Grecja bankrutuje na oczach Europy
To już niemal pewne. Po zdegradowaniu dziś obligacji greckich do statusu śmieciowych przez agencję Standard&Poors, tamtejszy rząd ma zero szans na sfinansowanie deficytu. Jest bankrutem.
Niemcy zaś dały dziś do zrozumienia, że Grecja powinna czasowo wyjść ze strefy euro, zdewaluować nową drachmę, przeprowadzić drastyczne oszczędności i starać się o powrót do strefy. Tego Grecy rzecz jasna nie zrobią, tylko wstrzymają obsługę długu. Plan ratunkowy państw strefy euro jest martwy, bo Grecja potrzebuje nie 45, lecz grubo ponad 100 miliardów euro, więc nie ma sensu dawać jej choćby jednego miliarda. Rozpoczną się długie negocjacje, jak bankruta uczynić z powrotem członkiem finansowej społeczności międzynarodowej.
Taki rozwój sytuacji wydaje mi się najbardziej prawdopodobny (choć cuda się zdarzają). Jeśli tak, to co to oznacza dla Polski? Pierwsze efekty już zobaczyliśmy, złoty osłabł dziś o 5 groszy do euro, o 8 groszy do dolara. Ale to efekt doraźny, który zresztą może się za kilka dni odwrócić. Ważniejsze są skutki w dłuższym terminie.
Zaburzenia na rynkach światowych i problemy strefy euro oraz konieczność zacieśnienia polityki fiskalnej w Europie w połączeniu ze stratami banków europejskich, które umoczyły się w długi Grecji (i innych krajów południowej Europy), ewidentnie wpłyną na spowolnienie odrodzenia gospodarczego. Także w Polsce. Niższy wzrost oznacza zaś głębszy deficyt finansów publicznych. To jest zresztą opisane jako scenariusz alternatywny w aktualizacji planu konwergencji z lutego 2010 roku, tylko mało kto zwrócił na tę jedna stroniczkę uwagę.
Teraz wchodzi lekcja grecka. Polski plan konwergencji był uznawany za mało wiarygodny już w chwili jego opublikowania. Najpierw podtrzymywał wysoki deficyt w 2010 i 2011 roku , który nagle dziwnym zrządzeniem losu miał się gwałtownie obniżyć w 2012. Kompletna utrata wiary rynków finansowych w wartość planów rządowych trwała w Grecji 7 miesięcy. Ile potrwa w Polsce?
Zapewne dłużej. A przede wszystkim nie jest nieunikniona. Deficyt i dług publiczny jest w Polsce niższy niż w Grecji czy w Portugalii. Lepsze jest jego finansowanie – w znacznej mierze w walucie krajowej i na rynku krajowym. Ale to nie oznacza, że polscy bankowcy będą do końca świata wierzyć w reklamy, że nasze obligacje są absolutnie bezpieczne. Zresztą nigdy nie wierzyli bezwarunkowo w slogan „zysk bez ryzyka”, bo Polska raz już zbankrutowała, ma niższe ratingi niż ogromna większość państw Unii Europejskiej i polski rząd nadal musi sprzedawać je z oprocentowaniem 5 -6 procent – jak dobrze pójdzie - a nie 2 czy 3 procent jak niemiecki.
Morał z tego jest taki. Minister Finansów za kilka tygodni opublikuje założenia do budżetu na 2011 rok. Powinny wskazywać, że bieg wydarzeń w Europie skłania go do rewizji dotychczasowych planów i zaciśnięcia pasa, niedużo, ale w sam raz. Lepiej zrobić to samemu niż zrobią to rynki finansowe. Bo jak pokazuje tragedia grecka one nie pasa zaciskają, lecz stryczek.
http://www.newsweek....-europy,57423,1
To, że Grecja zbankrutuje jest juz niemal pewne. Tylko teraz trzeba sie zastanowić jak nie dopuścić do takiej sytuacji w innych krajach i jak ta sytuacja odbije się na euro i krajach UE.