Napisano 22.07.2011 - 13:55
Popularny
Napisano 22.07.2011 - 16:03
Napisano 22.07.2011 - 16:06
Użytkownik Wszystko edytował ten post 22.07.2011 - 16:08
Napisano 22.07.2011 - 16:16
Według żydówki Barbary Engelking-Boni śmierć dla Polaka jest czysto biologiczna…
Barbara Engelking-Boni (kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów) a prywatnie żona polityka Michała Boniego. W popularnym programie - "Kropka nad i" twierdzi,że śmierć dla Polaka jest czysto biologiczna,niczym zwierzęcia (istoty bez duszy) – w przeciwieństwie do śmierci Żyda.Dla niego to wielka tragedia i metafizyka oraz spotkanie z Najwyższym.
Napisano 22.07.2011 - 17:29
Napisano 22.07.2011 - 18:04
Napisano 22.07.2011 - 22:08
Izraelscy ochroniarze dbając o bezpieczeństwo swoich obywateli, atakują mieszkańców Polski!
Niedawno doszło do pobicia Roberto L., mieszkańca Krakowa przez ochroniarzy izraelskiej wycieczki. Zdaniem Gazety Wyborczej to sygnał, iż raz na zawsze powinno rozwiązać się sprawę ochrony izraelskich wycieczek w Polsce.
Sytuacja, do której doszło na krakowskim Kazimierzu nie miała miejsca pierwszy raz ani w Krakowie, ani w Polsce. Ambasada Państwa Izrael w Warszawie otrzymuje informacje o podobnych incydentach dosyć regularnie. Kilka miesięcy temu izraelscy ochroniarze poturbowali młodego członka społeczności żydowskiej Krakowa. Został on zaatakowany, gdy chciał wejść do synagogi Remu. Mike Urbaniak, redaktor Forum Żydów Polskich i korespondent European Jewish Press w Polsce wyznał - Byłem naocznym świadkiem tej sytuacji. Agenci ochrony zachowywali się wobec niego niezwykle impertynencko. Nawiasem mówiąc, są oni generalnie niekulturalni wobec postronnych osób, które, bez wyjątków, traktują jako potencjalnych zamachowców-samobójców. Po skopaniu rzeczonego mężczyzny ochroniarze zaczęli grozić mu więzieniem. Po prostu ręce opadają Po tym, co zobaczyłem, sam miałem ochotę im przyłożyć. Ale po pierwsze, jestem przeciwnikiem używania przemocy fizycznej, a po drugie podejrzewam, że owi ochroniarze mogliby mnie unieszkodliwić na całe życie jednym ruchem ręki. Sytuacja, w której krakowski Żyd idący w szabat do swojej własnej synagogi, w swoim własnym kraju, jest sprawdzany i do tego atakowany przez izraelskich ochroniarzy, jest - delikatnie mówiąc - kuriozalna i skandaliczna.
Niestety problem cały czas narasta. Podczas sezonu turystycznego do Polski przyjeżdżają liczne wycieczek izraelskiej młodzieży.
Sprawę wycieczek izraelskich grup reguluje "Wspólna Deklaracja Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej i Ministerstwa Spraw Zagranicznych Państwa Izrael w sprawie przyjazdów edukacyjnych izraelskiej młodzieży do Polski". Punkt dziewiąty tej deklaracji mówi: "sprawy bezpieczeństwa będą dla obu stron priorytetowe", oraz "każdej grupie izraelskiej towarzyszyć będzie pracownik polskich agencji ochrony oraz oficerowie oficjalnych izraelskich służb bezpieczeństwa" i "w razie konieczności interwencji lokalnych służb policyjnych towarzyszący grupom pracownicy polskich agencji ochrony skontaktują się bezpośrednio z właściwą jednostką policji", a także "funkcjonariusze izraelskich służb bezpieczeństwa zostaną pouczeni, aby unikali niepotrzebnych konfrontacji z osobami nienależącymi do grup, którym funkcjonariusze ci towarzyszą". Dodatkowo w podpunkcie "g" zapisane jest: "wszelkie nieobjęte niniejszą Deklaracją kwestie zostaną rozwiązane przez strony w późniejszym czasie".
