodą powszechną, musimy najpierw stworzyć zasadę równości i zaufania.
Przygoda Libijska ilustruje inną rzeczywistość umiejętnie pomijaną przez zwolenników interwencji humanitarnej, mianowicie, że bez ogromnej machiny militarnej USA, coś w stylu bezpiecznej pozbawionej ofiar (z naszej strony) interwencji, jaka może zdobyć publiczne poparcie, jest niemożliwa. Kraje zachodnie nie mają ochoty ryzykować poświęcenia zbyt wielu swych żołnierzy i prowadzą czyściutką wojnę z powietrza, która wymaga ogromnej ilości sprzętu o zaawansowanej technologii. Ci, którzy popierają takie interwencje, czy sobie z tego zdają sprawę, czy nie, w gruncie rzeczy wspierają ciągłe trwanie amerykańskiej machiny militarnej wraz z jej rozdymanym nadmiernie budżetem i obciążeniem, jakim jest dla gospodarki narodowej USA. Europejscy Zieloni i Socjaldemokraci, popieracze wojny w Libii winni mieć odwagę cywilną i powiedzieć swym wyborcom, że trzeba zgodzić się na masowe cięcia wydatków publicznych w sferach rent i emerytur, zasiłków socjalnych, opieki zdrowotnej i edukacji po to, aby zaoszczędzone w ten sposób setki miliardów euro w programach socjalnych sprowadzić do poziomu amerykańskiego i zbudować z ich użyciem machinę wojskową, która będzie zdolna przeprowadzić interwencję w każdej chwili i każdym miejscu, gdzie wydarzy się kryzys humanitarny.
Jeśli jest jakaś prawda w twierdzeniu, że wiek 21-szy potrzebuje nowych Narodów Zjednoczonych, to jednocześnie ten wiek nie potrzebuje kolejnych legitymizacji tych aktów interwencji przy pomocy poetycznych argumentów w stylu odpowiedzialności za obronę, lecz czegoś, co daje przynajmniej moralne wsparcie tym, którzy starają się budować świat mniej zdominowany przez jedną militarną superpotęgę. Narody Zjednoczone powinny kierować swe wysiłki na osiągnięcie celu założycielskiego tej organizacji, zanim zaczną ustanawiać nowy, rzekomo humanitarny priorytet, który w rzeczywistości może zostać wykorzystany przez Wielkich do usprawiedliwienia swych przyszłych wojen, a co odbywać się będzie poprzez zanegowanie zasady suwerenności narodowej.
Lewica powinna wesprzeć działania na rzecz aktywnej polityki pokojowej realizowanej w drodze współpracy międzynarodowej, rozbrojenia, i reguły nie-interwencji państw w wewnętrzne sprawy innych. Moglibyśmy użyć naszych nadmiernych wydatków zbrojeniowych na ogólne wprowadzenie w życie formy ogólnoświatowego Keynesizmu: zamiast żądania „budżetów zbilansowanych” w rozwijającym się świecie, powinniśmy użyć środków traconych na nasze siły zbrojne do finansowania wielkich inwestycji w edukację, opiekę zdrowotną i rozwój ogólny. Nawet jeśli to myśl utopijna, to jednak wcale nie bardziej niż przekonanie, że stabilny świat powstanie w drodze prowadzenia obecnej „wojny z terrorem”.
Co więcej, lewica winna usilnie starać się doprowadzić do ścisłego przestrzegania prawa międzynarodowego przez część potęg zachodnich, zatem wprowadzanie w życie rezolucji ONZ dotyczące Izraela, wycofania się USA i Nato z szeregu ogólnoświatowych baz wojskowych, zaprzestania stosowania gróźb użycia siły w stosunkach wielostronnych, powstrzymania wszelkiego mieszania się w wewnętrzne sprawy innych państw, a w szczególności wszelkich operacji „promowania demokracji”, „kolorowych” rewolucji oraz wykorzystywania politycznego mniejszości. Taki absolutnie konieczny wzgląd na sprawę narodowej suwerenności oznacza, że ostatecznym suwerenem każdego państwa narodowego jest naród tego państwa, dla którego zastrzeżone jest wyłączne prawo zmiany niesprawiedliwego rządu, a co nie może się odbywać poprzez wsparcie rzekomo dobroczynnych outsiderów.
Ten pogląd spotka się z zarzutem, że owa polityka pozwalać będzie dyktatorom „mordować swój naród”, podniesie się obecny slogan na usprawiedliwienie interwencji. Lecz, o ile nie-interweniowanie pozwala, aby działy się takie straszne rzeczy, o tyle historia pokazuje, że militarna interwencja często przynosi ten sam skutek, gdy zatroskani przywódcy i ich zwolennicy obracają swój gniew przeciw „zdrajcom” wspierającym interwencję obcych. Z drugiej strony, nie-interweniowanie oszczędza miejscowej opozycji miana piątej kolumny sił Zachodu, niechybnego skutku naszej polityki interwencjonistycznej. Aktywne poszukiwanie rozwiązań pokojowych pozwoli zmniejszyć wydatki na zbrojenia, handel bronią (również dyktatorom mogącym użyć jej do „mordowania swego narodu”) oraz pozwoli użyć środków na poprawę warunków socjalnych.
Przechodząc do analizy sytuacji obecnej należy uświadomić sobie, że Zachód wspierał arabskich dyktatorów przy wielu okazjach, w wachlarzu od spraw ropy naftowej aż do spraw związanych z Izraelem, aby kontrolować ten region, i że ta polityka powoli chyli się ku upadkowi. Z tego jednak bierze sie lekcja, że nie należy ruszać na nową wojnę w Syrii, tak jak było w przypadku Libii, i twierdzić, że jesteśmy po właściwej stronie, broniąc naród przez dyktatorem, lecz należy zrozumieć, że już najwyższy czas skończyć z próbami kontrolowania świata arabskiego. Gdy rodził się wiek 20-sty, większość świata była pod europejską kontrolą. W końcu Zachód utracił kontrolę nad częścią świata, we wschodniej Azji, czy w Ameryce Łacińskiej. W jaki sposób Zachód zaadaptuje się do tych zmienionych warunków jest zasadniczym pytaniem politycznym naszych czasów; a odpowiedź na nie nie jest ani łatwa ani przyjemna.
Źródło: http://stopsyjonizmowi.wordpress.com
Użytkownik rainman edytował ten post 24.02.2012 - 23:43
Napisano 29.03.2012 - 21:52
Źródło:Włochy: zajęto majątek Kaddafiego
Włoska Gwardia Finansowa zajęła majątek obalonego i zabitego podczas wojny domowej dyktatora Libii Muammara Kaddafiego, jego syna Saifa al-Islama i byłego szefa służb specjalnych Abdallaha al-Senussiego - podały media. Wartość majątku to 1,1 mld euro.
Majątek ten zajęto na wniosek Sądu Apelacyjnego w Rzymie na podstawie aktu, wydanego przez Trybunał Sprawiedliwości w Hadze.
Dobra te zostały wcześniej zamrożone na mocy dwóch rezolucji ONZ z lutego i marca 2011 r.
Na liście tego majątku, należącego do Kadafiego, jego synów i członków reżimu, znajdują się dwa fundusze: Lia (Libyan investment Authority) i Lafico (Libyan Arab Foreign Investment Company), udziały w banku Unicredit, koncernie energetycznym ENI, koncernie Finmeccanica, Fiat Spa i Fiat Industrial oraz w klubie piłkarskim Juventus. Ponadto dokonano zajęcia akcji Fiata.
Wśród przejętego przez policję skarbową majątku jest też 150 ha na wyspie Pantelleria i dwa motory - Harley Davidson i Yamaha, a także apartament w Rzymie.
Napisano 14.07.2012 - 11:25
Sprawy libijskie
W minioną sobotę odbyły się pierwsze, po upadku Muammara Kaddafiego, wybory do libijskiej Konstytuanty, w których wzięło udział prawie 60% uprawnionych do głosowania obywateli Libii. W zmaganiach o mandaty w tym dwustuosobowym gremium uczestniczyło niemal 4 tys. kandydatów, reprezentujących ponad 100 ugrupowań politycznych oraz kandydaci indywidualni.
Ubiegali się oni łącznie o 80 mandatów przeznaczonych dla partii politycznych oraz 120 dla pretendentów indywidualnych. W wyborach tych uczestniczyli obserwatorzy Unii Europejskiej oraz licznych organizacji międzynarodowych, w tym Centrum Cartera. Eksperci z UE byli zaangażowani w weryfikację tego, czy wybory są realizowane zgodne ze standardami międzynarodowymi oraz obowiązującym w Libii prawem wyborczym. Obserwowali oni też kampanię wyborczą, kwestię wyłaniania oraz układania list kandydatów (m.in. weryfikowano to czy osoby aspirujące do mandatów spełniają niezbędne kryteria i nie były powiązane wcześniej z Kaddafim), udział w niej mediów. Poddali analizie też głosowanie w terenie oraz cały proces wyborczy.
Do głosowania uprawnionych było 2,8 mln obywateli Libii (na 6,7 mln ludności zamieszkującej ten kraj), którzy mogli złożyć kartkę wyborczą w ponad 1,5 tys. lokali wyborczych, choć nie odbyło się to bez zakłóceń, głównie we wschodniej części kraju, w której silną pozycję odgrywają ruchy autonomiczne domagające się zwiększenia reprezentatywności tych prowincji w libijskim zgromadzeniu ustawodawczym. Konstytuancie, która przecież wskaże 60 osób mających za zadanie wypracowanie projektu konstytucji libijskiej definiującej ustrój polityczny tego państwa. Podobne, choć w zdecydowanie mniejszym zakresie, trudności pojawiły się również w południowej części Libii, w regionach saharyjskich, gdzie występują konflikty plemienne. Sporadycznie także w północnej części kraju, gdzie zginęły nawet 2 osoby.
W dzień poprzedzający wybory na jednym z placów w Benghazi, we wschodniej Libii, demonstrowały setki osób, które wyraziły w ten sposób swoje niezadowolenie z faktu przyznania (w oparciu o kryterium ilości ludności zamieszkującej dany obszar) wschodnim prowincjom jedynie 60 mandatów w Konstytuancie. Warto dodać, że to właśnie w tej części kraju znajdują się główne złoża ropy naftowej oraz skoncentrowany jest niemal cały przemysł wydobywczy Libii. Mimo pewnych zakłóceń w wyborach, o których mowa wcześniej, ich przebieg został jednak oceniony pozytywnie zarówno przez szefa unijnych ekspertów eurodeputowanego Alexadra Graf Lambsdorffa, jak i przedstawicieli innych organizacji międzynarodowych.
Przed wyborami największe szanse, podobnie zresztą jak wcześniej w Tunezji i Egipcie, dawano islamistom. Dużą popularnością wydawały się cieszyć m.in. utworzona przez Bractwo Muzułmańskie, występujący pod szyldem Partii Sprawiedliwości i Budowy, liberałowie zgromadzeni w koalicji Sojusz Sił Narodowych skupiającej kilkadziesiąt, tj. 56 partii skonstruowanej przez byłego premiera rządu przejściowego z Narodowej Rady Libijskiej Mahmuda Dżibrila oraz kierowany przez dowódcę sił rebelianckich Abdelhakima Belhadża, Hizb El-Watan. Żadnej z tych partii obserwatorzy nie dawali jednak większych szans na uzyskanie zdecydowanej przewagi wyborczej. Zresztą ideą formuły wyborczej wypracowanej przez libijską centralną komisję wyborczą było niedopuszczenie do tego, aby którekolwiek z ugrupowań politycznych uzyskało zdecydowaną większość nad pozostałymi. Propozycja libijskiej PKW zakładała połączenie większościowego systemu wyborczego z proporcjonalnym. W praktyce jednak o 120 miejsc przeznaczonych dla kandydatów indywidualnych ubiegało się wiele osób związanych z różnymi ugrupowaniami politycznymi. Wydawało się jednak, że w kraju, który uchodzi za bardziej konserwatywny na sukces mogą liczyć właśnie islamiści. Jednakże okazało się, już po obliczeniu przez PKW wstępnych wyników wyborów, że w co najmniej 2 z 3 okręgów, to jest w Janzurze na zachodnich przedmieściach Trypolisu oraz w Zlitenie na zachód od Misraty większość osiągnęli liberałowie. W samej Misracie zaś zwyciężyło lokalne ugrupowanie, a tuż za nim uplasowała się Partia Sprawiedliwości i Rozwoju, następnie zaś Front Narodowy Mohameda Jusefa Magarifa. Tu Dżibril nie uzyskał dobrego wyniku. W samej stolicy, tj. Trypolisie oraz największym mieście we wschodnich prowincjach Bengazi natomiast centryści zdobyli również przewagę. Mimo tego więc, że wciąż nie mamy jeszcze oficjalnego potwierdzenia wyniku libijskich wyborów, to można z całą pewnością uznać, iż spory sukces osiągnęli w nich liberałowie Dżibrila, który sam nie ubiegał się o mandat. Jest on dziś uznawany za kandydata na szefa nowego rządu libijskiego, aczkolwiek deklarował wcześniej, iż nie będzie ubiegał się o to stanowisko. W zasadzie jednak na Zachodzie, mimo tego, że nie zostały potwierdzone jeszcze wyniki wyborów, okrzyknięto go premierem, co akurat nie jest zbyt dyplomatycznym posunięciem, choć pokazuje dobitnie, po której to stronie alokują się sympatie międzynarodowych elit politycznych.
