Może jest to wynikiem tego, że moi rodzice są rozwiedzeni, ale też nie wierzę w to że miłość jest wieczna, może nie licząc miłości rodzicielskiej, która jest jednak wynikiem instynktu macierzyńskiego, który dla naszego gatunku jest strategiczny.
Witamy po tej samej stronie barykady - z tym, że właśnie to, że losy moich rodziców tak się pokrzyżowały zmieniły zupełnie moje postrzeganie spraw miłości, związków czy emocji.
Z czasem uczucia gasną a jedyne co pozostaje po dawnej miłości to w najlepszym przypadku przywiązanie, a w najgorszym: żal i niechęć.
Nie chcę zmieniać Twojego podejścia bo masz do niego prawo ale czy nie uważasz, że zbytnio generalizujesz ? Znam wiele osób, które są w swoich związkach szczęśliwe (ot np. moi dziadkowie), ciągle się kochają i tak po ludzku po prostu im siebie brakuje - uczucie samo nie będzie ciągle płonąć jeżeli się o nie nie zadba, to nie jest jakieś panaceum na problemy a coś o co trzeba walczyć i pielęgnować - jedynym problemem jest sytuacja w której podtrzymywać ten ogień chce tylko jedna strona.
Teraz nie ma takiego przymusu a rosnąca ilość rozwodów jest (moim zdaniem oczywiście) nie tyle wynikiem spłycenia relacji międzyludzkich, co większą akceptacją społeczeństwa i lepszą sytuacją finansową kobiet.
Moim zdaniem fakt za takowy stan ponosi czerwony wujek Stalin, Adolf i cała reszta tego lewackiego motłochu. Brak poszanowania zasad moralnych i etycznych, przerzucenie odpowiedzialności za dzieci nie na rodzinę a na państwo, kult pracy i totalne zeszmacenie społeczeństwa (zaznaczam od razu, że dotyczy to tak jak kobiet jak i mężczyzn - nie ma żadnej różnicy w tym kto się puszcza). Traktowanie miłości jak zabawki i sprowadzenie seksu do czynności fizjologicznych jak załatwienie potrzeby w kiblu - ot cały lewacki styl życia (najlepiej jeszcze na koszt innych).
Jeżeli ktoś składa przysięgę wierności, choć wie, że jest niewielkie prawdopodobieństwo że rzeczywiście będzie w stanie jej sprostać, to tak jakby od samego początku oszukiwał tą drugą osobę i samego siebie.
Uważam, że taka osoba albo nie dojrzała jeszcze do przysięgi wierności (o to kolejny punkt "postępowców" - po co czegokolwiek od siebie wymagać ?) albo po prostu nie znalazła jeszcze odpowiedniego partnera.
Ja rozumiem, że ludzie są już tak stłamszeni przez system, że nie mają najmniejszej ochoty się buntować, ale mimo wszystko miałem jakąś nadzieję... cóż może jednak Nietzche miał rację pisząc o tych "wolnych duchach"
.
Użytkownik Shinji77 edytował ten post 05.09.2011 - 17:22