Maciej Kozłowski, były ambasador Polski w Izraelu, obecnie pełnomocnik MSZ ds. stosunków polsko-żydowskich przyznał - Przeprowadzaliśmy oczywiście rozmowy ze stroną izraelską o ochronie grup. Był to jeden z tematów dotyczących szerszego porozumienia w sprawie współpracy między Polską a Izraelem. Nie udało nam się jednak osiągnąć konsensusu. Proponowaliśmy stopniowe przechodzenie na ochroną polską, ale strona izraelska była w tej sprawie nieugięta. Izrael stawiał tę kwestię na ostrzu noża.
Według Kozłowskiego duży wpływ na stanowisko strony izraelskiej mają organizacje ochroniarskie, które czerpią ogromne zyski z racji silnie rozbudowanego systemu ochrony grup izraelskich wyjeżdżających za granicę.
Na zachowanie izraelskich ochroniarzy skarżą się również właściciele hoteli, firmy przewozowe oraz linie lotnicze.
Dyplomaci izraelscy w Polsce zdają sobie sprawę, jak negatywnie takie zdarzenia wpływają na obraz Izraela, jednak nie są w stanie nic zrobić, by to zmienić. Zmiana w tej kwestii zależy wyłącznie od porozumień na szczeblu rządowym. Jednak nikt nie zamierza zadrażniać, rzeczywiście świetnych, stosunków polsko-izraelskich. Właśnie na tym polega problem.
Dodatkowo Izrael jest w stanie permanentnego zagrożenia atakami terrorystycznymi. Zamachowcy-samobójcy wysadzają się w autobusach, sklepach, dyskotekach. Izrael jest bardzo przeczulony na punkcie bezpieczeństwa swoich obywateli, a szczególnie dzieci i młodzieży. Dlatego też przykładają oni wielką wagę do ochrony oraz traktowania osób trzecich jako potencjalnego zagrożenia dla życia.
Polacy powinni wziąć pod uwagę wrażliwość Izraelczyków na kwestie bezpieczeństwa, jednak Izraelczycy powinni zdać sobie sprawę, że Polacy nie są dla nich zagrożeniem. W Polsce, co stanowi wyjątek na skalę europejską, nie atakuje się Żydów, ani Izraelczyków.
Michał Sobelman, rzecznik prasowy Ambasady Izraela w Warszawie wyznał - Bardzo żałujemy, że taki incydent miał w ogóle miejsce. Wyrażamy szczere współczucie dla pana Roberto L. W Izraelu zostało w tej sprawie wszczęte śledztwo i jeżeli wyniki będą takie, jak sugeruje prasa, to bezpośredni winni zostaną ukarani. Należy jednak pamiętać, że do Polski przyjeżdża rocznie ponad 20 tysięcy izraelskiej młodzieży. W roku ubiegłym było ich 28 tysięcy. Wraz z nimi przyjeżdża kilkuset ochroniarzy. Taki incydent, jaki miał miejsce w Krakowie, zdarzył się po raz pierwszy. Świadczy to, że ochroniarze zachowują się jednak w sposób wzorowy. Sam fakt, że ochroniarze towarzyszą grupom izraelskim, nie jest rzeczą dziwną. Ochroniarze towarzyszą także grupom izraelskim także w samym Izraelu. Izraelska ochrona jest warunkiem, jaki stawiają rodzice tych dzieci, zanim zgodzą się na ich wyjazd. Polska jest krajem wyjątkowo przyjaznym Izraelowi i nie było w Polsce żadnych incydentów, które zagrażałoby grupom izraelskim. Niemniej organizatorzy, rodzice i ministerstwo edukacji Izraela stoją na stanowisku, że ochrona musi być, a jej skuteczność gwarantują izraelscy agenci ochrony. Nie ma mowy o żadnym lobby ochroniarskim.
src
Kraków zamierza rozbroić izraelskich ochroniarzy
Na krakowskim Kazimierzu ochroniarze wycieczek izraelskiej młodzieży dają się we znaki mieszkańcom. Krakowian drażni, że nie mogą wejść na własną ulicę, bo zabrania tego uzbrojony strażnik, tłumacząc to względami ...
