Uniwerse24, gdyby energia miała świadomość to wszystko niemal byłoby świadome. Tymczasem z tego co wiem to niewiele organizmów żywych jest świadomych swojego istnienia. I tu chyba nie trzeba dowodów i badań.
Napisano 09.12.2014 - 00:26
W ogóle mnie ta hipoteza nie przekonuje. Żeby mózg mógł działać i być świadomy nie jest potrzebny żadna dodatkowa cząstka czy coś w tym stylu.
Ten J. Eccles wygłaszał wiele swoich opinni na temat duszy, religijności i sam był dość wierzący. wystarczy zacytować parę fragmentów
Wierzę, że moje istnienie jest fundamentalną tajemnicą, która przekracza każdą biologiczną ocenę rozwoju mojego ciała (również mózgu) z jego genetycznym dziedzictwem i ewolucyjnym pochodzeniem. Byłoby nierozsądnym wierzyć, że ten wspaniały dar świadomego istnienia nie ma dalszej przyszłości oraz możliwości egzystencji w innej niewyobrażalnej rzeczywistości
Możemy patrzeć na śmierć ciała i mózgu jako na rozpad naszego dualistycznego istnienia. Mamy nadzieję, że uwolniona dusza znajdzie nową przyszłość o głębszym znaczeniu i bardziej zachwycających doświadczeniach w jakiejś odnowionej ucieleśnionej egzystencji zgodnie z tradycyjnym chrześcijańskim nauczaniem"Nie wiem na ile te cytaty to dokładne tłumaczenia ale przyjmijmy że oddają jego poglądy dobrze. Widać po tych wypowiedziach że żywił wiarę w życie po życiu, w duszę, miał nadzieję że coś jednak będzie potem. Są inni naukowcy którzy również mają takie poglądy, nie on jedynym
Z czego "składa się energia", skąd się wzięła, od kiedy istnieje.Wzięła się z wielkiego wybuchu, potem powstała materia.
A jak wiemy, atomy w 99 % są puste, a 1 % ich masy stanowi energia. nie wiemy czym dosłownie jest energia, nigdy nią nie byliśmy.
Zapędzasz się w jakieś dziwne dywagacje, to tylko gmatwa temat i nic więcej. Jak chcesz się bawić w takie coś, to baw się sam.
No i co z tego że żywił? Odpowiedz na jego teorie, a nie na to w co wierzył.
Nie bawię się, pokazuje luki i paradoksy nauki.
Napisano 09.12.2014 - 02:50
Swojego czasu chwyciła mnie pewna refleksja i choć traktuję ją z przymrużeniem oka to pomyślałem, że warto się nią podzielić. Otóż za Maxem Tegmarkiem pomyślałem, że po śmierci nasza świadomość może wytworzyć nowy wszechświat, ale na tym nie koniec. Każdy z możliwych stanów kwantowych przypadnie nam w udziale. W ten sposób w kolejnym wcieleniu będziemy nadal tą samą postacią, ale z drobnym wyjątkiem i całe nasze nowe życie od poprzedniego będzie różniło się tylko tym, że o 12:21 5 maja 2012 roku zamiast posłuchać Bacha puściłem sobie Straussa. Nie jest to optymistyczna hipoteza i napawa ona pewnym zaniepokojeniem, bowiem w zgodzie z nią nasza świadomość zapuści się w rejony, których wolelibyśmy nie znać z autopsji. Pewnego razu obudzimy się jako psychopaci, by kolejnego stać się Berią, a jeszcze później Awicenną czy Heleną Eilstein. Zgoła odmiennie wyglądalibyśmy gdyby wszechświat przyjął inne stałe, albo gdybyśmy zamieszkiwali inną planetę. Wtedy nasz wzrost mógłby średnio przekraczać 20 metrów, dzięki różnej od Ziemskiej sile grawitacji. Wszystko to w zgodzie z teorią wieloświata Everetta. Niefortunne wydaje się być samo określenie "życie po śmierci". Niewykluczone, że czeka nas dalsza egzystencja, nawet najbardziej zatwardziali ateiści nie są wstanie wykazać, że świat nadnaturalny jest wyłącznie produktem czyjejś fantazji, ale sam termin życie nie jest zbyt właściwy. Wielu ludzi wyznających ten pogląd utożsamia nasze dalsze losy z tym do czego przyzwyczaiła nas biologia. Wraz z zanikiem funkcji życiowych nieprawdopodobnym jest, jakoby zostały one zachowane po śmierci, a na zmartwychwstanie w dzisiejszych czasach raczej nie ma co liczyć. Mózg w procesie jakim jest śmierć zachowuje się podobnie do komputera, który defragmentuje lub formatuje dyski. Mózg wykazuje wtedy hiperaktywność. Niektórzy twierdzą, że w ten sposób świadomość jest przygotowywana do wypełnienia następnego rezerwuaru. Być może energia jest takim nośnikiem sygnału, którym jest nasza świadomość, w końcu w przyrodzie nic nie ginie. Moja hipoteza to taka zmodyfikowana reinkarnacja. Nie traktuję tych rozważań poważnie, tak tylko spekuluję. Kiedy umrę i tak nikt się nie dowie czy miałem choć odrobinę racji.
