Gdy pracowałem na cmentarzu (nieważne w jakim charakterze) to byłem przrażony tym bardziej im bardziej sobie wszystko "wyobrażałem". Pierwsze noce były naprawdę przerażające. Każdy szelest, świst, ruch gałęzi był odczytywany przeze mnie jako "duchy". Jednak z czasem człowiek się przyzwyczaił. Pamiętam jedną zabawną sutuację - w godzinach wczesno porannych (5-6 rano w sezonie jesiennym) jadąc przez cmentarz na rowerze nagle na jedną z alejek wyszła mi biała postać. Lampkę w rowerze miałem ustawioną "na wprost" bo znałem już nawet rozmieszczenie wystających kamieni na alejkach (3 lata stażu) Jedyne co chciałem zrobić to zawrócić na owej alejce (około 1,5 metra szerokości) i utrzymać kontrolę nad zwieraczami. Jedyne co udało mi się zrobić to zjechać ze ścieżki prosto w żywopłot z tuji (chyba tak to się odmienia?

) i wylądować za nim na płycie nagrobnej. Jakież było moje zdziwienie gdy ów biała postać podeszła do mnie i zapytała czy nic mi nie jest. Okazało się że był to jeden z pracowników WPO ( zwani nie wiadomo dlaczego śmieciarzami) który szedł wystawić kontener ze śmieciami bliżej środka alejki. Dostali nowe, piękne, białe, odbijające światło kombinezony
Poza tym zdarzeniem było jeszcze kilka innych "strachów": wiewiórka zeskoczyła z drzewa na ramię, lis przebiegł 2 metry ode mnie, zimą trzasnęło parę zniczy przy minus 20, najechałem kotu na ogon, czołowe zderzenie z wroną ( albo krukiem czy czymś takim - 5 szwów na czole

)wpadnięcie do wykopu przygotowanego pod pochówek, pijak lezący na środku drogi. Jeśli to nie wydaje wam się straszne, przypominam że wszystko to działo się w mroku, w godzinach nocnych, gdzie jedyne źródłą światła stanowiły księżyc i pozapalane przez odwiedzających znicze na grobach bliskich im osób.
Mogę jeszcze parę innych historii opowiedzieć, ale to w innych postach
A tak wogóle to witam wszystkich i pozdrawiam