Napisano 17.06.2010 - 20:43
Napisano 20.06.2010 - 10:23
Stracone pokolenie młodych Europejczyków
Monika Rębała, Współpraca: Marek Rybarczyk, Filip Gańczak, Robert Gajdziński z Londynu
14 czerwca 2010 10:40, ostatnia aktualizacja 23:30
Skończyli po dwa fakultety, kilkanaście kursów i staży. Biorą każdą pracę i harują. Mimo to są i pozostaną biedni. Oto świat młodego pokolenia Europejczyków.
Świat się śmieje: Italia to kraj dużych dzieci, bamboccioni, rozpieszczonych typowo włoską maminą miłością, którzy mimo trzydziestki na karku nie chcą się wyprowadzić z domu ani pracować. Po co boksować się z życiem, skoro mamma ugotuje spaghetti, posprząta i uprasuje, a papa, jak trzeba, wypłaci kieszonkowe? Italia jakoby z własnej winy, na skutek patologii życia rodzinnego, miała wychować sobie pokolenie darmozjadów i pasożytów.
Kryzys wszystko zmienił
Jeszcze parę lat temu w ten właśnie sposób z Włochów naśmiewali się sąsiedzi. Ale pojawił się kryzys i wszystko się zmieniło. Okazało się, że we Francji, Hiszpanii, Niemczech i Wielkiej Brytanii też są lokalne odmiany bamboccionich. Tyle tylko że podobnie jak we Włoszech jedynie niewielki procent tych maminsynków i mamincórek mieszka z rodzicami z wygodnictwa. Większość została przykuta do rodzinnego domu z powodu braku pieniędzy i pracy.
Źródło: http://www.newsweek....jczykow,60312,1
Napisano 22.06.2010 - 19:56
Napisano 29.06.2010 - 22:49
22:08, 29.06.2010 /tvn24.pl
"Wszystkie strachy na raz
spojrzały nam w oczy"
ZŁOTY TRACI: EURO - 4,17 ZŁ, DOLAR - 3,43 ZŁ, FRANK - 3,15 ZŁ
Ceny akcji spadają od Szanghaju i Tokio po Nowy Jork,. Spadki ogarnęły także warszawską giełdę, a złoty traci we wtorek na wartości godzina po godzinie. Dlaczego tak się dzieje? Z powodu fatalnych danych o amerykańskiej gospodarce, obaw, że chińska lokomotywa dostała zadyszki i kłopotów budżetowych państw strefy euro. Dopiero późnym popołudniem spadki naszej waluty nieco się cofnęły. Inwestorzy od rana uciekają z rynków bardziej ryzykownych. Dlatego rosną w siłę frank szwajcarski i japoński jen.
Frank bije rekord za rekordem w relacji do euro. O godz. 16.05 za euro płacono tylko 1,3212 franka, najmniej w historii wspólnej waluty. Od poniedziałku frank zyskał do euro 1 proc.. Podobnie sytuacja wygląda z jenem. O ile w poniedziałek za dolara trzeba było płacić ponad 89 jenów, we wtorek po południu już tylko nieco powyżej 88. To znaczy, że dolar stracił do jena 1,2 proc. w ciągu dnia.
Złe nastroje globalne
Wyprzedaż akcji na całym świecie nastąpiła po ogłoszeniu przez Conference Board indeksu wskaźników wyprzedzających dla Chin, lokomotywy światowej gospodarki. Indeks wzrósł o 0,3 proc., wobec wzrostu o 1,7 proc. podawanego jeszcze 15 czerwca. A to oznacza wielki spadek oczekiwań. Inwestorzy także obawiają się, że dane o amerykańskim rynku pracy, które zostaną ogłoszone 2 lipca, będą złe.
Fatalne były też ogłoszone we wtorek informacje o nastrojach konsumentów. Publikowany przez Conference Board indeks zaufania amerykańskich konsumentów spadł w czerwcu do 52,9 pkt. z 62,7 pkt. (po korekcie z 63,3 pkt.) miesiąc wcześniej. Czerwiec przyniósł pierwszy spadek indeksu po trzech miesiącach wzrostów. Z badań wynika, że coraz więcej Amerykanów uważa, że obecnie trudno jest znaleźć pracę.
- Rynek oczekiwał odczytu na poziomie 62,8 pkt. Dane mocno rozczarowują. Dodatkowo wpisują się w całą grupę ostatnio publikowanych słabych danych ze Stanów Zjednoczonych - napisali analitycy XTB.
O ile indeks tokijskiej giełdy Nikkei 225 spadł o 1,27 proc., rynki w Europie które zamknęły notowania po danych z USA, były znacznie bardziej dotknięte spadkami. Frankfurcki DAX spadł o 3,33 proc., a londyński FTSE 100 o 3,1 proc. Na tym tle spadek WIG 20 o 2,45 proc. wygląda na umiarkowany. Amerykańskie indeksy rozpoczęły sesję bardzo silnymi spadkami o ponad 2,5 proc. Na zamknięciu notowań Dow Jones tracił 2,64 proc., Nasdaq 3,85 proc., a Standard and Poor's 500 zniżkował o 3,1 proc.
Teraz kochają franka i jena
Na dane z USA rynek zareagował dalszym umocnieniem jena i franka, a dolar zyskał do euro. A to wszystko działa przeciwko złotemu. Do tego dochodzą trwające już od kilku dni obawy, czy Rumunii uda się uniknąć bankructwa, bowiem zakwestionowanie reform przez Sąd Konstytucyjny stawia pod znakiem zapytania pomoc MFW dla tego państwa. A także wciąż trwające obawy o zadłużenie najsłabszych gospodarek strefy euro - Grecji, Hiszpanii i Portugalii.
Na dodatek we wtorek MFW ostrzegł Austrię, że znaczne zaangażowanie banków z tego państwa na europejskich rynkach wschodzących zwiększa zagrożenie dla jej finansów. To kolejny kraj strefy euro, który dołącza do listy mających, bądź mogących mieć kłopoty.
Wszystkie te strachy na raz
- Dziś wszystkie te strachy pospołu zajrzały w oczy inwestorów na wszystkich światowych giełdach - napisali analitycy Gold Finance w komentarzu.
Na fali powszechnego strachu i obaw o 16 złoty przejściowo osłabł nawet do 4,17 za euro. Za dolara płacono 3,43 zł, a za franka prawie 3,16 zł. Po 16 złoty zaczął odzyskiwać wartość i w porównaniu z najniższymi dziennymi notowaniami umocnił się do głównych walut o 2-5 groszy. Jednak choć wtorkowe notowania w relacji do euro zakończył na poziomie z poniedziałku, to do dolara stracił w ciągu dnia 2 grosze, do franka 4, a do funta 3 grosze. Euro jest we wtorek najdroższe od 7 czerwca, a do poziomu z marca ubiegłego roku powrócił frank szwajcarski. Brytyjski funt jest najdroższy od lipca 2009 roku.
Czy to druga fala?
Czy to początek drugiej fali kryzysu? I co nas jeszcze czeka - zastanawiają się wszyscy. Tego nikt nie wie. Jednak analitycy mówią, że niedługo oceny inwestorów mogą się znacząco zmienić.
- Tak silny spadek indeksu Conference Board, jeżeli tylko wykluczyć "wypadek przy pracy", stawia pod znakiem zapytania perspektywy amerykańskiej gospodarki. Dlatego trudno USA traktować jako bezpieczną przystań. Szczególnie, że już niedługo reformująca się i korzystająca ze słabej wspólnej waluty strefa euro, może okazać się ciekawą alternatywą dla inwestorów - napisali analitycy XTB.
Wtóruje im Naill Ferguson, profesor historii z Uniwersystetu Harvarda. Mówi on, że kryzys długu w greckim stylu za 2-3 lata może czekać... Stany Zjednoczone. Według Fergusona deficyt Stanów Zjednoczonych może podważyć zaufanie inwestorów do Waszyngtonu, a Ameryka nie robi niczego, by radykalnie zmienić politykę fiskalną.
Ale Ferguson powiedział też, że plany cięć deficytów budżetowych i wysokie koszty obsługi zadłużenia grożą Unii powrotem kryzysu.
- Wydaje się że Unia zmierza w kierunku drugiego dna recesji. To powód do zmartwienia, po drugie martwić może tak silne osłabienie euro wobec dolara. Jeśli Ameryka chce wyrwać się z recesji dzięki eksportowi, ostatniej rzeczy jakiej potrzebuje jest dewaluacja konkurencyjnej waluty. Problemy Ameryki i Europy są więc ściśle powiązane, choć obecnie dużo trudniejsza sytuacja panuje w Europie - powiedział.
ram/iga
Źródło: www.tvn24.pl
Użytkownik Kukhuri Sirupate edytował ten post 29.06.2010 - 22:49
Napisano 29.06.2010 - 23:00
Napisano 30.06.2010 - 21:51
Napisano 01.07.2010 - 11:00
Napisano 04.07.2010 - 19:22
Napisano 04.07.2010 - 21:48
Napisano 06.07.2010 - 07:38
Napisano 06.07.2010 - 08:24
Podejrzewam (choć mogę się mylić), że będzie to wyglądało podobnie jak na rynku mieszkaniowym. W którymś momencie część firm okaże się przewartościowana, a zobowiązania przerosną wartość tych inwestycji, doprowadzając je do bankructwa.Co tak na prawdę jest powodem takiego stanu rzeczy? Gdzie znikną pieniądze które są w obrocie?
Użytkownik Paweł edytował ten post 06.07.2010 - 08:24
Napisano 06.07.2010 - 14:32
Napisano 09.07.2010 - 20:23
dziś, 11:24
Ekonomiści: depresja, druga fala i deficyty
Ekonomista Paul Krugman dorzucił ostatnio wiele mocnych argumentów w debacie na temat najlepszej drogi wyjścia z Wielkiego Kryzysu i ani razu nie wspomniał o słowie na literę „D”. „Obecnie znajdujemy się we wczesnym etapie trzeciej depresji”, napisał 27 czerwca zdobywca nagrody Nobla w swoim artykule w New York Times, odnosząc się do poprzednich kryzysów amerykańskiej gospodarki, które zaczęły się w 1873 i 1929 roku. „Ten trzeci kryzys będzie przede wszystkim porażką polityki”.
W tym tygodniu stacja CNN rozmawiała z Krugmanem i kilkoma innymi najważniejszymi ekonomistami, pytając o to „Jaka jest najlepsza droga naprzód: większe rządowe pakiety stymulacyjne, czy cięcia w publicznych wydatkach?”.
Krugman powiedział CNN, że kryzys, który zaczął się w 2007 roku i pogłębił się 2008 roku jest dopiero trzecim światowym kryzysem finansowym od 1873 r. „A reagujemy na niego w taki sposób, że jeżeli nie nastąpi odwrócenie polityki, to z pewnością kryzys się powtórzy”, powiedział.
Krugman argumentuje, że większe pakiety stymulacyjne są konieczne do zwiększenia zatrudnienia, zanim światowa gospodarka, prowadzona przez Stany Zjednoczone, nie popadnie w wir wysokiego bezrobocia i ciągłej deflacji, która doprowadza do stagnacji w gospodarce, ponieważ konsumenci, oczekując na spadek cen, wstrzymują się z zakupami dóbr i usług.
„Jeśli pracownik pozostawał bez pracy przez trzy, cztery lata, to bardzo trudno będzie mu wrócić do pracy”, powiedział Krugman. „Każdego roku toczymy podobne zmagania i wciąż zbliżamy się do deflacji”.
„W zasadzie nie dyskutujemy już o tym jak zmniejszyć bezrobocie, a zamiast tego, zupełnie bez kontekstu, rozmawiamy o oszczędnościach budżetowych i o tym, że musimy ograniczyć deficyty i to w momencie, kiedy to nie powinien być nasz priorytet”, powiedział Krugman.
Koncepcje Krugmana popiera inny noblista Joseph Stiglitz z Columbia University. „Jeszcze za wcześnie, aby wycofywać się ze wsparcia publicznego, a z pewnością za wcześnie aby zakończyć wsparcie dla systemu bankowego”, powiedział CNN.
„Nie mamy jeszcze podstaw do zdrowego wzrostu. A jeżeli polityka podatkowa będzie utrudniać ten wzrost, to istniej poważne ryzyko wystąpienia drugiej fali. Zatem trudno się dziwić, że banki odczuwają wielki niepokój”.
Stiglitz jest przekonany, że świat może popełnić błędy amerykańskiego prezydenta Herberta Hoovera, który w 1929 roku zaczął ciąć wydatki. „Istnieje na to prosty dowód”, powiedział Stiglitz. „Nazywamy je politykami Hooweryckimi (rządowe oszczędności), ku czci Herberta Hoovera”.
Stiglitz stwierdził, że USA powinny ograniczyć wydatki na wojsko i więcej pieniędzy inwestować w kraju, aby firmy zaczęły płacić większe podatki. „Skutkiem tego długoterminowy deficyt krajowy będzie mniejszy”, powiedział.
Ale Niall Ferguson, historyk i profesor szkoły biznesu Uniwesytetu Harwarda, twierdzi, że narodowe długi muszą zostać ograniczone, aby inne kraje rozwinięte nie powtórzyły losu Grecji, od której inwestorzy odwrócili się i nie chcieli kupować jej obligacji, co spowodowało kryzys w całej strefie Euro.
„Albo będziemy próbowali rozgrywać kolejną Keynesowską kartę i nadal stymulować gospodarkę, albo pogodzimy się z rzeczywistością i bliską możliwością podwyżki podatków i cięć budżetowych, jeśli Stany Zjednoczone mają zachować wiarygodność na światowym rynku obligacji”, powiedział CNN Ferguson.
„Zatem pod pewnym względem, jeśli spojrzymy na kryzys finansowy jako na reakcję łańcuchową, jako coś, co przechodzi z jednej fazy do drugiej bez szybkiego i dobrego zakończenia, to wchodzimy w nową, dość straszną fazę. Europa już w nią wkroczyła”, powiedział Ferguson.
„Teraz mamy tam do czynienia z kryzysem finansów publicznych, który jest następnym etapem kryzysu. Problem polega na tym, że w ciągu dwóch lat w USA zaistnieje podobny problem i Stany Zjednoczone nie będą już mogły skorzystać z opcji Keynesowskiej”, powiedział.
„Powiedziałbym, że USA oczekują teraz na egzekucję, w momencie, w którym europejski kryzys się rozwija, ale bezlitosna arytmetyka fiskalna dopadnie każdy kraj, nawet Stany Zjednoczone, które są oczywiście postrzegane jako najatrakcyjniejszy, bezpieczny raj inwestycyjny”, stwierdził. „Już od pewnego czasu mówię, że amerykańskie obligacje są tak samo bezpieczne jak Pearl Harbor na początku 1941 roku”.
Olivier Blanchard, główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego, powiedział CNN, że obecnie wygląda na to, że gospodarka unika drugiej fali recesji, ale to może się zmienić, w zależności od wielu czynników, takich jak kryzys zadłużenia w Europie. Tak, czy inaczej zadłużenie publiczne trzeba ograniczyć, powiedział.
„Musi nastąpić konsolidacja finansów publicznych – nie możemy nadal działać z takimi deficytami, które mamy. Powinno to być jednak przeprowadzane w drodze wiarygodnego średnioterminowego planu ... planu, w którym wiele lat zajmuje stworzenie stabilnej stopy wzrostu PKB”.
Podobne poglądy ma Kenneth Rogoff, profesor zajmujący się polityką publiczną na Uniwersytecie Harvarda i były główny ekonomista MFW.
„Nie można działać szybko. Tego bym nie doradzał. Ale pomysł, aby wydawać i wydawać, aż zabraknie nam tchu, tylko dlatego, że być może mamy Wielki Kryzys, wydaje mi się szalony”, powiedział Rogoff.
Źródło: www.onet.pl CNN
Użytkownik Kukhuri Sirupate edytował ten post 09.07.2010 - 20:25
Napisano 02.08.2010 - 22:14
0 użytkowników, 7 gości, 0 anonimowych