Z moskiewskim metrem związanych jest wiele plotek i miejskich legend. Można tam podobno spotkać rozmaite zjawy i widma, a także pociąg, którym podróżują dusze ofiar stalinowskich czystek. Mówi się, że w podziemnych tunelach znajdują się wrota czasu przenoszące ludzi do świata równoległego. Na niebieskiej linii Arbacko-Pokrowskiej, pomiędzy stacjami Izmajłowski Park i Pierwomajska, miało miejsce jedno z najsłynniejszych zdarzeń związanych z przejściem w inny wymiar. Jego świadkiem był mieszkaniec Moskwy, Aleksander Uszakow, który 14 maja 1999 r. wracał metrem do domu. Około godziny 19.00 pociąg wyjechał z tunelu i sierował się na wysoki nasyp przebiegający przez Park Izmajłowski. Było jeszcze jasno, świeciło słońce.
Nagle za oknami zrobiło się ciemno, a wagon zaczął się niebezpiecznie trząść. Pasażerowie wystraszyli się, ale za moment na zewnątrz znów było jasno. Jednak obraz za oknami zmienił się diametralnie. W parku nie było widać spacerowiczów, ale toczyła się jakaś bitwa. Ziemia była zryta artyleryjskimi pociskami. Słychać było strzały i huk wybuchów. Wzdłuż pociągu galopowali na koniach żołnierze w czapkach i szynelach z okresu rosyjskiej wojny domowej. Mieli przerażone twarze, a ich wierzchowce były spłoszone. Uszakow pomyślał, że już z nim koniec. Na pewno była katastrofa kolejowa, pociąg wypadł z torów i to jest jego przedśmiertna halucynacja. Ale inni pasażerowie musieli widzieć to samo, bo wszyscy rzucili się do okien. Naraz pociąg zatrzymał się, chociaż nie było widać żadnej stacji. Jakiś mężczyzna, który do tej pory drzemał, poderwał się z miejsca, wyskoczył z wagonu i po chwili zniknął, jakby zapadł się pod ziemię.
Kiedy rozległ się głos spikera: „Następna stacja Pierwomajska”, w otwartych drzwiach wagonu ze strasznym rżeniem pojawił się ogromny koń, a dokładnie jego łeb i przednie nogi. Przed chwilą został ranny, a dosiadający go żołnierz spadł i pozostał na zewnątrz. Pociąg ruszył, ale drzwi nie mogły się zamknąć. Zwierzę było przerażone. Rżało i waliło kopytami, chcąc się uwolnić. Koniowi udało się wydostać dopiero wtedy, gdy pociąg wjechał w tunel. Cała ta scena trwała dwie lub trzy minuty, ale pasażerom wydawała się wiecznością.
Wejście do piekła Wiele zdarzeń paranormalnych odnotowano na linii Okrężnej, której przebieg częściowo pokrywa się z istniejącą na powierzchni ulicą Sadowoje Kolco. Jej długość wynosi 19,4 kilometra, a dwanaście istniejących tam stacji wyróżnia się ogromnym przepychem. Trasa ma owalny kształt i można nią jeździć w kółko. Podobno raz w miesiącu tuż po północy pojawia się tam dziwny, staromodny pociąg. Jest całkiem pusty, ale w kabinie maszynisty siedzi człowiek ubrany w kolejarski uniform, który już dawno wyszedł z użycia. Pociąg zatrzymuje się na każdej stacji, czasem otwierają się drzwi. Wszyscy przestrzegają tego, aby w żadnym wypadku nie wchodzić do środka ani nawet nie zaglądać tam, w przeciwnym razie można pojechać w podróż bez powrotu. Jedna wersja głosi, że pojazdem tym podróżują dusze pasażerów, którzy po raz pierwszy jechali tą linią. Inna mówi, że jeżdżą nim duchy więźniów, którzy budowali metro. Byli traktowani nieludzko przez strażników i eksploatowani do granic możliwości. Chodziły słuchy, że nieposłusznych zeków zamurowywano w ścianach tuneli lub wrzucano do studzienek wentylacyjnych.
Trzecia legenda związana z tą trasą zahacza o sensację historyczną. Oficjalnie linię Okrężną otwarto 1 stycznia 1950 r., jednak niektórzy powiadają, że w tajemnicy istniała już wcześniej i jeździły nią pociągi specjalne składające się z dwóch lub trzech wagonów. Miały okna zabite stalowymi blachami. KGB przewoziło nimi ludzi aresztowanych w czasie stalinowskich czystek. Na każdej stacji wsadzano nowych więźniów, a o świcie zabierano ich do więzienia na Łubiance. Mówi się, że teraz tym składem podróżują dusze aresztantów, a maszynista to duch czekisty. Dziwne przeżycie związane z tym, lub podobnym, pociągiem miała Olga Rudniewa z Puszkino pod Moskwą, która pracowała jako korektorka w jednej ze stołecznych gazet. Pewnego dnia około dziesiątej wieczorem wracała z pracy linią Sokolniczeską. W wagonie było niewielu pasażerów. Wszyscy mieli miejsca siedzące. Tylko jeden mężczyzna stał i czytał gazetę. Na stacji Czerwone Wrota pociągiem zatrzęsło, mężczyzna potknął się, a gazeta spadła na podłogę. Nagłówek na pierwszej stronie głosił: Wejście do piekła.
Wtedy zgasło światło. Pociąg stanął, a ludzie siedzieli w milczeniu. W końcu zaczęli się denerwować przedłużającym się postojem. Włączali telefony komórkowe, żeby oświetlić przedział. Próbowali dzwonić, ale nie było sygnału. Po jakichś pięciu minutach światło włączyło się i pociąg ruszył. Kiedy Rudniewa wysiadała na stacji Komsomolska na linii Okrężnej, zauważyła, że idący obok niej pasażerowie są dziwnie ubrani – mają na sobie sukienki i garnitury sprzed pięćdziesięciu lat. Popatrzyła na zegar elektroniczny i stwierdziła, że w ciemnym wagonie przesiedziała nie pięć minut, ale trzy i pół godziny! Nie rozumiała, co się stało. Wróciła do domu taksówką, bo ostatni pociąg do Puszkino odjechał pół godziny wcześniej.
Zjawy pracują po śmierci W ciemnych tunelach metra można natknąć się na ducha starego dróżnika obchodzącego tory. Ma to być zjawa autentycznego kolejarza, który czuł się tak związany ze swoim zawodem, że nie chciał przejść na emeryturę. Był zatrudniony w metrze kilkadziesiąt lat. Po katastrofie w Czarnobylu zachorował na nowotwór i umarł, ale – jak powiadają – nawet po śmierci nie potrafi porzucić dawnego zajęcia. Pracownicy metra ostrzegają, że spotkanie z nim może być niebezpieczne, gdyż duch ten nie przepada za ludźmi i może zrobić im krzywdę. W 2007 r. powstał horror Putiewoj obchodczik w reżyserii Igora Szawłaka i Pawła Ruminowa zainspirowany opowieściami mechaników i maszynistów moskiewskiej kolei podziemnej. Jego bohaterowie ograbiwszy bank, uciekają przed policją do opuszczonych tuneli metra i stają oko w oko z dwumetrowym dróżnikiem uzbrojonym w niebezpieczne narzędzia.
Drugą słynną i często widywaną zjawą jest „czarny maszynista”, czyli widmo kolejarza ze spaloną twarzą, który kilkanaście lat temu został śmiertelnie poparzony podczas wykonywania swoich obowiązków. Pociąg wypadł z szyn, pierwszy wagon zaczął się palić, jednak maszynista starał się ratować pasażerów. Nikomu z podróżnych nic się nie stało, ale bohaterski mężczyzna skonał w szpitalu po kilku dniach. Powiadają, że od tamtej pory jego dusza wędruje tunelami metra.