Na krakowskim Kazimierzu ochroniarze wycieczek izraelskiej młodzieży dają się we znaki mieszkańcom. Krakowian drażni, że nie mogą wejść na własną ulicę, bo zabrania tego uzbrojony strażnik, tłumacząc to względami bezpieczeństwa wycieczki. Jest szansa, że dzięki umowie międzynarodowej uda się rozwiązać ten problem.
Na konieczność załatwienia sprawy zwracał uwagę m.in. szef gminy żydowskiej w Krakowie Tadeusz Jakubowicz. Krakowscy radni już rok temu wysłali do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji pismo z prośbą o rozwiązanie problemu ochroniarzy. Teraz pojawiła się na to szansa. W MSWiA jest już gotowy projekt umowy, która, według zapewnień urzędników ministerstwa, ureguluje najbardziej drażliwe kwestie.
A jest ich kilka. Po zajściu z Roberto L., Włochem pobitym przez ochroniarzy izraelskiej wycieczki, sprawa znalazła się w krakowskiej, a potem w izraelskiej prokuraturze. Okazało się bowiem, że ochroniarze z Izraela mają paszporty dyplomatyczne i nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności w Polsce. Ponadto, międzynarodowe umowy miedzy obydwoma państwami pozwalają im na noszenie broni na terenie naszego kraju.
Ochroniarze zasłynęli też z innych akcji, np. blokowania całych ulic na czas większych imprez związanych z kulturą żydowską. Potrafili nie wpuścić... obecnego szefa krakowskiej policji na jego własny teren. Mieszkańcy Kazimierza skarżyli się też, że ochroniarze bezpodstawnie zatrzymują ich i legitymują, co może zrobić tylko polska policja.
Mimo że od tamtych wydarzeń minął rok, problem nie zniknął. Mieszkańcy Kazimierza i właściciele okolicznych knajpek i stoisk na targu wielokrotnie było świadkami, gdy na czas przejścia np. 200-osobowej grupy ochroniarze blokowali całą ulicę. - Na Miodowej często się to zdarza - przyznaje Marcin Strzelecki, mieszkaniec tej ulicy.
Pan Marcin ma garaż przy ul. Estery, nieopodal synagogi Kupa. - Zdarzało się, że gdy chciałem otworzyć bramę pilotem, w moją stronę biegł uzbrojony ochroniarz, myśląc, że chcę odpalić bombę. To niemiłe uczucie: być na własnym podwórku traktowanym jak terrorysta - dodaje. Podkreśla, że najgorsza jest atmosfera stałego zagrożenia, którą wytwarzają ochroniarze.
- Gdy ktoś z wycieczki chce pogadać z Polakami na ulicy, natychmiast interweniują. W ten sposób nigdy nie przełamie się stereotypów Polaka-antysemity, które są wpajane tym dzieciom. Co gorsze, takie zachowania utrwalają negatywny obraz Żydów u tych Polaków, którzy naprawdę są antysemitami - dodaje Marcin Strzelecki.
Problem z ochroniarzami mają też turyści z kamerami, a nawet ekipy telewizyjne. - Ostatnio jeden z ochroniarzy zabronił nam filmowania wycieczki, która przechadzała się po dzielnicy żydowskiej - opowiada Wiesław Zwoiński, operator TVP Kraków. - Oczywiście nie miał do tego prawa, bo to miejsce publiczne. Ale kręcić już nie mogliśmy, bo stanął przed kamerą - dodaje.
Krakowscy urzędnicy i radni miejscy przyznają, że tak dalej być nie może.
- W żadnym państwie nie ma takich sytuacji, że obcokrajowiec ingeruje w porządek i bezpieczeństwo - mówi Andrzej Oklejak, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. prawnych. - Należy to jak najszybciej unormować - dodaje.
