Największy globalny ślad wolnego rynku w tym aspekcie możemy zaobserwować w dzisiejszej UE, gdzie 27 krajów handluje ze sobą bez patrzenia na ręce drugiego i bez interwencjonizmu.
Nie, mylo, kolejny raz jesteś w błędzie. Akurat w UE mamy do czynienia z olbrzymim interwencjonizmem na rynku. Kwoty, limity produkcji, ręczne regulowanie rynku (choćby produktów rolnych). W aspekcie finansowym pompowanie pustego pieniądza w rynek przez EBC. Jeżeli to nie jest interwencjonizm, to co nim jest?
Dzieję się tak, bo kraje te sobie ufają. Zaufanie jest tutaj podstawowym aspektem. Zaufanie że inny kraj nie prowadzi w stosunku do Ciebie polityki która Cię deklasuje w stosunku do niego. Dopóki będą istnieć kraje narodowe, nie widzę szans na prawdziwie wolny rynek, bez nacjonalizmów.
Fajne założeni, szkoda, że całkowicie utopijne. Gdy w grę wchodzą interesy zaufanie schodzi na dalszy plan. Poza tym o zaufaniu mieliśmy się okazję ostatnio przekonać w przypadku sytuacji Grecji.
Dokładnie. W USA. W Polsce nie doszło do takiego rozpasania banków, by dawać kredyty hipoteczne ludziom bez dochodów. Ludzie są w stanie spłacać swoje zobowiązania, to znaczy że stać ich na nie. Może niektórym jest ciężko, ale to ich wybór.
Ten schemat działą wszędzie tak samo. Rozpasanie banków w Polsce (często filii tych samych banków) było dokładnie identyczne jak w Stanach (stosowano te same kalkulatory kredytowe), tylko że na mniejszą skalę ( co wynika z różnicy ilości konsumentów). Mniejszy wolumen obrotów na rynku lokalnym stawia placówkę w skali globalnej w sytuacji mniejszej podatności na ryzyko na tym rynku. W tym układzie wszelkie decyzje, niepowodzenia lub powodzenia odbijają się u nas rykoszetem i to po pewnym czasie. Jesteśmy w tej uprzywilejowanej sytuacji, że mamy czas aby na to zareagować.
Poza tym kryzys na rynku hipotecznym nie wziął się wcale z problemów ze spłatą kredytów. Zwiększona podaż nieruchomości spowodowałą spadek cen, w wyniku czego banki dostrzegły, że malejące wartości hipotek narażą je na straty w wypadku nie spłacania kredytów przez interesantów. Nie brak spłaty, ale obawa o brak spłąty spowodowała gigantyczną wyprzedaż. Zanim doszło to do Polski sytuacja zdązyłą się ustabilizować.
Jednak banki w Polsce nie są samobójcami, jak widać dają tyle kredytów by nie spowodować wielkiego kryzysu zadłużenia. To oznacza że Polaków stać na te kredyty, może ledwo, ale stać.
Ponownie jesteś w błędzie. Banki w Polsce nie decydują o dawaniu kredytów. Warunki ich udzielania i skala owego udzielania ustalane są w bankach matkach. Pozwól, że zilustruję to Tobie pewnym przykładem:
Był taki okres, że frank szwajcarski oscylował w granicach 2 zł do 2,50. Kredyt w owej walucie był wtedy powszechnie dostępny praktycznie we wszystkich bankach. Oczywiście obarczone to było większym ryzykiem nieściągalności niż dziś, gdyż frank po 2 zł był niedowartościowany i szybko mógł pójść w górę. Sytuacja się diametralnie odmieniła. Dzisiaj gdy frank jest solidnie przewartościowany banki ograniczają dostępność kredytu w tej walucie (ryzyko nieściągnięcia jest mniejsze niż w poprzednim przypadku).
Chęć zapobiegnięcia kryzysowi zadłużenia jest ostatnią rzeczą jaką kierują się banki. W dobie, gdy możliwe jest zarabianie na spadkach indeksów wykorzystując mechanizm dźwigni finansowej wcale to nie dziwi.
Konsumenci nie posiadają tak wiele długów, by można było tym podpierać teorię o napędzaniu konsumpcji tylko kredytem
Konsumenci dzierżą na swoich bankach dług w wysokości 800 mld zł ( zwiększony w trakcie kadencji Donalda miłujmy się o jakieś 40%). Nie jest to dług jakiegoś wirtualnego Państwa, ale nasz konsumentów, zaciągnięty w naszym imieniu.
Jeżeli rozważymy dług w skali mikro (czytaj dług na poziomie gospodarstwa domowego) to proponuję sprawdzić jak wielka grupa ludzi korzysta z pieniądza elektronicznego udostępnionego w karcie kredytowej bądź (większa częśc), w kredycie odnawialnym. Podpowiem, jest to 75 % rodzin. Naprawdę nie widzisz, po jak kruchym lodzie stąpamy? Ten lód albo się wzmocni, gdy przeprowadzimy odpowiednie reformy finansów publicznych, albo pęknie, gdy dalej będziemy brnęli w socjalizm.
Kredyt pomaga, zwłaszcza w większych wydatkach - typu telewizor, czy samochód. Ale większość konsumpcji jest tworzona przez wydawanie zarobionych pieniędzy. Polacy mało oszczędzają i uwielbiają wydawać, to jest jedno ze źródeł tej ogromnej konsumpcji.
i wszystko byłoby ok, gdyby wydawali tyle ile mają a nie więcej niż mają. Poglądy Keynesa są na dzisiejsze czasy archaiczne, zresztą Hayek mówił o tym już dawno temu.
Zwykle firmy biorą maszyny w leasing na 3 lata, albo w kredyt na lat 5. Jest to podyktowane sprawami podatkowymi i amortyzacją środków trwałych. Dłużej amortyzuje się nieruchomości. Dłuższe kredyty są też dawane na wielkie i drogie maszyny. Jednak jest to rzadkość.
Więc biorąc 3 i 5 lat za zwyczajowy okres spłacania należności za zakupione środki trwałe - to znaczy że spłacona jest większość środków trwałych z lat przed 2009 jeśli chodzi o leasing, albo 2007 jeśli chodzi o kredyt bankowy. To znaczy że środki trwałe z lat 1989 - 2007 są w większości w pełni spłacone.
jak pięknie, a nie zapomniałeś przypadkiem, że po spłaceniu jednego kredytu zaciąga się drugi, że po wygaśnięciu leasingu bierze się kolejny? Uwzględniając warunki gospodarowania dla firm tworzone przez obowiązujące prawo w zakresie gospodarczym czyni je bardziej podatnymi na okresy dekoniunktury. Odpowiednie prawo polegające na jak największej liberalizacji gospodarki to jedyna droga.
Maszyny mogą być przeniesione, ale dopiero po sprzedaży. Chyba że mówisz tutaj o zbrojnej napaści na nasz kraj.
Nieeee... firma X może zabrać maszyny jak i pozostałe zasoby z kraju o mało przyjaznych warunkach gospodarowania, do kraju, gdzie owe warunki wyglądają lepiej. Skąd pomysł o zbrojnej napaści, doprawdy nie mam pojęcia.
Mówisz o sprzedaży nierentownych i przestarzałych maszynowo zakładów z czasów PRL? Ja tu mówię o prawdziwej sile gospodarki, czyli sektorze MiŚ - małe i średnie przedsiębiorstwa. One obrosły w nowoczesne parki maszynowe i technologie. Co mnie obchodzą medialne molochy, to właśnie MiŚe tworzą większość miejsc pracy.
właśnie o nich mówię, Ty natomiast nie dostrzegasz, że owe przedsiębiorstwa są mobilne, powiem więcej , spokojnie mogą prowadzić działalność w jednym kraju mając zarejestrowaną firmę w innym. Chyba nie myślisz, że Jan Kulczyk płaci podatki w polsce?
Od tego nie staniemy się potęgą polityczną. Po za tym płace już dziś mamy o wiele niższe niż na zachodzie i nadal jesteśmy średnio konkurencyjni.
Czego jeszcze nam brakuje?
co masz na myśli potęga polityczna? Ważne jest by stawać się potentatem gospodarczym a nie politycznym. Niestety w dobie polityki "słupkowej" ludzie utożsamiają te dwie kwestie.
Ja jestem realistą. Z jednej strony ganicie niemal wszystko co dzieję się w kraju, z drugiej mówicie że zmiany w gospodarce mogą zmienić naszą pozycje wobec potężnych sąsiadów.
Oczywiście,ze zmiany gospodarcze mogą zmienić naszą pozycję wobec potężnych sąsiadów. Ta sytuacja zmienia się w sposób ciągły. Co w tym dziwnego doprawdy nie wiem.
Po przeczytaniu tego mam wątpliwości czy przeczytałeś mojego posta. Przecież podałem kilka przykładów.
podaj jeden, bo naprawdę nie mogę doczytać.
A tak na marginesie, wszystkiego dobrego w Nowym Roku, ewakuuje się bo masa spraw przede mną.