Skocz do zawartości


Zdjęcie

Dlaczego liberalizm gospodarczy - temat zbiorczy


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
43 odpowiedzi w tym temacie

#16

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie czytasz dokładnie ;). Nie chodzi o to by państwa nie istniały (chociaż uważam, że w drodze ewolucji właśnie do tego dążą) ale by "konkurowały" między sobą o obywateli - tzw. "mało-państwowość". Interesujące jest np. to, że A-kapitalizmem był zafascynowany Jego Ekscelencja Książę Liechtensteinu, Adam von Liechtenstein ;).



#17

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ja skłonny byłbym uznać że piszesz zbyt minimalistycznie. :D

W obecnej sytuacji Unii Europejskiej taka "konkurencja" o obywatela ma w zasadzie miejsce. Schengen daje nam możliwość wyboru kraju w którym chcemy żyć, uwalnianie rynków pracy w Niemczech, Szwajcarii itp w ostatnim czasie w zasadzie umożliwiło każdemu Polakowi wyjazd do kraju w którym mogą żyć dostatniej. Oczywiście konkurencja jest ograniczona poprzez ujednolicanie prawa na poziomie Parlamentu Europejskiego.

Z resztą konkurencja o obywateli miała już miejsce w historii właśnie w Europie. W czasach średniowiecza władcy chętnie dawali ulgi i specjalne prawa, by ludzie z innych krajów chcieli się osiedlać w ich włościach.



#18

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ja skłonny byłbym uznać że piszesz zbyt minimalistycznie. :D


Wybacz, masz oczywiścię rację ;). Mam hopla na punkcie poprawności stylistycznej i gramatycznej więc jeżeli coś mi źle brzmi to od razu kasuję :D.

Oczywiście konkurencja jest ograniczona poprzez ujednolicanie prawa na poziomie Parlamentu Europejskiego.


Dlatego znów dochodzi do centralizacji władzy. Cytując Hoppego : "Nie potrzebujemy scentralizowanej Europy, rządzonej przez Brukselę. Potrzebujemy Europy, która składa się z tysięcy Liechtensteinów". Czy są to aż tak nierealne założenia ? W obecnej sytuacji, w której państwa socjalne maszerują prostą drogą do zagłady, taki pomysł po takowej apokalipsie nie wydaje mi się fantastyczny.

Z resztą konkurencja o obywateli miała już miejsce w historii właśnie w Europie. W czasach średniowiecza władcy chętnie dawali ulgi i specjalne prawa, by ludzie z innych krajów chcieli się osiedlać w ich włościach.



I jak dobrze wiemy konkurencja prowadzi do rozwoju. Rozwoju cywilizacyjnego, kulturalnego i oczywiście do bogacenia się społeczeństwa. Przy tak dużej konkurencji państwa były by zmuszone do ciągłego polepszania życia swoich obywateli poprzez liberalizację przepisów gospodarczych.

Czyli rozumiem mylo, że określił byś się jako Minarchista ? ;)

Użytkownik Shinji77 edytował ten post 11.05.2011 - 12:27




#19

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Czyli rozumiem mylo, że określił byś się jako Minarchista ?


Można tak powiedzieć. Uważam że silne jednostki muszą mieć jakieś ograniczenie odgórne. Bo rozdrobnienie ma swoje niesamowite plusy. Tysiąc małych księstw będzie konkurować i rozwijać się w tempie ekspresowym. Jednak problemem jest wojna. W takim kotle działania zbrojne są w zasadzie nie do uniknięcia. Historia Europy doskonale to pokazuje. Średniowiecze to jedna wielka potyczka między możnymi. Centralizacja zwiększa stabilność wewnętrzną i zewnętrzną. Wojna niszczy wszystko, rujnuje rozwój, uśmierca ludzi i cofa nas w rozwoju gospodarczym. To jest największy wróg. Można powiedzieć że przynosi ona zazwyczaj wiele wynalazków które podnoszą nasz standard życia, jednak wyścig kosmiczny potrafi zrobić to bez śmierci i pożogi.

Uważam że potrzebna jest rama by na niej można było tworzyć coś wielkiego.

Dlatego za wzór stawiam USA u początku swojej drogi. Skupisko wolnych stanów które rządzą się same w swoich granicach, a rząd federalny odpowiada za obronę i bezpieczeństwo. Niestety oczywiście federalni przez wieki zgarnęli bardzo dużą część władzy...

Nie mam pojęcia jak zatrzymać postępujący rozrost państwa. Niezależnie od ideałów, niezależnie od statutu i konstytucji - państwo rozrasta się zawsze. Nawet w przypadku USA gdzie ideały udało się wdrożyć w życie i przez długi czas broniono się przed ich utratą.



#20

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Tysiąc małych księstw będzie konkurować i rozwijać się w tempie ekspresowym. Jednak problemem jest wojna. W takim kotle działania zbrojne są w zasadzie nie do uniknięcia.


Do wojny prowadzą właśnie zapędy centralistyczne. Przytoczony przez Ciebie w dalszej części argument o średniowieczu jest tego najlepszym przykładem. Dlatego też nie ma mowy o jakiejś akapowej rewolucji - stała (!) secesja musi następować małymi kroczkami ale skutecznie do przodu.

Historia Europy doskonale to pokazuje. Średniowiecze to jedna wielka potyczka między możnymi. Centralizacja zwiększa stabilność wewnętrzną i zewnętrzną.


I tak i nie. Popatrzmy na chwilę na okres rozbicia dzielnicowego - potężny skok cywilizacyjny (min. trójpolówka), prawo niemieckie, zdecydowanie lepsze narzędzia, rozkwit handlu i rzemiosła oraz górnictwa. Z drugiej strony zapędy centralistyczne władców które doprowadziły do kompletnego chaosu oraz osłabienia politycznego. Innym przykładem są niemieckie landy, ale to już wiek XIX.