Jest nadzieja, że przygotowany w MSWiA projekt umowy załatwi sporne kwestie. Prawnicy jeszcze w tym tygodniu mają go przekazać do Ministerstwa Spraw
Zagranicznych, które będzie koordynować negocjacje ze stroną izraelską. - Wierzymy, że nowe ustalenia pozwolą uniknąć sytuacji takich, jak w Krakowie - mówi Wioletta Paprocka, rzeczniczka prasowa MSWiA.
Co na to strona izraelska? - Gdy zobaczymy projekt, będziemy rozmawiać. Jesteśmy otwarci na negocjacje - deklaruje ostrożnie Michał Sobelman, rzecznik ambasady Izraela w Polsce.
Łatwo jednak nie będzie. Izrael jest bardzo wyczulony na ewentualne zagrożenie terrorystyczne. Ochroniarze towarzyszą wycieczkom młodzieży od czasu zamachów w Monachium w 1972 roku (terroryści porwali wtedy podczas olimpiady izraelskich sportowców). Zawsze mają przy sobie broń.
- Chcemy chronić młodzież przed atakami terrorystycznymi. Co prawda w Polsce żaden się nie zdarzył, ale np. na Węgrzech w latach 90. zamachowcy zaatakowali autokar z izraelskimi emigrantami z ZSRR - tłumaczy Sobelman.
Były ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss twierdzi, że teraz i tak sytuacja się uspokoiła. - Na początku tego wieku, podczas intifady (rozpoczęte w 2000 r. powstanie w Palestynie - przyp. red.), rodzice bali się puszczać dzieci do Polski. Ochrona tej młodzieży była o wiele bardziej zdeterminowana niż teraz - mówi. Przyznaje, że sam też nie ruszał się po polskich ulicach bez uzbrojonej ochrony.
Pierwsze jaskółki porozumienia już się pojawiły. Od czasu krakowskich wydarzeń z ubiegłego roku ochroniarzom z Izraela często towarzyszą ich koledzy z Polski. Mają m.in. pomagać w razie sytuacji konfliktowych. Rządy obu państw podpisały w tej sprawie deklarację. Znalazł się tam też punkt o pouczeniu Izraelczyków "aby unikali niepotrzebnych konfrontacji z osobami nienależącymi do grup, którym funkcjonariusze ci towarzyszą". - Może w końcu atmosfera się poprawi i żaden antysemita nie będzie mógł się skarżyć na gości z Izraela - kwituje Marcin Strzelecki.
src
Smoleński przebierze się za SS-mana?
Totalniacy z „Gazety Wyborczej” przedstawiają się jako płomienni szermierze wolności i dlatego przez wielu naiwnych ludzi uważani są za liberałów. Oczywiście tacy z nich liberałowie, jak ze mnie chiński mandaryn. Z kim przestajesz, takim się stajesz, a cóż dopiero, gdy ten ktoś jest przełożonym, któremu podwładni muszą jadać z ręki? Nie ma żadnej możliwości, żeby podlegając panu redaktorowi Michnikowi ani zostać, ani pozostać liberałem. „Gazeta Wyborcza” jest żydowską gazetą dla Polaków. Co to znaczy? Na początku okupacji niemieckiej Niemcy zainterpelowali znanego polskiego germanofila Władysława Studnickiego, dlaczego nie pisuje do niemieckich gazet. Studnicki na to, że jak to „nie pisuje”, kiedy przecież pisuje - na przykład do „Das Reich”. Niemcy, że owszem, wiedzą o tym - ale dlaczego nie pisuje do „Nowego Kuriera Warszawskiego”? Studnicki im odpowiedział, że on pisuje do niemieckich gazet dla Niemców, ale nie będzie pisywał do niemieckich gazet dla Polaków. Jaka między nimi była różnica? Taka, że niemieckie gazety dla Niemców przedstawiały niemiecki punkt widzenia jako niemiecki - i to było w porządku - natomiast niemieckie gazety dla Polaków przedstawiały niemiecki punkt widzenia jako obiektywny - a to była nieprawda. Więc „Gazeta Wyborcza” jest żydowską gazetą dla Polaków i żadnych liberałów tam nie ma, ani być nie może. Nie za liberalizm im płacą.
