wypełniona kamieniem przeznaczonym do jakieś budowy. Wyćwiczone oko don Eloya dostrzegło na powierzchni
jasnego kamienia dość niezwykłe rysunki. Kierowca nie czynił problemów ze wskazaniem miejsca pozyskania tufu.
Leżało ono w pobliżu Toro Muerta, małej miejscowosci nad rzeką Majes, na płaskowyżu wyniesionym 600 m n.p.m.
Tak doszło do odkrycia przez świat nauki olbrzymiej ksiegi obrazkowej. stworzonej na pampie Martwego Byka
przed tysiącem lat przez artystów nieznanej cywilizacji.
położenie Toro Muerto
Kartami tej księgi są cięzkie kamienie o kilkumetrowych rozmiarach. Tkwią zasypane w jasnym piasku, a na ich
gładkiej powierzchni wyryto tysiace rysunków odtwarzajacych na wpół koczownicze życie pradawnych mieszkań-
ców tego płaskowyżu. Jedne - naturalistyczne, zadziwiają bogactwem szczegółów : inne - stylizowane, przypo-
minają obrazy ludzi-jaguarów, znajdujace się na płytach reliefowych w Sechin, światyni zaliczanej do kregu kultury
Chavin. Najbardziej jednak zaskakuje widok zagadkowych postaci, jak żywo przywodzacych na mysl współczesnych
kosmonautów. Postacie te są wszedzie, z zadziwiającą lekkością unoszą się nad ziemią, ponad głowami innych,
mniejszych, bardziej ludzkich istot.
kamienne petroglify
Pierwszą wyprawę naukową w ten rejon zorganizował w 1953 roku dyrektor berlińskiego Muzeum Etnograficznego
Hans Dietrich Disselhof. Plonem tej i paru nastepnych było odkrycie kilku tysiecy petroglifów.
Rysunki naskalne nie są dziś czymś szczególnym. Znaleźć je można na licznych stanowiskach archeologicznych
obydwóch Ameryk, a także na pozostałych kontynentach. To, co wyróżnia rysunki z Toro Muerto, to postacie
ludzi i humanoidów uzupełnione znakami oraz symbolami. Wśród ludzkich sylwetek, wyróżniają się owe humano-
idalne postacie ubrane w dokładnie wymodelowane kombinezony, z głowami osłonietymi charakterystycznymi
przezroczystmi kaskami. Dawni Indianie nigdy nie nosili podobnej odzieży. Zupełnie rewelacyjny w swej wymowie
jest pełen ekspresji rysunek, na którym "astronauta" wysiada z jakiegoś pojazdu, witany przez biegnących
naprzeciw tubylców. W przezroczystym kasku widać zarys głowy :
Na innych rysunkach postacie w kaskach lewitują, wykonując ewolucje przeczace istnieniu grawitacji. Pomagają
im w tym urządzenia przypominające latające dywany, na których oglądamy postacie zastygłe w charkterystycznej
pozie dla istot balansujacych dla utrzymania równowagi. Rysownik starał się także oddać wrażenie pedu, co
ilustrują rozwiane włosy :
Taka "bajkowa" interpretacja, łamiąca utarte schematy, nie mogła oczywiście zostać zaakceptowana przez
archeologów. Uznano więc owe "latające dywany" za łódki wzglednie czółna, nie przejmując sie tym,że nie
widać na rysunkach żagli, sterów, masztów,żadnego elementu czyniącego prawdopodobnym podobne skoja-
rzenia. Nie przejmowani się również faktem,że w pobliżu owych hipotetycznych łódek prekolumbijscy artyści
nie narysowali ryb ani poziomych falistych linii, symbolizujacych w wielu pradawnych kulturach wodę.
Na innych petroglifach widzimy obiekty latające :
oraz postać przypominającą lądującego spadochroniarza na charakterystycznie ugietych nogach :
Inne rysunki przypominające kosmonautów :
Sensacyjne w treści malowidła są oczywiście w mniejszości. Przeważają sceny z codziennego życia wiejskiego.
Christine Dequerlor, urodzona w Boliwii Francuzka, prowadząca przez wiele lat badania w Toro Muerta, pisze :
"Nie mozna powątpiewać w autentycznośc tych rysunków wyrytych w skałach. Uwagi moje to nie jakieś fantasty-
czne bajdurzenie na temat pojedynczych rysunków znalezionych przypadkowo na terenach, których umiejscowie-
nie owiane jest tajemnicą. Przeciez to sanktuarium dobrze jest znane archeologii i specjalistom.(...) W tym sanktuarium wszystko krzyczy, wszystko świadczy na tysiacach skał,że pojawiły sie tu niegdys istoty z kosmosu.
Pojawiły sie na kształt czyniacych dobro bogów, przynosząc Indianom wiedzę i starając sie kierować ich na
drogę postepu. Indianie zarówno wdzięczni, jak i wstrząśnięci przyjmowali ich z otwartymi ramionami, tak własnie,
jak potwierdzają to liczne reportaże naskalne znad rzeki Majes".
To dość odważne, jak na naukowca, stwierdzenie. Takich głosów, szczególnie wśród archeologicznej młodzieży,
jest coraz wiecej. Ale nie oni rozdają karty. Te znajdują się w rękach tych, którzy wszystkie niewiarygodne
odkrycia i fakty odkładają na samo dno szuflad swych biurek. Archeologia jest bowiem dziedziną nauki, gdzie
z niezrozumiałych powodów stopień zawiści, pieniactwa, hipokryzji, jest znacznie wyższy niż w innych dyscyplinach
nauki.
Źródło :
Tropami synów Słońca - Andrzej Kapłanek
Użytkownik kpiarz edytował ten post 09.04.2011 - 09:39