Dlatego za wzór stawiam USA u początku swojej drogi. Skupisko wolnych stanów które rządzą się same w swoich granicach, a rząd federalny odpowiada za obronę i bezpieczeństwo. Niestety oczywiście federalni przez wieki zgarnęli bardzo dużą część władzy...


Jeżeli chodzi o obronę i bezpieczeństwo to jeżeli zakładamy, że federalne\państwowe usługi są lepszej jakości od tych prywatnych to dlaczego wszystkie firmy zajmujące się obroną są prywatne ? ;) Jeżeli VIP ma do wyboru obstawę Policyjną a firmową to nawet nie zastanawia się nad tą pierwszą.



#21 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

Tinsley: Prywatna policja

Autor:
Patrick Tinsley
Źródło: Journal of Libertarian Studies
Przedruk: Fundacja Instytut Ludwiga von Misesa
Tłumaczenie: Zuzanna Śleszyńska
Wersja PDF

Państwo, które sprowadza obywateli do roli posłusznych narzędzi w swoich rękach, choćby nawet dla słusznych celów, przekona się, że nie można dokonać żadnych wielkich rzeczy z małymi ludźmi i że doskonałość mechanizmu, dla której wszystko poświęciło, na nic mu się w końcu nie przyda z powodu braku siły żywotnej, której ono wolało się pozbyć, a która jest niezbędna do tego, aby maszyna mogła funkcjonować bez zarzutu[1].

Dla niektórych pytanie o to, czy należy prywatyzować państwową policję jest akademickim kaprysem, istotnym tylko dla wykształciuchów i zakręconych na punkcie teoretycznych rozważań, a nie twardo stąpających po ziemi mieszkańców normalnego świata. Większość z nich twierdzi, że egzekwowanie prawa należy do zadań państwa. Ten pogląd zakorzeniony jest w mylnym przeświadczeniu, że istnieje takie unikalne i wyodrębnione dobro jak „egzekwowanie prawa”. Taki towar jednak nie istnieje[2].
Egzekwowanie prawa jest zjawiskiem niezwykle zróżnicowanym. Weźmy na przykład sklep z biżuterią. Kradzież towarów z tego sklepu jest według prawa przestępstwem. Jednak sklep z biżuterią w kwestii zachowania bezpieczeństwa nie polega wyłącznie na państwowym egzekwowaniu prawa. Sklep z biżuterią próbuje chronić się sam na różne sposoby, na przykład poprzez wykup polisy ubezpieczeniowej od kradzieży najcenniejszych klejnotów. Kosztowności trzymane są w zamkniętej, szklanej gablocie, którą może otworzyć jedynie pracownik, obserwujący klientów przy pomocy wypukłych luster, sam znajdujący się jednocześnie pod czujnym okiem kamery przemysłowej. Utarg trzymany jest w sejfie, znajdującym się w pokoju na zapleczu, który jest zamykany o godzinie zamknięcia sklepu. Dodatkowo, przy wyjściu pracowników uruchamia się alarm, a na noc wynajmuje się strażników. Wszystkie te zabezpieczenia są dostarczane przez prywatne przedsiębiorstwa zajmujące się „bezpieczeństwem” i powinny ostudzić zapał tych, którzy sądzą, że jedynie rząd posiada koncesję na egzekwowanie prawa.
Oczywiście, nie należy zaprzeczać, że egzekwowanie prawa w Ameryce jest odpowiedzialnością państwa. Ale za odpowiedzialnością przychodzi rozliczenie. Rząd utrzymuje siły policji, które kolektywnie wykonują swoje służbowe obowiązki, polegające na ochronie przestrzegających prawa obywateli. Czy policji udało się zrealizować swoje zadania?
Dowody jasno wskazują na to, że nie. Odsetek przestępstw na 100 000 osób wzrósł o ponad 100% w latach sześćdziesiątych — i to niezależnie od tego, czy zmierzymy go wg całkowitej ilości przestępstw, brutalnych przestępstw czy przestępstw przeciwko mieniu[3]. Powyższe dane nie przemawiają na korzyść ochrony zapewnianej przez policję. Argument przeciwko tym nieprzychylnym danym, a mianowicie, że wzrost jest spowodowany nie przez policję, ale zwiększoną liczbę zgłaszanych przez społeczeństwo przestępstw, jest dowodem na nieskończony koniunkturalizm argumentów amerykańskich lewicowców.
Zgoda pojawia się jedynie przy bezspornym argumencie — wskaźniku zabójstw. Jest ogólnie przyjęte, że zwiększony wskaźnik zabójstw odzwierciedla coś innego niż zwiększoną chęć społeczeństwa do zgłaszania przestępstw — zwłoki uderzają swoją obecnością, zaś zamordowani — nieobecnością[4]. Wskaźnik zabójstw w dużych amerykańskich miastach między 1963 a 1971 wzrósł o zatrważające 100%. To prowadzi mieszkańca miasta do konkluzji, że prawdopodobieństwo, iż zostanie zamordowany jest większe niż w przypadku żołnierza walczącego podczas II wojny światowej. Oznacza to, że bezpieczeństwo amerykańskich obywateli zapewnione przez policję wypada blado w porównaniu do tego zapewnionego amerykańskim żołnierzom przez nazistów[5].
Ta sromotna porażka policji skłania do przeprowadzenia natychmiastowej prywatyzacji. Poniżej znajduje się próba nakreślenia metod działania prywatnych agencji bezpieczeństwa oraz odparcia głównych zarzutów dotyczących prywatyzacji[6].

