Skocz do zawartości


Zdjęcie

Wybory Parlamentarne 2011


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
937 odpowiedzi w tym temacie

#196

Kajman.
  • Postów: 694
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Większość absolutna to 51%.

Gwoli ścisłości, większość absolutna to 50% + 1 głos, nie musi być 51%, może być 50,5% albo nawet 50,001% byleby było powyżej 50%. ;)
  • 1



#197

mefistofeles.
  • Postów: 751
  • Tematów: 13
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano


30% to chyba nie większość...


Większość, ale nie absolutna. Większość absolutna to 51%.
Żadna partia nie ma więcej niż 30%.


Po pierwsze: 30 % to nie jest większość, tylko mniejszość (nawet gdy żadna inna partia nie przekracza 20%).

Po drugie: Te 51% o których piszesz to nie jest żadna większość absolutna ( nie istnieje takie pojęcie). Jest to większość zwykła.

Po trzecie: Jak słusznie zauważył kolega z postu wyżej większość zwykła to 50% + 1 głos, a nie 51%.

a teraz ciekawe spostrzeżenia JKM dotyczące socjalizmu (czyli ustroju nadajacego dziś główny ton UE). Słusznie zauważa, że samo słowo "socjalizm" czy też "budowa socjalizmu" jest dziś skompromitowana dlatego używa się substytutu w postaci "państwa opiekuńczego". Pod pretekstem opieki nad ludźmi Państwo po jakimś czasie przywłaszcza sobie ich majątek. Np: bezpłatne wyższe wykształcenie. Dzieci z rodzin zamożnych prawie zawsze idą na studia. Z biednych tylko niektóre- te najbardziej zdolne. Te mniej zdolne idą do pracy i płacą cięzkie podatki...np na "bezpłatne" studia dzieci z rodzin zamożnych. I czasem jeszcze głosują na tych "opiekunów" w podzięce za to, że tak się troszczą o dzieci z uboich rodzin. Tak samo w przypadku emerytur. Kiedyś ludzie biedni o tym wiedzieli, dlatego masowo uciekali w XIX w do Ameryki- gdzie panował dziki i drapieżny kapitalizm, gdzie nikt się nikim nie "opiekował", ale za to podatki były minimalne a dolar biedaka był wart tyle samo co dolar bogacza. Dziś dzieciom wbija się w szkołach, że kapitalizm jest zły dla biednych, a one mają cieszyść się, że mają "dobrych opiekunów"

Miłujmy się
  • 2



#198

Kajman.
  • Postów: 694
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Dla wszystkich sympatyków Korwina-Mikkego i Kongresu Nowej Prawicy. Wczoraj wieczorem pojawił się na stronie korwin-mikke.pl oficjalny komunikat w sprawie startu w wyborach. Oto on:

KOMUNIKAT

Zarząd Kongresu Nowej Prawicy postanowił, że Partia idzie do wyborów samodzielnie. Organy Partii podejmują działania w ramach struktur wyborczych.

Szefem Sztabu Wyborczego jest kol.Adam Woch. Jako v-Prezes włączy On Członków Partii w strukturę Sztabu.

Prezes JKM roześle w trybie natychmiastowym Instrukcję dla Koordynatorów Okręgowych.


A więc KNP wystartuje do wyborów sam, bez koalicjantów. Może to i lepiej, bo próg wyborczy dla partii wynosi 5%, a dla koalicji 8%.
Natomiast z list KNP mieli startować również członkowie UPR. http://www.uniapolit...yki-relanej-upr Nie wiem, czy ta informacja jest nadal aktualna.

No i ciekawi mnie nadal kwestia ewentualnej koalicji PJN-UPR-PR. Może już niedługo się czegoś dowiemy.
  • 0



#199

mefistofeles.
  • Postów: 751
  • Tematów: 13
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Mała zagadka. Jak myślicie, kto wypowiedział takie o to słow?:

" Platforma Obywatelska w czytelny sposób powiedziałą Polakom, że jak zostanie u władzy, to podniesie podatki. W ustawie o VAT już wprowadziłą automatyczną podwyżkę podatku do najwyższego progu 25%. Zapowiedziała wieloletnie zamrożenie progów podatku PIT. Skala niekompetencji rzadu Premiera Tuska jest przerażająca. Jak to możliwe, że mamy 4% wzrostu gospodarczego i 112 mld deficytu w finansach publicznych! To jaki będzie deficyt, gdy przyjdzie zła koniunktura i wzrost gospodarczy spadnie do 1%? 200 mld?. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić gorszego Rządu od tego, który dziś kieruje Polską. Gdy myślę ile głupstw może zrobić w nowej kadencji gabinet Donalda Tuska, to mam nadzieję, że Platforma straci włądzę.

Cały dług prywatny i publiczny w relacji do PKB wynosi już 70%. Żeby uchronić Platformę przed blamażem Premier i Ministre Finansów zaplanowali, że w trakcie najbliższych 10 lat schowają przed obywatelami około 300 mld długu publicznego. Z tego ok 200mld przez manipulacje w OFE, 30mld już schowali w Krajowym Funduszu Drogowym, a po zmianie ustawy o BGK pieniądze wydawane na infrastrukturę nie będą wliczane do długu publicznego. Przez pierwsze trzy lata rządów Tuska wyprodukowano dług w wysokości 18% PKB. Gierkowi zajęło to 2 lata dłużej."