Dżibril jest postacią rozpoznawalną na Zachodzie. Jest też osobą dobrze wykształconą – obronił doktorat z planowania strategicznego na University of Pittsburgh w USA, na którym to uniwersytecie pracował również w charakterze wykładowcy. To głównie dzięki jego staraniom Francja jako pierwsze państwo uznała libijską Narodową Radę Tymczasową za prawomocne władze ogarniętego wojną domową państwa. Dżibril objął też w dniu 23 marca 2011 roku funkcję premiera rządu tymczasowego rezygnując jednak z tegoż (już po upadku Kaddafiego) zgodnie z zapowiedzią w dniu 23 października 2011 roku wraz z oficjalnym zakończeniem działań wojennych w Libii. Przemawia to oczywiście na korzyść Dżibrila, ponieważ dotrzymywanie danego słowa dodaje tej postaci wiarygodności. Dżibril jest uznawany za orędownika prywatyzacji oraz wolnego rynku, a także zwolennika zagranicznych inwestycji w Libii, co jeszcze bardziej przynosi mu sympatię Zachodu. W oczach międzynarodowej opinii nie obciąża go nawet fakt współpracy ze stronnictwem Kaddafiego – pełnił funkcję szefa Narodowego Urzędu na Rzecz Rozwoju Gospodarczego. Cieszy się on też szczególnymi względami USA.
Wprawdzie nie wiemy jeszcze jak ułoży się układ sił w libijskiej Konstytuancie, ponieważ wybór 80 delegatów uznawanych za oficjalną reprezentację poszczególnych ugrupowań politycznych nie przesądza ostatecznych rozstrzygnięć. Niewiadomą pozostają preferencje oraz poglądy i postawy polityczne pozostałych 120 mandatariuszy. Wiemy natomiast, że Mahmuda Dżibrila należy dziś zakwalifikować do grona najpoważniejszych polityków libijskich, który zapewne będzie w kolejnych latach odgrywał w tym państwie dużą rolę. Nie ma on wprawdzie takiej pozycji na arenie międzynarodowej, jak Mohamed ElBaradei, który wspierał rewoltę w Egipcie, lecz jest postacią coraz bardziej identyfikowaną przez wpływowe kręgi polityczne Zachodu. Jest też gwarantem bardziej świeckiego i liberalnego państwa, z którym to chętniej będzie rozmawiał Barack Obama oraz kraje zachodnie niż z konserwatywnymi islamistami. Z tego punktu widzenia Dżibril, niezależnie od ostatecznego wyniku wyborów, odniósł duży sukces. Nie znaczy to jednak wcale, że porażkę poniosły siły islamistów, które będą nadal zajmowały bardzo poważną pozycję na libijskiej mapie politycznej z najprawdopodobniej tendencją wzrastającą po przelotnym zachłyśnięciu społeczeństwa bardziej liberalnymi trendami. Będzie temu też służyła potencjalnie wzrastająca ingerencja państw ościennych – głównie USA – złaknionych ropy w wewnętrzne sprawy Libii, której to należy spodziewać się po objęciu teki premiera przez Dżibrila bądź związanej z jego środowiskiem politycznym postaci.
Na koniec nie można też zapominać o tym, iż Libią targają wewnętrzne sprzeczności, i że bardzo silne są tu tendencje separatystyczne. Utrzymanie spójności państwa będzie, niezależnie od tego kto stanie na czele rządu Libii, poważnym wyzwaniem.
Napisano 24.08.2012 - 19:39
Alarmujące doniesienia: Libia pogrąża się chaosie
Trypolis - stolica Libii widziana z kosmosu (fot. Wikimedia Commons / NASA)
Napisano 24.08.2012 - 19:51
Napisano 24.08.2012 - 20:27
Napisano 24.08.2012 - 22:03
Napisano 12.04.2013 - 07:11
0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych