Napisano
04.03.2013 - 14:03
Popularny
Relonikiv, generalnie tak, chociaż prawdziwszym jest, że większość się myli.
Psychodeliki, w tym i marihuana, to rośliny od tysiącleci uważane za święte. Wiele ludów określa to jako kontakt z Bogiem/Absolutem/duchami ja bym to nazwał jako kontakt samego z sobą z naszą prawdziwą naturą. Psychodeliki były stosowane w psychiatrii i przez wiele lat, doskonale leczyły. Nawet dziś, chociaż to w większości nielegalne, znajdziemy psychiatrów, którzy wykorzystują terapię psychodeliczną. Psychodelikami zachwyceni byli zarówno wykładowca Harvardu Timothy Leary jak i nasz sąsiad zza miedzy Stanislav Graaf, którzy wydali mnóstwo książek. Psychodeliki LSD/Ibogaina/psylocybina dziś wracają na katedry - ABY LECZYĆ. Skuteczność LSD w leczeniu alkoholizmu to około 60%. Ibogaina doskonale leczy z narkotyków jeszcze cięższych niż etanol. Leczy z uzależnienia od opiatów. Psylocynina leczy z depresji. Niestety wszystkie psychodeliki mają poważną wadę, lecząc zmieniają też często ludzi. Pieniądze i pogoń za dobrami materialnymi przestaje odgrywać najważniejsze rolę w życiu. Oczywiście to nie jest sedno sprawy. Psychodeliki pomimo dobrego tripa potrafią też, o czym pisałem wyrządzić niebagatelne szkody, katalizując ukryte schorzenia psychiczne i wywlekając je na wierzch. Dlatego też tak ważne jest aby nie traktować ich jak zabawek, bo nimi nie są. Bliżej im do leków niż używek.
Pozwolę sobie jeszcze zilustrować działanie psychodelików. Klasyczne jak LSD/psylocybina/meskalina/dmt/ibogaina, działają selektywnie na receptory serotoninowe 5HT budując bardzo szybko tolerancję. Dlatego też, na drugi dzień dawka aktywna musi być znacznie wyższa aby zadziałało a i tak nie zadziała ze 100% mocą, kolejny dzień to dawka jeszcze wyższa i jeszcze wyższa tolerancja a działanie jeszcze słabsze. Już po kilku dniach, działanie psychodeliczne przestanie być wyczuwalne a jedyne co może zostać to działanie fizyczne, które jednak występuje (jak chociażby wrażenie "ciasnego sweterka" przy LSD). Dlatego też klasyczne psychodeliki są dla organizmu wyjątkowo bezpieczne i zagrożenie utraty życia, poprzez nawet dużą dawkę psychodeliku jest marginalne. Oczywiście mamy jeszcze całą gamę nowo powstałych gdzie LD jest stosunkowo niskie ale nie o nich tu mowa, jeżeli rozmawiamy o klasycznych psychodelikach. Co nie zmienia faktu, że psychodeliki mogą namieszać w głowie, gdy się nie wie po co jak i dlaczego oraz gdy się siebie nie zna. Stąd też, we wszystkich kulturach wstępuje szaman, który jest przewodnikiem i który kieruje całą podróżą a u nas takim odpowiednikiem jest terapeuta.
W zasadzie to wszystko co opisałem w przypadku klasycznych psychodelików jest współne z marihuaną. Chociaż jej działanie to obszar receptorów w naszym mózgu, które tylko reagują na THC (i strukturalnie podobne związki) a mianowicie CB1 i CB2. Tolerancja na marihuanę rośnie wolniej, przez co, można tak naprawdę zażywać marihuany dzień po dniu. I to jest zasadniczy problem. Dostęp do marihuany posiadają osoby, które nie wykazują się nawet cieniem chęci aby poznać czym jest marihuana oraz aby zgłębić samego siebie i dowiedzieć się dlaczego i po co. Nie jest to nieszkodliwe ziółko ale nie jest to też narkotyk. Psychodeliki bym wystawił poza nawias narkotyków, ponieważ nimi nie są. Nie ma uzależnienia fizycznego, a w takim razie, narkotykiem trzeba by nazwać wszystko co powoduje uzależnienie, włącznie z porno i grami komputerowymi. Marihuana może pomóc, może zaszkodzić. Można eksplorować swój umysł, można lepiej się poznać, może dojść do ukrytych problemów (nie trzeba w tym przypadku terapeuty, ponieważ trip nie jest intensywny oraz nie gmera zbyt głęboko). Gdy nie ma problemów, można dość beztrosko bawić się absurdem, abstrakcją, muzyką, smakiem, zapachem i obrazem. Niestety, gdy głowa użytkownika pusta jak bęben, lub gdy problemy są zbyt głębokie, można też sobie samemu sprokurować kłopoty. Ułożyć miejsce, sztuczne pełne iluzji w głowie, do którego dostaje się dostęp poprzez marihuanę. Ale czy to naprawdę problem marihuany czy użytkownika?
O marihuanie należy mówić rozsądnie. Mówić co daje co może odebrać, co może wywołać. Mówić należy o przygotowaniu do tej czynności jaką jest marihuana. O stanie umysły w jakim się znajdujemy. Co czytam to nieszkodliwe ziółko albo narkotyk zabijający ludzi. Ani jedno ani drugie. Zabija się człowiek, który nie potrafił sam siebie poznać i rozwiązać swoich problemów. Myśl o własnej śmierci chodziła po głowie prędzej. Marihuana ani inne psychodeliki niczego nie tworzą ale...potrafią wywlec tego typu myśli z czeluści. Te myśli już były, to pragnienie już było, ono nie powstało z dymu. Marihuana nie rozwiążę problemu, ani go nie schowa. To człowiek może się z nim zmierzyć i go pokonać, lub schować i przykryć ciepłym kocykiem gdzie problem będzie rósł. Marihuana przy odpowiedniej wiedzy na temat samego siebie może także dostarczyć mnóstwo atrakcji. Atrakcji, której koniec nie będzie zjazd narkotykowy zwany kacem jak po etanolu, nieprzespana noc i śmierdzący pot oraz wygląd jak zombi na drugi dzień jak amfetaminie. Będzie to zwykły poranek, może radośniejszy jak gdyby nigdy nic, albo radośniejszy, zauważając piękno świata.
Psychodeliki to nie narkotyki ani nie zabawki. To doskonali nauczyciele, jednak do każdej lekcji trzeba być świetnie przygotowanym. Brakuje merytorycznej dyskusji. Klasyfikowane wszystko 0/1. Tak się nie da. Jeżeli spojrzycie, to na tej planecie wszystko powstało w jakimś celu. Ludzie już tysiące lat temu, jakimś sposobem (JAKIM?) wpadli na pomysł, że łącząc dwie rośliny otrzymają ayahuaskę, wino duszy. Że ten a nie inny gatunek grzyba i kaktusa jest tym wyjątkowym, że ta roślina a nie inna po spaleniu wywołuje takie stany. Psychodeliki NATURALNIE występują w przyrodzie. Nie można zabronić naturalnych rzeczy ani natury nazywać narkotykiem. Czysta natura narkotykiem nie jest, nie była i nigdy nie będzie.