Myślicie zapewne, że to słowa Kaczyńśkiego, albo kogoś z jego otoczenia...otóż nie. Te słowa wypowiedział Krzysztof Rybiński- doktor habilitowany nauk ekonomicznych SGH, profesor nadzwyczajny SGH, były viceprezes NBP i rektor Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Informatycznej w Warszawie.

Miłummy się
  • 4



#200

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ok, tylko podaj źródło tego cytatu, bo na google nie daję rady tego znaleźć.
  • -3



#201

mefistofeles.
  • Postów: 751
  • Tematów: 13
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ok, tylko podaj źródło tego cytatu, bo na google nie daję rady tego znaleźć.


Wywiad udzielony Krzysztofowi Różyckiemu, tygodnik Angora nr 28 (1099)
  • 1



#202

BadBoy.
  • Postów: 737
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

SKĄD SIĘ BIERZE POLSKI DŁUG PUBLICZNY ?


Prawie sześć razy więcej pieniędzy z polskiego budżetu idzie na obsługę długu publicznego niż na ochronę zdrowia, aż 19 razy więcej niż na gospodarkę mieszkaniową. Teoretycznie długi trzeba spłacać, ale… skąd się wziął tak gigantyczny dług publiczny i czy aby na pewno trzeba będzie go spłacać, skoro byłoby to kosztem społeczeństwa?

778 miliardów złotych – tyle oficjalnie wynosił polski dług publiczny na koniec 2010 r., z tego jedna trzecia to zadłużenie zagraniczne. W budżecie na 2011 r. wydatki na obsługę długu zaplanowano na 38 434 500 zł (o 6 mld zł więcej niż rok wcześniej). Oficjalnie dług publiczny w ubiegłym roku sięgnął pułapu 55% PKB (rok wcześniej – 50,9% – i był to największy wzrost od 2000 r., gdy Eurostat rozpoczął podawanie tych danych dla Polski). Oficjalny deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych – 7,9 % PKB (tzw. general governement deficyt), rok wcześniej 7,3%.

Cyfry dotyczące długu publicznego są nużące, ale też pouczające, bo to one tłumaczą stan polskiej gospodarki, przyspieszenie prywatyzacji (jak Jastrzębskiej Spółki Węglowej), kolejne cięcia socjalne, czy zamrożenie płac budżetówki. Dyskusja o długu publicznym nie jest bowiem oderwaną od życia debatą akademicką, a przede wszystkim nie powinna pozostać domeną liberalnych ekonomistów, którzy tak naprawdę za ten dług odpowiadają.

Słowa „oficjalnie” przy podawaniu wspomnianych liczb pojawia się tak często nie bez przyczyny. Oficjalne dane dotyczące stanu polskich finansów publicznych coraz częściej są bowiem podważane przez ekonomistów różnej maści: od Janusza Szewczaka, głównego ekonomistę SKOK, aż po Witolda Gadomskiego, ultraliberalnego publicystę „Gazety Wyborczej”. Ministerstwo Finansów wciąż posługuje się innymi definicjami długu i deficytu niż obowiązującymi w Unii Europejskiej. Przykładowo, według metodologii unijnej wydatki Państwowego Funduszu Drogowego wpływają na wysokość długu publicznego Polski, a według Warszawy nie.

Podstawowe pytanie jednak brzmi: skąd wziął się ten kolosalny dług? Na pierwszy ogień przychodzi na myśl Gierek. Tymczasem polskie zadłużenie jest skutkiem splotu trzech czynników: kryzysu długu PRL, podobnego do tego, z jakim mieliśmy do czynienia w latach 1980. w Trzecim Świecie (ale akurat on jest najmniej znaczącym z tych czynników), kryzysu długu publicznego podobnego do tego, jaki jest doświadczeniem bogatych państw Zachodu oraz lokalnej specyfiki – reformy emerytalnej.


POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI


Ponad trzydzieści lat temu z Zachodu zaczął płynąć do krajów Bloku Wschodniego i Trzeciego Świata strumień pożyczek. Banki kusiły niskim oprocentowaniem. Pożyczały zachodnie państwa, zachodnie banki i międzynarodowe instytucje, w których też dominowały – i dominują państwa Zachodu. Pieniądze miały iść na rozwój, infrastrukturę, przemysł. Nie była to działalność charytatywna. Rozwinął się system kredytów eksportowych: pożyczek przyznawanych krajom rozwijającym się pod warunkiem, że kupią za nie zachodnie produkty i usługi. Lata 1970. były szczytowym okresem rozwoju wielu państw usiłujących dogonić uprzemysłowiony Zachód. To łączyło tak różne kraje, jak Polskę, Brazylię, czy Koreę Południową. Bez kredytów nie było to możliwe, choć znaczna część pieniędzy została przeznaczona przez rządy państw rozwijających się na zakup uzbrojenia czy luksusową konsumpcję.

– Mówiąc wprost: kupowaliśmy wówczas pieniądze, które były tanie – szczerze wyznawał w „Przerwanej dekadzie” Edward Gierek, będący u steru Polski w latach 1970.

Kredyty potaniały dzięki dopływowi petrodolarów, które arabscy szejkowie – bajecznie wzbogaceni dzięki wzrostowi cen ropy – umieszczali na zachodnich kontach. Ale chodziło też o politykę: tanie kredyty miały wspierać prozachodnie rządy w Trzecim Świecie, albo tych bardziej niezależnych w Bloku Wschodnim. Dzięki temu mogła na pożyczki liczyć Polska Gierka, który nieco poluzował polityczny gorset w kraju, czy Rumunia Nicolae Ceaucescu, dystansująca się od Moskwy w polityce zagranicznej. Robert McNamara, stojący wówczas na czele Międzynarodowego Funduszu Walutowego, odpowiadał na krytykę pożyczek przyznanych Rumunii, że „ma zaufanie do moralności finansowej państw socjalistycznych, jeżeli chodzi o spłatę ich długów”.

– Byliśmy wzorowym dłużnikiem, spłacającym co do dnia zarówno wszystkie długi, jak i odsetki – wspominał Gierek.

Bardziej „moralny” okazał się jednak Ceaucescu. W 1982 r. przeraził się rosnącym zadłużeniem i zacisnął pasa Rumunom, by go spłacić. Do 1989 r. dług spłacono, jakim kosztem – widać dzisiaj.

Polska spłacała zadłużenie dzięki dewizom uzyskanym z eksportu węgla i miedzi. Istniały plany eksportowania aż 50 mln ton „czarnego złota”! I Śląsk fedrował. – Nasza gospodarka musi mieć te 20 milionów ton węgla eksportowego. To jedyna karta atutowa, surowcowa, my jej stracić nie możemy… – wspominał wicepremier Edward Babiuch. Górnicy pracowali po 42 niedziele.

W 1975 r. wartość zadłużenia w krajach kapitalistycznych była prawie dwukrotnie wyższa od rocznych wpływów dewizowych za eksport do tych krajów, podczas gdy za bezpieczną granicę uważa się na ogół równowartość rocznego eksportu.

Choć dzięki kredytom powstawały nowe zakłady, czy drogi, to według szacunkowych danych tylko 20 proc. otrzymywanych w latach 70. kredytów przeznaczono na finansowanie inwestycji i wzrostu mocy wytwórczych. Główną ich część (ok. 65 proc.) wykorzystano na import surowców i materiałów do produkcji.

W kwietniu 1980 r. delegacja bankierów zachodnich przybyła do Polski, podobnie jak czyniono to w przypadku innych krajów zadłużonych, na rozmowy w sprawie warunków spłaty kredytów. Magazyn „Fortune” pisał, że w czasie tych rozmów bankierzy żądali ograniczenia dotacji do podstawowych artykułów żywnościowych w celu szybszej spłaty zadłużenia. Rząd się zgodził, a już latem 1980 r. wybuchły pierwsze strajki przeciwko podwyżkom.

„Naciski wywierane przez bankierów na Polskę miały charakter podobny do ich interwencji w wielu innych krajach, gdzie domagali się oni zarówno zmniejszenia dotacji do żywności, jak i zwiększenia eksportu jako umożliwiających bardziej sprawną i szybką spłatę długów. Jest oczywiste, że zarówno ograniczanie dotacji do cen, jak i zwiększanie wywozu towarów, w tym artykułów pierwszej potrzeby, kosztem zaopatrzenia rynku wewnętrznego pogarsza warunki życia mieszkańców krajów-dłużników i prowadzi często do masowych wystąpień przeciwko sprawcom i realizatorom tego rodzaju posunięć. Protest robotniczy był zatem wymierzony przeciwko polityce uzależniania Polski od światowego kapitału” – pisał prof. Jacek Tittenbrun.


PĘTLA ZADŁUŻENIA



Skąd wzięły się problemy ze spłatą zadłużenia? Gospodarka PRL, zwana planową, bardziej uzależniona była od zachcianek różnych baronów przemysłu niż od jakiegokolwiek planu. Do odejścia Gierka we wrześniu 1980 r. udało się jednak spłacić 25 mld dolarów.

W 1981 r. Belg Eric Toussaint jeździł z pomocą dla „Solidarności”, m.in. do Katowic. Dziś jest szefem Komitetu na rzecz Anulowania Długów Trzeciego Świata (CADTM): – Z perspektywy globalnej nie ma powodu uważać zadłużenia Polski w latach 1970. za jakieś wyjątkowe. Nie tylko Polska wpadła w pętlę zadłużenia.

Na specyficzne problemy Polski nałożyła się bowiem katastrofa, która dotknęła wszystkie kraje zadłużone. W 1979 r. Stany Zjednoczone, pierwsza potęga finansowa świata, wprowadziły politykę wysokiego oprocentowania kredytu, by w ten sposób walczyć z inflacją. Wkrótce podobnie postąpiły inne państwa rozwinięte. Koszty obsługi kredytów o zmiennym oprocentowaniu momentalnie poszybowały w górę. Jakby tego nie było dosyć, recesja w latach 1980–1981 spowodowała spadek cen surowców i towarów eksportowanych przez kraje rozwijające się, a spadek zysków z eksportu oznaczał zmniejszenie środków na obsługę zadłużenia.

Po kryzysie w Polsce przyszedł czas na Meksyk, który w sierpniu 1982 r. zadeklarował, że nie jest już w stanie płacić odsetek długu. Wkrótce uczyniło tak dalszych trzydzieści państw.

W 1982 r. Polska przestała spłacać zadłużenie. Nie było z czego, ale banki przyjęły stan wojenny wprowadzony nad Wisłą z umiarkowanym optymizmem. „Wall Street Journal” (21.12.1981) pisał: „Prezydent Reagan może potępiać wypadki w Polsce, ale wielu amerykańskich bankierów uważa, że autorytarne rządy typu radzieckiego są najlepszą gwarancją odzyskania pieniędzy, pożyczonych Polsce”.

Ostatecznie zacisnęła się pętla zadłużenia. Polska, jak inne kraje w podobnej sytuacji, brała kredyty, żeby spłacać wcześniejsze zobowiązania. Prawie co roku zawierano porozumienia z wierzycielami o przesuwaniu spłat. W latach 1982–1989 spłacano średnio 20–30 proc. należnych kwot.

W czerwcu 1986 r. Polska stała się członkiem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, zalecającego zadłużonym państwom wdrażanie w gospodarce polityki tzw. dostosowania strukturalnego (promowanie eksportu, dewaluacja waluty, prywatyzacja), by znaleźć środki na spłatę długu. – W połowie lat 1980. Polska, Jugosławia i Węgry zaczęły prowadzić twardą politykę gospodarczą, praktycznie wdrażając programy dostosowawcze MFW – mówi Toussaint.

Ale dług to także polityka. Specyficzną nagrodą dla Polski za obalenie „komunizmu” było w czerwcu 1991 r. porozumienie z Klubem Paryskim, reprezentującym głównych państwowych wierzycieli, zgodnie z którym strumień należnych płatności, w formie zarówno spłaty odsetek, jak i rat kapitałowych został zredukowany o połowę. Trzy lata później zawarto podobną umowę z Klubem Londyńskim banków komercyjnych. Zgodnie z porozumieniami polskie zadłużenie zagraniczne powinno zostać spłacone do 2024 r.

Na koniec 1994 r., a więc już po przeprowadzeniu redukcji kapitału wraz z zaległymi odsetkami, zadłużenie zagraniczne Polski wynosiło 42,174 miliardów dolarów.


ZACISKANIE PĘTLI


Zawarte porozumienia nie oznaczają jednak, że zadłużenie przestało być dla Polski problemem. Trzeba było łatać dziury w budżecie i spłacać bieżące należności, stąd zaciągano nowe kredyty. Nazywano to „aktywnym zarządzaniem długiem”.

Od 1995 r. do 2005 r. Polska spłacała średniorocznie ponad 2 miliardy dolarów. Kolejne dwa lata to spłata po ponad 3 miliardy dolarów. Rekordowy był 2008 rok – Polska musiała zapłacić 4,1 miliarda dolarów, ale potem było z górki. W marcu 2009 r. ostatecznie spłaciliśmy ostatnią ratę wynikającą z zobowiązań wobec Klubu Paryskiego i pozostała nam już tylko – mikroskopijna w stosunku do obecnego poziomu zadłużenia – spłata 300 mln dol.

Szczęśliwy dla spłaty polskiego zadłużenia okazał się spadek wartości dolara, dzięki czemu teoretycznie łatwiej wyjść z tej pętli długu. Poza tym znaczący wzrost eksportu pomniejszył ciężar długu zagranicznego dla gospodarki. Było jednak przy tym wiele „ale”.

Przyjęta w Polsce strategia zarządzania długiem polegała na finansowaniu potrzeb pożyczkowych budżetu z wykorzystaniem krajowego rynku kapitałowego, czyli zadłużaniu się na rynku krajowym, przy stabilizacji polskich zobowiązań zagranicznych. Dziś zadłużenie zagraniczne stanowi tylko jedną trzecią długu Skarbu Państwa (wg kryterium rezydenta), reszta to dług krajowy, który choć jest łatwiejszy w zarządzaniu, to i tak musi zostać kiedyś spłacony.

Dług Skarbu Państwa to nie jedyne zadłużenie obciążające każdego z nas – obywateli. Na potęgę zaczęły bowiem zadłużać się również samorządy, co związane było z jednej strony z koniecznością współfinansowania inwestycji unijnych, a z drugiej – z kolejnymi przerzucanymi na nie zadaniami przez rząd, za czym nie szły jednak odpowiednie środki finansowe. Wiele samorządów pozaciągało kredyty lub wyemitowało obligacje – tak na rynku krajowym, jak i międzynarodowym. Choć dług jednostek samorządu terytorialnego stanowi tylko 6 proc. całkowitego długu Polski, to w ciągu ostatnich 10 lat wzrósł w wartościach bezwzględnych 4,5-krotnie, czyli szybciej niż całe zadłużenie.

Jednak obok publicznego rozrosły się inne długi. Zadłużenie zagraniczne sektora bankowego w Polsce wzrosło z 4,5 mld zł w 1995 r. do… 201 mld zł w 2010 r. Co ciekawe, ten 45-krotny wzrost zadłużenia dokonał się w tym samym czasie, gdy rząd sprzedał zdecydowaną większość polskich banków. I tu dochodzimy do kolejnego paradoksu: jednym z oficjalnych powodów prywatyzacji w Polsce, była konieczność spłaty polskiego zadłużenia. A tymczasem ta zależność okazała się zupełnie inna – im więcej prywatyzowaliśmy, tym wyższe było polskie zadłużenie. W ciągu ostatnich 20 lat przychody z prywatyzacji wyniosły prawie 124 mld zł, czyli ponad 6 razy mniej niż obecnie wynosi polski dług publiczny.

Francuska ekonomistka Catherine Samary stwierdziła, że transformację gospodarczą Europy Wschodniej cechowały od 2000 r. rosnące zadłużenie i bezprecedensowa od czasów dekolonizacji zależność finansowa od banków zachodnioeuropejskich. „Prywatne banki korzystały z fali rentownych lokat i nabijały sobie kabzy na swobodnym przepływie swoich kapitałów. Uprzywilejowały one „inwestowanie” w długi publiczne i kredyty konsumpcyjne, ułatwiające dostęp do hipermarketów czy lokaty w nieruchomościach, co było podstawą nakręcania bardzo niezrównoważonego wzrostu gospodarczego. Ponadto firmy wielonarodowe są w tym regionie zarówno głównymi eksporterami, jak i (w dystrybucji, motoryzacji, telefonii…) kanałami rosnącego importu i przenoszenia zysków do krajów macierzystych. Stąd wzrost w tym regionie cechowała eksplozja kredytów i nierównowaga rachunków bieżących bilansu płatniczego”.

Po 1989 r. nastąpił także, o czym wspomina Samary, skokowy wzrost zadłużenia polskich przedsiębiorstw. Dług sektora pozarządowego i pozabankowego wzrósł w ciągu ostatnich 15 lat z 14,4 mld zł do 377 mld zł. Wiązało się to z szukaniem tańszych źródeł kredytu za granicą, ale nie można zapominać, że zdecydowana większość wielkich i najbardziej rentownych przedsiębiorstw polskich jest kontrolowana przez kapitał zagraniczny – można więc zakładać, że znaczna część tego długu związana jest np. z zadłużaniem sprywatyzowanych polskich firm w zagranicznych koncernach-matkach. W tym wypadku chodzi jednak nie tylko o zadłużenie, ale także o odpływ kapitału z Polski, który Jerzy Szewczak szacuje na 220 mld zł tylko w okresie 2004-2010. A sposobów na na ten transfer jest wiele: od cen transferowych, poprzez wypłaty dywidendy, po zakupy licencji czy zmianę logo. Tak oto państwo polskie pozbawiło się możliwych dochodów, a dodatkowo stale obniżano podatek CIT licząc na skruszonych przedsiębiorców, którzy go w końcu zaczną płacić. Tyle, że – jak szczerze wyznał Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha: – Przedsiębiorstwa w większości nie płacą w ogóle podatku dochodowego, bo wykazują straty.

I ma rację, bo podatków nie płacą firmy w specjalnych strefach ekonomicznych, a CIT i tak obniżono w ostatnich dekadach z 38 do 19% – do jednego z najniższych poziomów w Europie. Efekt tej obniżki był żaden – wpływy z tytułu CIT wprawdzie wzrosły, ale tylko z powodu zwiększenia się liczby firm w Polsce. Jak czytamy w oficjalnym dokumencie Biura Analiz Sejmowych z lutego 2010 r.: „Obniżenie nominalnych stawek CIT jest uważane za czytelny sygnał o dobrym klimacie inwestycyjnym. Warto zatem zabiegać, aby stawka CIT była jak najniższa”. A na dowód tego podano przykład… Irlandii.

Na czołówki gazet trafiają informacje, o tym jak bezduszni urzędnicy fiskusa pognębili jakiegoś przedsiębiorcę, ale w cieniu pozostaje ta druga strona medalu. Z przeprowadzonej przez NIK kontroli wynika, że urzędy skarbowe mają problemy z egzekucją zobowiązań: zbyt długo czekają z wszczęciem postępowania, lub toczą się one zbyt długo, przez co wiele spraw się przedawnia. Tylko w latach 2006-2007 i w pierwszej połowie 2008 roku w wyniku przedawnienia spraw do budżetu nie wpłynęło ponad 20,8 mld złotych z CIT.

Podobnie było w przypadku stawek PIT, które obniżono z trzech poziomów: 21, 33 i 45% do obecnych 18 i 32%. Skutek – tylko ostatnia obniżka tego podatku – zaplanowana przez rząd PiS, a wprowadzono już przez PO – przyniosła straty w wysokości 5,5 mld zł w ubiegłym roku. Biorąc pod uwagę, że na tej obniżce najbardziej skorzystali najbogatsi, może to oni powinni zapłacić za kryzys?

To zresztą kolejny przekorny przykład zaprzeczający liberalnemu dogmatowi o korzystnym znaczeniu obniżki podatków dla gospodarki – im bardziej polskie rządy obniżały podatki, tym bardziej rósł dług.

Gdzieś trzeba jednak znaleźć pieniądze na łatanie dziur w budżecie, toteż systematycznie rosły wpływy – i stawki – z podatku VAT. O ile w budżecie na 2000 r., wpływy z VAT były niemal równe łącznym wpływom z CIT i PIT (52 wobec 40 mld zł), o tyle w budżecie na 2011 r. zaplanowano, że wpływy z VAT będą niemal dwukrotnie wyższe od nich (119 mld zł, wobec 63 mld zł z PIT i CIT). Podsumowując, coraz większe wpływy z podatku uderzającego najbardziej po najbiedniejszych, kosztem podatków progresywnych.


GWÓŹDŹ DO TRUMNY


Państwo polskie pozbywało się dochodów z podatków czy zysków z rentownych przedsiębiorstw, które wyprzedano na pniu, a zaoszczędzone w ten sposób środki banki, czy najbogatsi „inwestowali” w dług publiczny – dokładnie taki sam mechanizm jak w przypadku innych państw Unii Europejskiej. Obrazowo mówiąc, z jednej strony państwa pozbywały się wpływów finansowych, a z drugiej musiały się zadłużać, by pokryć deficyty – dając kolejną okazję do zarobienia instytucjom finansowym i bogatym elitom.

Ostateczny skok polskiego zadłużenia związany jest jednak z reformą emerytalną. Zwolennicy reformy, jak MFW i Bank Światowy propagowali ideę, że nie przyczynia się ona do wzrostu długu, bo po prostu powoduje tylko zmianę zobowiązań państwa wobec przyszłych emerytów z długu ukrytego na jawny. Ale dług jawny wymaga zaciągania pożyczek już teraz i płacenia od nich odsetek, a dług ukryty stanie się wymagalny w dłuższej okresie i to nie w całości, lecz stopniowo.

Nie bez kozery minister Jacek Rostowski, daleki od oskarżenia od lewicowość, przypominał, że wielkość długu publicznego wynikającego z kosztów reformy emerytalnej sięga 250 mld zł. Ministerstwo Finansów ostrzegało, że za 50 lat dług wynikający z samego wprowadzenia reformy dojdzie do 94% PKB. Szczytem dogmatyzmu popisał się zresztą Jerzy Buzek, firmujący reformę emerytalną jako ówczesny premier, a obecny przewodniczący Parlamentu Europejskiego, gdy stwierdził, że z długu publicznego powinny zostać odliczone koszty reformy emerytalnej, bo „wprowadzanie reform strukturalnych nie powinno być w żaden sposób karane”. Ale co to za reforma, na której tracą tak przyszli emeryci, jak i państwo?

Ostatnie rządowe zmiany w systemie przekazywania składek do OFE były więc niezbędne, a nad rządem ciąży miecz Damoklesa w postaci tzw. konstytucyjnych progów ostrożnościowych – przy przekroczeniu drugiego progu, właśnie relacji 55% długu do PKB, konieczny jest zbilansowany budżet, a więc ogromne cięcia w wydatkach i podnoszenie podatków. A przecież mamy wybory jesienią…

Warto jednak przypomnieć, gdyż pamięć liberałów jest krótka, jak jeszcze wiosną 2009 r. Donald Tusk chwalił się podczas wizyty w Londynie, że „Polska dba o to, aby nie uzależnić się od życia na kredyt. W takim podejściu widzi najlepszy sposób na uniknięcie skutków finansowego kryzysu”.

W najnowszym „Planie finansów państwa na lata 2011-2014” przewidziano spadek deficytu budżetu z 7,9% do 0,8%, a długu publicznego publicznego poniżej 50% PKB, choć równocześnie zadłużenie publiczne ma wzrosnąć w tym czasie o kolejne… 160 mld zł! Rząd liczy na wzrost gospodarczy, ale ktoś będzie musiał kupić te nowe papiery wartościowe za 160 mld zł – nie można więc straszyć „rynków finansowych” i trzeba im pokazać gotowość do zdecydowanych działań.

11 kwietnia 2011 r. agencja Standard and Poor’s zagroziła, że jeśli po jesiennych wyborach parlamentarnych rząd nie przeprowadzi strukturalnych reform finansów publicznych, rating Polski może znaleźć się pod presją na ich obniżenie – obecnie wynosi on A- w walucie zagranicznej (agencja zresztą skrytykowała ostatnią reformę OFE, że „nadszarpnie zaufanie rynków”). A obniżony rating to wyższe koszty obsługi długu.

Same zmiany w systemie emerytalnym jednak nie wystarczą, stąd też plany dalszych cięć socjalnych – choć na tym polu jest już coraz mniejsze pole manewru, kolejna ofensywa prywatyzacyjna, zamrożenie płac pół miliona pracowników budżetówki do 2013 r., wciąż istniejąca groźba podwyższenia VAT i nadzieje związane z inwestycjami na Euro 2012.

Ale co z tego, skoro dług i tak będzie rósł? I to dług – podkreślmy – w większości pasożytniczy, nie sprzyjający rozwojowi społecznemu Polski, lecz tylko zapewniający zyski jego posiadaczom. Problem w tym, że – jakby to nie zabrzmiało populistycznie – ten dług się po prostu komuś opłaca, ktoś na nim zarabia. Tylko dlaczego ma zarabiać kosztem nas wszystkich? Podczas majowej konferencji poświęconej długowi publicznemu w Atenach, ktoś zapytał: „To gdzie są te pieniądze, które powinny iść choćby na nasze szpitale?”. Z sali padła odpowiedź: „Na kontach w Szwajcarii”.

Autor: Dariusz Zalega
Źródło: Le Monde Diplomatique
  • 0



#203

nexus6.
  • Postów: 1234
  • Tematów: 14
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

A co z "Nocną zmianą". Też uważasz, że był to zamach stanu? Filmu Kurskiego bym raczej nie wklejał bo psuje wiarygodność Twoich wypowiedzi. Sporo w nim głupot, np. kiedy mówi o supertajnej naradzie u Wałęsy na której wyraźnie widoczni są fotoreporterzy. Film zrobiony pod tezę i dla ludzi, którzy nie potrafią ogarnąć złożonych zależności.


Hehe, nie spodziewałbym się innej wypowiedzi od wyborcy PO. Tylko jak moja wypowiedź psuje wiarygodność to co powiedzieieć o wypowiedziach twoich idoli?















:mrgreen:

Mimo to deklarujesz, że na nich zagłosujesz. To tylko hipokryzja czy jakieś "bardziej złożone zależności"? ;)

---

Sporo w nim głupot, np. kiedy mówi o supertajnej naradzie u Wałęsy na której wyraźnie widoczni są fotoreporterzy.


Ja tam widzę tylko napis "niejawne spotkanie", a nie supertajne... "Nocna zmiana" nie pokazuje żadnego konkretnego zamachu tylko cały proces. Zastanawiam się czy w ogóle obejrzałeś ten film czy przeczytałeś info z wikipedii napisane zapewne przez jakiegoś człowieka pracy... Wiadomo, że to co tam pokazane to wierzchołek góry lodowej. Spotkania w Magdalence akbi teczki spalone przez Kiszczaka były już ściśle tajne, ale do tego dostępu już pewnie nie będziemy mieli, więc opinię trzeba sobie wyrobić na podstawie tego co widzialne :roll: .
  • 6

#204

Mehitabel.
  • Postów: 758
  • Tematów: 45
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Kiedy zaczynają się brudne sztuczki...
Kiedy zaczyna się wyciąganie haków...
Kiedy media zaczynają zapuszczać haczyk nie podając szczegółów...
Kiedy służby wchodzą do akcji...

Archiwum "haków" pogrąży ważnych polityków?

Krakowska policja znalazła w mieszkaniu krakowianina Krzysztofa W. potężne archiwum dotyczące najważniejszych polityków w Polsce. Archiwum mężczyzny może pogrążyć kilku polityków z pierwszych stron gazet - podaje RMF FM.

Informatorzy Marka Balawajdra i Romana Osicy twierdzą, że W. chciał zainteresować swoimi materiałami osoby z krakowskiego świecznika. Spotykał się z nimi, robił notatki i spisywał wewnętrzne raporty.

Sprawa została utajniona przez sąd i prokuraturę. Wszystko dlatego, że W. zeznał przed sądem, że jest tajnym współpracownikiem jednej ze służb. Jak nieoficjalnie dowiedzieli się reporterzy RMF FM, prokurator wydał nakaz zatrzymania kolejnych dwóch osób, które też mogą być współpracownikami tajnych służb.

Archiwum mężczyzny może pogrążyć kilku polityków z pierwszych stron gazet
- informuje rmf24.pl.


...to wiadomo że kampania właśnie się zaczęła.

Użytkownik Mehitabel edytował ten post 06.07.2011 - 11:14

  • 0

#205 Gość_Klim44

Gość_Klim44.
  • Tematów: 0

Napisano

jak patrze na tuska to widze twarz prywaciarza cwaniaczka chyba tylko tacy ludzie głosuja na PO, ci co maja sie dobrze. Ja zaglosowałbym najchetniej na dawne UPR ale troche sie martwie ze ten glos nic nie da, zeby odsunąć tych co sa przy władzy niestety lepiej zagłosować na PiS

Poniżej ciekawa dyskusja Mikke z Ikonowiczem z końca marca b.r



juz na jesieni kolejna ustawiona debata w najwiekszych tv oczywiście bez mniej ważnych partii

Użytkownik Klim44 edytował ten post 06.07.2011 - 14:54

  • 2

#206

sharpMarv.
  • Postów: 178
  • Tematów: 14
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Hahah chcecie glosowac na JKM? :D spoko. Chlopk ma sporo racji w kwestiach gospodarczych i obyczajowych, ale w moich oczach dyskalifikuje go podejscie do mniejszosci i do kobiet. Przeciez on jest zdania ze kobieta jest gorsza od mezczyny, ze trzeba im zabrac prawo wyborcze. Po drugie, wiem ze to nie ma znaczenia, ale wyglada jak by sie urwal z cyrku. Niby jest taki inteligentny (slyszalem jak sie chwalil ze jego mozg odbiera dzwiek jak uzadzenie cyfrtowe czy cos takiego - ogolnie sugerowal ze jego osoba ociera sie o geniusz), to dlaczego nie wywnioskowal ze gdyby zaczol inaczej ubierac i zachowaywac to prwadopobnie zdobyl by wieksze poparcie? To jest polityka, to jest walka, ktos kto nie zdaje sobie z tego sprawy nigdy nie zdobedzie wladzy. Czyli nie zalezy mu na dobru Poslki tak jak mowi, bo gdyby tak bylo to by zmienil swoj styl bycia w mediach ale najwyrazniej "duma" mu na to nie pozwala. Po trzecie ciezko go sluchac, mogby wziasc jakies lekcje u logopedy. Ideologia to nie wszystko. Nie chcial bym miec takiego eksentryka za przywodce.
  • -7

#207

D.B. Cooper.
  • Postów: 1179
  • Tematów: 108
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@up
Po co ma się zmieniać, po to żeby zaraz w mediach mówiono o nowej twarzy, która została wykreowana przez PR pod wybory.
Jego atutem są te same poglądy, powtarzane jak mantra od kilkudziesięciu lat, a nie dopasowujące się do aktualnych "sondaży" jak u wszystkich i zmienne jak chorągiewka na wietrze.
Co do kobiet, to media z całego kontekstu wyszukały jedną wypowiedź i przekształcił ją w slogan "Kobieta do garów". Jakbyś się interesował, to byś takie rzeczy wiedział.
  • 1



#208

sharpMarv.
  • Postów: 178
  • Tematów: 14
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

@D.B. Cooper
Powiedz, wierzysz ze JKM zdobedzie wladze i naprawi Polske? Myslisz ze nagle nasz caly narod dozna objawienia i pojdzie glosowac na JKM? Sami pewnie uwazacie wyborcow PO za lemingi. Te lemingi to wiekszosc (ok sugeruje sie sondazami, ale czym mam sie sugerowac jak nie nimi? Opiniami ludzi? Ok zyje w woj. Lubuskim, wiekszosc osob ktore znam, jest za PO) glosujacych w Polsce tak wiec nie spodziewaj sie cudu. Ale skoro wiekszosc to lemingi to, mozna by bylo zastanowic sie nad sposobem aby zdobyc ich przychylnosc. Inaczej nie ma szans hmmm.... szanse moze sa, jak przyszedl by kryzys typu zagrozenie z zewnatrz, bankructwo itp, ale ja nie chcial bym aby cos takiego nastalo.

@lambo

Ja gdzies czytalem ze chcialby. Jedno jest pewne uwaza kobiety za cos gorszego od mezczyzn (tutaj jestem tego pewny, jak bedzie trzeba znajde wywiady z nim ktore to potwierdza) ma pewien szacunek do kobiet ale tak spaczony ze az glowa boli.

Użytkownik sharpMarv edytował ten post 06.07.2011 - 16:12

  • 0

#209

lambo.
  • Postów: 231
  • Tematów: 2
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Mniejszości nie rządzą w demokratycznym państwie. Co do kobiet, raczej im prawa wyborczego nie chce odebrać, a nie widzę powodu, dla którego "równouprawnienie" ma oznaczać dyskryminację mężczyzn. Już teraz kobiety mają często w świetle prawa przewagę, ot chociażby jeśli chodzi o rozwód i dzieci.
Prawo powinno nie rozróżniać płci i tyle.
Dodam iż jeszcze 30 lat temu w Szwajcarii kobiety nie miały prawa głosu - jak wszyscy dzisiaj widzimy Szwajcaria stoi na krawędzi bankructwa i wojny domowej. :rotfl:
  • 0

#210

D.B. Cooper.
  • Postów: 1179
  • Tematów: 108
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@D.B. Cooper
Powiedz, wierzysz ze JKM zdobedzie wladze i naprawi Polske?


Wierzę, że wejdzie do Sejmu, a gdy już się do niego dostanie to będzie tam naszą tubą.

Społeczeństwo musi odepchnąć od siebie próbę wmawiania, że JKM idzie po władze, ponieważ wtedy każdy myśli, że nie wygra z takimi partiami jak PO, PiS, SLD i głosuje na "mniejsze zło".
Gdzie na forum nie spojrzysz, wszędzie poparcie KPN, teraz tylko wystarczy ruszyć tyłki ;).
Zobaczycie, jak partia zacznie istnieć w sondażach jaka zacznie sie nagonka i zakrzywianie rzeczywistości.
  • 1




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 4

0 użytkowników, 4 gości oraz 0 użytkowników anonimowych