Na obsceniczne prowokacje ja nie reaguję. Nie dostrzegam sensu wchodzenia w dyskusję, która opiera się na generalizowaniu, na rozmydlaniu i na obrażaniu swojego adwersarza. Ja takim zachowaniom mówię nie.
Czytelników powinien zainteresować szczególnie ta część tematu.
Gry i zabawy Tajnego OddziałuNajwiększą “przykrywką” CIA jest jej oficjalny status agencji “wywiadowczej”. Rzecz jasna, korzysta ona z „wywiadu” i „gromadzonych informacji”, jednakże stanowi to tylko fasadę dla jej głównego pola zainteresowań, tak zwanych „popisowych numerów”. CIA jest centralną częścią ogromnego mechanizmu, którego domeną są tajne operacje… lub, jak Allan Dulles zwykł był je nazywać, „operacje w czasie pokoju”. W tym znaczeniu CIA jest świadomym narzędziem w rękach potężniejszego Tajnego Oddziału, czy też wpływowej koterii, której członkami przeważnie są przedstawiciele CIA oraz innych agencji pod kuratelą rządu, niektóre komórki biznesu światowego a także, niemal zawsze, reprezentanci obcych państw.
- L. Fletcher Prouty, The Secret Team
Przyłączcie się do naszej podróży dookoła świata tropem ostatnich występków Tajnego Oddziału i Przyjaciół™ pod egidą globalnej elity patokratów.
Kolumbia i WenezuelaAgence France-Presse - - ‘My nie chcemy wojny, nienawidzimy jej. Ale musimy być na nią przygotowani’ – ostrzegł Chavez
USA niedługo wyślą żołnierzy do Kolumbii. Ich rzekomą misją ma być użycie zaawansowanych samolotów bezzałogowych ‘Predator’ w walce z przemytem narkotyków oraz terroryzmem. Tylko najbardziej naiwni nie zgodzą się z prezydentem Wenezueli Hugo Chavezem co do zarzutu, że ten manewr zalatuje próbą otoczenia Wenezueli – kraju, który od wielu lat ośmiela się nie tańczyć pod muzyczkę amerykańskiego imperializmu. Chavez ostrzegł, że „wichry wojny zaczęły wiać” i rozumiemy, dlaczego wyraża swoje zaniepokojenie, bowiem kilka dni wcześniej ogłosił, że Kolumbia wysyła żołnierzy na granicę właśnie z Wenezuelą.
To napięcie jest widoczne również u sąsiadów – Ekwador, w ramach prewencyjnego działania, umocnił swoją granicę z Kolumbią.
Jeżeli myślicie, że Ekwador i Wenezuela są przewrażliwione w tej kwestii, weźcie pod uwagę, że Kolumbia stała się niedawno – na nieszczęście dla Kolumbijczyków – przykładem kraju manipulowanego i kontrolowanego przez amerykański imperializm. Kolumbijscy żołnierze doskonalą się w sztuczkach wyuczonych bez wątpienia w School of Americas – „szkole armii amerykańskiej, szkolącej żołnierzy i personel wojskowy z krajów Ameryki Łacińskiej w takim zakresie, jak walka z ruchem partyzanckim, wywiad wojskowy czy operacje antynarkotykowe”. W swoim zapale pozorowania, że wygrywa narkotykową i partyzancką wojnę, kolumbijska armia morduje niewinnych cywilów celem przedstawienia ich jako rebeliantów albo handlarzy narkotyków. Prowadzone jest śledztwo w sprawie ponad tysiąca osób zamordowanych w takich okolicznościach, jednak wiadomo, że liczba ofiar jest zdecydowanie większa, zważywszy chociażby na podobną śmierć 2,500 związkowców. Fakt zabójstw członków związków zawodowych powinien dać nam wskazówkę co do osób odnoszących korzyści z tych zbrodni.
Kolumbia ma największy na świecie odsetek zabitych związkowców, z ponad 2,500 zabójstwami w ciągu ostatnich 15 lat. W samym tylko 2008 roku zabito 41 z nich.
Wielu z tych zbrodni dokonuje kolumbijska armia wspólnie z paramilitarnymi szwadronami śmierci. Co może niektórym wydać się zaskakujące, wygląda także na to, że począwszy od lat osiemdziesiątych siły te otrzymywały wsparcie wojskowe od rządu brytyjskiego.
Pod koniec 2008 roku brytyjska organizacja pozarządowa Justice for Colombia (JFC) wydała raport dotyczący brytyjskiej współpracy z armią Kolumbii. Dokument zarzuca Zjednoczonemu Królestwu bycie „prawdopodobnie drugim największym źródłem pomocy militarnej przekazywanej Kolumbii”, a także opisuje jego związek z górskimi oddziałami “mającymi na koncie tortury i zabójstwa członków związków zawodowych”.
Członek JFC, Liam Craig-Best, powiedział: “Nie jedna, a wiele przyczyn kryje się za zaangażowaniem Królestwa. Jedną z nich są kwestie gospodarcze… Dwa największe zagraniczne koncerny działające w Kolumbii są brytyjskie – British Petroleum oraz SAB Miller, kampania piwowarska, których obecność tam znacznie przewyższa inwestycje wszystkich innych amerykańskich czy hiszpańskojęzycznych firm.”
W przeciwieństwie do Kolumbii, Wenezuela zdołała rozluźnić uścisk Osi Zła odkąd Hugo Chavez objął władzę, w wyniku czego w ciągu ostatniej dekady stopień ubóstwa w Wenezueli obniżył się o 22.6% . I to jest główną przyczyną, dla której światowi patokraci okrążają Wenezuelę. Lecz jakich to “popisowych numerów” będzie w stanie użyć Tajny Oddział ze swoimi panami, zmierzywszy się z altruistycznymi zasadami, właściwymi socjalistycznemu poglądowi o redystrybucji zasobów naturalnych kraju?
HondurasNie trzeba mieszkać w Hondurasie, by dostrzec, że zamachu stanu z końca czerwca dokonano za zgodą i z pomocą USA. Patricia Valle, minister spraw zagranicznych za kadencji obalonego prezydenta Zelayi dała nam kolejny dowód na zasadność powyższego stwierdzenia: ujawniła ona, że przed dotarciem na Kostarykę honduraski samolot wojskowy, którym transportowano Zelayę na wygnanie, zatrzymał się, by zatankować w bazie lotniczej Soto Cato w Palmerola, gdzie stacjonuje 500 amerykańskich żołnierzy.
Jak zauważa Seamus Milne,
Niezależnie od tego, jakie relacje istniały wcześniej między honduraskimi spiskowcami a władzami USA, jasne jest, że administracja Obamy mogła zakończyć przewrót już następnego dnia, wstrzymując pomoc wojskową i nakładając sankcje [na Honduras]. Jednak jak dotąd, pomimo publicznego potępienia, prezydent zamierza tylko odesłać amerykańskiego ambasadora, z pominięciem zablokowania wiz przywódcom przewrotu i zamrożenia ich kont, o co prosił Zelaya.
Otóż to. Czy możecie bowiem sobie wyobrazić, by amerykański rząd bardziej zamartwiał się upadkiem wątłych demokracji w Ameryce Łacińskiej aniżeli nieistniejącą bronią nuklearną Iranu?
Agence France-Presse - - Hondurascy policjańci formują kordon, żeby zablokować zwolenników wygnanego prezydenta Hondurasu, Manuela Zelayę
Honduranie niewątpliwie odczuli nową sytuację. W wyniku strajków zamykane są szkoły, dochodzi do walk ulicznych będących skutkiem protestów rolników i związkowców, którzy pomimo obecności zamaskowanych żołnierzy i blokad wychodzą na ulice – tylko po to, by poczuć na sobie żelazną pięść: strzelano do demonstrantów, podaje się, że aresztowano ponad tysiąc osób, stacje telewizyjne i radiowe zostały zamknięte a część związkowców i aktywistów politycznych zamordowano. (Brzmi znajomo?) W stolicy ponownie wprowadzono godzinę policyjną.
Dlaczego więc “socjalistyczny” rząd Obamy nic nie robi? Czy ma to związek z logiką kapitalizmu przedkładającą interesy międzynarodowych korporacji nad dobrobyt samych ludzi? Oto pewien interesujący zbieg okoliczności:
Wcześniej tego roku Chiquita Brands International Inc. (dawniej United Fruit) oraz Dole Food Co [obydwie są amerykańskimi kompaniami] twardo skrytykowały Zelayę za dążenie do podniesienia płacy minimalnej w Hondurasie o 60 procent zarzucając, że taka polityka zmniejszy korporacjom zyski. Wsparła je koalicja wytwórców tekstyliów i eksporterów, kompanii opierających się na taniej sile roboczej.
To jeszcze nie wszystko. Patologiczne grupy dostrzegły w tym nowy tort, toteż wszyscy skaczą sobie po głowach, żeby choć kawałek z niego uszczknąć. Według działacza na rzecz praw człowieka Andrés Pavóna izraelscy komandosi szkolą Siły Zbrojne Hondurasu. Wygląda na to, że School of Americas robi użytek ze swoich przyjezdnych wykładowców.
Afganistan i PakistanWieści z tak zwanego ‘Af-Paku’ nie zapowiadają się dobrze dla mieszkających tam ludzi. Nieustanne ataki amerykańskich dronów co rusz zabijają dziesiątki ludzi. Oczywiście słyszymy, że celem byli awanturnicy z Al-Kaidy, jednak jakimś sposobem to niewinni ludzie – w tym dzieci – stanowią najwyższy odsetek ofiar. Ostatnia taka zbrodnia miała miejsce kilka dni temu, kiedy w nalocie sił NATO na dwie porwane cysterny zginęło 90 osób – wśród których prawie połowa to cywile.
Czy nie jest niesprawiedliwe, że w świecie, gdzie biedni nie mają głosu, ‘dowodem’ na to, że ci, którzy zginęli byli handlarzami narkotyków albo terrorystami wydaje się być sam fakt ich zabicia przez Amerykanów lub ich sojuszników? Mówienie o ‘niezamierzonych ofiarach’ jest już wystarczająco okropne, jednak to okropieństwo nabiera olbrzymich rozmiarów dopiero po uświadomieniu sobie, że to amerykański imperializm stoi za problemami, które miał rozwiązać. Według raportu Senatu USA opisanego przez Times’a:
Zgodnie z senackim raportem, jednym z najbardziej niepokojących następstw [wojny w Afganistanie] jest niezamierzony wkład Stanów Zjednoczonych w odrodzenie się handlu narkotykami … wspierając tych plemiennych liderów, którzy czerpali zyski z nielegalnego handlu narkotykami. … Następnie, aby postrzegano ich jako sojuszników USA, ci ludzie wykupywali wpływowe stanowiska w afgańskim rządzie, budując tym samym podstawy dla korupcyjnej sieci powiązań między narkotykami i rządem, która dziś przenika tamtejsze struktury władzy.
Dodajmy, że słowo “niezamierzony”, jakie tu padło, w najlepszym wypadku świadczy o skrajnej naiwności Senatu, a w najgorszym – o zacieraniu prawdy.
Jednak pomimo istniejącego już chaosu, USA rozdmuchują swoją propagandę w oczywistym celu nasilenia działań wojskowych w ‘wojnie Obamy’. Kiedy dowódca sił amerykańskich w Afganistanie, generał Stanley McChrystal ogłosił, że talibowie zyskują przewagę w kraju, zmuszając USA do zmiany swojej strategii poprzez zwiększenie liczby żołnierzy w gęsto zaludnionych rejonach, Obama zabrzmiał zupełnie jak George W. Bush zapewniając, że wojna w Afganistanie zabezpiecza Amerykę. W jego własnych słowach,
Nie możemy o tym zapominać. To nie jest wojna z wyboru. To wojna z konieczności. Ci, którzy zaatakowali Amerykę 11 września, zamierzają zrobić to jeszcze raz. Gdy pozostawimy ich samym sobie, ruch talibów zapewni Al-Kaidzie jeszcze lepsze warunki do planowania ataku, w wyniku którego zginie jeszcze więcej Amerykanów. Tak więc nie jest to wojna dla samej walki. Jest ona fundamentalna dla obrony naszego społeczeństwa.
Efektem tego jest szkolenie afgańskich żołnierzy przez USA i NATO oraz coroczny napływ 7.5 miliardów dolarów na wojnę, na której każdy chce zarobić. Plan zakłada podwojenie afgańskiej armii do 240 tysięcy żołnierzy. Wcale nie dlatego, że NATO ich potrzebuje, jako że
Wraz z niedawnymi informacjami o możliwym wsparciu 45 krajów obecnie działających w ramach ISAF (Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa) przez żołnierzy z tak różnych państw jak Kolumbia, Mongolia, Armenia, Japonia, Korea Południowa, Ukraina i Czarnogóra, na pięciu kontynentach i Bliskim Wschodzie już niedługo stacjonowały będą siły pięćdziesięciu państw służące pod wspólnym dowództwem.
Nigdy wcześniej żołnierze z tak wielu państw nie działali na wspólnym teatrze działań wojennych, a tym bardziej w tym samym kraju, i nie służyli pod dowództwem amerykańskiej armii oraz władz cywilnych. Bądź co bądź, NATO zawsze było narzędziem w rękach amerykańskiego imperium.
Z jakiegoś zatem powodu Afganistan musi być ważnym celem. Tych powodów jest więcej niż jeden, zważywszy na jego znaczenie geopolityczne. Karen Kwiatkowski, pisarka i była oficer amerykańskich Sił Powietrznych oświadczyła, że uzasadnieniem dla obecności USA w Afganistanie jest jego sąsiedztwo z Iranem, krajem o zerowym zagrożeniu dla Stanów Zjednoczonych, ale z pewnością będącym utrapieniem dla Izraela.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=Ddgm0ScSnx4
Afryka
Istnieje kilka przesłanek co do odnowienia zainteresowania Afryką przez rząd Obamy. Na przykład nasz „Kenijczyk” na swego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego mianował generała Jamesa Jonesa. Jones był jednym z architektów AFRICOM-u, którego misją jest wprowadzanie w życie planów Pentagonu dotyczących zbrojnych interwencji w Afryce. Paul I. Adujie wyjaśnia:
“Amerykańskie Dowództwo w Afryce, w swoich założeniach i w realnych działaniach, nie ma na celu służenia afrykańskim interesom. Po prostu tak się stało, że Afryka nabrała geopolitycznego i geo-ekonomicznego znaczenia w oczach Ameryki oraz jej sojuszników. Afryka istniała cały czas.
“Przykładowo, dochodziło do przypadków, kiedy armia amerykańska, rzekomo współpracując z nigeryjskim wojskiem, dosłownie przejmowała siedzibę dowództwa nigeryjskiej Obrony Narodowej…
“Warto chyba przy tym wspomnieć, że Stany Zjednoczone mają już trzy inne działające dowództwa, to jest Europejskie Dowództwo (EUCOM), Dowództwo Centralne (CENTCOM) oraz Pacyficzne Dowództwo (PACOM); tym samym Afrykańskie Dowództwo (AFRICOM) stanie się czwartą kończyną globalnych wpływów armii amerykańskiej.
“Amerykańskie Dowództwo w Afryce jest… narzędziem dla zachodnich rządów w zaprowadzaniu swoich gospodarczych, politycznych oraz imperialnych wpływów kosztem Afrykanów, a jednocześnie zakulisowym miejscem, gdzie Zachód może przechytrzyć rywali takich jak Chiny i być może Rosja.”
Nawiązując do wzmianki na temat Nigerii, w maju zeszłego roku armia amerykańska odbyła ćwiczenia wojskowe razem z prywatnymi firmami oraz przedstawicielami kilku państw członkowskich NATO, Australią i Izraelem. Dwa z omawianych scenariuszy miały przetestować reakcję AFRICOM-u na ewentualne sytuacje kryzysowe w Nigerii i Somalii.
Jakimś zbiegiem okoliczności, obok eskalacji wojny pomiędzy partyzantami a prorządowym wojskiem, Somalia doświadcza obecnie najgorszej od osiemnastu lat humanitarnej katastrofy.
FilipinyZ uwagi na to, że armia amerykańska postanowiła utrzymać 600 żołnierzy z jednostki „do walki z ruchem powstańczym” na Filipinach, można by pomyśleć, że wspierając tamtejszy rząd Imperium i jego sojusznicy mają na celu utrzymanie tam pokoju. Jednak pokój nie jest zbyt opłacalny i nie zapewnia Tajnemu Oddziałowi okazji do „popisowych numerów”. Dlatego też nie powinien zaskakiwać fakt przechwycenia przez filipińską straż przybrzeżną statku wiozącego izraelską broń, która prawdopodobnie miała trafić w ręce syndykatów lub/oraz grup bojowników. Tych gości jest wszędzie pełno, nieprawdaż?
IrakW międzyczasie, i mimo że nie słyszymy już o Iraku tyle, co wcześniej – być może z powodu psychologicznego efektu Baracka, tak jakby problem znikł razem z Bushem – Blackwater nadal przemierza tamtejsze ulice, dalej dochodzi do eksplozji pojazdów przy bagdadzkich ministerstwach lub w mniej zaludnionych rejonach, w wyniku których 55 osób zginęło a 300 zostało rannych, zaś premier Al-Maliki wyszedł cało z nieudanej próby zamachu, którą później nazwał wewnętrzną robotą.
Innymi słowy, kwitnąca demokracja osiąga tam pełen sukces.
Click