Spotkanie z niektórymi przybyszami z zaświatów może być złą wróżbą. Tak jest w przypadku bladolicego ducha zakonnika, ubranego w długi, czarny habit, który w pochmurne dni pojawia się w okolicy stacji Planernoje, usytuowanej w końcówce linii Tagańsko-Krasnopriesnieńskiej. Nie wolno z nim rozmawiać ani o nic pytać, bo może to sprowadzić tragedię na całą rodzinę. Świadkowie twierdzą, że był widziany w 2000 r., tuż przed wybuchem bomby w podziemnym przejściu na placu Puszkińskim, gdzie zginęło 13 osób, a 118 zostało rannych. Pokazał się też w październiku 2002 r. przed zamachem terrorystycznym podczas przedstawienia Nord-Ost w teatrze na Dubrowce. Pracownicy metra opowiadają, że na niektórych stacjach czuli obecność kogoś niewidzialnego. Podobno pojawiają się tam duchy samobójców. Moskiewska kolej podziemna w dziwny sposób przyciąga ludzi, którzy chcą się zabić. Lokalna prasa często opisuje takie przypadki. Rosyjscy parapsycholodzy twierdzą, że w metrze są miejsca, gdzie nawet spokojne, zrównoważone osoby ogarnia jakiś amok. Wygląda to tak, jakby jakaś tajemnicza siła zachęcała ich do rzucenia się pod koła nadjeżdżającego pociągu. Być może wiąże się to z faktem, że niektóre stacje metra zbudowano na miejscach dawnych cmentarzy albo do ich wystroju używano marmuru zabranego ze starych nagrobków. Ze względu na panującą tam „niedobrą” energię ludzie czują się tam źle. Tak dzieje się np. na stacji Sokół, niedaleko której pochowano żołnierzy poległych w czasie I wojny światowej, a potem rewolucjoniści rozstrzeliwali duchownych i białych oficerów.
Co wiedzieli diggersi? Odkrywaniem tajemnic moskiewskiej kolei podziemnej zajmują się ludzie zwani miejskimi eksploratorami albo diggersami. Najsłynniejszy z nich to Wadim Michajłow, szef grupy poszukiwawczej „Diggerspas”, który zna metro od dziecka, gdyż jego ojciec był tam maszynistą. Penetruje także inne labirynty i katakumby znajdujące się pod stołecznymi domami i ulicami. Najstarsze z nich pochodzą z XVI w., z czasów Iwana Groźnego.
Zdaniem Michajłowa, pod Moskwą rozciąga się niezbadany, tajemniczy świat. Płynie podziemna rzeka Neglinka, żerują ogromne, zmutowane szczury, gigantyczne karaluchy i stonogi. Są też niebezpieczne miejsca, które nazywa wrotami czasu. Można nimi przejść w inny wymiar lub czas. Zdarza się tak, że ktoś jedzie na konkretną stację, a nieoczekiwanie znajduje się na innej. Jest to rodzaj wycieczki w inny wymiar. Czasami ludzie nie wracają z takich podróży. To właśnie z owych wrót czasu mają wychodzić do naszej rzeczywistości rozmaite duchy i niezidentyfikowane obiekty, które można czasem zobaczyć w opuszczonych, nieużywanych już tunelach metra. Są to szybko latające, niewielkie świecące kule.
W 2000 r. grupa poszukiwawcza „Diggerspas” badała podziemia pod Naukowo-Badawczym Instytutem Pogotowia Ratunkowego im. N. W. Sklifosowskiego. – Byliśmy akurat pod izbą przyjęć szpitala, kiedy nagle zobaczyliśmy wyłaniające się ze ściany ludzkie nogi, a potem pokazał się cały człowiek. To była kobieta. Prosząco złożyła ręce w naszym kierunku, ale nagle jakaś niewyjaśniona siła zaczęła ją ciągnąć z powrotem i znikła w betonowej ścianie. Wychodziliśmy na powierzchnię, kiedy jeden z kolegów potknął się o coś i zranił w głowę. Całą twarz miał we krwi. Odprowadziliśmy go do szpitala. Tam położono go w jakiejś sali. Obok niego stało łóżko, na którym leżała postać zakryta prześcieradłem. Kolega odkrył je i oniemiał. Była to ta sama kobieta, którą widzieliśmy pod ziemią! Sanitariusze powiedzieli, że skonała pół godziny wcześniej, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy widzieliśmy ją na dole. Okazało się, że była to samobójczyni. Skończyła ze sobą, rzucając się pod koła – opowiadał Michajłow w 2007 r. w programie rosyjskiej telewizji prowadzonym przez Awdotię Smirnową i Tatianę Tołstoj.
Słynny diggers penetruje tajemnice metra, ale sam nie korzysta z tego środka transportu, gdyż uważa go za zbyt niebezpieczny.
Źródło