Oto właśnie redaktor Paweł Smoleński próbuje drapować się w kostium szermierza wolności przy okazji wybryku pana Pawła Hajncela, który przebrał się za motyla i w takim przebraniu, podrygując i podskakując próbował dołączyć do procesji Bożego Ciała w Łodzi. Proboszcz parafii, gdzie wybryk miał miejsce, złożył doniesienie do prokuratury, która oświadczyła, że musi zbadać, jakie intencje przyświecały panu Hajncelowi. Redaktor Smoleński uważa, że nie ma czego badać, bo pan Hajncel to wyjaśnił; chciał „zaprotestować przeciwko zawłaszczaniu przez Kościół przestrzeni publicznej”, bo to go „wkurza”. Wprawdzie pan red. Smoleński szczerze przyznaje, że nie odważyłby się pana Hajncela naśladować, ale „zdaje mu się”, że „każdy obywatel polski i każda organizacja ma prawo protestować i stawiać pytania”. Demokracja bowiem - powiada - to orkiestra, w którtej co prawda nie wszyscy mogą tyle samo, ale zagrać wolno każdemu.
Taka deklaracja sprawia wrażenie szalenie liberalnej, ale spróbujmy pana redaktora Smoleńskiego sprawdzić. Oto do obozu w Oświęcimiu co roku przyjeżdżają z Izraela wycieczki i urządzają tam tak zwany „Marsz Żywych”. Jest to bez najmniejszych wątpliwości forma czasowego zawłaszczenia przestrzeni publicznej, z udziałem uzbrojonych izraelskich komandosów, którzy chyba nawet nie pytają tubylczych dygnitarzy o pozwolenie na taką zbrojną obecność, a ponadto - jak dowodzą relacje hotelarzy i restauratorów - nawet dość uciążliwa z powodów obyczajowych.
Wyobraźmy sobie jednak, co napisałaby „Gazeta Wyborcza” - być może nawet piórem samego red. Smoleńskiego - gdyby tak jacyś happenerzy, „wkurzeni” taką ostentacją, przebrali się za SS-manów i otoczywszy kordonem uczestników Marszu Żywych wnosili okrzyki: „Juden raus!” albo „Juden schnell!”? Nietrudno wyobrazić sobie („ten szum, ten krzyk, ten gwałt ja sobie wyobrażam”) ten klangor i lawinę donosów, skoro dziennikarze „Gazety Wyborczej” w rodzaju pana Karola Adamaszka z Lublina zasypują prokuraturę doniesieniami w sprawach znacznie mniejszej wagi. Zatem od razu widać, że ten kostium liberała, w jaki drapuje się pan red. Smoleński, to tylko przebranie, spod którego wygląda znajomy wizerunek totalniaka, próbującego wykorzystać jakichś biednych maniaków do sekowania i obezwładniania znienawidzonego chrześcijaństwa.
src
Napisano 25.10.2011 - 05:10
Michalkiewicz dla NE: Po kamienicach – pora na ulice?
Francuzi wymowni powiadają, że l`appetit vient en mangeant, co się wykłada, że apetyt wzrasta w miarę jedzenia.
Trafność tego francuskiego spostrzeżenia najlepiej widać na przykładzie żydowskich organizacji przemysłu holokaustu, do których – porzucając dotychczasowe pozory – na początku tego roku otwarcie dołączył Izrael. Chodzi oczywiście o rozpoczęcie operacji „odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej”, to znaczy przede wszystkim – w naszym nieszczęśliwym kraju.
Warto przypomnieć, że środowiska żydowskie zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych, otrzymały już znaczną ilość mienia w postaci nieruchomości, na podstawie ustawy o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich, w której znalazły się przepisy o transferze mienia wartości około 10 mld dolarów. Ta ustawa została w takim kształcie wydana w następstwie listu, jaki 8 polityków amerykańskich z obydwu partii napisało do ówczesnego sekretarza stanu Warrena Christophera, domagając się, by Departament Stanu ostrzegł rządy państw Europy Środkowej, że jeśli nie zadośćuczynią one żydowskim roszczeniom majątkowym, to stosunki Stanów Zjednoczonych z tymi państwami się pogorszą. Ponieważ w tym czasie, tj. w połowie lat 90-tych państwa Europy Środkowej wpisały na listę swoich politycznych priorytetów przystąpienie do NATO, zapowiedź pogorszenia stosunków z USA miała jednoznaczną wymowę i oznaczała zablokowanie członkostwa w NATO. List taki nie został wysłany, ale nastąpił kontrolowany przeciek do amerykańskiej prasy i na tej podstawie rząd premiera Cimoszewicza skierował do Sejmu projekt wspomnianej ustawy. Miało to wszelkie znamiona łapówki, jakie Polska musiała zapłacić wspomnianym żydowskim organizacjom przemysłu holokaustu za przyjęcie do NATO – bo w przypadku istniejących podówczas 9 polskich gmin żydowskich sytuacja prawna, podobnie jak i moralna, była nieco inna.
Nawiasem mówiąc, i w tym przypadku doszło do wydarzeń osobliwych; w niektórych miastach pojawiły się konkurujące ze sobą gminy żydowskie, które zarzucały sobie nawzajem hohsztaplerkę. Te wzajemne oskarżenia mogą być prawdziwe, bo – jak to w „Wysokich Obcasach” ujawnia pani Malka Kafka, sekretarz żydowskiej loży masońskiej B`nai Brith – bardzo wielu jej znajomych gojów od pewnego czasu gorliwie udaje Żydów. Pani Kafka naiwnie sądzi, że to z powodu pragnienia ekspiacji za holokaust, ale bardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem tego dość masowego fenomenu jest tropizm, jaki nasi renegaci z pokolenia na pokolenie wykazują do pieniędzy. Jest to taki sam tropizm, jaki komuna wykazuje do Związku Radzieckiego. Związek Radziecki, jak wiadomo, zmienia położenie; raz jest na wschodzie z centralą w Moskwie, a innym razem – na zachodzie z celntralą w Brukseli. Jednak nasze komuchy nieomylnym tropizmem zawsze go wyczuwają i zwracają się ku Związkowi Radzieckiemu tak samo, jak słonecznik zwraca się ku słońcu. Nic zatem dziwnego, że i renegaci (inna sprawa, to przyczyna, dla której pani Kafka ma tak wiele znajomości akurat w środowisku polskich renegatów, ale mniejsza już o to) kierują się podobnym tropizmem, tyle, że do pieniędzy, który być może odziedziczyli po przodkach – szmalcownikach. Janusz Szpotański w „Towarzyszu Szmaciaku” charakteryzuje ten tropizm, jako przekonanie, że „z wszystkiego można szmal wydostać tak, jak za okupacji z Żyda”. Toteż próbują, a proces ten nieprzypadkowo nasila się właśnie teraz, kiedy Izrael, wespół z żydowskimi organizacjami przemysłu holokaustu, próbuje dokonać ponownego rabunku Polski – tym razem pod pretekstem restytucji „mienia żydowskiego”, należącego do osób prywatnych – co szacowane jest już nie na 10, tylko na co najmniej 60, a być może – nawet na 65 miliardów dolarów. Jestem pewien, że liczą na to, iż nawet z okruszków ze stołu pańskiego będą mogli żyć aż do śmierci – zarówno oni, jak i ich potomstwo – i tym właśnie tłumaczę sobie tak liczne zaangażowanie młodych ludzi o niewątpliwie gojowskim rodowodzie w protest przeciwko zaplanowanemu na 11 listopada Marszowi Niepodległości. Najwyraźniej, wzorem przodków-szmalcowników, po staremu próbują wydostać szmal z Żyda tyle, że nie drogą szantażowania Żyda wydaniem Niemcom (tzn. pardon – jakim tam znowu „Niemcom”; przecież Niemcy byli pierwszą, Czesi drugą, a Polska – trzecią ofiarą okupacji dokonanej przez „nazistów” – wymarłego już dzisiaj plemienia, które nawet posługiwało się specjalnym, nazistowskim, dzisiaj już niezrozumiałym nawet dla specjalistów językiem) – więc tym razem już nie szantażowaniem wydaniem w ręce „nazistów” – tylko ofertą kolaboracji z Żydami.Najwyraźniej liczą – i być może mają rację - że Żydzi w naszym nieszczęśliwym kraju już wkrótce będą potrzebowali licznych kolaborantów, którzy będą pełnili przy nich niższe funkcje tłumaczy i nadzorców mniej wartościowego narodu tubylczego. Jakże inaczej wyjaśnić pojawienie się na chyba wszystkich uniwersytetach wydziałów, czy kierunków „judaistyki”, gdzie tubylczy brachycefale mozolnie wgryzają się w osobliwości „kultury żydowskiej” i języka hebrajskiego? Na jakie płatne zajęcie liczą po ukończeniu takich studiów – bo chyba na jakieś liczą, nieprawdaż?
Osobliwości, a i niewapliwej pikanterii dodaje okoliczoność, że inspirację, a kto wie, czy nie pewien nadzór organizacyjny tegorocznego protestu przeciwko Marszowi Niepodległości, podobnie zresztą, jak protestu w roku poprzednim, można przypisać niemieckiej organizacji „Antifa”. Niemcy jak wiadomo, są narodem szalenie zdyscyplinowanym i kiedy, dajmy na to, jest rozkaz, żeby Żydom się podlizywać, czy służyć, to nie dadzą się w tym Dienscie wyprzedzić nikomu. Gdyby jednak pewnego dnia padł zupełnie inny rozkaz, to nie ulega najmniejszej wątpliwości, że i on zostałby wykonany z identyczną gorliwością i skrupulatnością. Tak czy owak, warto na wszelki wypadek utrzymać mocno zwarte szeregi gotowych na wszystko młodych, zdrowych, zdyscyplinowanych i wykazujących pewne umiejętności fuhrerowania ludzi, którzy mogą również nadawać ogólny ideowy kierunek naiwnym i mimo wspomnianego tropizmu – w gruncie rzeczy poczciwym gojom nadwiślańskim. Oczywiście ze zrozumiałych względów „Antifa” unika ostentacji i nie wysuwa się na plan pierwszy, pozostawiając ten radosny przywilej panu redaktorowi Sewerynowi Blumsztajnowi, który najwyraźniej uruchomił rodzaj przesiębiorstwa rodzinnego w branży protestacyjnej. On po staremu, niczym przed laty w stalinowskich Brygadach Międzynarodowych w Hiszpanii, wznosi okrzyk „no pasaran!”, podczas gdy panna Anna Blumsztajnówna też musiała gdzieś zwietrzyć kasę pełną, bo na czele uczniów chederu im. Jacka Kuronia, w podskokach protestuje jako „oburzona”.
Z obfitości serca usta mówią, więc w ubiegłym roku, przy okazji blokady Marszu Niepodległości, pan red. Seweryn Blumsztajn się rozkrochmalił i dał wyraz swoim najskrytszym marzeniom mówiąc, że przed wojną Żyd nie miał wstępu na Krakowskie Przedmieście”, no a teraz – może nawet nie wpuścić tam narodowców. Z tymi przedwojennymi prześladowaniami na Krakowskim Przedmieściu to oczywiście nieprawda, a żeby się o tym przekonać, wystarczy zajrzeć do poematu Antoniego Słonimskiego „Popiół i wiatr” w którym, wspominając przedwojenną Warszawę, kreśli między innymi obraz biesiady w knajpie na Krakowskim Przedmieściu właśnie, kiedy to, zza zaparowanych okularów, wyłania mu się „biały obrus, a na nim wielka bomba piwa. Parzy bigos gorący, mrozi zimna czysta, zanim się błogim ciepłem rozleje ognista”. Skoro tak wyglądało przedwojenne męczeństwo Żydów na Krakowskim Przedmieściu we wspomnieniach Antoniego Słonimskiego, to może by pan redaktor Blumsztajn nieco stonował swoje martyrologiczne koloryzowania? Inna rzecz, że z drugiej strony wydaje mi się, że rozumiem, do czego to koloryzowanie jest mu potrzebne – do dostarczenia pozorów moralnego uzasadniania dla rosnącego w miarę jedzenia apetytu. Już nie tylko kamienice, ale i ulice to znaczy – prawo do decydowania, po których ulicach i w jakich porach będą mogli poruszać się goje – oczywiście w grupach zwartych, pod konwojem i po uprzednim uzyskaniu przepustki w jakimści warszawskim Judenracie. Oczywiście eskortę konwojów będą tworzyli odpowiedno przeszkoleni tubylcy – podobnie jak za Stalina w UB, kiedy to do mokrej roboty używany był niewątpliwy goj Edmund Kwasek, podczas gdy Natan Gryszpan-Kikiel uzywający pseudonimu Roman Romkowski zaliczał się do kadry wydającej mu polecenia, komu dzisiaj tylko zrywać paznokcie, a komu dać w czapę. Historia się powtarza, ale jakże się ma nie powtarzać, kiedy czasy znowu zaczynają być ciężkie, a „młodzi wykształceni” tak naprawdę, to niewiele umieją i w gruncie rzeczy można ich zatrudnić najwyżej przy pilnowaniu. Inna rzecz, że jeśli tak sięgniemy do historii trochę głębiej, to warto przypomnieć spostrzeżenie pewnego średniowiecznego księcia niemieckiego, który zauważył, że „Żydzi są jak gąbka; gdy już dobrze nasiąkną, to my ich wyciskamy”.
Dzisiaj najwyraźniej mamy etap nasiąkania, który dopiero czeka na swoje apogeum i stąd tak wielu chętnych do kolaboracji, z niemiecką „Antifą” na czele. Ale madrość etapu podpowiada, że etapy się zmieniają, no a wtedy „Antifa” też może zmienić zapatrywania. Czy w takiej sytuacji nie lepiej zachować trochę więcej powściągliwości i umiarkowania w tym obżarstwie?
Stanisław Michalkiewicz
src
Napisano 25.10.2011 - 09:51
Ja, dla odmiany napiszę, że nigdy w życiu nie miałem do czynienia z nazistami. Rozumiesz aluzję?A ja o Żydach nie mam żadnego, wyrobionego zdania ponieważ nigdy nie miałem z nimi - osobiście - do czynienia a jeśli tak to nieświadomie więc to się nie liczy.
To jak działa Twój mechanizm edukacji? Tak Ty, jak i Ja, ukończyliśmy już dawno jej „intensywną” część (tak mniemam). Zatem, czy mecz należy oglądać tylko z trybun, czy można go obejrzeć, np. w TV lub usłyszeć jak było z relacji świadków? Rozwinę ten przykład i powiem, że zwolennicy przeciwnych drużyn opiszą Tobie przebieg spotkania z własnej perspektywy i jakkolwiek by to nie brzmiało, nie ulega wątpliwości jedno, mianowicie - sam rezultat.Nie chcę wyrabiać sobie zdania na podstawie informacji z mediów bo jest to zmanipulowane albo w jedną albo w druga stronę więc siłą rzeczy mamy dane nieobiektywne na której nie można budować obrazu danej nacji.
Powiedz dlaczego, kilku arabów z powodu wydarzeń sprzed dekady mogło spowodować, że cały świat zrobił się bardzo... hmm, wyczulony/podejrzliwy na ich nację?Ktoś zapyta a co ja na ten film gdzie facet w jarmułce wali po pysku?
Jeden krótki filmik nie wyjaśnia istoty rzeczy a jeden agresywny czy Polak czy Żyd nie jest przedstawicielem całej nacji
0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych