Efektywne mikroorganizmy
Efektem ubocznym naszej cywilizacji jest zatruta ziemia i zniszczone zdrowie. Chorują ludzie, zwierzęta, rośliny. Skażone są żywność, powietrze, woda. Teraz mikroorganizmy pomogą nam uzdrowić planetę i nasze ciała. Wszystko dzięki odkryciu genialnego Japończyka.
Ktoś powiedział: „Jeśli dowiem się o środku, który uratuje świat i będzie kosztować 10 złotych, to ja w to wchodzę”. Opracowana przez profesora Teruo Higę z Uniwersytetu Ryukyus na Okinawie technologia efektywnych mikroorganizmów (EM) jest tak skuteczna i ma tak szerokie zastosowanie, że przyprawia o zawrót głowy. Przywraca dobrą mikroflorę jelit i skóry, wzmacniając odporność organizmu, usuwa najgorszy odór, oczyszcza wodę i powietrze, podwaja plony bez stosowania oprysków i sztucznych nawozów, polepsza smak i wartości odżywcze roślin, przedłuża żywotność produktów, zamienia pustynię w ziemię uprawną. Jest tania i łatwa do stosowania dla każdego. I naturalna. Płyn EM można pić, można nim podlewać kwiaty i nawadniać glebę, spryskiwać mieszkania i miejsca o nieprzyjemnym zapachu (kurniki, obory, chlewnie), wlewać do toalety czy szamba, przetwarzać odpadki, robić nawóz, dodawać do pieczenia chleba i różnych potraw, do prania i mycia naczyń. Efektywne mikroorganizmy są stosowane w kosmetykach. Zapobiegają rdzewieniu, usuwają rdzę już istniejącą. Wykorzystują je szpitale do walki z gronkowcem złocistym czy utrzymania higieny. Zastosowane w nawilżaczach powietrza niszczą roztocza i kleszcze. Miasta utylizują z pomocą EM odpady komunalne, zmniejszając wydatki aż o 20 razy w porównaniu z konwencjonalnymi oczyszczalniami. Zaledwie w ciągu doby można tak oczyścić ścieki, że woda staje się pitna. Wiele obiecuje sobie medycyna, szczególnie w walce z chorobami skóry. Lista możliwości EM wydaje się nieskończona.
Życie jest w jelicie
Nieźle narozrabialiśmy. W wyniku rabunkowej eksploatacji planety zaburzyliśmy równowagę ziemi, uaktywniając ponad miarę niekorzystne mikroorganizmy. To samo, co dzieje się w glebie, ma miejsce w naszych jelitach. Każdy z nas tworzy bowiem złożony ekosystem, który zamieszkują miliardy drobnoustrojów. Zaburzenie równowagi mikroflory jelit, czyli dysbioza, skutkuje infekcjami i towarzyszącymi im nudnościami, wzdęciami, biegunkami. Jeśli dysbioza trwa dłużej, np. w wyniku niewłaściwego odżywiania, zatrucia organizmu chemią spożywczą czy lekami, prowadzi do chorób przewlekłych, m.in. alergii, cukrzycy czy nowotworów. To tak, jakby pozbawić nasz organizm armii strażników — w naszym wewnętrznym ekosystemie siły destrukcji zaczynają dominować nad siłami odbudowy. To nieuchronne zmierzanie ku zagładzie oznaczające postęp chorób. Dlatego przywrócenie prawidłowej mikroflory jelit jest podstawowym zadaniem każdego systemu leczenia naturalnego.
To właśnie w przewodzie pokarmowym znajduje się skupisko komórek układu odpornościowego — pochodzi stąd aż 70 proc. naszych sił obronnych! Ludowa mądrość głosi, że śmierć czai się w jelicie. Naukowcy potwierdzili, że istnieje ścisły związek między dysbiozą jelit a cięższym przebiegiem choroby i wystąpieniem sepsy. U ludzi zdrowych korzystne mikroorganizmy (Lactobacillus bifidus) szczelnym płaszczem wyściełają powierzchnię jelit, stanowiąc fizyczną barierę dla drobnoustrojów chorobotwórczych. Ponadto odżywiają komórki nabłonka jelitowego, chroniąc jelita przed rozwojem zmian degeneracyjnych (nowotworowych). Bakterie jelitowe pomagają odtruwać nasz organizm z toksyn, które dostarczamy sobie wraz z farmaceutykami i produktami spożywczymi naszpikowanymi dodatkami chemicznymi. A kumulowanie się tych trucizn w ustroju to prosta droga do chorób i śmierci.
Dysbioza ziemi
Całą przyrodą rządzą dwie siły, twierdzi profesor Higa: destrukcji i regeneracji. Ta pierwsza to dynamiczna siła niszczenia, która powoduje rozpad, choroby i ostatecznie śmierć. Jest antyproduktywna i patologiczna. Druga, w przeciwieństwie do niej, obdarza życiem, witalnością i zdrowiem. Jest pożyteczna i podtrzymuje życie. O tym, która z tych sił będzie dominować na danym obszarze, decydują mikroorganizmy. Od gleby po żołądek człowieka trwa walka między dominującymi szczepami drobnoustrojów degeneratywnych i regeneratywnych. Choć obydwie grupy stanowią mniejszość liczebną w świecie mikrobów (5-10 proc.), to one decydują, jakie procesy zajdą w ekosystemie. Bowiem trzecia grupa, tzw. mikroorganizmy fakultatywne (dostosowujące się), przejmie rolę zwycięskich drobnoustrojów i zasili albo proces odnowy, albo proces zniszczenia.
Jak długo mamy wystarczającą liczbę bakterii Lactobacillus bifidus, a kilka innych patogennych szczepów jest w odwodzie, tak długo nie musimy się martwić o pozostałe blisko sto rodzajów mikroorganizmów w naszym przewodzie pokarmowym. Bo setka „oportunistów” pójdzie za silniejszym. We wszystkich środowiskach zasada jest taka sama — należy jedynie stworzyć odpowiednie warunki życia dla pożytecznych mikroorganizmów, żeby mogły się mnożyć i dominować. Gdy zwyciężą, inne drobnoustroje będą je naśladować. W jednej garstce ziemi żyje więcej mikroorganizmów niż ludzi na świecie. Właśnie tam, w glebie, mikroorganizmy tworzą układ odpornościowy roślin. Niestety, odkąd człowiek wkroczył z drapieżnymi metodami upraw, zachwiał naturalną równowagę i dobre mikroorganizmy zostały osłabione, a destrukcyjne zyskały przewagę. Ziemia stała się jałowa, a rosnące na niej rośliny — słabe i zubożone pod względem wartości odżywczych. Aby je więc „wzmocnić” i uratować przed szkodnikami, przemysł rolniczy proponuje trujące opryski herbicydami i pestycydami, a ziemię „wzbogaca” sztucznym nawozem. I tak kręci się błędne koło, napędzając proces samozniszczenia. Ale koło destrukcji można przerwać, ziemi przywrócić siłę, a nam zdrowie.
Utlenianiu stop!
Dlaczego niektórzy palacze chorują na raka, a inni nie? Dlaczego dwie osoby mogą jeść to samo i żyć w podobnych warunkach, a tylko jedna z nich zachoruje? — pyta prof. Higa w swej książce Rewolucja w ochronie naszej planety. I odpowiada: bo każdy organizm ma różną zdolność do wytwarzania antyutleniaczy. „Oczywiście istnieje wiele teorii na temat, co należy robić, żeby być zdrowym i długo żyć — pisze Higa. — W gruncie rzeczy mówią one o tym samym i we wszystkim chodzi o to, że sposoby te są skuteczne w walce z nadmiernym utlenianiem, jakie zachodzi w naszym organizmie. Dobra i zdrowa żywność jak najbardziej wpływa na powstrzymanie procesów utleniania”. Dobra i zdrowa żywność wymaga dobrej i zdrowej gleby, a ta — dobrych mikroorganizmów. Jakość pożywienia zależy przecież od sposobu uprawy. Profesor tłumaczy: „Przez złe sposoby uprawy możemy zachorować. W tym kontekście chciałbym wskazać na klasyczne przykłady produktów rolnych wytwarzanych z udziałem ogromnych ilości środków chemicznych oraz zwierzęta i ryby hodowane przy użyciu antybiotyków i wielu innych lekarstw. Różnego rodzaju substancje i polepszacze dodawane do żywności również mogą być szkodliwe. Wśród wszystkich rodzajów zanieczyszczeń żywności one właśnie wzbudzają najwięcej wątpliwości. Większość z nich ma silne właściwości antyseptyczne, przez co powodują utlenianie. W trakcie trwania procesu utleniania wspomagają powstawanie agresywnego aktywnego tlenu. Są one jedną z głównych przyczyn problemów ze zdrowiem”. Tymczasem efektywne mikroorganizmy, jak dodaje, stwarzają rewolucyjną możliwość konserwowania i przechowywania żywności przez dłuższy czas, nawet w temperaturze pokojowej, bez żadnych skutków ubocznych, które mogłyby okazać się szkodliwe dla naszego zdrowia. Oczywiście produkty EM zawierają także większą ilość substancji odżywczych, co przekłada się na nasz stan zdrowia. Ponadto, jak wykazały badania, osoby spożywające produkty powstałe przy udziale EM mają znacznie więcej dobroczynnych bakterii jelitowych, a przecież zdrowie i życie jest w jelicie.
Efektywne mikroorganizmy regenerują ziemię, zwiększają dostępność odżywczych składników mineralnych i przydatnych związków organicznych i niwelują pochodzące z gleby patogeny. Z pustyni czynią rolę. Z początku miały tylko zastąpić środki ochrony roślin i nawozy sztuczne, ale okazały się odtrutką w wielu dziedzinach życia.
Historia mikrorewolucji
Profesor Teruo Higa długo zachowywał rezerwę wobec rolnictwa ekologicznego. Pierwsze zaskoczenie przyniosły badania nad mandarynkami. Jedne uprawiano z zastosowaniem bakterii fotosyntetycznych, drugie bez nich. Choć zawartość cukru w obu grupach była taka sama, to smak owoców wyhodowanych z pomocą bakterii był dużo lepszy. Mandarynki te były bogatsze w witaminę C, dłużej utrzymywały świeżość i piękny zapach, natomiast owoce z uprawy zasilanej nawozem sztucznym szybko się psuły i zaczynały gnić. „Mimo to nadal byłem zdecydowanym zwolennikiem stosowania nawozów sztucznych, herbicydów i pestycydów” — pisze w swej książce Higa. Nawet pogarszający się stan jego zdrowia, alergie i wysypki pojawiające się na skutek kontaktu z środkami chemicznymi nie wpłynęły na zmianę jego stanowiska.
Zmiana myślenia przyszła wraz z drugim eksperymentem, gdy grupa badaczy z Higą na czele próbowała uprawiać warzywa na terenach pustynnych. Naukowcy przegrali walkę z silnym wirusem toczącym arbuzy, więc wyrwano chore rośliny i wrzucono do rowu ze ściekami, do którego spływała woda z kuchni. Po pewnym czasie Higa zauważył, że rośliny nie wykazują żadnych objawów choroby, puściły nowe korzenie, utworzyły pączki i zaczęły owocować. „Stanowiło to dla mnie poważny argument, którego nie mogłem już zignorować. Sądzę, że właśnie w tym momencie doszedłem do przekonania, że nasze rolnictwo zbyt mocno opiera się na stosowaniu chemii. Postanowiłem zatem poszukać lepszej drogi, na której do wzrostu rośliny mogłoby służyć zastosowanie mikroorganizmów”.
Po pięciu latach badań nad mikroorganizmami Higa wciąż nie miał godnych uwagi wyników. Wielokrotnie chciał zrezygnować z projektu, ale w 1981 roku wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
Aby uniknąć zakażenia w pracy z mikroorganizmami, rutynowo wszystko się sterylizuje, a mikroby wyrzuca. Ale Higa, wiedząc, że jego szczepy nie są szkodliwe, wrzucał je razem do jednego wiaderka z wodą, a następnie wylewał na trawnik. Po tygodniu zauważył, że trawa na tym obszarze była o wiele bujniejsza od rosnącej obok. „W końcu doznałem olśnienia i zrozumiałem, co się stało. Chodziło o kombinację! Szczególne w tych mikroorganizmach, które wylewałem na trawniczek przed laboratorium, było to, że była to mieszanka dużej ilości różnych typów mikroorganizmów! O to chodziło! »Aktywnym składnikiem«, jak to się nazywa, była mieszanka jako taka!”.
Badając mikroorganizmy, pracuje się z jednym szczepem, bo inaczej trudno byłoby ocenić, który szczep powoduje dane efekty. Poza tym w nauce panowało przekonanie, że umieszczone razem różne szczepy zaczęłyby się zwalczać. Jednak po doświadczeniu z trawnikiem Higa zaczął wątpić w tę teorię. „Zbierałem bakterie ze wszystkiego, co mogło doprowadzić do pozytywnych wyników, i mieszałem je w różnych kombinacjach w probówkach. Jeśli mieszanka zmieniała kolor albo zaczynała brzydko pachnieć, wyrzucałem ją i znowu wypróbowywałem inne zestawienie. Jeśli kombinacja wypadała dobrze w warunkach laboratoryjnych, przechodziłem do następnego etapu, tj. testowałem jej zachowanie w warunkach naturalnych, a więc w warunkach uprawy. Dokonałem mnóstwa ciekawych odkryć”.
Po latach badań profesor Teruo Higa wyodrębnił 81 rodzajów mikroorganizmów nadających się do spożycia przez ludzi, spośród około dwóch tysięcy uznanych za pożyteczne. Nazwał je mikroorganizmami efektywnymi i zaczął namnażać. Tak powstał wszechstronny preparat EM, na który składają się bakterie kwasu mlekowego, bakterie fotosyntetyczne, drożdże, promieniowce oraz grzyby fermentujące. Po raz pierwszy swoje odkrycie Higa zaprezentował w 1986 roku w Kalifornii. Dziś Stany Zjednoczone i Kanada należą do światowej czołówki w stosowaniu tej technologii. W Azji od dawna korzystają z niej Chiny, Korea, Wietnam czy Tajlandia. W Ameryce Południowej z nadzieją na odejście od drastycznej metody wypalania lasów tropikalnych EM powitała Brazylia. W Europie technologia zadomowiła się m.in. w Holandii, Danii, Francji Niemczech, Hiszpanii, Portugalii, Austrii i Szwajcarii. Zaczyna się również rozwijać w Polsce.
Katarzyna Lewkowicz-Siejka
Moj komentarz:
Chocby nie wiem jak mnie przekonywano, ze niebo jest czyste, to ja wiem, ze Ziemia i ziemia sama sie nie zatrula...
Szkoda mi czasu na bezowocne przekonywanie zatwardzialych w przekonaniu o "czystosci nieba".
Z kazda chwila zblizamy sie do skraju przepasci i jeszcze tylko jeden krok ...
Skuteczniej jednak bedzie poszukiwac metod, ktore moga byc ostatnia deska ratunku dla neutralizowania trucizn, trucizn, ktore juz sie dostaly do naszej wody i zywnosci.
Czy odkrycie Japonczyka jest szansa dla nas? Badania Higa daja nadzieje, a sceptycyzm w kwestii mozliwosci zatruwania z powietrza, absolutnie nie.