Jak wszyscy pamiętamy ze szkolnego kursu astronomii, komety są ciałami kosmicznymi należącymi do Układu Słonecznego. Przybierają kształt mglistych obiektów z jasnym zgęstkiem - jądrem albo głową i ogonem (warkoczem). Kometę zaczynamy widzieć dopiero wtedy, gdy jej lodowe jądro zbliży się do Słońca na odległość 4-5 AU - jednostek astronomicznych (1 AU = 149,6 min km), gdzie nagrzewa się od jego promieni, wydzielając gazy i pyły. Te ostatnie tworzą wokół jądra komety mglisty obłok (tzw. atmosferę komety), który wskutek ciśnienia światła i uderzeń przez cząstki wiatru słonecznego jest stamtąd zdmuchiwany i tworzy ogon komety, zwany także jej warkoczem.
Ostatnie badania wykazują, że jądra komet składają się z lodu wodnego - H20, zmieszanego z lodami z dwutlenku węgla - C02 oraz amoniaku – NH3 i innych gazów, a także kamiennych brył. Pyły wydzielają się zawsze po sublimacji lodów wodnych i gazowych.
Jak widać, wszystkie te oficjalne astronomiczne i naukowe dane nie zawierają w sobie niczego anomalnego. Osobliwości pojawiają się przy okazji relacji na temat poszczególnych komet, które z jakiegoś powodu są nie takie, jak powinny i przypominają niekiedy nie naturalne ciała niebieskie, lecz sztucznie wytworzone i zamaskowane pod tą postacią aparaty kosmiczne.
Fantazja? Może. Przyjrzymy się tedy bliżej takim sytuacjom.
Niezwykła trajektoria
Zacznijmy od komety o symbolu 1881V (lub 1881f - współczesne oznaczenie 72P/Denning-Fujikawa, dane według Adama Hurcewicza). Miała ona kształt mglistego dysku ze świecącymi punktami w centrum i właściwie była pozbawiona warkocza - ozdoby wszystkich szanujących się komet. Tak naprawdę jednak zadziwiało przede wszystkim to, że charakteryzowała się ona osobliwą, by nie rzec: zgoła niezwykłą trajektorią. Mianowicie 72P/Denning-Fujikawa podleciała bardzo blisko ku Ziemi na 6 min km i Marsa na 9 min km. do Wenus zbliżyła się tylko na odległość zaledwie 3 min km. a Jowisza 24 min km. Komputerowe modelowanie jej lotu wskazuje na to, że najpierw trzeba byłoby przeprowadzić niezwykle żmudne obliczenia, a następnie przez dziesięciolecia czekać na laki układ planet względem siebie, by znalazłyby się one w tych właśnie, a nie innych miejscach. Czy jest zatem możliwe, że kometa mogła przylecieć z otchłani Kosmosu i przemieścić się obok czterech planet dokładnie tak. jak uczyniłaby to stworzona przez nieznane istoty rozumne bezzałogowa sonda kosmiczna? Pytanie to nadal pozostaje otwarte.
Ziemska zasada lotu
Następną osobliwością w kometarnym panopticum jest kometa 188211 (1882b, C/1882 R1 [Great September Comet. Cruls]), w której widmie warkocza odkryto żelazo - Fe, chrom Cr i nikiel Ni. Tego rodzaju zestawienie linii spektralnych powstaje w efekcie pracy dysz silników rakietowych, które składają się z takich właśnie komponentów! Oczywiście naiwnością byłoby sądzić, że hipotetyczny kosmolot. zamaskowany jako kometa, wykorzystuje ziemskie zasady lotu, jednak sądząc z tego, co przed chwilą napisano, cała rzecz warta jest dogłębnego zastanowienia.
Z kolei kometa 1907IV (1907d, C/1907 1.2 [Daniel]) przyniosła jeszcze jedną zagadkę, Mianowicie skład chemiczny jej głowy diametralnie różnił się od składu chemicznego warkocza!
A przecież, jak twierdzą astronomowie, ten ostatni tworzy się z gazów i pyłów, które wydzielają się z jądra komety w czasie jej zbliżania się do Słońca, w związku z czym ich skład powinien być identyczny!
Kometa 1926III (19251, C/1925 Xl (Ensor)) była jeszcze bardziej podobna do jakiegoś sztucznego aparatu kosmicznego. Położenie w przestrzeni jej warkocza nie zależało bowiem - jak to zazwyczaj bywa - od położenia Słońca w stosunku do komety. Warkocz C/1925 Xl (Ensor) poruszał się w przestrzeni całkowicie niezależnie, sama zaś kometa miała za nic wyliczoną przez astronomów trajektorię, odchylając się od zakładanej. Trudno tu o jednoznaczne wnioski, nie sposób jednak nie zauważyć, że ruch tej komety w przestrzeni międzyplanetarnej przypomina bardziej manewrowanie aparatu kosmicznego, niż naturalnego ciała niebieskiego.
Ta dziwna 1956H!
Najwięcej zagadek przyniosła jednak odkryta u roku 1956 kometa Arenda - Rolanda oznaczona jako 1956h (1957III, C/1956 R1 [Arend-Roland]). Charakteryzował ją szereg wyjątkowo smakowitych osobliwości, powodujących, że nawet samo określenie kometa nie bardzo pasowało do tego ciała.
Pierwsza z nich jest taka, że C/1956 R1 (Arend-Roland) miała początkowo dwa warkocze. To się wśród komet zdarza (znana jest np. kometa Klin ken berga, która miała aż... 7 warkoczy!). Tyle, że obydwa warkocze C/1956 R1 (Arend-Roland) od razu stały się anomalią: pierwszy okazał się być związany z bardzo rozmytą wewnętrzną głową komety, która przypominała cebulką, drugi zaś wychodził z zewnętrznej głowy komety. Jak wiadomo, w przypadku normalnej komety wszystko powinno być akurat odwrotnie.
Ale nie to jeszcze okazało się najbardziej interesujące.
Pierwszy ogon komety miał widmo ciągłe, co nigdy nie zdarzyło się ani przed ani po obserwacji C/1956 R1 (Arend-Roland). Chcąc wyjaśnić tę anomalię, uczeni musieli założyć, iż prędkość wylatujących z głowy komety cząsteczek wynosi powyżej 3 km/sekundę. Taka właśnie jest prędkość gazów wylatujących z dysz silników rakietowych, które wynoszą w Kosmos nasze statki załogowe i satelity. Sęk w tym, że, aby ją uzyskać, należy dobrać odpowiednie komponenty paliwa, profile dysz itp. Warkocz ten sygnalizuje zatem niesamowitą zagadkę, która jak dotąd nie znajduje żadnego racjonalnego rozwiązania.
Nieznani astronauci
22 kwietnia 1957 roku, obok I zwyczajnego warkocza, u komety C/1956 R1 (Arend-Roland) pojawił się także drugi ogon, który wbrew wszelkim prawom fizyki skierował się w stronę Słońca, czego jeszcze nigdy nie obserwowano. Natomiast widmo drugiego warkocza - żeby było ciekawiej - nie było gęste, jak to bywa z pyłowymi warkoczami. Początkowo wąski jak kopia - po powrocie komety na odcinek orbity możliwy do obserwacji z Ziemi - przybrał on kształt doskonale widocznego promienia. Najdziwniejsze zaś w tej historii jest, że ów warkocz na początku maja 1957 r. zniknął równie tajemniczo, jak się pojawił. Zupełnie jakby nieznani astronauci wyłączyli silnik korekcyjny.
Źródło radiosygnałów - w ogonie!
10 marca 1957 roku przyniósł kolejne zagadki. Astronomowie zarejestrowali wówczas promieniowanie radiowe komety na fali o długości lim, czyli o częstotliwości 27,6 MHz. Jego intensywność wahała się w granicach +-30%, co przypominało modulację amplitudową fali radiowej - AM, a źródło tych radiosygnałów znajdowało się w warkoczu, w znacznym oddaleniu od głowy komety C/1956 R1 (Arend-Roland). Intensywność tych radiosygnałów rosła każdego dnia i okazała się największa w okresie 16-19 kwietnia, tj. w czasie pojawienia się drugiego warkocza. W dniach 20-21 kwietnia źródło promieniowania zaczęło się oddalać od głowy komety w kierunku odsłonecznym i po miesiącu emisji przestało nadawać. Zaraz potem zaś, jak wspomniałem, u komety wyłączy! się drugi ogon...
Kosmolot zagadkowej cywilizacji?
9 kwietnia 1957 roku belgijscy astronomowie zarejestrowali jeszcze jedno bardzo stabilne, jeśli chodzi o jego amplitudę i częstotliwość promieniowania radiowe komety C/1956 R1 (Arend-Roland) na fali o długości 0,5 m, czyli na częstotliwości równej 600 MHz. Co to oznaczało -jeżeli w ogóle coś oznaczało - do dziś pozostaje zagadką
Zaryzykuję własną wersję tego, co działo się w tamtych dniach na komecie C/1956 R1 (Arend-Roland). Załóżmy, że statek komiczny - kosmolot jakiejś Obcej Cywilizacji, zakamuflowany pod postacią komety — pojawia się regularnie obok naszej planety. Jego celem jest nawiązanie kontaktu z naszą cywilizacją. Pierwsze: kolejne sygnały radiowe mogły służyć wejściu w eter w celu nawiązania łączności, ale niestety nie byliśmy w stanie ich rozszyfrować. Dlatego kometa kosmolot C 1956 R1 (Arend-Roland) weszła na swą odsłoneczną część trajektorii, czekając na to, aż dojrzejemy do zrozumienia wysyłanych przez mą znaków.
Post scriptum od tłumacza
Tyle Artiem Platonow w swoim artykule opublikowanym w NOL nr 21 z 2006 r. Do wymienionych przez autora komet - kosmolotów warto dorzucić garść refleksji.
Komety nazywane wędrowcami idealnie nadają się na środek maskujący kosmoloty zwiadowcze Obcych. Jedną z nich była słynna kometa C/1973 El Kohoutek - 1973XII, 1973f. która miała świecić jaśniej od Księżyca. Nic z tego: ostatecznie okazała się ona ledwie dostrzegalna gołym okiem. Tymczasem astronomowie stwierdzili coś bardzo dziwnego: kometa ta nie pozwoliła zrobić sobie portretu radarowego swego jądra. Czyli co: kometa stealth? A może to wcale nie była kometa, lecz zamaskowany kosmolot czy sonda rozpoznawcza? Dodajmy, że kometa Kohoutka powróci na nasz nieboskłon za jakieś 80.000 lat.
Takich osobliwych ciał mamy więcej. Przypomnijmy np., że badanie składu chemicznego komety C/1995 VI (Hayakutake) zatrzęsło teorią o powstaniu Układu Słonecznego. Z analiz tych wynikało bowiem, że nie wszystkie komety należą do Układu Słonecznego, a już na pewno nie Hayakutake, na co wskazuje jej skład chemiczny.
Naukowcy dokonali stosownych badań i pomiarów, kiedy kometa Hayakutake znajdowała się w swym perigeum, tzn. w odległości 1,1 AU, czyli około 166 milionów kilometrów od Ziemi, co stało się w marcu 1996 roku. Jej analiza chemiczna (spektralna oczywiście, gdyż nie dysponujemy żadnymi próbkami z jej powierzchni i quasi-atmosfery, a szkoda!) wy kazała zupełnie inny, niż w naszych solarnych kometach, stosunek cyjanowodoru - HCN do izocyjanków - R-CN. Jest on nader zbliżony do tego, który występuje w przestrzeni międzygwiezdnej, a to oznacza rozpad jej jądra - co członków sekty Heaven's Gate doprowadziło do popełnienia zbiorowego samobójstwa Przypomnijmy, że nieszczęśnicy ci we fragmentach jądra komety widzieli statki kosmiczne Obcych, którzy lecieli wraz z nią.
Drugi warkocz Hale-Boppa składał się z atomów sodu (Na), dodanego do znanych już wcześniej warkoczy złożonych z jonów i pyłów. Wcześniejsze badania odnoszące się do innych komet wprawdzie wykazywały obecność atomowego sodu w ich warkoczach, ale w przypadku komety H-B uformowały one warkocz o szerokości 600 tysięcy i długości aż 50 milionów km! Kometa wyemitowała w przestrzeń kosmiczną także niezwykłą ilość cyjanu (CN) - jednej z podstawowych molekuł organicznych, które odkryto w Kosmosie już w 1937 roku.
Hale-Bopp była najbardziej obserwowaną kometą w ostatnich latach. W czasie największego zbliżenia do Ziemi NASA przyjmowała 4.500 jej obrazów, a internetową stronę NASA poświęconą komecie H-B odwiedzało milion dwieście tysięcy internautów dziennie.
Źródło: Nieznany Świat 03/2009
Użytkownik kamilus edytował ten post 17.05.2011 - 12:12