"Światowi przywódcy gardłujący na temat potrzeby ratowania ludzi ginących w konflikcie syryjskim są oczywiście hipokrytami. Wojna trwa krótko, gdy może się skończyć na skutek zwycięstwa jednej ze stron. W trwającej w Syrii wojnie końca nie widać, bo gdy tyko któraś ze stron zaczyna przeważać, odpowiednie mocarstwa wpływają na bieg wydarzeń.
W przeszłości przynajmniej dwa razy dochodziło do sytuacji, gdy wojska rządowe przeważały szalę zwycięstwa. Za każdym razem państwa zachodnie radziły sobie z tym poprzez wspomaganie rebeliantów kompetencyjnie i materialnie, to znaczy oferując broń. Strona rządowa kupuje broń z Rosji, która jest wielkim sojusznikiem Syrii.
Wojska Assada wygrywają, ponieważ są w stanie prowadzić walkę z wykorzystaniem piechoty, broni pancernej a przede wszystkim lotnictwa. Próbując za wszelką cenę przetrwać, sunnici finansowani z Arabii Saudyjskiej i Kataru, wpuścili do kraju najemników Al- kaidy, którzy na potrzeby objaśnienia ciemnemu ludowi, zostali przemianowani na "rebeliantów". To zaostrzyło tylko okrucieństwo tej wojny. Obecnie przygotowywana jest operacja przeciwko szyitom z Syrii i wydaje się, że USA są zdeterminowane, aby pomóc terrorystom.
Zapewne rozważany jest scenariusz z wykorzystaniem siły uderzeniowej stacjonujących w okolicy Syrii sił zbrojnych wielu krajów, między innymi wspomnianej Arabii Saudyjskiej, Kataru, USA, Izraela, Turcji, Iraku. Okazuje się, że z wszystkich stron kraj ten jest otoczony gotowymi do startu samolotami.
Rosja próbuje przeciwdziałać jakoś temu, co planuje koalicja z USA na czele. Ewentualne naloty byłyby tak długo oczekiwanym wsparciem z powietrza, a jak wiadomo bez panowania w powietrzu nie da się wygrać konwencjonalnego konfliktu. Wszystko wskazuje na to, że armia USA szykuje się na przynajmniej trzymiesięczny udział w konflikcie syryjskim.
Z pewnością dojdzie do ataków za pomocą rakiet sterowanych. Listę celów sunniccy najemnicy już
przekazali. Światowa opinia publiczna została odpowiednio przygotowana. Jeśli do ataku nie dojdzie
będzie to oznaczało, że Barack Obama poniósł klęskę i przestraszył się Rosji, a gdy do niego dojdzie
może to wywołać kolejny globalny konflikt.
Wczoraj odbył się szczyt państw G20, na którym rozmawiano o sytuacji w Syrii. Wladimir Putin
zadeklarował publicznie, że Rosja nadal będzie dostarczać Assadowi broń, oraz wzmocni swoją
obecność w regionie w celu przeciwdziałania zagrożeniom ze strony państw sunnickich i zachodnich.
Swoje robią też Chińczycy, którzy podobno sprzedali Syrii swoje systemy antyrakietowe wzorowane
na doskonałych rosyjskich S-300. Swoją drogą obecność rosyjskich pierwowzorów tych rakiet też nie
jest w Syrii rzeczą wykluczoną, bo Rosja ma ważny kontrakt na dostawę tej broni i Putin nie wyklucza,
że zostanie on zrealizowany.
Jeśli Syria posiada wspomniane powyżej systemy do zwalczania celów latających może się okazać, że
warte półtora miliona dolarów każda rakiety Tomahawk będą spadać jedna za drugą przed osiągnięciem
celu. Ten sam los może spotkać lotnictwo wysłane w celu dokonywania nalotów na wzór tego, co działo
się w dawnej Jugosławii. Gdy zaczną spadać samoloty zrobi się naprawdę ciekawie.
ŹródłoSwoją drogą byłoby świetnie, gdyby rząd Syrii posiadał S-300. Może to trochę utemperowałoby zarówno
USA, Izrael, jak i głównych sunnickich terrorystów - A. Saudyjską i Katar.
Użytkownik hayashi edytował ten post 07.09.2013 - 13:39