Dalej nikt mi nie odpowiedział z tych zagorzałych zwolenników i krzewicieli rewolucji na pytanie: Co potem?? Jaki macie plan? Noxilii, wprowadzisz swoją własną dyktaturę czy masz wujka, który się zna na rządzeniu państwem. Dlaczego wszyscy myślą, że kierowanie państwem to taka prosta łatwa i przyjemna rzecz? Dlaczego każdy uważa się za eksperta?
Żadne rewolucje, żadne przewroty. To po prostu nie ma sensu. Według mnie w chwili obecnej nie jesteśmy w stanie żyć w sposób "prawy", w świecie, w którym wilk jest syty i owca cała, gdzie robi się tylko to, co jest zdroworozsądkowe. Świat stał się na tyle skomplikowany, a powiązania polityczno-historyczne są na tyle silne, trwałe i determinujące wszelkie decyzje w państwach (i nie tylko), że w życiu się z tego labiryntu nie wydostaniemy.
Według mnie problem jest jeden - ludzi jest za dużo. Zdecydowanie za dużo. Uważam, że człowiek przystosowany jest do życia w małych społecznościach, a nie w dzisiejszych molochach. Może to zabrzmi śmiesznie, ale miasto nie jest środowiskiem naturalnym dla nas. Człowiek musi obcować z naturą, musi pracować na świeżym powietrzu, żyć w społeczności zorganizowanej, ale nielicznej. Na to jest już za późno. Za jakiś czas albo zaczniemy przymierać głodem i się wszyscy nawzajem powybijamy, albo jakieś "grube ryby" zredukują naszą liczbę w sposób przemyślany.
Nie wierzę w to, że cokolwiek możemy zmienić. Nie wierzę w demonstrowanie własnych racji, to nikogo z "nich" tak naprawdę nie obchodzi. Według mnie naszą kwestią we współczesnym teatrze jest przeżycie danego nam czasu w sposób maksymalnie dobry/wartościowy. Oczywiście nie twierdzę, że mamy być obojętni na krzywdę, absolutnie nie, ale nie damy rady już wszystkiego odkręcić.
Użytkownik Naele edytował ten post 24.05.2012 - 18:24