Napisano 15.12.2011 - 18:54
Napisano 15.12.2011 - 19:24
Użytkownik Hourdeau edytował ten post 15.12.2011 - 19:27
Napisano 15.12.2011 - 19:29
Jest fałszywym odniesieniem, bo generalizuje sytuację zbiorczą i daje tylko durną średnią, która nic nie znaczyStan giełdy jest bardzo dobrym odniesieniem tego co dzieję się w gospodarce. W końcu to dom aukcyjny firm prywatnych.
Czytałem Twój post i chciałem się odnieść, zrobię to teraz. Też studiuję, więc rozumiem słowa o ludziach chcących pochlać. Ale nawet ci starający się często nie mają pracy. Co do problemów finansowych to zaznałem ich sporo, praktycznie całe dzieciństwo i okres wczesnej młodości (gdzieś do 16 roku życia, ojciec był alkoholikiem i zmarł jak miałem 10 lat) i wiem, co to znaczy źle. Sęk w tym, że moja rodzina ma właśnie dużo znajomości (ojciec jaki był taki był, ale ludzi sporo znał) które pomogły nam przetrwać tamten okres - gdybyśmy mieli żyć z zasiłków państwowych to nie wiem, czy pisałbym ten post z własnego komputera, zapewne z więzienia za kradzież jakiegoś 7upa ze sklepu, bo tak działa nasz system prawny.Nawet Ci napisałem w poprzednim poście co robię i raczej nie jestem w klasie średniej. Za to mi się wydaję, że jesteś kimś kto nie zaznał prawdziwych problemów finansowych, nie wie co one znaczą i tak sobie narzeka bo mu "źle".
To że ludzie idą na studia byle jakie i po to by sobie pochlać na imprezach, to ich problem. Nie ma tyle miejsc pracy, by pomieścić tych wszystkich "politologów" i "socjologów". Po moich studiach trzeba sobie szukać zajęcia samemu bardzo aktywnie, większość ludzi pracuje jako freelancerzy i to trudny kawałek chleba. Więc nie gadaj mi głupot o tym że coś może być trudne - bo jakbym miał takie nastawienie jak Ty to bym mógł narzekać ile wlezie.
To, o czym mówisz, zdarza się jednemu na milion. W większości rządzą znajomości i taka jest niestety prawda - dopiero po wyłączeniu znajomości pracodawca szuka innych osób. Ostatnio spotkałem się na innym forum z takim tematem. Facet wziął do pracy swojego bratanka zamiast wykwalifikowanego człowieka po studiach, 2 razy bardziej znającego się na rzeczy, bo woli dać posadę rodzinie. To samo tyczy się kolegów, jak wiadomo ręka rękę myje.To takie Polskie: "Bo ma znajomości i to dlatego wszystko". Większość ludzi jest leniwa i nie chce im się uczyć na tyle, by być najlepszymi i wartymi dużych pieniędzy.
Użytkownik Cmb edytował ten post 15.12.2011 - 19:32
Napisano 15.12.2011 - 19:33
Jest jeszcze jedna ważna rzecz, na Ukrainie jest skrajna bieda i bogaci, u nas powoli klasa średnia zanika, i różnice między klasami społecznymi zaczynają być coraz większe.Dolicz droższe mieszkania, usługi etc. Nie ma to porównywać się do jednego z najbogatszych krajów świata? Mogę porównać Ukrainę do Polski, będzie podobne przeliczenie. Chętny? Ukraina wcale nie jest najbiedniejsza na świecie.
Napisano 15.12.2011 - 19:41
Widzisz. Mówisz że żyjesz na górnym poziomie klasy średniej i nawet Ty narzekasz...
O to mi właśnie chodzi, niezależnie ile będziesz zarabiać - zawsze będzie to samo.
Po co sobie odbierać radość z życia. Ja tam nigdy na porządnych wakacjach nie byłem, w szkole nigdy nie miałem na drożdżówki jak koledzy, a mieszkanie było poniżej Twoich najniższych oczekiwań (malutkie). Więc nie mów mi co mam myśleć, bo z tego co widać to Tobie wiecznie coś przeszkadza, mimo że żyjesz dobrze jak twierdzisz.
Napisano 15.12.2011 - 19:43
Napisano 15.12.2011 - 20:05
Napisano 15.12.2011 - 20:06
Napisano 15.12.2011 - 21:06
Napisano 15.12.2011 - 21:08
Napisano 15.12.2011 - 21:28
^^LINK^^
JEST CORAZ LEPIEJ
Użytkownik Musk edytował ten post 15.12.2011 - 21:30
Napisano 15.12.2011 - 22:03
Napisano 15.12.2011 - 22:29
Napisano 15.12.2011 - 23:11
Jak zauważył dosyć dawno temu jeden z brytyjskich premierów „są kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyka” i niestety to stwierdzenie nadaje się do opisania projektu budżetu państwa na rok 2012, który właśnie został przekazany do Sejmu przez rząd Tuska.
To już drugi projekt budżetu na 2012 rok, pierwszy wpłynął do Sejmu 30 września ale później Platforma wygrała wybory i można było już przyznać się, że tak dobrze jak obiecywano w kampanii wyborczej, jednak nie będzie.
Jako poseł pracujący w sejmowej Komisji Finansów Publicznych, otrzymałem kilkaset stron materiałów budżetowych, samo uzasadnienie projektu budżetu liczy ponad 200 stron, więc wydawałoby się, że można się z nich dowiedzieć czegoś o obecnym stanie finansów państwa i zamierzeniach finansowych na następny rok.