Prywatyzacja i biedni

Głównym zarzutem stawianym idei prywatnej policji jest fakt, że tylko bogaci będą mogli sobie na nią pozwolić, zaś biedni będą pozbawieni mechanizmu ochrony prawnej. Istnieje kilka rozwiązań tego problemu, spójnych z ideą wolnego rynku w przypadku egzekwowania prawa. Po pierwsze jednak należy podkreślić, że perfekcyjny system egzekwowania prawa nie jest w tym przypadku jedną z opcji. Dlatego też, aby obalić argument za prywatyzacją, nie wystarczy wskazać na jej wady, rzeczywiste lub potencjalne, np. na to, że biednych nie stać (w pełni) na ochronę policji. Należałoby wykazać, że publiczne egzekwowanie prawa jest efektywniejsze niż prywatne. Jest to niemożliwe, gdyż najbiedniejsze obszary Ameryki są wśród tych o najwyższym poziomie przestępczości — do takiego stopnia, że organizuje się tam doraźne ochotnicze patrole obywatelskie, aby wzmocnić słabnące siły policji.
Przejdźmy do zagadnienia, w jaki sposób biedni mogą uzyskać ochronę przez wolny rynek. Biedni zazwyczaj nie mają własnych domów — można spokojnie założyć, że z reguły wynajmują mieszkania. Czasowo i dobrowolnie zamieszkują nieruchomość właściciela, a robią tak dlatego, że zaoferował im mieszkanie i związane z nim udogodnienia warte swojej ceny. Aby przyciągnąć potencjalnych mieszkańców, właściciel musi zapewnić ochronę nieruchomości i jej mieszkańcom. W przeciwnym wypadku straci nie tylko swoją własność, ale też i lokatorów.
Kiedy biedni nie zamieszkują swojej własności, z definicji zamieszkują czyjąś. W takim przypadku, ze względu na tzw. efekt gapowicza, biedni będą korzystać z „darmowej” ochrony policji[7]. W celu wyjaśnienia przedstawię analogiczną sytuację. Pobieranie opłat za niektóre produkty jest nieopłacalne w porównaniu do ewentualnych zysków. Takie produkty są często oferowane za darmo indywidualnemu użytkownikowi, mniej lub bardziej w związku ze sprzedażą dóbr pokrewnych. Przykładem takiego zjawiska mogą być zapałki rozdawane m.in. przy sprzedaży produktów tytoniowych oraz toalety w restauracjach, galeriach handlowych czy na stacjach benzynowych otwarte dla klientów i ogółu społeczeństwa[8]. Ochrona policji mogłaby działać na tych samych zasadach.
Właściciele nieruchomości, używający ich dla celów komercyjnych, zatrudnialiby agencję ochrony dla upewnienia się, że działalność komercyjna — a nie przestępcza — będzie przeważać[9]. Dlatego biedni będą mogli korzystać z ochrony policji na terenie własności prywatnej i handlowej. W wielu przypadkach tak dzieje się nawet obecnie. Nie obawiamy się, że nasze zakupy znikną w centrum handlowym — jest tam ochrona, aby temu zapobiec. Nie obawiamy się, że ktoś ukradnie nasze pieniądze z banku — uzbrojeni strażnicy mają odstraszyć potencjalnych złodziei. To na terenie własności publicznej, np. w Central Parku, policja łapie kryminalistów niczym sito wodę, a ludzie cieszą się, jeżeli uda im się stamtąd wyjść w jednym kawałku. Aby jasno przedstawić różnicę między publicznym a prywatnym egzekwowaniem prawa, wystarczy wyobrazić sobie wskaźnik przestępczości w Central Parku w porównaniu do tego w domu towarowym Macy’s.
Wolny rynek może zapewnić ochronę biednym także w inny sposób. Ofiarom przestępczości, także tym biednym, mogłoby przysługiwać prawo do roszczeń odszkodowawczych przyznawane przez (prywatne) sądy, proporcjonalne do rodzaju przestępstwa. Takie roszczenie byłoby mieniem zbywalnym[10]. Ofiary mogłyby je sprzedać agencjom inkasa, których zadaniem byłoby zdobycie należności (tak samo jak „biedni” powodowie kupują usługi prawników w zamian za podzielenie się potencjalnym odszkodowaniem). Ten proces może być połączony z zawarciem umowy między ofiarą a agencją, aby ta ostatnia wszczęła działanie w przypadku ewentualnych przestępstw popełnionych przeciwko ofierze w przyszłości. Taka umowa utrwaliłaby związek między ofiarą a agencją inkasa, zobowiązując agencję do ściągnięcia ewentualnego odszkodowania, ochraniając tym samym ofiarę przez zasadę odstraszenia. Oznacza to, że agencja inkasa, działająca na korzyść jednostki, nie będzie zapewniać jej aktywnej ochrony tzn. patrolów policji, policjantów na rowerach, koniach, motorówkach — będzie jej raczej zapewniać pasywną ochronę, poprzez odstraszanie przestępców. Efekt odstraszenia zostanie wzmocniony, kiedy umowa zostanie podana do publicznej wiadomości, podobnie tak jakby właściciel samochodu umieścił na nim informację o zainstalowaniu sprawnego, skutecznego alarmu albo o monitoringu.

Prywatyzacja i korupcja

Powszechnie uważa się, że prywatne przedsiębiorstwa, zajmujące się egzekwowaniem prawa w celu generowania zysku, będą podatne na korupcję. Prywatne agencje ochrony są zmotywowane chęcią zysku, więc działania kryminalne lub ochrona ludzi, którzy się takich działań podejmują, mogą być dla nich opłacalne.
Powyższy argument przejawia zupełne niezrozumienie zasad działania wolnego rynku. Po pierwsze, prywatne agencje ochrony, w przeciwieństwie do państwa, nie będą w stanie wywierać nacisków w celu zdobycia klientów. Prywatna agencja musi przekonać potencjalnych klientów, że posiada środki potrzebne do efektywnego egzekwowania prawa. Jedną z takich metod jest udzielenie gwarancji. Jest więc możliwe, że agencje ochrony będą chciały zwabić swoich klientów ofertą ubezpieczenia ich życia i mienia. Agencji ochrony ubezpieczającej swoich klientów wyraźnie zależy na ich dobrej ochronie, a nie na przyjmowaniu łapówek. Przestępstwa popełnione przeciwko klientom agencji powodowałyby konieczność wypłat odszkodowań przez agencję, także tylko masochistyczne ciągoty mogłyby ją skłonić do działalności przestępczej.
Tak naprawdę to policja czerpie zyski z traktowania egzekwowania prawa po macoszemu. Gdy przyjrzymy się finansowaniu policji, zauważymy, że fundusze pochodzą z (wymuszonych) dochodów podatkowych, więc policja nie ucierpi finansowo, jeżeli nie uda jej się złapać kryminalistów. Dlatego oficerom policji opłaca się przyjmować łapówki od przestępców, w zamian ofiarując łaskę. Ten fakt został naświetlony w Raporcie Knappa o korupcji w policji, opublikowanym w 1972 r., który wykrył korupcję w prawie każdym biurze nowojorskiej policji[11]. Co więcej, jeżeli przestępczość rośnie, podczas gdy społeczeństwo jest „chronione” przez obojętną policję, możliwy jest wzrost budżetu policji. Zbrodnia może bowiem się opłacać. Nie jest to przyczyna państwowego zarządzania policją, ale raczej jej skutek.

Pycha odgórnej kontroli

Władze państwowe, mimo że posiadają niepełną wiedzę, z góry zakładają, że całemu społeczeństwu należy się pewien stopień ochrony policyjnej. Takie oszustwo ewidentnie doprowadzi do niewydajnego zużycia rzadkich zasobów. Państwu nie uda się osiągnąć sukcesu, jeżeli będzie tłumić tę ważną siłę — ludzką wolność — dzięki której machina społeczna mogłaby działać bardziej sprawiedliwie.

[1] Przeł. Amelia Kurylandzka, „O wolności” (Warszawa: Wyd. Akme, 1999) [przyp. tłum.].
[2] Zob. Murray N. Rothbard, For A New Liberty (New York: Macmilan, 1973), s. 219-20.
[3] US Bureau of Census, Historical Statistics of the United States, Colonial Times to 1970 (Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office, 1964), s. 413.
[4] Zob. Thomas Sowell, Knowledge and Decisions (New York: Basic Books, 1980), s. 274.
[5] James Q. Wilson, Thinking About Crime (New York: Basic Books, 1975), s. 17. Zob. też: Sowell, Knowledge and Decisions, s. 274.
[6] Jednym z głównych zarzutów jest ten, że przy zbyt dużym rządzie, libertarianie opowiadający się na prywatyzacją policji wyleją dziecko z kąpielą. Klasyczna riposta została wypowiedziana przez Harry’ego Browne’a podczas przemówienia na krajowej konwencji Partii Libertariańskiej w 1996: „My, libertarianie wylewamy dziecko z kąpielą — dziecko Rosmery!”.
[7] Zob: Walter Block, „Public Goods and Externalities: The Case of Roads”, Journal of Libertanian Studies 7, nr 1 (wiosna 1983): 1-34.
[8] Zob. David Friedman, The Machinery of Freedom (New Rochelle, N.Y.: Arlington House, 1973), s. 137-38.
[9] Należy pamiętać, że autor popiera prywatyzację ulic. Ulice i chodniki po prywatyzacji byłyby obiektem komercyjnym. Więcej o budowaniu, utrzymywaniu i ochronie dróg na wolnym rynku, patrz: Murray N. Rothbard, For A New Liberty (New York: Macmilan, 1973), s. 202-18. Szczególnie godna uwagi jest anegdota Rothbarda, opowiadająca o tym, że podczas strajku policji poziom przestępczości na nowojorskim Times Square wcale nie był wyższy w porównaniu do czasu, kiedy policjanci byli na służbie.
[10] Zob. Friedman, The Machinery of Freedom.
[11] Zob. The Knapp Commission Report on Police Corruption (New York: George Braziller, 1972), s. 3: Oczywiście nie wszyscy policjanci są skorumpowani. Jeżeli mielibyśmy wykluczyć nieznaczące przypadki naruszenia prawa jak darmowe posiłki, znacząca liczba policjantów nie uczestniczy w działaniach korupcyjnych. Jednak z pewnymi, nielicznymi wyjątkami, nawet ci, którzy sami nie uczestniczą w działaniach korupcyjnych, są zaangażowani w korupcję w tym sensie, że nie robią nic, aby przeciwdziałać temu, co według ich wiedzy lub podejrzeń dzieje się wokół nich.


Użytkownik Sentinel edytował ten post 13.05.2011 - 09:30


#22

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Do wojny prowadzą właśnie zapędy centralistyczne.


Dokładnie! Tylko wydaję mi się, że chęć zdobywania coraz większej władzy kosztem otaczających nas sąsiadów jest jednym z podstawowych instynktów. Co prawda muszę przyznać że ostatnie dziesięciolecia sprowadziły walkę na inny poziom. Dziś ludzie już nie rywalizują o ziemie, dziś rywalizują o rozwój gospodarczy i surowce.

Właśnie, surowce. Trudno mi sobie wyobrazić że w tysiącach małych państw nie znajdzie się jakieś które nie zacznie agresywnie zdobywać okolicznych dóbr siłą.

Taki scenariusz mógłby być realny tylko pod warunkiem że ludzie wyzbyliby się tendencji do centralizacji władzy - co jak widać po przykładach wszystkich państw świata jest prawie niemożliwe. Ja tez uważam że największym złem tego świata jest państwo, żadna inna choroba nie spowodowała więcej zgonów niż one, jednak to wina ludzi nie samej instytucji. Gdyby ludzie potrafili współpracować i nie garnąć pod siebie, to pewnie nawet komunizm byłby mekką szczęśliwości.

Centrum im A Smitha założył ostatnio telewizję. ;) Można posłuchać.

http://www.popler.tv/Smith/22203

Użytkownik mylo edytował ten post 13.05.2011 - 09:32




#23 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

Właśnie, surowce. Trudno mi sobie wyobrazić że w tysiącach małych państw nie znajdzie się jakieś które nie zacznie agresywnie zdobywać okolicznych dóbr siłą


poniżej mała notka na temat bogactw i surowców jakie odkrywane są na dziewiczej i jednej z ostatnich oaz przyrody Grenlandii. Świat się amienia. Dziś liczą się w tej grze tylko duzi gracze. Międzyanrodowe korporacje przejmują władze na państwami (jak by nie patrzeć to najczęściej prywatne firmy - a więc prywatna własność fizycznych osób - esencja liberalizmu). Coraz częściej role państw schodzą na dalszy plan. Nie sądzę by w najbliższym czasie chęć zdobycia terenów, podbicia innych Państw przez mocarnych tej planety nie zdominowała walka o surowce. Jest to wynikiem wypadkowej industraializacji jaka zaczeła się pod koniec XIX wieku oraz współczesnego nam konsumpcjonizmu. Przy tym brak racjonalizacji w gospodarce zasobami i zgubny wpływ marketingu na nasze codzienne życie sprawja, że kazdego dnia jedziemy coraz szybciej po równi pochyłej do wielkiej czarnej dziury nazywanej samodestrukcją.

2011-05-12, ostatnia aktualizacja 2011-05-12 17:53

Grenlandia chce niepodległości.
Czy pomogą rekordowe ceny surowców?


Ogromne zapasy ropy, metali i innych surowców sprawiły, że Grenlandia przeżywa teraz prawdziwy boom inwestycyjny. Największa wyspa świata liczy, że po 300 latach uniezależni się wreszcie od gospodarczej i politycznej dominacji Danii. Taki jest cel na najbliższe lata

Tylko w zeszłym roku na wyspę wpłynęło aż 17 wniosków z 12 firm z prośbą o udzielenie licencji na wiercenia w Zatoce Baffina. Boom inwestycyjny ogarnął nie tylko sektor przemysłu naftowego, ale także surowców metali oraz hodowli. Wyspa chce również stać się celem dla firm poszukujących minerałów takich jak żelazo czy diamenty.

Tylko w samym sektorze naftowym arktyczna wyspa staje się celem łatwiejszego dostępu do zasobów. Od 2008 r. cena ropy potroiła się, a przepisy dotyczące wydobycia surowca w Zatoce Meksykańskiej znacznie się zaostrzyły - w związku z tym Grenlandia przyciąga coraz więcej firm. Nowych złóż w Grenlandii poszukują tacy giganci jak Shell i Exxon Mobil. Wielkość tych złóż szacuje się na 48 mld baryłek ropy.

Premier Kuupik Kleist ma nadzieję, ze Grenlandia po blisko trzech wiekach uniezależnić się wreszcie od dominacji gospodarczej i politycznej Danii. Jak chce to zrobić? Przede wszystkim dzięki rozwojowi gospodarczemu.

Oprócz dużych złóż surowców Grenlandia jest wielkim eksporterem krewetek, a w ostatnich latach stała się również nadzieją branży metalowej. London Mining - koncern, który chce stać się jednym z dziesięciu największych firm wydobywających rudy żelaza, zainwestuje na wyspie 2 mld dol., w nowy projekt Nuuk. A na tym nie koniec. Do tej pory przyznano już 40 licencji na wydobycie minerałów, a planowane jest znacznie więcej. Ma to zapewnić poważny wzrost zatrudnienia w kolejnych latach.

Grenlandia, pomimo iż uzyskała autonomię w 1979 r., nadal gospodarczo jest ściśle powiązana z Danią. Wyspa, na której 9,2 proc. spośród 57 tys. mieszkańców, żyje poniżej granicy ubóstwa opiera się na rocznej dotacji z Danii w wysokości ok. 674 mln EUR, co stanowi blisko 30 proc. wartości całej grenlandzkiej gospodarki.

Rząd stara się zmniejszyć bezrobocie, które w zeszłym roku zredukowano średnio do poziomu 7,7 proc. Głównym celem mojego rządu jest poprawa poziomu życia obywateli - deklaruje premier.

Źródło: www.gazeta.pl


Użytkownik Sentinel edytował ten post 13.05.2011 - 09:55


#24

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Dokładnie! Tylko wydaję mi się, że chęć zdobywania coraz większej władzy kosztem otaczających nas sąsiadów jest jednym z podstawowych instynktów. Co prawda muszę przyznać że ostatnie dziesięciolecia sprowadziły walkę na inny poziom. Dziś ludzie już nie rywalizują o ziemie, dziś rywalizują o rozwój gospodarczy i surowce.

Właśnie, surowce. Trudno mi sobie wyobrazić że w tysiącach małych państw nie znajdzie się jakieś które nie zacznie agresywnie zdobywać okolicznych dóbr siłą.


Tak jak napisał Sentinel, monopol na surowce czy energię już dawno nie należy do państwa. Nawet w Polsce, gdzie jesteśmy do tyłu ze wszystkim, kraj jest podzielony na 6 spółek energetycznych (są prywatne ale większość udziałów ma w nich państwo - wyobraźmy sobie jak wszystko poszło by do przodu gdyby je uwolnić).

Taki scenariusz mógłby być realny tylko pod warunkiem że ludzie wyzbyliby się tendencji do centralizacji władzy - co jak widać po przykładach wszystkich państw świata jest prawie niemożliwe.


Nasz system oparty na amerykańskiej odmianie socjalizmu, zmierza ku katastrofie tak samo jak rozpadły się wielkie monarchie absolutne. Po tej katastrofie mamy tylko dwa wyjścia albo do władzy dojdą rządy silnej ręki (pomimo mojej dawnej fascynacji faszyzmem potrafię dostrzec minusy tego systemu) lub rozpocznie się secesja akapowska.

Ja tez uważam że największym złem tego świata jest państwo, żadna inna choroba nie spowodowała więcej zgonów niż one, jednak to wina ludzi nie samej instytucji.


I tu się różnimy, ponieważ ja uważam państwo właśnie za źródło wszelkiego zła. Sama instytucja wywołuje u ludzi najniższe pobudki, zmusza do mataczenia, oszustw oraz przestępstw.

Gdyby ludzie potrafili współpracować i nie garnąć pod siebie, to pewnie nawet komunizm byłby mekką szczęśliwości.


Nie był by. Komunizm z samego założenia jest zły. Ludzie nigdy nie byli i nie będą równi wobec siebie. Są jednostki które wybijają się ponad przeciętność, wybicie wszystkich ludzi do ich poziomu jest niemożliwe. Jedyną możliwością jest zidiocenie społeczeństwa.



#25 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

Gdyby ludzie potrafili współpracować i nie garnąć pod siebie, to pewnie nawet komunizm byłby mekką szczęśliwości.


Nie był by. Komunizm z samego założenia jest zły. Ludzie nigdy nie byli i nie będą równi wobec siebie. Są jednostki które wybijają się ponad przeciętność, wybicie wszystkich ludzi do ich poziomu jest niemożliwe. Jedyną możliwością jest zidiocenie społeczeństwa.


Przykre to ale prawdziwe. Ludzie mają przypisane prawa i wolności z racji urodzenia i bycia człowiekiem. Wszyscy są równi bo być muszą w związku z powyższym. Tylko, że niestety realia pokazują, że równość to rzecz względna. Nie wszyscy sa tak samo wartościowi i kreatywni oraz produktywni dla postępu i cywilizacji. Realia są takie, że góra 20% populacji na świecie jest w stanie być kratywnymi i ciągnie ten wóz zwany "cywilizacją" do przodu. Z tych 20% kolejne 20% to ludzie z ponadprzeciętnym umysłem i niesamowita kreatywnością wymyślający i budujący w różnych dziedzinach współczesny świat.

Reszta te 80% to wyrobnicy i konsumenci, w tym 80% to jednostki absolutnie bierne, nieperspektywiczne i nie wnoszące niczego konstruktywnego do budowy współczesnego świata. I absolutnie nie mówię o tym, że nie mają prawa do niczego. Każdy ma prawo. Ale mam dosyć zaiwaniania i utrzymywania za moją cięzką pracę całej gamy osób - konsumentów. Bo jak w takim państwie jak Polska np. gdzie żyje blisko 40 mln obywateli (w tym oczywiście dzieci, osoby starsze) o pokaźnym terytorium w skali europejskiej z cała masą problemów społecznych, gospodarczych może być krajem szybko się rozwiajaącym jeżeli w tej masie obywateli mamy armię 80 tyś nic nie robiących skazanych, 2 mln bezrobotnych, a z 40 mln obywateli tylko około 12 - 14 mln to osoby pracujące, w tym tylko 50% coś wytwarza i wyrabia.

Pytam jak? Dlatego kierując się może brutalną prawdą uważam, że liberalizm tylko spowoduje rozwój kraju bo na pewno nie będzie go hamował. Tam liczy się jednostka, jest wartość dodana, kreatywność i to co potrafi wnieść. Wnosisz - masz. Nic nie robisz - nie masz.

Proste prawda

Użytkownik Sentinel edytował ten post 13.05.2011 - 15:38


#26

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Trochę więcej na temat Akapu.





Edit :

Ale jak robiłem test polityczny to wyszedł mi Pinochetyzm :mrgreen:

Użytkownik Shinji77 edytował ten post 14.05.2011 - 14:45




#27

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano





#28

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

W związku z aktualną sytuacją gospodarczą wiele osób porusza temat wielkiego kryzysu. Ludzie o zróżnicowanych poglądach politycznych (np. George Will i Paul Krugman) twierdzą, iż druga wojna światowa zakończyła trwający dekadę koszmar gospodarczy. Warto zweryfikować to twierdzenie, żeby przekonać się, czy interwencje rządowe — a w szczególności te związane z rozpoczęciem działań wojennych — mają pozytywny wpływ na gospodarkę. Dodatkowo, nasze rozważania pomogą w zrozumieniu tego, w jaki sposób zmiany polityczne wpływają na motywację jednostek. Analiza naszego problemu rzuci także światło na właściwości ery Nowego Ładu oraz jej złowrogie podobieństwa do dzisiejszej sytuacji.

Dołączona grafika

Robert Higgs w swojej publikacji Depression, War and Cold War podzielił wielki kryzys na trzy okresy. Pierwszy etap, Great Contraction, wystąpił podczas prezydentury Hoovera i trwał od roku 1929 do 1933. W okresie tym inwestycje prywatne obniżyły się o około 84%. Następny okres to Great Duration z lat 1933 — 1945. Jak wykazał Higgs, PKB oraz prywatne inwestycje wzrosły we wczesnych latach Nowego Ładu, jednak w latach trzydziestych prezydent Franklin Roosevelt stał się śmielszy w podważaniu praw własności. To opóźniło całkowite uzdrowienie. Ostatni etap to Great Escape, który nastąpił po drugiej wojnie światowej oraz pomimo niej, a nie z jej powodu. Higgs twierdzi, iż Great Escape było wynikiem częściowego demontażu norm regulacyjnych, które wprowadzono w okresie kryzysu i wojny. W efekcie ponownie odkryte zostały rynki oraz na nowo narodziła się wolność dla przedsiębiorców i pracowników.

Omawiając Great Duration, Higgs wprowadził termin „rządowa niepewność” (ang. regime uncertainty), aby dowieść, iż agresywnie interwencjonistyczne działania Roosevelta istotnie zwiększyły niepewność w otoczeniu przedsiębiorców — w wyniku czego inwestorzy nie wiedzieli, czy uda im się osiągnąć korzyści z własnych inwestycji. Jeden z moich mentorów w szkole podyplomowej, keynesista, stwierdził, że firmy nie będą produkować dóbr, których nie spodziewają się sprzedać. Generalizując, przedsiębiorstwa nie zainwestują w coś, czego nie będą mogli kontrolować. Zwiększone prawdopodobieństwo nieosiągnięcia spodziewanych korzyści przy tym samym poziomie nakładów zmniejszyło atrakcyjność prywatnych inwestycji.

Na czym opieramy twierdzenie, że to rządowa niepewność była odpowiedzialna za brak uzdrowienia? Higgs przedstawił kilka satysfakcjonujących dowodów na poparcie tej tezy. Pierwszy wskazuje na fakt, że ankietowani przedsiębiorcy często zwracali uwagę na istotną niepewność dotyczącą otoczenia gospodarczego. Drugie wyjaśnienie jest bardziej przekonujące: otóż, istotnie zwiększyła się wymagana przez inwestorów premia za ryzyko związana z zakupem długoterminowych obligacji korporacyjnych — co prawdopodobnie odzwierciedlało strach przed wywłaszczeniem. Przedsiębiorstwo, chcąc pożyczyć kapitał na długi okres, musiało zapłacić wyższe odsetki niż podmioty zaciągające krótkoterminowe pożyczki. Spread ten drastycznie się zwiększył w czasie prezydentury Roosevelta.

Wielki kryzys nie tylko ochłodził klimat inwestycyjny. W Crisis and Leviathan Higgs dowodzi, że w okresie kryzysu „efekt zapadki” (ang. ratchet effect) wytwarza wzrost interwencji rządowych, który nie zostaje odwrócony, gdy kryzys się kończy. Rządowe interwencje generują dwa efekty. Pierwszy polega na tym, że biurokracja wykazuje naturalne tendencje do wykraczania poza ustalone cele. Drugi zaś na tym, że interwencje zmieniają bodźce — tworzenie biurokracji w celu rozwiązania problemów kreuje nową pasożytniczą grupę, która osiąga zysk z interwencji i dąży do uniemożliwienia powrotu do status quo ante.

Doradcy Roosevelta widzieli w jego programie nie tylko sposób na uzdrowienie gospodarki, ale także możliwość stworzenia nowego społeczeństwa. W FDR’s Folly Jim Powell wrócił do myśli rozwiniętej przez Miltona Friedmana, sugerując, że oni: „nigdy nie zastanawiali się nad możliwością, iż potężniejsza władza zwiększa szkody powstałe przez błędy ludzkie bądź korupcję”.

Ich podejściem intelektualnym było porównywanie „kapitalizmu rzeczywistego z rządem idealnym” oraz ocenianie interwencji na podstawie ich intencji, a nie efektów. Ponadto, program Nowego Ładu był niespójny i często sprzeczny. Powell twierdził, iż pragmatyzm oraz polityczne korzyści są najistotniejsze.



Nie przeszkadzało mu [Rooseveltowi], że strategie Nowego Ładu są ze sobą sprzeczne. Kiedy doradca przekazywał prezydentowi dwie różne wersje przemowy, jedną broniącą wysokich ceł, a drugą przekonującą do niższych ceł, Roosevelt odpowiadał mu: „połącz je ze sobą”. The Agricultural Adjustment Act podniósł ceny żywności ponad jej rynkowy poziom w celu pomocy rolnikom, jednak wyższe ceny skrzywdziły wszystkich, którzy nimi nie byli. Narodowy urząd do spraw uzdrowienia gospodarki podniósł ceny dóbr przemysłowych, krzywdząc rolników, którzy musieli nabywać narzędzia i sprzęt rolniczy. Strategia wydzielenia terenów rolniczych zmniejszyła obszar przeznaczony pod uprawę, w czasie gdy urząd rekultywacji zwiększył tereny przeznaczone pod uprawę. Wydatki pomocowe pomagały bezrobotnym, kiedy podatek od osób prawnych, podatek od nierozdzielonych zysków, opłaty na ubezpieczanie społeczne, regulacje płacy minimalnej, obowiązek przyłączania się do związków prowadziły do większego bezrobocia. Wydatki związane z realizacją Nowego Ładu miały na celu stymulację gospodarki, jednak zwiększone opodatkowanie ograniczało jej rozwój.



Kryzys i wojna

A co z drugą wojną światową? Czy zakończyła ona wielki kryzys? Albo ogólniej: czy wojna jest dobra dla gospodarki? Na obydwa powyższe pytania należy odpowiedzieć przecząco. Zacytujmy Ludwiga von Misesa: „Wojenna koniunktura jest jak koniunktura, którą sprowadza trzęsienie ziemi czy epidemia”.

Jak podkreśla Higgs, z powodu szeregu interwencji w wojenną gospodarkę, zasoby przeznaczane na wojnę były błędnie wyceniane. W związku z tym kalkulacje PKB przeszacowują rzeczywistą sytuację gospodarki. Ponadto, takie zjawiska jak przymusowy pobór do wojska oraz produkcja zbrojeniowa wytwarzały mylny obraz zatrudnienia. Higgs twierdzi, iż wojna była okresem konsumpcji kapitału — a nie jego akumulacji. Czołgi, bomby oraz helikoptery mają ograniczone możliwości użycia poza celami militarnymi. Praca, która została wykorzystana do ich wytworzenia, nie była dostępna do produkcji dóbr konsumpcyjnych — w rzeczywistości ludzie funkcjonowali bez dóbr konsumpcyjnych. Okręty wojenne znajdujące się na dnach oceanów reprezentują utracone możliwości realnej konsumpcji i koniunktury. Konflikt jest czasem konieczny, jednak powinniśmy potrafić należycie zdefiniować, czym są wydatki wojenne: destrukcją życia i zasobów. Jeżeli kryzys stanowi załamanie poziomu życia na szeroką skalę, to wieki kryzys nie mógł zakończyć się w czasie wojny.

Iluzja koniunktury okresu wojennego jest zakorzeniona częściowo w sposobie kalkulacji dochodu narodowego, a częściowo w sposobie opracowywania danych. Produkt krajowy brutto, mierzący produkcję danego państwa, jest zdefiniowany jako suma wydatków konsumpcyjnych, inwestycji, wydatków rządowych i eksportu netto. Poważny problem pojawia się w przypadku wydatków rządowych: jak mamy oszacować wartość czegoś, co nie jest przedmiotem obrotu rynkowego? Możemy obliczyć wartość mojego komputera, mojej koszuli i mojego długopisu, ponieważ dobrowolnie wymieniłem na nie posiadane przeze mnie środki pieniężne. Jak mamy jednak oszacować wartość rządowych zakupów? W rachunku dochodu narodowego uwzględnia się koszty rządowych zakupów, jednak w najlepszym przypadku mówi to nam jedynie, jaki zysk zasoby konsumowane przez rząd mogłyby wygenerować w innych obszarach produkcji. Koszt ten nie wskazuje wartości produkcji rządu.

W okresie drugiej wojny światowej problem ten został rozwiązany przez kontrolę cen — oficjalne ceny po prostu nie odzwierciedlały prawdziwych kosztów wojny. Jeżeli mamy mieć sensowną kalkulację ekonomiczną, to potrzebujemy realnych cen rynkowych. Kontrola cen oraz podobne interwencje wprowadzają arbitralność oraz niepewność. Zakupy poniżej cen rynkowych są sposobem na ukrycie kosztów wysiłku. Rozważmy sytuację osób, którzy zaciągają się do armii i otrzymują żołd poniżej tego, co otrzymaliby na wolnym rynku. Suma wydatków na żołd oraz komisję rekrutacyjną jest z pewnością niedoskonałym miernikiem, niedoszacowującym rzeczywiste koszty utrzymania sił zbrojnych.

Ekonomiści w coraz większym stopniu doceniają, że instytucje — zasady, normy i mechanizmy przymusu, które tworzą społeczną strukturę bodźców — są istotnymi czynnikami wpływającymi na wyniki gospodarcze. Zmiana zasad zmienia bodźce, które wpływają na ludzi. Przykładowo, niektóre z długoterminowych efektów Nowego Ładu oraz drugiej wojny światowej zachęciły ludzi do użycia środków politycznych (wywłaszczenia i redystrybucji) zamiast środków ekonomicznych (produkcji i wymiany) w celu zdobycia bogactwa.

Jako ekonomista zainteresowany instytucjami, uważam, że badania nad związkiem pomiędzy interwencjami Nowego Ładu i bodźcami politycznymi pozostają słabo rozwinięte. Higgs podkreślił, że część ideologii i dziedzictwa instytucjonalnego Nowego Ładu była widoczna w rosnącej sile administracji Busha. Osobiście, pod rządami Obamy przewiduję dalszą ekspansję interwencjonizmu. Protekcjonizm oraz interwencjonizm ostatnich kliku lat stworzył bodźce do szukania bogactwa poprzez rozwój cichych porozumień z urzędnikami rządowymi zamiast rozwoju produktów, które ludzie chcieliby kupić po atrakcyjnych cenach.

Doświadczenie płynące z ostatnich kilku wieków oraz z gospodarki amerykańskiej w okresie wielkiego kryzysu i wojny wskazuje, iż plany tego typu popierane przez ludzi w okresie kryzysu wymagają wiedzy wykraczającej nie tylko ponad możliwości liderów politycznych, ale takiej, która może zostać jedynie odkryta w konkurencyjnym procesie rynkowym. Mogę mieć jedynie nadzieję, że w XXI wieku weźmiemy sobie tę lekcję do serca.

źródło



#29

Paweł.
  • Postów: 1000
  • Tematów: 22
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Widzę, że Instytut Misesa staje się coraz popularniejszym źródłem informacji czemu się wcale nie dziwię, gdyż sam chętnie ich czytam. :) Jak może niektórzy zauważyli, ostatnio mają zamiar wydać książkę pt. "Tragedia euro". Może to być ciekawa pozycja, warta przeczytania.



#30

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Instytut jest bardzo aktywny. Zwłaszcza w Krakowie. Z resztą nie tylko, także w innych miastach powstają zrzeszenia jak grzyby po deszczu. :)




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 3

0 użytkowników, 3 gości oraz 0 użytkowników anonimowych