Siedzę sobie z dziewczyną na pewnej górce u nas w Łomży, którą idealnie pamiętam, jest taka sama w rzeczywistości jak i we śnie, poza jednym szczegółem - dziwnym, starym, dwumetrowym murkiem z odpadającym już tynkiem i widocznymi cegłami. Tego murku było może z 5 metrów w prostej linii. W każdym razie podczas, gdy górka była normalna, widok z niej nie był. Jedyna rzecz, która także stoi tam w rzeczywistości to blok mieszkaniowy. Reszta to już sprawa co najmniej dziwna. Widziałem jakieś małe jeziorko (albo w pomniejszeniu, nie wiem), widziałem Kreml, chyba Manhattan (jakoś dużo wieżowców skupionych na małym obszarze, w każdym razie teren mocno zabudowany), jakąś świątynię ze złota (gdzieś o niej czytałem, chyba istnieje coś takiego), jakiś wielki stadion i Pałac Kultury. Następna rzecz dziwna we śnie to to, że nad jeziorem zaczęła błyszczeć pulsująca, rozchodząca się od środka kopuła. Po chwili stało się. Uderzył pocisk. Nie wiem dlaczego, ale pomimo tego że patrzyłem centralnie na wybuch, ani nie oślepiło mnie ani nic. Na dodatek ten i wszystkie kolejne wybuchy widziałem doskonale, jakbym był tam, ale nie cierpiał od ich skutków. Co do skutków, to one właśnie mnie przeraziły. Woda w jeziorze natychmiast została jakby wywiana, parując po drodze. Przerażeni wpatrywaliśmy się w to, co się dzieje i nie mogliśmy uwierzyć. Nogi miałem jak z waty, ledwo stałem, ale mimo wszystko rozglądałem się gorączkowo, patrząc z nastawieniem 'gdzie następna kopuła'. No i się doczekałem - stadion. Ten widok był przerażający. Widziałem z bliska akcje jak w filmach, przerażeni ludzie próbujący uciekać,a mimo to spalani. Nie będę tego dokładnie opisywał, w każdym razie wszystkie wymienione obiekty spotkał ten sam koniec, tak że jak wstałem z ziemi po tym jak upadłem z przerażenia zobaczyłem szarość. Wszędzie nic, tylko szarość. Koniec tego snu jest najdziwniejszy, może to jakiś symbol. Otóż miejsce, w którym siedzieliśmy nagle zaczęło błyszczeć na czerwono. Automatyczny odruch - schowaliśmy się za murkiem (tak wiem, że wydaje się to bez sensu). O dziwo pomogło. Pocisk uderzył parę metrów za murkiem, a nas ominął straszny los. Przeżyliśmy. Sen skończył się na tym, że przytuliłem ją, powiedziałem 'wszystko będzie dobrze' (taaa, sam w to chyba nie wierzyłem) i zaczęliśmy iść.
Co dziwne, następnego dnia kumpel polecił mi VRP i jeden z pierwszych tematów do jakich zajrzałem, to był temat o III Wojnie Światowej jak się nie mylę, w każdym razie o wojnie atomowej.
Co o tym śnie sądzicie? I o murku?