Napisano 10.12.2014 - 02:39
Wszystko, ale zobacz. W sumie to ma sens.
Jeżeli porównujesz komputer do naszego mózgu to bądź w tym przypadku konsekwentny.
Jeżeli włączysz komputer, będzie działał i dalej co? "Żyje", lecz jest jak zombi, bezużyteczny, stały, jednak gdy do niego podejdziesz, zaczniesz nim sterować, wtedy "działa", jego egzystencja ma sens. To teraz popatrz na sytuację z człowiekiem: gdyby nie było świadomości, nasz mózg (wraz z całym naszym organizmem) by żył, lecz (jak w przypadku komputera bez "sterownika") jak zombi, bez "tchnienia", poczucia "życia". Teraz, dodajmy świadomość - widzimy Nas, istniejących, rozumujących i świadomych swojego "siebie". Jeżeli w przypadku komputera, sterownik nie jest "komputerem", tylko jego "panem", tak samo możemy potraktować Nas, nasze Ciała to komputery, a Świadomość to "COŚ", CO wszystkim zarządza (czyli stricte, MY).
Napisz mi: wierzysz w ogóle w Świadomość? (podstawowe pytanie do dalszej analizy oraz dyskusji na ten temat)
Użytkownik Slaviola edytował ten post 10.12.2014 - 02:39
Napisano 10.12.2014 - 07:25
Użytkownik Wszystko edytował ten post 10.12.2014 - 07:30
Napisano 10.12.2014 - 08:39
To takie prymitywne myślenie. Komputer od momentu wciśnięcia przycisku zasilania działa i wykonuje setki różnych rzeczy. Począwszy od sprawdzenia sprawności poszczególnych komponentów poprzez wczytanie boot-sektora, załadowanie systemu ze wszystkimi komponentami jego na załadowaniu i uruchomieniu kilkudziesięciu programów, które cały czas pracują w tle i coś robią. Komputery, o jakich piszesz istniały i miały się dobrze jeszcze w latach 70tych, gdy czasem trza było wprowadzić ręcznie do pamięci program, który wczyta system operacyjny z zewnętrznego nośnika. Choć i to nie zawsze, bo czasami ta funkcja była wbudowana sprzętowo w formie na przykład specjalnej matrycy diodowej. Zapominasz też o tym, iż system operacyjny i inne programy są zapisane na nośniku de facto niezależnym od komputera, i można je podmienić na inne, pod warunkiem że będą kompatybilne ze sprzętem.Wszystko, ale zobacz. W sumie to ma sens.
Jeżeli porównujesz komputer do naszego mózgu to bądź w tym przypadku konsekwentny.
Jeżeli włączysz komputer, będzie działał i dalej co? "Żyje", lecz jest jak zombi, bezużyteczny, stały, jednak gdy do niego podejdziesz, zaczniesz nim sterować, wtedy "działa", jego egzystencja ma sens.
Trzymając się analogii komputerowej, "software" mózgu jest zapisane w pamięci RAM ogromnej pojemności. Nie ma trwałego nośnika informacji. Dlatego jak wyłączy się prąd, pamięć zostaje wykasowana, a po włączeniu mózg nie działa, bo nie ma softu. Choć i to nie jest do końca adekwatną analogią, bo w "pamięci RAM" mózgu przechowywane są też informacje o układzie i priorytetach połączeń między poszczególnymi neuronami. Do tego w przeciwieństwie do mózgu zanik zasilania komputera nie powoduje zniszczenia wszystkich tranzystorów w CPU.To teraz popatrz na sytuację z człowiekiem: gdyby nie było świadomości, nasz mózg (wraz z całym naszym organizmem) by żył, lecz (jak w przypadku komputera bez "sterownika") jak zombi, bez "tchnienia", poczucia "życia". Teraz, dodajmy świadomość - widzimy Nas, istniejących, rozumujących i świadomych swojego "siebie". Jeżeli w przypadku komputera, sterownik nie jest "komputerem", tylko jego "panem", tak samo możemy potraktować Nas, nasze Ciała to komputery, a Świadomość to "COŚ", CO wszystkim zarządza (czyli stricte, MY).
Równie dobrze można zapytać, czy wierzysz w grawitację.Napisz mi: wierzysz w ogóle w Świadomość? (podstawowe pytanie do dalszej analizy oraz dyskusji na ten temat)
Napisano 10.12.2014 - 19:38
Napisano 10.12.2014 - 22:25
Mam pytanie. Uznając umysł za dusze, czym w takim razie jest świadomość? Czy jest to funkcja umysłu?
Napisano 10.12.2014 - 23:01
Witam,
uznajcie to za offtop, ale po prostu musiałem
Pozdrawiam,
Auegamma
Napisano 14.03.2015 - 22:32
Miesiąc temu umarła na raka moja koleżanka z pracy, była w moim wieku, miała dziecko w tym samym wieku co moje, około 4 lat. Była osobą niesamowicie pozytywną, radosną i pomocną dla innych ludzi. Dobrze się odżywiała, nie paliła, nie piła, uprawiała sport, w rodzienie nie miała przypadków raka. Dowiedziała się, że jest chora w grudniu zeszłego roku. W lutym już jej nie było.
Od tamtej pory nie mogę się otrząsnąć. Nie byłyśmy wprawdzie blisko, ale prowadziłyśmy podobne życia. Ja jestem typem okropnej pesymistki a ona była typem klasycznej optymistki. Zawsze mówiła mi " głowa do góry". Jak ją raz zapytałam, dlaczego wytrzymuje pracę na tak ciężkim stanowisku (była asystentką bardzo agresywnego i wymagającego szefa, który regularnie dawał jej w kość, darł się, wprowadzał okropny stres) to odpowiedziała, że ona tego tak nie postrzega, dla niej to wyzwanie, że lubi swoją pracę, ale cały czas się dokształca, aby w przyszłości znaleźć swoją wymarzoną pracę w marketingu i w końcu dobrze zarabiać i spełniać się zawodowo. Teraz jej już nie ma.
Nie mogę się z tym pogodzić. Często o tym myślę.. Ona miała ciężkie życie z tego co wiem. Dopiero dobre życie było przed nią.. i jej już nie ma.
Jak się tak nad tym zastanawiam, to jedyne co mnie pociesza, że ona jednak gdzieś tam jest... że istnieje jakieś życie po śmierci.
Wydaje mi się, że nasze umysły są tak zaprogramowane, żeby tego po prostu nie ogarnąć. Nie możemy z jakiegoś powodu poznać tej tajemnicy i wszystko się wyjaśni dopiero po naszej śmierci.
Jednak ja nie dopuszczam do siebie myśli, że po śmierci, po prostu zgasnę.. że zniknę, że nie zobaczę już nigdy najbliższych! Nie zgadzam się na to. To się nie mieści w mojej głowie! Po co w takim razie się rodziłam? Po co tworzyłam te relacje? Dlaczego kocham? Dlaczego jestem tak bardzo związana z najbliższymi? jakie to ma znaczenie, jeśli po śmierci nie miałoby być niczego? Po co natura miałaby być tak okrutna? Po co mielibyśmy kochać? Tylko po to, aby tak po prostu zniknąć?
Ja nigdy nie przyjmę tego do swojej świadomości. Zostanę tu choćby na siłę
Użytkownik Claire edytował ten post 14.03.2015 - 22:33
Napisano 15.03.2015 - 00:52
Po co natura miałaby być tak okrutna?Ale jak umrzesz to nawet nie będziesz wiedzieć, że nie żyjesz, bo... będziesz martwa. Po prostu. Tak jak przed narodzeniem nie wiedziałaś, że się urodzisz.
No i to właśnie jest okrutne. Bo zabiera nam to wszystko co mamy teraz w sercu, duszy i myślach... Jeśli nie ma już nic to natura nas resetuje, zabiera nam wszystko.. wspomnienia, miłość, uczucia, świadomość! To jest okrutne.
Patrząc na to od strony osoby, która zostaje po stracie bardzo bliskiej osoby to również jest okrutne bo kiedy odchodzi od nas ktoś bardzo bliski i cierpimy to pragniem tak bardzo mocno, żeby ten ktoś gdzieś był. Mówimy do niego..
Jeśli ludzie udowodniliby, że po śmierci nie ma już nic to odczuwaliby pustkę.
Napisano 15.03.2015 - 01:04
Swoją drogą zastanawialiście się kiedyś dlaczego ja to "ja"? Dlaczego np ja nie jestem Connorem, albo Wszystko, albo chociaż kolegą z osiedla. Albo dlaczego akurat urodziłem się teraz, a nie 50 lat wcześniej, albo 50 lat później. I nie chodzi mi tu o odpowiedzi, że bo akurat teraz urodziła Cię mama. Równie dobrze moją mamą mogła być jakaś babeczka 200 lat temu. Co zaszczepiło tą świadomość, że to właśnie jestem ja. Zawsze mnie to zastanawiało.
0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych