Napisano 08.04.2011 - 14:40
Napisano 08.04.2011 - 21:41
Napisano 14.05.2019 - 19:59
Niemiecki koncern Bayer musi zapłacić 2 mld dolarów odszkodowania parze, która zachorowała na raka ze względu na korzystanie z produkowanego przez Bayer pestycydu. To już trzeci wyrok wymierzony w koncern. Powodem jest rakotwórcza substancja, tzw. glifosat, podstawa składu chwastobójczego środka o nazwie Roundup.
Bayer twierdzi, że Roundup nie jest szkodliwy i nie wywołuje żadnych skutków ubocznych. Kolejny wyrok podający te tłumaczenia w wątpliwość kładzie się cieniem na koncernie, który w 2018 roku przejął Monsanto, amerykańskiego twórcę pestycydu i przy okazji swojego konkurenta.
https://businessinsi...roundup/zknmhjg
A ponoć Roundup taki bezpieczny, itd, a rośliny GMO to samo zdrowie. Sporo dyskutowaliśmy na ten temat. Jak widać prawda jak oliwa...
Napisano 15.05.2019 - 06:14
Napisano 15.05.2019 - 06:18
Napisano 15.05.2019 - 18:17
"Dewayne Johnson, bo tak nazywa się nieszczęsny ogrodnik, może cieszyć się triumfem sądowym, a wraz z nim całe rzesze aktywistów działających na rzecz zakazania stosowania glifosatu. Problem z tym orzeczeniem jest jednak fundamentalny. Został wydany na skutek głosowania ławy przysięgłych. W jej skład nie wchodzili żadni naukowcy zajmujący się omawianym zagadnieniem. Było to po prostu głosowanie osób, zapewne silnie poruszonych chorobą pozywającego, nie mających jednak nic wspólnego z tematem, który oceniali. Nie byli w stanie odnieść się do niego merytorycznie. Z punktu widzenia sądów w Unii Europejskiej takie rozstrzyganie spraw to patologia, ale w USA, uogólniając i upraszczając, funkcjonuje taki właśnie system.
To jest jednak zaledwie część problemu. Glifosat od dekad jest atakowany przez motywowanych „ideologią naturalności”. Działacze organizacji zajmujących się „ochroną środowiska” od lat szukali sposobu na zakazanie stosowania glifosatu. Nie dlatego, że jest on toksyczny i szkodliwy – bo jak wykazałem wyżej, nie jest. Niewygodne dla zielonych działaczy były dwa powiązane ze sobą fakty, które sprawiły że jednym z ich głównych wrogów stał się glifosat.
Pierwszy jest taki, że glifosat jako środek ochrony roślin (herbicyd) wyprodukowała firma Monsanto. Gdyby zrobił to jakikolwiek inny producent, zapewne nikomu by to nie przeszkadzało. Jednak Monsanto znane było w mediach i świadomości społecznej przede wszystkim z komercyjnego tworzenia roślin genetycznie zmodyfikowanych (GMO). W tym roślin GMO, które są odporne na glifosat (jako pierwszą zmodyfikowano soję – wszczepiono w jej genom gen odporności na glifosat, który naturalnie wyewoluował u bakterii). Tego zieloni aktywiści tolerować nie mogli (zwłaszcza dlatego, że wielu z nich, będąc na wyższych stanowiskach w organizacjach „ekologicznych”, ma interes we wspieraniu koncernów żywności organicznej/ekologicznej, które zwalczają rolnictwo oparte na dowodach) w związku z czym musieli wypowiedzieć wojnę glifosatowi.
Wojna ta wypowiedziana była przez wiele zaangażowanych stron z ciężkim sercem i brakiem pewności co do właściwości takiego działania. Przyczyną wątpliwości było to, że glifosat znacznie ogranicza straty w uprawach, dzięki czemu plony są obfitsze i jakościowo lepsze. Oznacza to, że dzięki stosowaniu glifosatu występuje mniejsze zapotrzebowanie na tereny uprawne, co pozwala zachować wiele miejsc (np. lasów) w stanie nienaruszonym, a tym samym dbać o bioróżnorodność naszej planety. Dodatkowo, dzięki bardzo niskiej toksyczności glifosatu, szkody z jego stosowania są znikome. Trudno przeoczyć tak oczywiste korzyści: ochrona przyrody i środowiska, lepsza jakość i ilość plonów, skuteczniejsza walka z głodem na Ziemi, większy dochód dla rolników. Niestety, niechęć do GMO przeważyła i glifosat, jako produkt firmy Monsanto, stał się celem ataków ze strony aktywistów.
Proces sądowy i raport IARC na temat glifosatu
Wracając do orzeczenia kalifornijskiego sądu – sprawę wszczęto posiłkując się raportem Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem (IARC) poświęconym glifosatowi. Był on ważnym dowodem w sprawie, a nie powinien. Dlaczego? Powody można podzielić na merytoryczne oraz te związane z konfliktem interesów i etyczne.
Zacznijmy od powodów merytorycznych. W raporcie IARC popełniono cherry-picking, czyli wybrano wyniki badań pasujące pod tezę, często motywowaną ideologicznie (cherry-picking może być też błędem poznawczym).
Co dokładnie zrobiono? Odrzucono duże analizy potwierdzające, że glifosat nie ma związku z występowaniem nowotworów, w tym chłoniaków. Nie wzięto również pod uwagę faktu, że większe ryzyko chłoniaków u rolników jest najprawdopodobniej efektem wdychania spalin z maszyn rolniczych oraz pyłów. Część publikacji, jakie IARC uwzględniła, opierała się o badania które nie były nawet istotne statystycznie. W zakresie eksperymentów na zwierzętach, jakie zdecydowano się wziąć pod uwagę w raporcie, wybrano te z bardzo małą próbą, np. zaledwie 20 osobników, do tego wyłącznie samców, co jeszcze bardziej zmniejsza możliwości ekstrapolacji (czyli przełożenia wyników) na organizm człowieka. Nie przeprowadzono też badań histopatologicznych, a to całkowicie podważa wiarygodność stawianych diagnoz.
W związku z rażącymi błędami metodologicznymi wybranych do raportu badań i selekcjonowaniem ich tak, by wspierały postawioną i motywowaną ideologicznie tezę (o tym, dlaczego ideologicznie, za chwilę), raport IARC jest kompletnie nieprzydatny. Wskazały to pośrednio lub bezpośrednio różne ciała naukowe, w tym najbardziej rzetelne i kompetentne: Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności – EFSA (Unia Europejska), Europejska Agencja Chemikaliów – ECHA (Unia Europejska),
Agencja Ochrony Środowiska – EPA (Stany Zjednoczone Ameryki), Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa – FAO (międzynarodowa).
Drugi powód, dla którego stwierdziłem że raport IARC jest bezużyteczny i nie powinien być wcale brany pod uwagę przez jakikolwiek sąd jest taki, że niektórzy jego autorzy i osoby z IARC są aktywistami działającymi na rzecz zakazania stosowania glifosatu na czele z główną autorką raportu IARC, Kathryn Guyton, która w roku 2014 na parapolitycznym spotkaniu organizacji pozarządowych dała słowo, że przeprowadzi eksperymenty, które udowodnią rakotwórcze działanie glifosatu. Nie ma lepszego dowodu na to, że raport IARC był motywowany ideologicznie oraz politycznie i pisany pod tezę. Istnieją za to fakty pokazujące, że w grę wchodziły jeszcze duże pieniądze dla niektórych osób związanych z IARC.
Christopher Portier i 160 tys. USD za poparcie
Christopher Portier – człowiek ten zostanie zapamiętany tak, jak wszyscy dziś kojarzą Andrewa Wakefielda czy Gillesa-Erica Séraliniego. Oboje brali pieniądze od różnych grup interesów – firm, organizacji pozarządowych itp. – w zamian za przeprowadzanie badań pod tezę z elementami fałszerstwa (pierwszy by wykazać, że szczepionki powodują autyzm, a drugi że kukurydza GMO wywołuje nowotwory). Co takiego zrobił Christopher Portier?
Naukowiec ten był szczególnym, zewnętrznym doradcą IARC przy sporządzaniu raportu na temat glifosatu. To właśnie Christopher Portier zalecił IARC, by raport ten został utrzymany i wydany. Pomimo opisanych wyżej, poważnych wątpliwości co do jego rzetelności. Warto rozpatrywać ten fakt w świetle kilku innych. Po pierwsze, Portier nie miał doświadczenia naukowego z glifosatem – nie był zatem żadnym ekspertem w tej dziedzinie. Miał za to bardzo dobre stosunki ze wspomnianą Kathryn Guyton z IARC i wiele wskazuje na to, że do pełnienia roli zewnętrznego specjalisty wybrano go „po znajomości”, a nie na podstawie kompetencji. Dodatkowym tego potwierdzeniem niech będzie fakt, że IARC jest niedużą agendą WHO we Francji (w Lyonie), która w znacznym stopniu obsadzona jest naukowcami-ekoaktywistami uprzedzonymi ideologicznie do pestycydów. Co więcej, sam Christopher Portier związany jest z Environmental Defence Fund, która za cel stawia sobie zwalczanie stosowania pestycydów.
Wreszcie, Christopher Portier otrzymał co najmniej 160 tysięcy dolarów amerykańskich od firm prawniczych zajmujących się pozywaniem Monsanto o gigantyczne odszkodowania, takie jak w przypadku ogrodnika z USA. Dzięki ujawnionej dokumentacji i zeznaniom w Parlamencie Europejskim, po ciągnącym się konflikcie w którym Portier starał się podważać stanowisko Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) na temat glifosatu, udało się wywabić prawdę na jaw.
Dlaczego użyłem słowa „wywabić”? Otóż wcześniej, zanim Christopher Portier został przyciśnięty do muru niezaprzeczalnymi dowodami, oświadczał że za obejmujące kontrakt działania nie otrzymywał żadnych pieniędzy.
Sytuację tę opisywał i informował o niej profesor David Zaruk z Uniwersytetu Saint-Louis w Belgii, za co został wyrzucony z uczelni pod naciskiem naukowców sympatyzujących z ruchem antypestycydowym, ruchem antyGMO i osobami powiązanymi z opisaną wyżej sprawą. Kulisy skandalu zwolnienia prof. Davida Zaruka opiszę w osobnym artykule.
Kończąc, chciałbym jeszcze dodać kilka ważnych zdań. Przede wszystkim choroba Dewayne’a Johnsona, tak jak i cierpienie wszystkich innych ludzi, jest sprawą przykrą i wartą pochylenia się w kontekście osobistym i emocjonalnym, naukowym, medycznym i społecznym. Nie można jednak sytuacji takich wykorzystywać propagandowo przeciwko nauce czy rolnictwu ani też do celów zarobkowych. Niestety, obecnie bardzo popularne jest procesowanie się przez wyspecjalizowane firmy prawnicze z koncernami, o ogromne pieniądze, opierając się o dowody anegdotyczne, wyrwane z kontekstu czy dowody wysnute z niepoprawnych metodologicznie badań lub zeznania niekompetentnych ekspertów. Co ważne, często dotyczy to tematów ideologicznie poruszanych przez różnego rodzaju aktywistów – to samo zaobserwować można w temacie szczepień i skarg antyszczepionkowców (przykład z Włoch).
W tym konkretnym przypadku (glifosatu) wątpliwości budzi jeszcze jedno. Chociaż to Monsanto jako pierwsze wyprodukowało ten herbicyd, to wiele lat temu patent wygasł i wydają go na rynek setki firm na całym świecie. W związku z tym skupianie się na oskarżaniu Monsanto to kolejny dowód ideologicznego zacietrzewienia, a nie chęci uczciwego zgłębienia tematu."
Skróty - Staniq
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych