Nie ma co się dziwić, że powstają kolejne książki i publikacje na temat katastrofy, skoro mnożą się kolejne i kolejne nieprawidłowości. Niestety nazbierało się tego już tyle, że nie sposób tego ogarnąć. Nie twierdzę, że na 100% doszło do zamachu ale całkowite wykluczenie takiej opcji jest moim zdaniem ignorancją. Zagadką pozostają również tajemnicze śmierci różnych osób po katastrofie, oczywiście można wszystko wytłumaczyć przypadkiem, czy zbiegiem okoliczności ale ja w przypadki nie wierzę, zresztą jak napisałem wcześniej za dużo już tego .. przykładem jest śmierć biskupa Mieczysława Cieślara, który zginął w wypadku samochodowym po pogrzebie księdza Adama Pilcha - biskup miał otrzymać od księdza smsa o treści " wylądowaliśmy ale z problemami ". Tajemnicza śmierć dopadła również operatora faktów - nie wiadomo jak zmarł Krzysztof Knyż, który miał nagrać moment awaryjnego lądowania samolotu w lesie. Kolejną ofiarą " smoleńską " jest profesor Marek Dulinicz - szef grupy archeologicznej, która miała wyjechać do smoleńska - zginął w wypadku samochodowym. Należałoby również wspomnieć o Dr inż. Eugeniuszu Wróblu, który również zginął w dramatycznych okolicznościach, jako jeden z najlepszych w kraju specjalistów miał się upierać, że części samolotu ułożone na płycie lotniska w jedną całość nie należą do rządowego Tupolewa ale są z innego samolotu ( konkretnie silniki ) ..
WRAK CZY WRAKI ?
Rozsypane w czasie katastrofy na smoleńskim lotnisku Siewiernyj elementy samolotu Tu-154M wykluczają tezę o lądowaniu „na plecach”. W takim wypadku zniszczony zostałby statecznik, który jako pierwszy uderzyłby o ziemię. Tymczasem jest to jeden z lepiej zachowanych elementów. Samolot nie lądował też w normalnej pozycji, bo w takim przypadku mocno zniszczyłoby się dobrze zachowane podwozie. Wątpliwości jest więcej. To m.in. mało realne – z uwagi na dynamikę upadku – rozłożenie w terenie części skrzydeł, ich poziom zniszczeń czy położenie czarnej skrzynki. Miejsce katastrofy rysuje się jako obraz zaplanowanej „pod linijkę” układanki.
Analizą miejsca katastrofy zajął się Krzysztof Cierpisz, inżynier budowy samolotów, absolwent Politechniki Warszawskiej mieszkający na stałe w Szwecji, który wykorzystał dokumentację fotograficzną, jaka została sporządzona i opublikowana po tragedii. Jak zauważył autor opracowania, pierwsze zdjęcia satelitarne wraku wykonano dwa dni po katastrofie, a zatem było dużo czasu na ewentualną manipulację obrazem miejsca zdarzenia. W tym czasie eksponowane były zdjęcia statecznika z widoczną szachownicą, co stanowiło dowód identyfikacyjny samolotu. Autor postanowił sprawdzić wiarygodność tezy, że samolot na chwilę przed uderzeniem w ziemię dokonał obrotu „na plecy” i tak się rozbił. Tu nasunęła się pierwsza wątpliwość, bo gdyby tak było, to pierwszym elementem, który dotknąłby ziemi, byłby właśnie statecznik, a także ogon oraz część tylna kadłuba. Tymczasem statecznik się zachował, a ogon nie wykazuje uszkodzeń, jakie wystąpiłyby w przypadku silnego uderzenia o ziemię.
Gdzie jest kabina ? Niewiarygodne wydają się też zniszczenia innych części wraku. Nie ma kabiny pilotów, elementy kadłuba spoczywają na niewielkich drzewach lub krzakach, a sprawiają wrażenie wyrwanych z całości wielką siłą. Do tego niektóre części kadłuba przedniego i środkowego są praktycznie niemożliwe do zlokalizowania. – Zdjęcia z miejsca katastrofy ukazują głównie wielkie kłębowiska porwanych blach, kabli, izolacji etc. Wnętrze kabiny wygląda jakby zostało wydmuchane na zewnątrz – zauważył. Kolejne pytania rodzą ślady błota, które znajdują się tylko po jednej (górnej) stronie skrzydeł lub ogona. To dodatkowo przemawia za podrzuceniem tych elementów.
– Gdyby bowiem skrzydła lub kadłub rozpadały się od uderzeń z ziemią (błotem), to musiałyby być obłocone „na okrągło”. A takie nie są – dodał. Samolot nie mógł też lądować na kołach, odbić się i wylądować na grzbiecie, bo podwozie zachowało się w stanie nienaruszonym, a w takim wypadku powinno ulec zniszczeniu przy kontakcie z grząskim podłożem. Zatem tupolew nie lądował ani na plecach, ani w normalnej pozycji, a błoto zalegające na oponach i goleni pochodzi od zabryzgania eksplozją. Także brak kabiny nie jest przypadkowy. Polski Tu-154M był egzemplarzem doposażonym, a zatem brak urządzeń mógłby zdradzać nieautentyczność wraku. Autor zwraca też uwagę na sposób oddzielenia kadłuba od ogona, wskazujący wręcz na użycie narzędzi tnących, za pomocą których osłabiono konstrukcję. To rodzi podejrzenia, czy aby wrak smoleński nie składa się z części pobranych od dwóch samolotów. - Całość wraku pochodziłaby od samolotu bliźniaka (dlatego nie ma kabiny), ogon zaś od Tu-154M 101.
I tak, samolot bliźniak byłby sfabrykowany na wrak i podrzucony na miejsce „wypadku” dużo wcześniej niż ewentualne przybycie samolotu 101 do Smoleńska. Do tak ułożonego wraku podrzucono później jedynie część ogonową samolotu 101. Tylko ogon Tu-154M byłby oryginalny! Byłby to sprytny zabieg mający na celu „oszukanie” czasu niezbędnego na tę operację fragmentacji i podrzucenia samolotu 101 jako całości, która inaczej wymaga 2-3 godzin pracy – ocenił. Zdaniem autora analizy, podejrzenie takie może mieć swe potwierdzenie również w charakterze uszkodzeń statecznika pionowego, które nie wyglądają na wynikłe z uderzenia w ziemię. Podobnie też z plamami błota – są kuliste o zamkniętych obwodach – co świadczy o tym, że statecznik leżał w bezruchu i wtedy spadły nań krople błota, które zostały wyrzucone w powietrze. Także prawy silnik wykazuje, że jego wirnik nie obracał się z chwilą uderzenia o ziemię, a jego osłona wygląda, jakby została zdjęta siłą podmuchu. – Gdyby statecznik nie był podłożony przez robotników (tylko leciał), to spadając z samolotem lub osobno, musiałby powalać się błotem „na okrągło”, a więc byłby całkowicie zabłocony, a ślady błota miałyby formę strug podłużnych – zauważył. Nieprawdopodobne wydaje się też umiejscowienie czarnej skrzynki, która spoczywała na wysokości statecznika poziomego prawego. Mając dużą energię kinetyczną, toczyłaby się dalej i powinna znajdować się albo w okolicy ogona, albo polecieć jeszcze dalej w kierunku lotu samolotu. Czarna skrzynka jest odrzucona w kierunku przeciwnym do kierunku lotu samolotu, i to na tak daleki dystans.
prawdaxlxpl.wordpress.com
smolensk-2010.pl
Są to niewątpliwie kwestie, które wydają się nieprawdopodobne, ale nie żyjemy w średniowieczu i nie takie rzeczy są możliwe w dzisiejszym świecie .. bardzo ciekawe są również sekcje zwłok ofiar, Gosiewski urósł w momencie katastrofy o 10 cm ( podany wzrost w raporcie z sekcji to 174cm zamiast 164cm ) a Wassermanowi cudem zregenerowały się narządy wewnętrzne usunięte 20 lat temu ..
na koniec rzućcie okiem na ten filmik :
http://www.youtube.com/watch?v=LeQe-CCMK2E
pozdrawiam ..
Użytkownik BadBoy edytował ten post 15.04.2011 - 16:00