Gdzie tam, liczne liczby prezentowane w tych materiałach są przedstawiane tak, żeby wynikało z nich możliwie jak najmniej, żeby nie można ich było porównać z wielkościami z lat ubiegłych, słowem, żeby niczego nie wyjaśniać, a raczej gmatwać.
Rząd Tuska przyjął ponoć realistyczny projekt budżetu na 2012 rok z 2,5% wzrostem PKB (w roku 2011 wzrost wyniesie około 4%) ale już rzut oka na dochody podatkowe pozwala się zorientować ,że są one zawyżone.
Te z VAT-u mają być o 9 mld zł większe niż w 2011, choć stawki tego podatku mają być nie podwyższane. Dochody z akcyzy maja wzrosnąć o 4 mld zł choć przy ogłaszaniu podwyżki akcyzy na olej napędowy uzasadniano, że mają one przynieść 2 mld zł dodatkowych dochodów podatkowych.
Dochody z CIT i PIT maja wzrosnąć odpowiednio o 1 mld zł i 2 mld zł w porównaniu z przewidywanym poziomem wykonania wpływów z tych podatków w roku 2011, choć już w tej chwili wiadomo, że to wykonanie będzie jednak sporo niższe.
Są jeszcze dochody niepodatkowe. Tu minister Rostowski zwiększył o ponad 2 mld zł wpływy z dywidend i wpłat z zysku od spółek i przedsiębiorstw państwowych, choć w roku 2011 wyniosły one prawie 6 mld zł i ich poziom oznaczał, że firmom państwowym zabierane były wszystkie pieniądze rozwojowe.
Można odnieść wrażenie, że strona dochodowa budżetu była ustalona tak, że najpierw określono wielkość wydatków ,a ponieważ deficyt budżetowy miał nie przekroczyć 35 mld zł to dochody budżetowe dostosowano do tych dwóch wielkości. A ponieważ z 2,5% wzrostu PKB aż tak wysokich dochodów podatkowych i niepodatkowych nie można było wydusić, to tu i ówdzie dopisano po parę miliardów złotych i tyle.
Jeszcze ciekawsza jest strona wydatkowa tego projektu budżetu. Pokażę jak ją budowano w odniesieniu do Funduszu ubezpieczeń Społecznych. Ponieważ brakowało dochodów ze składek, ustalono dotację budżetową do tego funduszu w wysokości prawie 40 mld zł ale zostanie ona uzupełniona środkami z Funduszu Rezerwy Demograficznej w wysokości prawie 3 mld zł (choć środki te miały być wykorzystywane od roku 2020), prawie 2 mld zł kredytu pozyskiwanego z banków komercyjnych i blisko 1 mld zł z kredytu uzyskiwanego z budżetu państwa. Fundusz ten ma już na koniec tego roku ponad 7 mld zł kredytu w bankach komercyjnych i ponad 15 mld zł kredytów budżetowych.
Gdyby chcieć doprowadzić do przejrzystości w finansowaniu FUS, to dotacja budżetowa do tego funduszu na rok 2012 powinna wynieść nie 40 mld zł, a 68 mld zł, a więc wydatki budżetowe musiałby być wyższe o 28 mld zł czyli blisko 2% PKB. W ten sposób ogromnej wielkości zobowiązania są zmiecione pod dywan i nieuwzględnione ani w wysokości deficytu sektora finansów publicznych, ani w wysokości długu publicznego.
Zupełne kuriozum to informacje o wysokości deficytu sektora finansów publicznych i długu publicznego. Mimo wielu tabel i liczb nie można się dowiedzieć jaki jest przewidywany deficyt sektora finansów publicznych na koniec 2012 roku, podobnie zresztą jak informacji jak zakończy się pod tym względem rok 2011.
Bez skrępowania prezentowany jest podwójny rachunek długu w relacji do PKB (ujęcie krajowe i unijne). Obydwa rachunki różnią się o 3% PKB czyli dług publiczny liczony metodą unijną jest o 45 miliardów wyższy od tego liczonego metoda krajową. I co z tego, zdaje się mówić minister Rostowski w prezentowanych dokumentach.
Z różnych innych miejsc materiałów budżetowych ale tylko przy użyciu metod śledczych, można wydedukować , że ani metodą unijną ani krajową, nie uwzględniono w liczeniu deficytu sektora finansów publicznych, ani długu publicznego, deficytu na rachunku środków europejskich (4,5 mld zł), deficytów ZOZ (5,3 mld zł), wspomnianego już wsparcia dla FUS (28 mld zł), transakcji swap na długu (w tamtym roku miały one wartość 7 mld zł), a więc razem zaniżono obydwa deficyty przynajmniej o 3% PKB.
Jeżeli dołożymy do tego, informację, że do liczenia długu wyrażanego w walutach obcych przyjęto kurs euro w wysokości 4 zł, a dług ten stanowi już blisko 30% całości naszego zadłużenia, to widać że nasz dług nie tylko przekroczył już 55 ale nawet konstytucyjny próg 60% PKB. Tego wprost jednak z prezentowanych materiałów się nie dowiemy.
Na podstawie tej pobieżnej analizy budżetu na 2012 rok wyraźnie widać, że powiedzenie „kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyka”, pasuje do tego projektu jak ulał.
Autor: Zbigniew Kuźmiuk
Źródło
Napisano 16.12.2011 - 00:15
Popularny
0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych