Każdy uczestnik debaty z niecierpliwością oczekuje, kiedy będzie mógł odnieść się do argumentów przeciwnika. Wszyscy jesteśmy leniwi, a wtedy własnie chociaż na chwile można przestać silić się na wymyślanie swoich racji i zając się podważaniem racji przeciwnika. Podważanie czyiś argumentów jest łatwiejsze i niebotycznie przyjemniejsze niż żmudne konstruowanie własnego uzasadnienia, zatem każdy, ja też, wyczekuje na tą sposobność. Jest to mój trzeci wpis i niestety wciąż się tego przywileju nie doczekałem. W ostatnim tekście starałem się oszacować ilość potencjalnych siedlisk dla cywilizacji rokujących nadzieje na kontakt. Korzystałem przy tym jedynie z powszechnie dostępnych danych możliwych do sprawdzenia na oficjalnych stronach agencji badawczych. Wziąłem pod uwagę jedynie 3 rzeczy: co, gdzie i dookoła czego krąży. Zależało mi tylko aby mówiąc o planetach z inteligentnym życiem, nie mieć na myśli gazowego olbrzyma krążącego dookoła gwiazdy neutronowej w odległości roku świetlnego. Uwierzcie, nie można zredukować tych czynników bardziej, jest to nastawienie ultraoptymistyczne do kontaktu. Ilość czynników które składają się na wypadową Ziemię - planetę przez miliardy lat podtrzymującej na swej powierzchni życie - jest ogromna. Są to chemiczne, fizyczne, geologiczne, i inne „iczne” uwarunkowania, gdzie odejmując choćby jedną z nich nasza planeta byłaby pustynią, a jedynym na niej życiem mógłby być szlam kilometr pod jej powierzchnią. Wyszło. że w interesującej nas przestrzeni dającej nadzieje na kontakt w przeciągu kilkudziesięciu lat jest ich garstka. Dosłownie garstka, a proszę spojrzeć ile jeszcze elementów w równaniu Drake znajduje się pomiędzy planetą umożliwiającą życie a nawiązaniem kontaktu z cywilizacją pozaziemską. Jeśli jest ich więcej niż garstka, oczekiwałem usłyszeć gdzie w tych wyliczeniach jest błąd, a jest na pewno jako, że jesteśmy na wczesnym etapie badań innych systemów planetarnych. Od swojego przeciwnika dostałem natomiast to przed czym ostrzegałem od samego początku debaty, według mnie trochę prymitywnego wymnażanie nie zważające do końca uwagi na na dane, fakty i obserwacje.
Do końca roku ilość odkrytych planet przekroczy 600. W przeciągu 3 lat ta liczba zostanie podwojona, wraz z postępem technologicznym w 2054 roku liczba odkrytych planet powinna przekroczyć 10 milionów. (…) Informacyjnie tylko podam, że przy zastosowaniu takich samych wyliczeń (wyliczenia własne), czyli podwojenia ilości planet w przeciągu 3 lat, do końca wieku powinniśmy odkryć około 6 bilionów planetJest godzina 18, w ciągu ostatnim 3 godzin temperatura za oknem spadła o 2,5 stopni. Idąc tym tropem wyliczyłem, że koło 9 września życie na ziemi zniknie bo temperatura osiągnie minus 200 stopni Celsjusza. Nie można narysować sobie średniej u początku, kiedy bardzo często na wczesnym etapie coś jest podwajane w krótkim okresie czasu i ciągnąć jej przez sto lat. Gdyby utrzymać rozwój w pozyskiwaniu energii w czasach kiedy w Anglii rozkwitła budowa kół młyńskich, dziś latalibyśmy do innych gwiazd. Gdyby utrzymać 3% przyrost produkcji energii jaki to mieliśmy w Polsce w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, za 800 lat na Ziemi produkować będziemy tyle energii ile produkuje nasze Słońce, zaś za 1500 lat tyle ile produkuje dziś cała Galaktyka! Fenomenem jest tu Prawa Moore'a mające zastosowanie w elektronice i utrzymujące się już prawie od 50 lat. Jednak za 600 lat musielibyśmy już zaparzać do liczenia całą obserwowaną we wszechświecie materie, a co póżniej? Pisze to aby uczulić mojego przeciwnika i czytelników na takie ogłupiające „przewidywania”, których pełno w mediach, w dyskusjach od ekonomii po ochronę środowiska. 6 bilionów znanych nam planet za 90 lat oceniam na mało prawdopodobne, jest to jednak nieistotne. Bo cóż te ogromne liczby mówią nam na temat kontaktu w XXI wieku? Przypomnę, „moja” garstka planet jest garstką nie tylko po uwzględnieniu tego co odkryliśmy, ale także tego co możemy okryć. Jest to interpolacja przebadanego obszaru na obszar nieprzebadany, z założeniem że na nieznanym nam obszarze częstotliwość planet jest podobna. Może jest większa, może mniejsza, ja zakładam że mniej więcej taka sama. W tym miejscu nie bardzo interesuje mnie co jest na drugim końcu Mlecznej Drogi. Jaka jest szansa, że 100 000 lat temu jakaś cywilizacja z drugiego końca naszej galaktyki wytypowała nasz Układ Słoneczny a dokładnie Ziemie i w ciemno, z nieznanego powodu wysłała do nas sondę lecącą z prędkością światła, które pojawi się akurat teraz? Proszę mi podać te prawdopodobieństwo. Jednak i takie kąski postaram się jeszcze poruszyć w tej debacie.
Prawdopodobne jest natomiast, że możliwość kontaktu nie zawsze sprzęgnięta jest z innymi planetami. Nasz pierwszy kontakt wcale nie musi być z inną planeta. Poza tym może istnieć cywilizacja która nie czeka na to aż usłyszy coś od nas i wcześniej nadaje o swoim istnieniu. Wiedząc o tym na Ziemi już od wielu lat nasłuchujemy całe niebo w nadziei na kontakt. Nie wiem, czy jest sens opisywania co jak i kiedy, ważne aby wynieść zrozumienie samej idei i skali. Było i jest tego naprawdę sporo. Projekt Ozma, Projekt Fenix, Projekt Argus, Projekt META, META II, Projekt BETA, MOP, samych SERENDIP’ów mieliśmy 5 edycji. Są do tego projekty ściśle ze stajni SETI jak SETI@home czy SETI Net. Słowa te pisze jeden z uczestników projektu seti@home. Tak, tak, człowiek który sceptycznie odnosi się do kontaktu z inteligencją pozaziemską, liczył kilka lat temu na swym komputerze paczki danych od setiego - błędy młodości
Wertuje teraz w głowie historie nauki i nie przychodzi mi do głowy nic, co było drążono tak jak przeszukiwanie nieba za kosmitami. Widziałbym najmniej kilka przyczyn popularność tej dziedziny nauki. Po pierwsze, jest to niezwykle romantyczne bajkowe wręcz przedsięwzięcie, o nieprzecenionych konsekwencjach w razie powodzenia. Chyba na żaden inny projekt naukowy (poza medycyną) nie wyciągnięto z rąk prywatnych tyle kasy co na poszukiwania obcych cywilizacji. Jedna z sieci anten która służy do poszukiwań nosi nazwę Allen Telescope Array na cześć Paula Allena, współtwórcy Microsoftu który wyłożył na to grube miliony ( nie jest to jedyny projekt jego imienia który sponsoruje, ten pan już tak ma). Gdy uniwersytety i agencje kosmiczne odwracają się od finansowania tych badań (zaraz o tym czemu to robią), dość łatwo znaleźć dla tych idei niepubliczne finansowanie. Na początku debaty wspominał chyba o hibernacji SETI za sprawą braku pieniędzy, a dziś czytam, iż ktoś wyłożył już pieniądze i od września SETI wraca do gry. Drugą przesłanką za popularnością tych badań jest ich stosunkowa łatwość prowadzenia, nie przesadzając wystarczy porządna antena na podwórku i możemy zaczynać zabawę. Pod koniec lat 60-tych świat naukowy trwał w wielomiesięcznym przekonaniu, ze sygnał od obcej cywilizacji został już odebrany. Tym regularnym źródłem radiowym okazał się później pulsar, nazwany zresztą LGM - little green men. Do obserwacji pulsarów nie potrzebna jest ani antena ani radio, wystarczy telewizor! Wystarczy nastawić na wolny kanał i wpatrywać się w śnieżący obraz. Jeśli będziemy mieli szczęście co 5 minut najdzie na niego mocniejsze śnieżenie tak na 1/3 ekranu - to odkryty przez Davida Richardsa pulsar z Mgławicy Kraba. Na dole jego obraz z Teleskopu Hubble.
Najważniejszym czynnikiem jest jednak niemożliwość ukończenia tych badań! Coś tak elementarnego jak określenie przebiegu, ewentualnych wyników i konkluzji, w przypadku poszukiwań kontaktu z cywilizacją pozaziemską nie miało miejsca. Od zarania badań wszyscy zgadzali się, że jeśli obcy chcą wysłać do nas sygnał i mają rozeznanie w tym nie mniejsze od naszego, sygnał nadawany będzie na częstotliwości około 1420 MHz. W tym miejscu mniejsza z tym czemu, wszyscy byli jednak zgodni, że taka długość fal radiowych jest idealna. Kiedy jednak przebadano niebo w tym paśmie mało kto uderzył się w piersi mówiąc, ok nic nie znaleźliśmy znaczy się tam nic nie ma, tudzież nic co jesteśmy w stanie wykryć. Jak myślisz czytelniku ile po tym niepowodzeniu sprawdzono jeszcze częstotliwości, 2, 10, tysiąc? W jednym tylko przedsięwzięciu projekcie BETA szukano, teraz werble, na 250 milionach kanałów!
W programach poszukiwania obcych cywilizacji nigdy nie wytyczono warunków których spełnienie oznaczałoby fiasko eksperymentu, bo jak widać nie znalezienie obcych tym warunkiem nie jest. Dziś spiritus movens tych akcji, Frank Drake opowiada w wywiadach, iż pierwszego kontaktu, zakładając kontynuowania inicjatyw poszukiwania obcych, spodziewa się w XXII lub nawet w XXIII wieku (czy Herme5 to czyta?). Drake nie wymaże jednak z naszej pamięci swoich wcześniejszych przewidywań jeszcze z lat 60tych, kiedy sukces czaić się miał tuż za rogiem. Następne co 10 lat przekładano te przewidywania o następne 10 lat. W jego książce „Is anyone out there” wydanej w 1992 czytamy, cytuje: „według mego najgłębszego przekonania odkrycie inteligencji pozaziemskiej nastąpi przed rokiem 2000”. Kiedy stałe przekładanie daty stało się odrobinę żenujące, wyciągać zaczęto z kapelusza trochę odleglejsze daty. Obecny szef SETI Seth Shostak w przeciwieństwie do Drake, walcząc o pieniądze sponsorów nie może pozwolić sobie na perspektywę kilku wieków, bo coś co nie daje szans ziszczenia się za życia ofiarodawców raczej nie wzbudzi ich wielkiej aprobaty. W 2005 Shostak ogłosił, iż spodziewa się kontaktu do roku 2025 roku a więc gruntownie przebadać chce następne miliony gwiazd. Dziś twierdzi, że jeśli po tym nic nie znajdzie da za wygraną, czy będzie tak twierdzić po fakcie – dotychczasowa historia tego przypadku każe w to wątpić.
Kiedy mowa o naukowych staraniach w kierunku kontaktów mówi się jedynie o Amerykanach. Tymczasem także poza USA próbowano w tym swoich sił i to nie na byle jaką skalę. W Związku Radzieckim anteny do poszukiwań były rozstawione na długości 8 tys km, ciągnąc się dosłownie przez cały kraj, od Japonii po Finlandie. Rosjanie kilkukrotnie zwoływali konferencje iż nawiązali kontakt, raz był to kwazar innym razem amerykańska satelita szpiegowska. W ogóle historia doniesień o nawiązaniu kontaktu jest tak stara jak historia poszukiwań, bo już pierwsze badania w ramach projektu Ozma w roku 1960 skutkowały odebraniem sygnału od innej cywilizacji – jak się później okazało samolotu. Za najsłynniejszy, najbardziej medialny uchodzi sygnał z 1977 „sygnał wow!”, zaś za najciekawszy, 2004 opisywany przez prestiżowe czasopisma naukowe sygnał z radioźródła SHGb02+14a. Są to doniesienia o tyle interesujące o ile prawdziwe jest porzekadło „na bezrybiu i rak ryba. Żadne poważne środowisko naukowe nie uznaje ich za prawdziwy kontakt od cywilizacji pozaziemskiej i mówimy o nich chyba tylko dlatego, że nie możemy mówić o niczym ciekawszym. Pierwszy kontakt zatem przed nami.
Przede wszystkim jeśli ktoś optuje za kontaktem w XXI wieku musi mieć na niego pomysł. Wszystkie znaki na niebie i ziemi podpowiadają, że radioastronomia tym pomysłem nie jest. Innym wielkim działem poszukiwań inteligencji pozaziemskiej są poszukiwania sygnałów optycznych, impulsów laserowych od ewentualnej cywilizacji. Jest to cała historia, dużo osobnych akcji i na razie żadnych wyników o których można by napisać. Istnieją też bardziej fantazyjne inicjatywy, nastawione na poszukiwania cywilizacji o wiele nas przewyższających. Zainicjowali to chyba Rosjanie szukając promieniowania cieplnego od wielkich instalacji jakie mogliby budować obcy. Dokąd sięgnąć uzbrojonym okiem (a sięgamy naprawdę daleko), żadnych wielkich obcych nie doświadczmy. Nie ma energetycznych otoczek takich jak ta która w Star Treku holowała do domu V'Gera, wielkości kilkudziesięciu jednostek astronomicznych. Nie ma wielkich tuneli o których w „Fizyce Rzeczy Niemożliwych” pisze Michio Kaku otwierających bramy do równoległych wszechświatów długości roku świetlnego. Nie ma potężnych kardaszewowskich cywilizacji, które trzymałyby pod galaktycznym butem wszystko co tylko da się jakkolwiek wykorzystać. Sfery Dysona – ogromne konstrukcje umożliwiające dosłownie wyssanie całej energii gwiazdy, które najprawdopodobniej są realne do wykonania przez odpowiednio zaawansowaną cywilizacje były szukane na Fermilabie i niestety nic. Jeśli szukanie sfer Dysona to s-f, co powiedzieć o poszukiwaniach jasnych strug promieniowania gamma, jakie powinny widnieć na niebo po przelotach statków napędzanych antymaterią? O ile rozpoznano niezliczone emisji tego promieniowania, żadne nie miała w sobie poszukiwanej charakterystyki z przelatujących statków. Niestety we wszechświecie nie widać takich zaawansowanych cywilizacji, cywilizacji pełną gębą
To co widzimy u góry to jeden z najmniej znanych i najciekawszych przekazów jakie wysłaliśmy w kosmos. Przekaz ten dotrze do zamieszkałej planety za 8 milionów lat. Tą planetą będzie Ziemia. Plakieta ta została zamontowano na sondzie LAGEOS wystrzelonej w latach 70-tych, która powróci na Ziemie w czasach w których nikt nie będzie o nas pamiętać – jeśli w ogóle będzie miał kto pamiętać. Jest to dziś ostatni podpunkt o którym warto wiedzieć – o świadomym wysyłaniu fizycznych oznak zamieszkiwania przez Ziemie inteligentnego gatunku. Najbardziej znanym obraz jest wizerunek kobiety i mężczyzny jaki wyleciał poza Układ Słoneczny na pokładzie sond Pioneer 10 i Pioneer 11. O wiele bardziej nasycono danymi Voyager Golden Record, która poleciał w bezmiar kosmosu na pokładach sond Voyager. Jako ciekawostkę dodam, że w stronę odległych gwiazd poleciał też polski akcent, słowa pozdrowienia nagrane przez Marie Nowakowską-Stykos. Kupiłem sobie kiedyś na allegro dokumentacje tego wszystkie co poleciało na Voyagerach i musze powiedzieć, że słowa nagrane po polsku są…. najdziwniejsze. „Witajcie istoty zza światów” Hmm, że skąd, z zza światów? Nie ważne. Za sprawą wielkich odległości pomiędzy gwiazdami i relatywnie niewielkich prędkości ziemskich sond, zaopatrzenie je w przekaz jest czysto symboliczny. Czymś innym było Wiadomość Arecibo wysłana w 1974 roku przez największą czasze radioteleskopu na Ziemi w kierunku gromady kulistej w Herkulesie. Miną tysiące lat zanim przekaz dotrze, co jest i tak czasem niebotycznie krótszym niż to co leci na sondach kosmicznych. Poza tym wiadomość dotrze prawie jednocześnie do kilkudziesięciu tysięcy gwiazd na raz. To co kiedyś wydawało się przemawiać właśnie za wyborem tej gromady, dziś raczej przemawia przeciwko niej. Kierunek dla sygnału z Arecibo nadano ze względu na ilość tamtejszych gwiazd a także ich zaawansowany wiek. Dziś po pierwsze powątpiewa się, czy w takich gromadach systemy planetarne są czymś powszechnym, czy w ogóle tam są. W takich obszarach nie ma prawie ciężkich pierwiastków, jest tam tylko wodór i hel, Większość tych gwiazd jest tak stara jak wszechświat, jest to obszar mało dynamiczny, bardzo mało super-nowych które mogłyby wytworzyć pierwiastki na skaliste planety. Po drugie wadzi ilość tych gwiazd na stosunkowo małym obszarze. Najprawdopodobniej uniemożliwia utrzymanie ewentualnych planet na stabilnych orbitach. Odziaływanie grawitacyjne innych gwiazd będzie wyrzucać planety z ich orbit. Jest to kolejne zobrazowanie tezy z mojego ostatniego wpisu, iż planety z dogodnymi warunkami do życia nie są kosmicznym standardem.
Następny wpis – egzobiologia. Co nauka może powiedzieć dziś o ewentualnym życiu i ewentualnej pozaziemskiej inteligencji. Mam nadzieje, że bardziej naukowo i mniej sztampowo niż to co czyta się o tym w Focusowopodobnych gazetach. W następny wpisie postaram się także odpowiedzieć na argument Herme5 czemu ja (i chyba cały świat nauki) raczej nie przewiduje inteligencji wokół liczących kilkaset milionów lat gwiazd.