Skocz do zawartości


Zdjęcie

Dlaczego w Polsce jest dobrze


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
756 odpowiedzi w tym temacie

#391

Torek.
  • Postów: 696
  • Tematów: 15
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

@WormeX

Ale rozczaruję Cię, bo nie "nic". Jeśli nadal nalegasz, abym Ci to wypunktował, to napisz, zwrócę się do Ciebie na pw ;)
To dziwne, bo znam wiele osób, które pracują ciężko fizycznie, chociażby mój sąsiad, stolarz. Ale i tak potrafił w tym roku zrobić szopkę do kościoła na święta. Z czystej ludzkiej życzliwości zawsze przyjdzie do Ciebie, spyta przez płot: coś Ci pomóc sąsiedzie?


To ci napiszę, że nie wiem na jakim ty odludziu żyjesz, zakładając, że piszesz prawdę. Znając mentalnośc polaków jest całkowicie na odwrót. U mnie prędzej zroblili by na mnie zamach(u mnie były takie przypadki), a co dopiero spytać, czy ci pomóc ^_^

Większości osób się po prostu nie chce, bo są egoistami - co robić, żeby się nie narobić, a zarobić.


Większość osób chce zarobić jak najwięcej, chyba się ze mną zgodzisz? A ty może sam byś nie chciał pracować, żeby się nie narobić, a zarobić?

Co do smarowania miodem - chodziłeś może do szkoły? Był język polski? Uczyli o językowych środkach stylistycznych? No, jakby nie patrzeć, lekceważenie nauki poniekąd również nie jest działaniem, którym pomagasz uczynić rzeczywistość lepszą.


Głupotą jest pisanie mi, że jestem niedokształcony, gdy nie widzi się metafory i ironii w tamtym zdaniu.

Co ma sport? Opisana przeze mnie sytuacja świetnie potwierdza tezę ze smarowaniem miodem :D


Może inaczej, bo nie zrozumiesz. Czy sport wg. ciebie jest adekwatnym wątkiem, do nazwy tematu? Jak nie to załóż sobie temat i nie spamuj.

Wy cały czas odwołujecie się do emocji. Ja nie mogę odwołać się do patriotyzmu? Ba, raczej do poczucia przynależności do narodu, bo to jeszcze nie patriotyzm.

Drugi mylo...wskaż mi fragment, gdzie odwołuje się do emocji. Bo jestem chyba ślepy.
I nie, nie możesz odwołać się do patriotyzmu, a już na pewno nie w taki sposób. Patrotyzm też jest pewną formą emocji :)
Popatrz jeszcze raz na nazwę tematu.

Tak mi się należy. A co, masz z tym jakiś problem? No chyba, że twoim rozwiązaniem jest pozwolenie rządowi na "róbta, co chceta"(zresztą i tak już w ten sposób działają).


Czy się stoi, czy się leży, tysiąc złotych się należy - nieśmiertelne hasło. Pozwól, że nie skomentuję, bo brak mi słów. Za co Ci się należy?

A teraz z innej beczki. Czemu miałoby mi się nie należeć? Co masz na myśli, pisząc "należy"?

Kto więcej robi dla Polski? Z całym szacunkiem - rząd. No nie mów mi, że nie. Ale tego nie wolno rozpatrywać w ten sposób, a raczej dla każdej osoby oddzielnie. Jeśli ktoś się poświęca dla kraju kopiąc rowy 8h dziennie, to również robi coś dla kraju, tak jak osoba która siedzi w papierach, która też coś robi dla kraju.
Bo jakie będą efekty naszej dyskusji na tym forum? Żadne pewnie

Brak mi słów...parę postów wcześniej ktoś wkleił "bilans" rządzenia Tuska przez ostatnie 5 lat. I ty twierdzisz, że obecny rząd robi najwięcej? To my chyba w innych krajach żyjemy.

Ponawiam prośbę, o wypunktowanie "naszej winy", skoro swoich "osiągnięć" nie chcesz.

Użytkownik Torek edytował ten post 28.02.2012 - 01:12


#392

kapuchy.
  • Postów: 591
  • Tematów: 10
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

WormeX, ja Ci zadam tylko jedno pytanie - ile w ciągu ostatnich 4 lat zostało opublikowanych i wprowadzonych w życie nowych ustaw i ile z nich wymagało praktycznie natychmiastowych nowelizacji i poprawek, lub wręcz zawieszenia lub wycofania? WSZYSTKIE. O czym to świadczy? o całkowitej niekompetencji ustawodawców i rządu.

#393

WormeX.
  • Postów: 69
  • Tematów: 0
Reputacja Zła
Reputacja

Napisano

Jutro odpowiem na wszystkie pytania, dzisiaj tylko szybko na "rząd robi najwięcej?!" do Torka:

Tak. Rząd robi WIĘCEJ od NAS (ludzi udzielających się w tym temacie, bo o takie "nas" chodziło).
Jest multum spraw, o których my, szaraczki, nie mamy pojęcia. Te, o których wiemy, to tylko te, o których mamy wiedzieć. Ale nawet one wystarczą, żeby powiedzieć, że rząd robi więcej i ma większy wpływ na Polskę od nas tutaj :D

#394

Torek.
  • Postów: 696
  • Tematów: 15
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Jutro odpowiem na wszystkie pytania, dzisiaj tylko szybko na "rząd robi najwięcej?!" do Torka:

Tak. Rząd robi WIĘCEJ od NAS (ludzi udzielających się w tym temacie, bo o takie "nas" chodziło).
Jest multum spraw, o których my, szaraczki, nie mamy pojęcia. Te, o których wiemy, to tylko te, o których mamy wiedzieć. Ale nawet one wystarczą, żeby powiedzieć, że rząd robi więcej i ma większy wpływ na Polskę od nas tutaj :D

W takim nie zrozumiałeś, że robić coś, znaczy czynić dobrze. Zachowujesz się jak mylo. Też większość rzeczy odbierasz bardzo dosłownie.

Użytkownik Torek edytował ten post 27.02.2012 - 22:09


#395

Striker.
  • Postów: 580
  • Tematów: 11
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Zresetowałem 2 minusy WormeX'a. Nie powinniśmy dawać minusów za to, że ktoś mówi co mu leży na sercu. Każdy ma prawo do swojego zdania - WormeX równierz. Mimo, że się z nim niemalże całkowicie nie zgadzam to uważam, że minusowanie za odmienne zdanie jest chwytem poniżej pasa. PRzez taką postawę ludzie będą bali się własnej opinii zatem proszę o nie robienie tego. Przepraszam za offtop ale sprawa dotyczy tej dyskusji. Proszę szanować rozmóców bo wiele osób podchodzi do wypowiedzi WormeX'a zbyt emocjonalnie. To jest wolne forum i każdy ma prawo pisać co mu się podoba pod warunkiem, że szanuje swoich rozmówców czyli nie zachowuje się obrażliwie wobec nich. Zatem proszę o wyzerowanie tych minusów stronę wcześniej przez innych użytkowników.

Torek nie zgodzę się z Tobą, że ludzie powinni myśleć tylko o sobie. W tym wypadku WormeX ma rację i my Polacy staliśmy się strasznymi egoistami. Na zachodzie istnieje pojęcie community czyli społeczności dla któej członkowie tej społeczności wykonują różne prace społęczne. Taki rozszerzony dom kultury, który zajmuje się równierz sprawami poza szeroko rozumianą kulturą a zachaczającymi o sprawy socjologiczne.

#396

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

No w końcu się coś tutaj dzieje. ;)

Torek@

W takim nie zrozumiałeś, że robić coś, znaczy czynić dobrze. Zachowujesz się jak mylo. Też większość rzeczy odbierasz bardzo dosłownie.


Wiesz. Jest takie przysłowie.

"Nie popełnia błędów ten kto nic nie robi."

kapuchy@

WormeX, ja Ci zadam tylko jedno pytanie - ile w ciągu ostatnich 4 lat zostało opublikowanych i wprowadzonych w życie nowych ustaw i ile z nich wymagało praktycznie natychmiastowych nowelizacji i poprawek, lub wręcz zawieszenia lub wycofania? WSZYSTKIE. O czym to świadczy? o całkowitej niekompetencji ustawodawców i rządu.


A ja powiem tak. O czym to świadczy? O NASZYM pieniactwie, wiecznym kombinatorstwie.

Zrozumcie. Rząd to MY, oni wywodzą się z nas. Mają naszą mentalność, mają nasze przyzwyczajenia, mają nasze przywary. Tylko działanie oddolne pozwoli coś zmienić.

Czemu szwajcarscy mieszkańcy po zmianie w polityków nie kręcą wałów? Bo tacy tam mieszkają ludzie i taki jest tam klimat.
Czemu w Polsce bardzo dużo ludzi którzy osiągają sukces stają się bufonami i wielkimi paniczami? Bo tacy jesteśmy. Mamy takie predyspozycje.

Dlatego narzekanie na rząd uważam za pieniactwo i chęć zachowania status quo. Trzeba zauważyć że problem jest ogólny i mamy z nim do czynienia od samego dołu do samej góry naszego kraju. Oddalacie od siebie odpowiedzialność za stan kraju. Jak to łatwo zwalić wszystko na rząd. To już nie komuna.



#397

jakku1.
  • Postów: 71
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

@Strike back

Wszystkie rządy po kolei są odpowiedzialne za sytuację w Polsce. Uważam, że rząd Leszka Milera był najlepszym rządem z dotychczasowych, zaczynał od bardzo trudnej sytuacji...

Ja pamietam rzad Leszka Millera glownie dzieki aferze starachowskickiej, aferze Rywina i aferze Orlenu. Faktycznie, jest czego zazdroscic. Malo co a te rzady by sie nie skonczyly kompletna dezintegracja SLD - niektore sondaze przedwyborcze dawaly im mniej, niz 5% (no ale wiadomo jak to jest z sondazami). Pamietam tez jak pieknie Lapinski rozmontowal reforme sluzby zdrowia, wprowadzajac NFZ. I to w dodatku w momencie, kiedy kasy chorych zaczely jako tako funkcjonowac (bo na poczatku tez wydawalo sie, ze beda niewypalem). Rzad Millera mozna krytykowac i krytykowac, nie mam pojecia dlaczego akurat tamta ekipa tak Ci przypadla do gustu. Chociaz tez trzeba przyznac, ze tak gigantyczne bezrobocie nie bylo tylko i wylacznie ich wina.

Mówisz o średnich cenach mieszkań. Zgadzam się można dzisiaj kupić 20 metrową kawalerkę za 100.000 w mieście do 150.000 mieszkańców. W moim mieście ponad 500.000 mieszkańców za 100.000 nie kupisz mieszkania.

Znow strzal slepakiem. Mieszkam w baaaaardzo duzym miescie od lat (z przerwami).

Twoje subiektywne doświadczenia mało mnie obchodzą...
Dane PKO na temat średniej ceny mkw w Polsce (od wschodu po zachód, od wsi po stolice - jedna uśredniona cena za metr)
2011-07-01 2011-09-30 3 988,00 zł
2011-10-01 2011-12-31 3 829,00 zł

No i w tym tkwi problem, bo powinny Cie interesowac subiektywne opinie roznych ludzi - na tym polega dyskusja : ) Moze tak malo wiesz o rzeczywistosci, poniewaz posilkujesz sie tylko statystyka, w dodatku bardzo wybiorcza? Srednia cena metra kwadratowego dla calej Polski i wszystkich obiektow mieszkaniowych ma sie nijak do zmian wartosci konkretnej, danej, jednej nieruchomosci (a te wedlug Twojej opinii podrozaly). W kilku ostatnich latach w Polsce wybudowano spora liczbe nowych mieszkan, ktorych cena jest kilkukrotnie wyzsza od mieszkan w blokach z wielkiej plyty. Chyba nie musze wiecej dodawac i sam potrafisz juz wyciagnac wnioski (podpowiem, srednia cene metra kwadratowego wywindowalo nowe budownictwo i apartamentowce).

Albo mam lepszy pomysl. Poprzegladaj ogloszenia w gazetach. Zainteresuj sie tematem na powaznie - pojedz do biura nieruchomosci, porozmawiaj ze znajomymi, ktorzy kupowali mieszkanie. Zapytaj sie, kiedy bylo taniej - teraz czy np. w 2006.

Polecam też sprawdzić ilu Polaków w tym czasie wyemigrowało po przez sprawdzenie jak nagle z około 40 mln zrobiło się nas nie spełna 38 mln.

Przeciez ludzie zaczeli emigrowac po wstapieniu Polski do UE... A peak jesli chodzi o stope bezrobocia w Polsce przypada na okres 2002 - 2004 (czyli przed wstapieniem do UE). Zapytam wiec, co ma piernik do wiatraka? Bo to chyba jest dla wszystkich oczywiste, ze bezrobocie zaczelo spadac w tak szybkim tempie, miedzy innymi ze wzgledu na emigracje. Poza tym, w Polsce nigdy nie mieszkalo "okolo 40 mln". Nigdy nawet nie bylo 39 (to znaczy, glupio to wyglada jak sie najpierw pisze, ze "z okolo 40m" zrobilo sie "niespelna 38", jesli maks przypadajacy na 2000 rok wynosi 38,6m).

http://pl.wikipedia....udność_Polski

Nie rozumiemy się. My nie mówimy, że jest gorzej niż w 1990 czy 2000. My mówimy, że zmiany idą zbyt wolno i są nie proporcjonalne pod względem kosztów życia, ceny mieszkania itd w stosunku do wynagrodzeń.

Zgadzam sie, ze ida zbyt wolno. Zirytowaly mnie jedynie komentarze na pierwszych paru stronach tego tematu. Mysle, ze ogrom tej krytyki nie jest proporcjonalny do faktycznych bledow i grzechow zaniechania wladz. W kraju jest bieda, zmiany ida woooolno, ale nie jest tez tak zle, zeby zsylac wszystkich na szafot.
@Torek

Ludzie z jakim wykształceniem tam pracują i zarabiają?

Nie wiem o co pytasz. Jesli pytasz o poczte to zeby zostac listonoszem (1400 - 1500 na reke) nie trzeba miec chyba zadnego wyksztalcenia, Jesli pytasz o dostarczyciela paczek i przesylek o wiekszych gabarytach to pewnie tak samo (wystarczy prawo jazdy). Jesli pytasz o to gdzie pracuje, to odpowiem, ze pracuje w biurze prawnym.

Wyksztalcenie wyzsze daje sporo, ale pod paroma warunkami: 1) Jesli skonczylo sie uczelnie panstwowa w trybie stacjonarnym (najlepiej renomowana), 2) Jesli zna sie jezyki obce, 3) Jesli sie cos umie oprocz tego, czego uczyli na studiach (np. fajnie wyglada kombinacja informatyka + perfekcyjna znajomosc angielskiego, albo administracja/socjologia/ekonomia/inne kierunki humanistyczne + dobra znaojomosc jakiegos jezyka obcego + znajomosc przepisow prawa pracy/prawa administracyjnego). Nie musze tez mowic, ze prawie kazdy inzynier po uczelni panstwowej ma naprawde duzo bardziej ulatwione zadanie, niz cala reszta.

Najgorzej zdecydowanie maja osoby z licencjatem uczelni prywatnej - w zasadzie taki papier niczego nie daje, szkoda czasu i pieniadzy. Kazda osoba zatrudniona na wysokim stanowisku w kadrach, doskonale zdaje sobie sprawe jak wygladaja egzaminy w tych szkolach wyzszych.

#398

km1972.
  • Postów: 67
  • Tematów: 3
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Podobno pod Ostrołęką powstają jakieś potężne zakłady papiernicze. I Tusk jeszcze się tym nie chwali? A tak lubi się pokazywać na tle jakichś budów, plątaniny rur, itp. :)

#399

Torek.
  • Postów: 696
  • Tematów: 15
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

@Torek


Ludzie z jakim wykształceniem tam pracują i zarabiają?

Nie wiem o co pytasz. Jesli pytasz o poczte to zeby zostac listonoszem (1400 - 1500 na reke) nie trzeba miec chyba zadnego wyksztalcenia, Jesli pytasz o dostarczyciela paczek i przesylek o wiekszych gabarytach to pewnie tak samo (wystarczy prawo jazdy). Jesli pytasz o to gdzie pracuje, to odpowiem, ze pracuje w biurze prawnym.



Ok. Powiedzmy, że praca listonosza nie ma wymagań. Ale to wcale nie musi znaczyć, że tam pracują jakieś niedouki(że tak się wyrażę). Jak szukasz pracownika, do której nie ma wymagań to weźmiesz kogoś z wykształceniem czy bez? Chyba nawet nie musisz odpowiadać. Chyba, że biorą pod uwagę jeszcze doświadczenie. I nie piszę, że tak jest wszędzie. Podałem jedną z możliwości, która jest prawdopodobna.

Wyksztalcenie wyzsze daje sporo, ale pod paroma warunkami: 1) Jesli skonczylo sie uczelnie panstwowa w trybie stacjonarnym (najlepiej renomowana), 2) Jesli zna sie jezyki obce, 3) Jesli sie cos umie oprocz tego, czego uczyli na studiach (np. fajnie wyglada kombinacja informatyka + perfekcyjna znajomosc angielskiego, albo administracja/socjologia/ekonomia/inne kierunki humanistyczne + dobra znaojomosc jakiegos jezyka obcego + znajomosc przepisow prawa pracy/prawa administracyjnego). Nie musze tez mowic, ze prawie kazdy inzynier po uczelni panstwowej ma naprawde duzo bardziej ulatwione zadanie, niz cala reszta.

A najwięcej dają znajomości, bo bez nich może być ciężko przeciętnemu magistrowi(nie oszukujmy się z licencjatem) zdobyć pracę. A po za tym ty szukasz jakiegoś geniusza, że ma te kierunki znać? Chyba, że po trochu. Nie wypowiadam się na temat inżyniera, bo muszę się dowiedzieć czegoś w tej kwestii.

Chciałbym coś dodać, co nie dawało mi spokoju:

Kandydat na listonosza nie musi posiadać ściśle określonego wykształcenia. Ważne jest, by osoba ubiegająca się o pracę na tym stanowisku ukończyła co najmniej szkołę zawodową. Niezbędne jest więc wykształcenie średnie. Ponadto kandydat musi pomyślnie przejść podstawowe badania lekarskie oraz testy psychologiczne. Pracę tę najczęściej otrzymują młodzi mężczyźni, ze względu na dość duży wysiłek fizyczny związany z wykonywaniem obowiązków listonosza. Informacje o wolnych stanowiskach dla listonoszy znajdują się w Urzędach Pocztowych. Oferty pracy pojawiają się również na stronie internetowej Poczty Polskiej.

Źródło:
http://www.katalog-z...,listonosz.html
Coś mi śmierdziało, że na listonosza nie trzeba mieć żadnego wykształcenia. Chyba, że wziąłeś to jako przykład. Jednakże dość jednoznacznie się wyraźiłeś.

Użytkownik Torek edytował ten post 27.02.2012 - 23:33


#400

Patrick.
  • Postów: 135
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Z komunizmu w kolonialny kapitalizm


Z prof. Witoldem Kieżunem, teoretykiem zarządzania, wykładowcą Akademii im. Leona Koźmińskiego oraz uczelni zagranicznych, byłym ekspertem ONZ ds. modernizacji zarządzania w krajach afrykańskich, rozmawia Mariusz Bober.

W swojej najnowszej książce pt. "Patologia transformacji" poddaje Pan druzgocącej krytyce ostatnie 20 lat przemian ustrojowych w Polsce. Środowiska komunistów i zachodnich kapitalistów zawarły nieformalny układ, rekolonializując Polskę?


- Wszystko zaczęło się od przyjazdu do Polski amerykańskiego wielkiego spekulanta giełdowego, jednego z najbogatszych ludzi na świecie George´a Sorosa, mającego jednocześnie wielkie ambicje rozwijania idei "otwartego świata". Tę społeczną działalność realizował poprzez tworzenie licznych fundacji i finansowanie uniwersytetów - w sumie miliardami dolarów. W maju 1988 r. przyjechał do Polski, spotkał się z gen. Wojciechem Jaruzelskim i premierem Mieczysławem Rakowskim, przedstawiając swój plan radykalnej transformacji systemu gospodarki planowej na wolnorynkową, i otworzył w Warszawie Fundację im. Stefana Batorego. 7 miesięcy po jego wizycie ustawą z dnia 23 grudnia 1988 roku komunistyczny rząd i Biuro Polityczne Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, partii, której statutowym celem było zbudowanie socjalizmu na gruzach kapitalizmu, podejmują decyzję o wprowadzeniu w Polsce ustroju kapitalistycznego w jego klasycznej, ortodoksyjnej formie na podstawie kodeksu handlowego z 1934 roku. Z punktu widzenia teorii patologii zarządzania jest to klasyczny przykład realizacji prawa sformułowanego przez niemieckiego filozofa Hansa Vaihingera "przerastania środków nad celem". Środkiem dla realizacji celu, jakim było dla PZPR zbudowanie socjalizmu, stało się samo posiadanie władzy. Jednak ten środek stał się celem samym w sobie, i dla jego osiągnięcia wprowadzono dotychczas zwalczany ustrój ekonomiczny. Nie było żadnych protestów czy nawet wewnętrznej różnicy zdań. Okazało się więc, że "szczytny cel budowy ustroju", w którym będzie rządzić zasada "od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb", był negatywną fikcją organizacyjną.

Ale do realizacji swoich planów wykorzystali majątek, na który pracował cały Naród...

- Tak. Narodowy Bank Polski natychmiast wykreował wtedy 9 nowych komercyjnych banków refinansowanych przez siebie. Rozpoczął się wówczas proces tzw. nomenklaturowej prywatyzacji, dotyczący małych i średnich przedsiębiorstw państwowych. Według prof. Juliusza Gardawskiego, istniały dwa typowe jej modele. Dyrektor zakładał przedsiębiorstwo prywatne o takim samym profilu specjalizacji jak to państwowe, którym kierował. W firmie prywatnej dawał pracownikom wyższe wynagrodzenie, ponieważ nie obowiązywał w niej bardzo wysoki podatek od wynagrodzeń, tzw. popiwek poważnie ograniczający wysokość uposażeń w przedsiębiorstwach państwowych. W ten sposób doprowadzał do "przejmowania" pracowników z państwowego do jego prywatnego przedsiębiorstwa. Po pewnym czasie dochodziło do bankructwa lub przejęcia przedsiębiorstwa państwowego. Drugi sposób to tworzenie spółek prywatnych przez dyrektorów państwowych firm z legitymacją PZPR. Często robili to we współpracy z sekretarzami partyjnymi. Następnie takie firmy uzyskiwały kredyty z tych nowo utworzonych banków na wykup udziałów firmy państwowej. Z badań prof. A. Gardawskiego wynika, że 80 proc. personelu tych nowych prywatnych firm wcześniej pracowało w państwowych przedsiębiorstwach, a 62,5 proc. właścicieli nowych prywatnych przedsiębiorstw małej i średniej wielkości pełniło funkcje kierownicze i dyrektorskie w PRL.

Paradoksalnie wielu Polaków klęskę transformacji ustrojowej przypisuje ludziom kojarzonym z "Solidarnością"...

- Tak, ale po 1989 r. tak naprawdę to nie klasyczna "Solidarność" przejęła władzę. Ruch ten miał koncepcję budowania nie gospodarki kapitalistycznej, ale państwa o własności społecznej z elementami daleko posuniętej samorządności. Pomysł zbudowania w Polsce całkowicie kapitalistycznego systemu pochodził od komunistów. Powtarzam: tzw. ustawę Wilczka [o wolnorynkowej działalności gospodarczej - przyp. red.] z 1988 r. przyjął komunistyczny jeszcze rząd premiera Rakowskiego i zatwierdził ostatni Sejm PRL. A była to ustawa wprowadzająca zasady niemal "czystego kapitalizmu".

Niemniej to wcześniejsi doradcy prezydenta Lecha Wałęsy, ludzie kojarzeni z "Solidarnością", realizowali ten plan umożliwiający nomenklaturową prywatyzację i kolonizację Polski przez zachodni kapitał...

- Rzeczywiście, gdy wysłany i finansowany przez George´a Sorosa, dla realizacji jego planu, amerykański ekonomista Jeffrey Sachs przyjechał do Polski, zwrócił się od razu - jak napisał w swoich wspomnieniach - do trzech, jak ich nazywa, "strategów", a więc kierowników NSZZ "Solidarność": Bronisława Geremka, Jacka Kuronia i Adama Michnika. Tymczasem wszyscy oni uczciwie przyznawali, że nie znają się zupełnie na ekonomii, i pytali tylko: "Czy to wyjdzie?". A Sachs z energią typowego kapitalistycznego agenta marketingowego gorąco zapewniał, że oczywiście - tak. Pierwszy bezpartyjny premier III RP, który również podejmował decyzje w sprawie przekształceń w Polsce - Tadeusz Mazowiecki, nie miał wyższego wykształcenia, był dziennikarzem, redaktorem pisma, członkiem działającego w PRL stowarzyszenia PAX, ale również nie miał wiedzy ekonomicznej ani żadnej praktyki pracy w administracji. Stanowisko premiera było jego pierwszą pracą w administracji. Także Lech Wałęsa uczciwie przyznawał się, że nie ma pojęcia o ekonomii, ale również akceptował program Jeffreya Sachsa. W dodatku na wicepremiera i ministra finansów, a więc ekonomicznego kierownika całej transformacji, wyznaczono dr. Leszka Balcerowicza, byłego członka PZPR, w latach 1978-1980 pracownika Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy Komitecie Centralnym PZPR, który też nie miał żadnego praktycznego doświadczenia w kierowaniu zespołami ludzi w administracyjnych strukturach ani liczącego się dorobku naukowego (14 lat po uzyskaniu doktoratu nie miał jeszcze stopnia doktora habilitowanego, uzyskał ten stopień dopiero w pierwszym roku pracy jako wicepremier). Zaś pierwszym polskim premierem w III RP, demokratycznie zaakceptowanym przez wybrany w wyborach 4 czerwca 1989 roku parlament, był generał Czesław Kiszczak, "zasłużony" kierownik walki z podziemnymi strukturami "Solidarności" w latach 1981-1989. Jedynie dzięki odejściu z sojuszu z PZPR Stronnictwa Demokratycznego i Polskiego Stronnictwa Ludowego udało się stworzyć rząd pod kierownictwem bezpartyjnego Tadeusza Mazowieckiego, co przyspieszyło odsunięcie od władzy komunistów. Ale sytuacja w kraju zmieniła się tylko pozornie. Większość kadry kierowniczej to byli nadal ci sami ludzie z okresu rządów PRL. Stąd słusznie pisali Jacek Kuroń i Jacek Żakowski: "Jeśli stworzenie sektora prywatnego było jednym z naszych głównych celów, to bez ludzi z nomenklatury nigdy by się nam nie udało". Było to jednak całkowite odejście od początkowej idei "Solidarności", która zakładała troskę o drugiego człowieka, a nie bogacenie się za wszelką cenę. NSZZ "Solidarność" ze zdecydowanie lewicowym laickim kierownictwem (poza Wałęsą) nie korzystała wówczas niestety z wybitnych doradców - ekonomistów, bazujących na społecznej nauce Kościoła katolickiego (a przecież "Solidarność" ma katolicki rodowód, o którym świadczyły m.in. Msze Święte, spowiedzi, i jej znakiem miał być znaczek z obrazem Matki Bożej w klapie marynarki Wałęsy). Nie korzystała też ze skandynawskiej formuły zarządzania ani zachodnioniemieckiego społecznego podejścia, ani nawet z doświadczeń tzw. Tygrysów Wschodu czy elementów strategii Chin Ludowych. Było szereg modeli poza neoliberalizmem i niezwykle korzystnej dla światowego kapitału "terapii" George´a Sorosa. Przyjęto jego model, praktycznie sformułowany przez Jeffreya Sachsa, nie sprawdzając efektów jego działalności w Boliwii. Opisała je dokładnie Naomi Klein, wskazując, że doprowadził tam do klęski społecznej, rozruchów zbrojnie tłumionych przez wojsko, do olbrzymiego bezrobocia, a jednocześnie do wzbogacenia się grupy spekulantów. Efektem tych zmian było poważne obniżenie wysokości wynagrodzeń i daleko idąca stratyfikacja społeczna. Likwidacja inflacji nastąpiła tam dopiero po dwóch latach, mimo zapewnienia Sachsa, że zlikwiduje ją "w jeden dzień". Nikt nie zainteresował się tymi wynikami. Wprost przeciwnie, powszechnie chwalono rzekomo pozytywne efekty jego pracy w Boliwii. Z perspektywy 20 lat wprost trudno zrozumieć to swoiste zauroczenie równie niepoważnym reklamiarstwem Sachsa w Polsce i brak zdecydowanej społecznej reakcji, tak jak w Boliwii i w innych krajach południowoamerykańskich.

Wprowadzanie w Polsce formuły dzikiego kapitalizmu było więc swoistą transakcją między Zachodem i postkomunistami ułatwiającą przejmowanie narodowego majątku jednym i drugim?

- W planach światowego kapitału cała Europa Środkowo-Wschodnia była bardzo atrakcyjnym terenem ekspansji. Jednak prawdopodobnie kapitał ten traktował wszystkie kraje tego regionu jako etap przejściowy do ekspansji na Rosję. Jest to bowiem niezwykle bogaty kraj w surowce i jego choćby częściowe skolonizowanie byłoby olbrzymim sukcesem światowej kapitalistycznej oligarchii. Z drugiej strony, kraje Europy Środkowej bardzo łatwo dawały się podbijać przede wszystkim ze względu na demoralizację kadr kierowniczych. Badania Banku Światowego wykazały, iż ankietowani zagraniczni inwestorzy przyznali, że z reguły płacili w Polsce "prowizje". Stwierdzenie np., że ceną za korzystną ustawę sejmową było 3 mln zł, zmusiło ówczesnego marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego do zawiadomienia o tych wynikach prokuratora rejonowego w Warszawie. Na prośbę o bliższe dane Bank Światowy odpowiedział, że była to ankieta anonimowa, w związku z tym można było przeczytać w polskiej prasie krótką informację o umorzeniu postępowania prokuratorskiego w tej sprawie. Całkiem inną politykę przyjęły kompetentne władze Kanady, które swego czasu również były narażone na ekspansję kapitału amerykańskiego. Powołały one wtedy specjalny urząd, który opracował przepisy regulujące inwestycje zagraniczne w tym kraju. Przewidywały one m.in., że prywatyzowane przedsiębiorstwa nie mogą być następnie likwidowane, musi być w nich wytwarzany w całości przynajmniej jeden gotowy produkt sprzedawany jako "wyprodukowany w Kanadzie". W Polsce nikt nie myślał o takich zabezpieczeniach. Między innymi dlatego zagraniczny kapitał w dużej mierze zlikwidował w naszym kraju zakłady, które mogły stanowić dla niego konkurencję.

A to znaczy, że nieprawdziwe były zarzuty pod adresem wielu tych przedsiębiorstw, jako całkowicie niekonkurencyjnych...

- Wiele z nich rzeczywiście w tym czasie nie mogło konkurować z zachodnimi firmami. Ale w Polsce można było wykorzystywać atut cen wielokrotnie niższych w porównaniu do produktów zachodnich. Tak właśnie zrobili Chińczycy, wyrastając dziś na potęgę handlową. Ale funkcjonowały też polskie przedsiębiorstwa, które jeszcze na początku lat 90. produkowały na wysokim poziomie np. garnitury, ceramikę, wyroby ze szkła, kryształy czy nawet produkty wyższej techniki na zagranicznych licencjach. Mieliśmy też dobrze zorganizowany rynek realizowania zagranicznych inwestycji budowy dróg, mostów, różnych budowli, nawet elektrowni. Mieliśmy szanse na zdobycie wielu rynków na takiej samej zasadzie jak Chińczycy. Pamiętam, jak w USA masowo kupowano np. chińskie rowery po 95 USD, gdy amerykańskie kosztowały 250 USD. Ja sam i moi amerykańscy koledzy jeździliśmy oczywiście na rowerach chińskich.

Co trzeba było wtedy, na początku lat 90., zrobić?

- Przede wszystkim - tak jak Słowenia - podziękować Sachsowi za pomoc i stworzyć z krajowych i zagranicznych polskich fachowców małą komisję do szybkiego zaplanowania procesu transformacji. Mieliśmy takich fachowców, ich raport opracowany w 1996 r. z udziałem prof. Zdzisława Sadowskiego, szeroko omówiony w mojej książce, świadczy, że rozumieli, jak należy ocalić polski przemysł od jego likwidacji i zagranicznego zawłaszczenia. Mieliśmy też duży zespół świetnych, już z praktyką zagraniczną, specjalistów od zarządzania.
Należało też nie otwierać granic na cały zagraniczny import, a tylko na wwóz tych towarów, których deficyt kreował inflację, a więc podstawowych produktów konsumpcyjnych i tych, których sami nie moglibyśmy wytworzyć, przede wszystkim nowoczesnych technologii. Inflację można było pokonać metodą mocnego pobudzenia własnej produkcji poprzez system łatwego kredytu z puli państwowego zadłużenia np. w bankach zagranicznych. Możliwe było też ewentualne powtórzenie metody Grabskiego z roku 1924, kiedy była inflacja nie setkotysięczna, ale bilionowa. Wprowadził on zamiast marek polską złotówkę opartą na złocie. Można było to samo zrobić, wprowadzając od razu nową walutę, zabezpieczoną posiadaną już miliardową dolarową gwarancją Banku Światowego, a więc opartą na dolarach amerykańskich, których - nawiasem mówiąc - było według danych i wyliczeń NBP ok. 7 mld na prywatnych rachunkach bankowych, a prawdopodobnie drugie tyle schowane w domu "w skarpetkach". Był to efekt licznych zagranicznych wyjazdów w dekadzie Gierka. Trzeba było też jak najszybciej zwiększyć produkcję żywności, a nie likwidować PGR-y. Trzeba było przeprowadzić prywatyzację zagrabionych przez Skarb Państwa przedsiębiorstw. Jesteśmy jedynym posocjalistycznym krajem, który nie przeprowadził prywatyzacji w formie zbiorowej, a ograniczył się do indywidualnych procesów sądowych trwających po kilkanaście lat. Można było też w większym stopniu pozwolić na funkcjonowanie spółek pracowniczych, zamiast wyprzedawać państwowe przedsiębiorstwa za bezcen. Ta bezmyślna prywatyzacja była całkowitym zaprzeczeniem idei "Solidarności", a najbardziej stracili na niej zwykli Polacy, często właśnie ci, którzy doprowadzili do upadku komunizmu.

Gdy pracował Pan w krajach afrykańskich w misjach ONZ, zapewne nie przypuszczał Pan, że mechanizm eksploatacji tych państw zostanie na taką skalę zastosowany w Polsce?

- Rzeczywiście. Po raz pierwszy do Afryki przyjechałem w grudniu 1979 roku. Pracowałem tam - z przerwami - do końca 1992 roku. W krajach afrykańskich inwazja wielkiego kapitału rozpoczęła się na początku lat 80. minionego wieku. Szukał on z jednej strony taniej siły roboczej, a z drugiej - różnych surowców naturalnych. Afryka jest najbogatszym pod tym względem kontynentem świata. Występują tam złoża złota, uranu, ropy naftowej itd. Powszechnym zjawiskiem jest jednak nie najlepszy poziom kwalifikacji kadr zarządzających, które cechuje jednocześnie chęć szybkiego wzbogacenia się, dodatkowo stymulowana filmami pokazującymi bogactwo krajów zachodnich. Gdy do takiego biednego kraju przyjeżdżał więc bogaty zachodni biznesmen rozdający łapówki, bardzo łatwo "przekonywał" miejscowe władze do sprzedaży za pół ceny np. kopalni cynku czy miedzi. W ten sposób rozpoczynał się proces rekolonizacji krajów afrykańskich. Podobny proces rozpoczął się w Polsce. Niedawno ujawniono, że sam niemiecki koncern Siemens dał w ciągu ostatnich kilkunastu lat miliardy euro (w różnej walucie) łapówek w różnych krajach. Jak wiele z nich zapłacono w Polsce?

Mimo to obecne władze i zwolennicy "terapii szokowej" przekonują, że nasz kraj osiągnął... wielki sukces przez ostatnie 20 - z górą - lat...

- Rzeczywiście w Polsce wiele zmieniło się na plus. Dziś polskie miasta, a także wioski, są o wiele bardziej zadbane niż w okresie PRL. Ekonomiczna kolonizacja bowiem nie polega na tym, by zniszczyć jakiś kraj, ale by go eksploatować, a to wymaga jednak pewnego wzrostu poziomu życia. Jej efektem jest jednak stałe utrzymywanie się dystansu w rozwoju w porównaniu do krajów eksploatujących. Widać to m.in. w zarobkach pracowników. W Polsce pracownicy zarabiają nadal kilka razy mniej niż ludzie zatrudnieni w tych samych firmach, na tym samym stanowisku w krajach zachodnich, przy czym ceny wielu produktów są u nas nawet wyższe niż w krajach zachodnich, zwłaszcza towary luksusowe. Na przykład te same francuskie garnitury męskie kosztują więcej w Warszawie niż w Paryżu. Zaś w Stanach Zjednoczonych ceny wielu urządzeń elektronicznych są niższe niż u nas.
Niestety, w takiej sytuacji nie ma możliwości ostatecznego zrównania poziomu życia między krajem skolonizowanym a kolonizującym. Trzeba pamiętać, że tempo wzrostu gospodarczego np. w Niemczech [3,6 proc. w 2010 r. - przyp. red.] jest niewiele mniejsze niż w Polsce [3,9 proc. w 2010 r.], przy czym wzrost o 1 punkt procentowy w Niemczech przekłada się na znacznie większą wartość niż w Polsce [wartość PKB RFN w 2010 r. wyniosła 3,2 bln USD, a w Polsce - 469 mld]. Ponadto według ostatnich danych w Niemczech bezrobocie wynosi 6,3 proc., a w Polsce - 13,3 procent. Trzeba też pamiętać, że duża część PKB Polski to nie jest tak naprawdę nasz dochód. Jeśli bowiem trafne są wyliczenia z naszego bilansu płatniczego, że średnio ok. 100 mld zł rocznie jest wyprowadzanych z Polski przez zagraniczne firmy działające w naszym kraju, to znaczy, że przez 21 lat nie zainwestowano tych pieniędzy w Polsce. W Kanadzie istnieje zasada, że określona część zysku zagranicznego przedsiębiorstwa musi być inwestowana przez dane przedsiębiorstwo właśnie w Kanadzie.

Obala Pan też mit, że kapitał nie ma narodowości, i nie ma znaczenia, kto jest w Polsce właścicielem firm. Jak struktura ich własności odbija się na rozwoju kraju i dochodach państwa?

- Jeśli przeanalizujemy dane na temat kapitału bankowego, to jasne okaże się, że kraje dzielą się na państwa uzależnione od innych i kraje, od których inne są zależne. Wiele mówi pod tym względem liczba zagranicznych banków w poszczególnych państwach. W Niemczech ten udział wynosi 5 procent, we Francji i Holandii - 10 proc., we Włoszech - 9 proc., w Danii - 19, a w Austrii - 21. Tymczasem całkowicie odwrotny jest ten stosunek w krajach postkomunistycznych.
W Albanii wynosi on 93 proc., w Czechach - 96 proc., na Węgrzech - 94 proc., a w Polsce - 88 procent. Nawet w Ameryce Południowej ten udział jest o wiele mniejszy, w Argentynie wynosi 25 proc., w Boliwii - 38 proc., a w Chile - 32 procent. Warto też podać przykład innych państw rozwijających się. W Indiach np. zagraniczne banki mają 5-procentowy udział w rynku finansowym, w Turcji - 4, a w Chinach... 0 procent. Trzeba bowiem wiedzieć, że są dwie najbardziej dochodowe dziedziny prowadzenia działalności gospodarczej: bankowość i wielki handel, określane jako "złote jabłka". Obie te dziedziny zostały w Polsce prawie całkowicie opanowane przez kapitał zagraniczny. Podobnie na 100 największych przedsiębiorstw jest tylko 17 polskich. Możliwość dojścia w krajach eksploatowanych do poziomu życia w krajach eksploatujących, a takim są w stosunku do Polski przede wszystkim Niemcy, jest nierealna.

Na ile pozostawienie najważniejszych dla polskiej gospodarki firm w naszych rękach pomogłoby dziś przyspieszyć rozwój naszego kraju?

- Polska w ostatnich latach PRL zajmowała 12. pozycję na świecie pod względem wielkości produkcji przemysłowej (nie mylić z dochodem narodowym). Gdyby więc przemiany w Polsce zostały przeprowadzone w sposób racjonalny, np. z wykorzystaniem koncepcji kanadyjskich, dziś nasz kraj mógłby być w o wiele lepszej sytuacji. Przecież część firm można było przeznaczyć do prywatyzacji publicznej, dzięki czemu Polacy staliby się w większym stopniu niż dziś właścicielami państwowych jeszcze wtedy firm, co mogłoby uratować wiele z nich. Według danych NBP, Polacy w 1989 r. mieli 7 mld USD oszczędności na bankowych rachunkach, prawdopodobnie drugie tyle przechowywali w domach. Oczywiście, że część firm można było sprzedać kapitałowi zagranicznemu, ale w taki sposób, by uniemożliwić wrogie przejęcie, to znaczy jego likwidację lub zmarginalizowanie jego produkcji po zakupie dla likwidacji konkurencji. Poza tym powtarzam: zbyt restrykcyjna polityka w stosunku do państwowych przedsiębiorstw doprowadzała do bankructwa lub do daleko idącego obniżenia wartości przedsiębiorstwa, dlatego później niezwykle tanio sprzedawanego. Była to elementarnie błędna polityka, a raczej brak polityki zgodnie z akceptowaną zasadą neoliberalizmu, że rynek sam się reguluje. Ta postawa już po 6 latach sprawiła - jak to można wyczytać w raporcie zespołu fachowców z udziałem wybitnego ekonomisty prezesa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego prof. Zdzisława Sadowskiego - że "najcenniejsze segmenty rynku, najbardziej opłacalne i charakteryzujące się największą dynamiką popytu, a tym samym najbardziej dynamizujące całą gospodarkę, zostały całkowicie opanowane przez firmy zagraniczne, a krajowe przemysły przestały w tych dziedzinach istnieć".

Czy obecny kryzys finansów państwa i zadłużenie Polski to skutki właśnie złych przekształceń w Polsce, czy - jak twierdzą politycy - jedynie kryzysu światowego?

- Podstawowym problemem Polski jest stały, narastający od ponad 20 lat deficyt finansów publicznych, który doprowadził do obecnego zadłużenia. Wynikało to z wielu przyczyn: z ujemnego bilansu handlu zagranicznego, z akceptacji corocznego budżetu państwa z paroprocentowym deficytem, a także z niesłychanego wzrostu liczby pracowników administracji. Na przykład centralna administracja wzrosła od 1990 r. z 46 tys. pracowników do 133 tys. w roku 2010. Całkowicie niepotrzebnie wprowadzono np. powiaty ziemskie. W Polsce wciąż funkcjonuje też coś niespotykanego na świecie - dwa urzędy wojewódzkie: jeden samorządowy (marszałek województwa) i drugi centralny (wojewoda jako przedstawiciel rządu w terenie). W światowych demokracjach wysokie stanowiska państwowej władzy terenowej są wybieralne, np. w USA nawet gubernator stanowy, tak samo jak u nas starosta. Moim zdaniem, obecnie w Polsce należałoby dokonać radykalnej reformy administracji, przez pozaurzędniczy, nie polityczny, ale fachowy zespół, tak jak zrobiła np. Kanada w 1966 roku.

Dlaczego mimo tak gigantycznej administracji w Polsce przez ponad 20 lat nie zbudowano nawet jednej całej linii autostrady, koleje są niemal w stanie rozkładu, nie wspominając o służbie zdrowia?

- Ponieważ jednocześnie do pracy rekrutuje się bardzo często osoby niekompetentne. Na Zachodzie kandydaci na stanowiska publiczne przechodzą trudne wielostopniowe kwalifikacje, których celem jest sprawdzenie ich kompetencji, a nie afiliacji partyjnych. Tymczasem obecnie mamy w wielu przypadkach, można nawet stwierdzić, że w większości na kierowniczych stanowiskach osoby niekompetentne, niemające specjalistycznych kwalifikacji, np. na stanowiskach wymagających wiedzy zarządzania i ekonomii - historyków. Wszyscy tzw. stratedzy "Solidarności", obecny premier, prezydent RP są historykami, a ściślej mówiąc, po prostu zawodowymi politykami, od wielu lat patrzącymi na rzeczywistość z pozycji gier politycznych.
Klasycznym przykładem błędnej struktury zarządzania publicznego jest właśnie transport. Nie jest to dziedzina aktywności politycznej i nie powinna ona być zarządzana przez kolejno zmieniających się wraz z rządzącą koalicją ministrów i ich partyjnych współpracowników z reguły niemających, poza pozycją polityczną, kwalifikacji fachowych. Powinna to być czysto fachowa centralna jednostka organizacyjna kierowana przez wysokiej klasy fachowca w tej dziedzinie, mającego bezterminową umowę o pracę. Podobna struktura powinna była być zastosowana w szeregu dalszych specjalności.

Jakie Polska ma dziś szanse na wybicie się na gospodarczą i polityczną niezależność?

- Jedyną obecnie nadzieją Polski jest eksploatacja na dużą skalę gazu łupkowego na warunkach korzystnych dla naszego kraju. Nie będzie to łatwe, zwłaszcza że gigantyczny międzynarodowy aparat dawnego KGB z okresu Związku Sowieckiego nadal działa w Europie. Mają duże pieniądze i wpływy w zachodniej Europie, a rozwój produkcji gazu w Europie to klęska dla Rosji. Moglibyśmy też szerzej wykorzystywać nasze ogromne zasoby węgla. Przy dzisiejszych bardzo wysokich cenach ropy - powyżej 100 USD za baryłkę - opłacalna byłaby nawet produkcja paliw z tego surowca. Jednak sytuacji Polski nie da się zasadniczo poprawić bez zmiany ustroju.

Jakie dokładnie zmiany ma Pan na myśli?

- Jest bardzo dużo do zrobienia. Wskażę jedynie na parę organizacyjnych posunięć proponowanych przeze mnie w mojej książce, która jest jednak głównie poświęcona opisowi patologii, stąd też propozycje usprawnienia dotyczą tylko generalnych punktów. Przede wszystkim trzeba zmienić system doboru kadr kierowniczych poprzez powszechne wprowadzenie większościowej, identycznej z systemem anglosaskim ordynacji wyborczej: z wyborami w małych okręgach wyborczych, z zapewnieniem szerokiej powszechnej znajomości kwalifikacji i całego CV każdego kandydata. Jednocześnie należy ograniczyć możliwość kandydowania do dwóch kadencji. Należy też wzorem 29 państw wprowadzić obywatelski obowiązek głosowania do wszystkich wybieralnych instancji. Być może w ten sposób zmienimy katastrofalne wyniki ankiet na temat prestiżu zawodów, gdzie "polityk" z reguły mieści się na ostatnich miejscach, a w ankietach na temat korupcji - na czołowych. Konieczna jest radykalna reforma zarówno władzy ustawodawczej, jak i wykonawczej. Należy zlikwidować system dwuwładzy prezydenta i premiera na rzecz jednego - w stylu amerykańskim - prezydenta pełniącego również funkcję premiera. Radykalnie powinno się też zmniejszyć liczbę posłów i senatorów. Nonsensownie mamy ich więcej niż parlament amerykański. Należy zredukować również liczbę ministerstw i zbudować apolityczne centralne urzędy dla konkretnej fachowej działalności. Generalna organizacyjna zmiana ustroju powinna doprowadzić do fachowego kierownictwa państwem, likwidując elementy partiokracji niekompetentnych zawodowych polityków. Oczywiście bogaty materiał dokumentacyjny w mojej książce, również analiza polityki ekonomicznej, uzasadnia cały szereg dalszych posunięć reformatorskich, bez których nie mamy szans na choćby częściowe zmniejszenie wysokiego wskaźnika bezrobocia i być może doprowadzenie do powrotu choćby części już zadomowionej na obczyźnie naszej ponadmilionowej emigracji.

Dziękuję za rozmowę.

Źródło

Polska jest ciągle za przeproszeniem dymana, najpierw ze wschodu teraz z zachodu. Czy ten kraj zazna w końcu spokoju?

@Mylo
Mówisz by nie porównywać nas do państw zachodnich a sam to właśnie robisz. Szwajcarzy jako naród nie kombinują, bo zwyczajnie nie musieli tego robić. U nas 123 lata zaborów, powstań, potem II wojna światowa i 45 lat komuny zrobiło swoje. A do rządzących Polacy nie mają szacunku, bo ci nieraz udowodnili, że potrafią być sprzedawczykami i działać na rzecz obcych państw ("wieczna przyjaźń" z ZSRR, wcześniej XVIII wiek i służebność wobec zaborców). Tego wszystkiego nie było w Szwajcarii, więc nie dziw się, że tam jest inna mentalność i szacunek do władzy. Mówisz, że trzeba oddolnych zmian, masz rację, ale to proces długotrwały. W Szwajcarii trwało to kilkaset lat (+200 neutralności) a u nas? Według mnie co najmniej kilku pokoleń względnego spokoju i rozwoju gospodarczego by sytuacja się poprawiła. Pewnie my tego nie dożyjemy, ale może kiedyś w końcu się uda.

#401

rainman.
  • Postów: 483
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Pracodawca w celu maksymalizacji zysku będzie dążył do optymalizacji kosztów, więc idealny kandydat na stanowisko to świeżo upieczony, zdesperowany absolwent wyższej uczelni, przede wszystkim gotowy pracować za jak najniższe pieniądze. Takich ludzi mamy w Polsce naprawdę dużo. Z tego względu dochodzi na rynku pracy do wielu patologii jak np. zatrudnianie "na czarno", w pełnym wymiarze godzin, z wynagrodzeniem poniżej najniższej krajowej. Pracownik jest w stanie przystać na takie warunki byleby po prostu cokolwiek zarobić.

#402

reformator.
  • Postów: 307
  • Tematów: 3
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Strike back

Zresetowałem 2 minusy WormeX'a. Nie powinniśmy dawać minusów za to, że ktoś mówi co mu leży na sercu. Każdy ma prawo do swojego zdania - WormeX równierz. Mimo, że się z nim niemalże całkowicie nie zgadzam to uważam, że minusowanie za odmienne zdanie jest chwytem poniżej pasa. PRzez taką postawę ludzie będą bali się własnej opinii zatem proszę o nie robienie tego. Przepraszam za offtop ale sprawa dotyczy tej dyskusji. Proszę szanować rozmóców bo wiele osób podchodzi do wypowiedzi WormeX'a zbyt emocjonalnie. To jest wolne forum i każdy ma prawo pisać co mu się podoba pod warunkiem, że szanuje swoich rozmówców czyli nie zachowuje się obrażliwie wobec nich. Zatem proszę o wyzerowanie tych minusów stronę wcześniej przez innych użytkowników.


Ogólnie dobrym pomysłem byłoby zlikwidowanie na forum możliwości stawiania minusów a pozostawienie tylko plusów.

Wormex



Tak. Rząd robi WIĘCEJ od NAS (ludzi udzielających się w tym temacie, bo o takie "nas" chodziło).
Jest multum spraw, o których my, szaraczki, nie mamy pojęcia. Te, o których wiemy, to tylko te, o których mamy wiedzieć. Ale nawet one wystarczą, żeby powiedzieć, że rząd robi więcej i ma większy wpływ na Polskę od nas tutaj :D



Mimo iż wypowiedź nie jest skierowana do mnie to odpowiem. Oczywiście że rząd ma większy wpływ na Polskę niż my bo w końcu nią rządzi tylko że to nie oznacza że robi więcej. Może inaczej. To co robi ma napewno większy wpływ na Polskę niż to co robimy my tylko że ja rozumiem przez robienie więcej czyli robienie czegoś pozytywnego.

Mylo

Zrozumcie. Rząd to MY, oni wywodzą się z nas. Mają naszą mentalność, mają nasze przyzwyczajenia, mają nasze przywary. Tylko działanie oddolne pozwoli coś zmienić.


Nie zgodzę się z tym co mówisz. Po pierwsze społeczeństwo nie jest jednolite a jednostki różnią się od siebie. Nie każdy Polak to kombinatorek. Nie mamy tego zapisanego w genach. Po drugie polityka zmienia i to bardzo. Jakbyś spędził kilka lat na targu i obracał się w tym towarzystwie w końcu byś nauczył się handlować a co za tym idzie twoja osobowość też uległa by zmianie. Rozumiesz co mam na myśli?

Czemu w Polsce bardzo dużo ludzi którzy osiągają sukces stają się bufonami i wielkimi paniczami? Bo tacy jesteśmy. Mamy takie predyspozycje.


Co to znaczy mamy takie predyspozycje? Rozwiń?

Dlatego narzekanie na rząd uważam za pieniactwo i chęć zachowania status quo. Trzeba zauważyć że problem jest ogólny i mamy z nim do czynienia od samego dołu do samej góry naszego kraju. Oddalacie od siebie odpowiedzialność za stan kraju. Jak to łatwo zwalić wszystko na rząd. To już nie komuna.


Ok. Więc uwaga. TO MOJA WINA ŻE MAMY WYSOKIE PODATKI W KRAJU A TAKŻE ZADŁUŻENIE. TO JA DO TEGO DOPROWADZIŁEM I BIORĘ ZA TO ODPOWIEDZIALNOŚĆ.

Chyba sam widzisz że to idiotyzm. Dlaczego mam brać odpowiedzialność za porażki rządu. Jak sama nazwa wskazuję są to porażki rządu na ktory ja nie głosowałem i na który nie mam wpływu. I mam zamiar nadal narzekać na rząd jeżeli robi coś głupiego i będę to robił za każdym razem jak coś takiego uczyni. To moje obywatelskie prawo i obowiązek jako Polaka. To nie są żarty. Jeżeli ktoś niszczy Polskę mam nic nie mówić bo został wybrany demokratycznie i to wina społeczeństwa?



Podobno pod Ostrołęką powstają jakieś potężne zakłady papiernicze. I Tusk jeszcze się tym nie chwali? A tak lubi się pokazywać na tle jakichś budów, plątaniny rur, itp. :)


Tu została poruszona kolejna ciekawa kwestia. Dlaczego uważa się że wzrost gospodarczy w naszym kraju to zasługa rządu?? Ile rząd wyprodukował dóbr że się tak chwalą i uważają za swój sukces? Wydaję mi się że przedsiębiorcy mogą się czuć tu pokrzywdzeni że ktoś kradnie ich sukces.


rainman


Pracodawca w celu maksymalizacji zysku będzie dążył do optymalizacji kosztów, więc idealny kandydat na stanowisko to świeżo upieczony, zdesperowany absolwent wyższej uczelni, przede wszystkim gotowy pracować za jak najniższe pieniądze. Takich ludzi mamy w Polsce naprawdę dużo. Z tego względu dochodzi na rynku pracy do wielu patologii jak np. zatrudnianie "na czarno", w pełnym wymiarze godzin, z wynagrodzeniem poniżej najniższej krajowej. Pracownik jest w stanie przystać na takie warunki byleby po prostu cokolwiek zarobić.


Nie nie. Zatrudnianie na czarno to wynik zawiłości prawa pracy, jego niepotrzebna komplikacja i to że po prostu pracodawca musi strasznie opłacać swojego pracownika. Przecież te wszystkie składki etc etc. to potężny koszt. Więc lepiej zatrudnić kogoś na czarno a nawet zapłacić mu wtedy więcej niż na etacie żeby dodatkowo zmobilizować. Zresztą widzisz coś złego w tej sytuacji którą opisałeś? Pracodawca przede wszystkim wg mnie kieruje się wydajnością i osiągnięciem jak największego zysku a to nie równa się zawsze obcinaniu kosztów. Bo doświadczony i dobrze opłacany pracownik jest wydajniejszy i lepiej produkuje.

#403

jakku1.
  • Postów: 71
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Ok. Powiedzmy, że praca listonosza nie ma wymagań. Ale to wcale nie musi znaczyć, że tam pracują jakieś niedouki(że tak się wyrażę). Jak szukasz pracownika, do której nie ma wymagań to weźmiesz kogoś z wykształceniem czy bez? Chyba nawet nie musisz odpowiadać. Chyba, że biorą pod uwagę jeszcze doświadczenie. I nie piszę, że tak jest wszędzie. Podałem jedną z możliwości, która jest prawdopodobna.

Oczywiscie, ze nie pracuja tam tylko idioci i nieudacznicy. Praca jak kazda inna ; )

A najwięcej dają znajomości, bo bez nich może być ciężko przeciętnemu magistrowi(nie oszukujmy się z licencjatem) zdobyć pracę. A po za tym ty szukasz jakiegoś geniusza, że ma te kierunki znać? Chyba, że po trochu. Nie wypowiadam się na temat inżyniera, bo muszę się dowiedzieć czegoś w tej kwestii.

Tytul zawodowy magistra otrzymuje sie po obronie pracy magisterskiej, po licencjacie jestes bakalarzem (chociaz u Nas po prostu sie przyjelo, ze jak ktos ma licencjat to wpisuje sie "licencjat") ; )

Co do znajomosci to masz racje. Niestety, taka tez jest prawda (ale Polska tutaj nie jest wyjatkiem). Jak sie obracasz w odpowiednim srodowisku to czasami praca "sama" do Ciebie przyjdzie (vide, niektore prywatne firmy tuz po zatrudnieniu nowego pracownika od razu sie pytaja, czy nie zna on ludzi, ktorzy mogliby pasowac do "Naszej" firmy). Szczescie, ze przynajmniej w panstwowych instytucjach (urzedy gminy, urzedy marszalkowskie) sa konkursy i testy.

Coś mi śmierdziało, że na listonosza nie trzeba mieć żadnego wykształcenia. Chyba, że wziąłeś to jako przykład. Jednakże dość jednoznacznie się wyraźiłeś.

No ale umowmy sie, jesli ktos nie skonczyl nawet szkoly sredniej to nie ma dla takiej osoby az tak wielkiego wyboru na rynku pracy... Mimo wszystko, pozostaje na pewno produkcja, montaz, prace wykonczeniowe, budownictwo, etc. Co do tej poczty to nie bylbym taki przekonany - wiem, ze oni nie maja w chwili obecnej w ogole ludzi do roboty, wiec mozliwe, ze przyjeliby kogos nawet bez matury ; )

#404

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Rząd idzie na wojnę totalną. Deregulacja uderzy w bogatych

Otwarcie zawodów reglamentowanych może oznaczać dla rządu wielką batalię na kilkudziesięciu frontach naraz. Politycy PO przyznają, że obawiają się protestów i strajków, które mogą nawet sparaliżować kraj..

– Z jednej strony wydłużenie wieku emerytalnego i likwidacja przywilejów, z drugiej wściekli taksówkarze i inne grupy zawodowe. Strach się bać – komentuje jeden z prominentnych polityków PO.

Inny dodaje: – Deregulacja – to będzie jeszcze trudniejsze niż przeforsowanie reformy emerytalnej. Ustawa przygotowana przez ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina ma zostać ogłoszona w sobotę, ale posłowie PO już otrzymali wytyczne, jakich argumentów mają używać, kiedy mówią o zmianach – dowiedział się DGP.

– Planowana reforma może spotkać się z oporem wielu grup, które do tej pory korzystały z przywilejów ograniczających dostęp do zawodu – czytamy w nich. Z instrukcji wynika m.in., że „otwarcie zawodów reglamentowanych to wyższa jakość i niższe ceny usług”, a także szansa dla młodych ludzi.

Informacje dla posłów przywołują także doświadczenia z europejskich rynków pracy, gdzie otwarcie zawodów oznaczało wzrost zatrudnienia w danej grupie zawodowej o ok. 15 proc. Zatem otwarcie 50 profesji ma przynieść 70 – 100 tysięcy nowych miejsc pracy w ciągu pierwszych dwóch lat.

Posłowie PO mają też podkreślać, że Polska znajduje się w europejskiej czołówce pod względem liczby zawodów regulowanych (380, dla porównania we Francji jest 150, a w Niemczech 152). Z nieoficjalnych informacji wynika, że kilka tygodni temu odbyło się wyjazdowe spotkanie ministra Jarosława Gowina z urzędnikami innych resortów. Omawiano strategię deregulacyjną.

Wszystkie resorty miały dokonać przeglądu zawodów regulowanych będących w ich kompetencjach i zaproponować zmiany. Kryteria pozostawienia regulacji były dwa: wymogi prawa unijnego oraz ważne względy wynikające np. z polskiego prawa. Tak jest choćby w przypadku biegłego rewidenta, który musi pozostać zawodem regulowanym, ale do jego wykonywania nie jest niezbędne wyższe wykształcenie.

Regulacje mają też pozostać np. w przypadku pracowników socjalnych czy inżynierów hydrotechnicznych. Ale to wyjątki.

Grupy zawodowe, w które ustawa uderza, szykują się do walki. Choć zmiany jeszcze nie zostały ogłoszone, poselskie skrzynki już są pełne e- -maili w tej sprawie. Bardzo aktywni są m.in. pośrednicy i zarządcy nieruchomości.

Ich zdaniem planowane zmiany będą destrukcyjne nie tylko dla nich, ale i dla całego rynku nieruchomości. Stowarzyszenia zarządców i pośredników nieruchomości już nawołują do protestów związanych z likwidacją licencji. – Napisała do mnie pani, która wydała 100 tys. zł na szkolenie w zakresie zarządzania nieruchomościami, teraz jej profesja ma być zderegulowana – mówi poseł PO.

Polityk nie ma wątpliwości. – To na pewno będzie najcięższa batalia, bo uderzamy środowiska wpływowe, zasobne i często do tej pory nas popierające – dodaje.


forsal.pl

No, będę w podziwie jeśli faktycznie to zrobią. Moim zdaniem to byłby jeden z większych kroków od wielu lat w stronę poprawy warunków pracy w Polsce.



#405

Patrick.
  • Postów: 135
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Mylo, mógłbyś odnieść się jakoś do wklejonego przeze mnie artykułu lub chociaż napisać co o nim sądzisz? Bo według niego w Polsce wcale nie jest dobrze, a Ty zdajesz się unikać go jak najszerszym łukiem. :> Wiem, że masz dużą wiedzę o gospodarce, dlatego jestem ciekaw Twojej opinii.


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 3

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych


    Bing (1)