Witam wszystkich
Forum przeglądam już od dłuższego czasu, jednak dopiero dzisiaj postanowiłam założyć konto i podzielić się z Wami kilkoma moimi przeżyciami. Nie są to wszystkie z niewytłumaczalnych wydarzeń, jakich w życiu doświadczyłam, aczkolwiek pozostałe są zbyt świeże, by móc podzielić się nimi publicznie na chłodno.
No cóż, do rzeczy.
Będąc małą dziewczynką, miałam wspaniałą, kochającą babcię (matkę mojego ojca), która często zajmowała się mną i moim młodszym bratem. Nie mieszkała z nami, lubiła jednak do nas przychodzić.
Babcia była istotą schorowaną (miała poważne problemy z nogami - nie będę jednak o tym pisać, gdyż to wyjątkowo nieprzyjemna przypadłość, a nie wnosi niczego do tematu). Ponadto była otyła. Chodziła więc wolno, szurając głośno laczkami, a podłoga bardzo głośno pod nią skrzypiała - dodam jeszcze, iż mieszkaliśmy wtedy w kamienicy na poddaszu, było to więc bardzo stare budownictwo. Ulubionym jej miejscem w naszym domu były fotele - mieliśmy trzy identyczne, na takich specyficznych "płozach" (ostatni krzyk mody w latach osiemdziesiątych..
). Nie umiem ich opisać, powiem jedynie, iż wydawały specyficzny dźwięk gdy ktoś na nich siadał.
Tyle o jej zwyczajach w naszym mieszkaniu, zanim jednak przejdę do sedna sprawy muszę wspomnieć o pewnym szczególe dotyczącym jej zachowań w domu. Otóż mieszkała ona w kamienicy spółdzielczej, w mieszkaniu przedzielonym ścianką działową na pół - drugą część zajmowała jej przyjaciółka. Obie połówki miały oddzielne, zamykane na klucz wejścia do pokoi oraz osobne kuchnie - łazienka jednak była wspólna i znajdowała się na korytarzu, zaraz obok schodów prowadzących na niższe piętra.
Naprzeciw wejścia do mieszkania babci stała wielka, stara szafa. Ponieważ przejście było w tym miejscu ciasne, babcia będąc w domu wieszala garsonkę na framudze drzwi wejściowych od wewnątrz, co utrudniało wchodzenie do pomieszczenia z zewnątrz (wieszak blokowal drzwi, a gdy udawało się je w końcu otworzyć garsonka spadała na odwiedzającego mieszkanie gościa.
). Babcia miała także drugi irytujący zwyczaj - mianowicie wyrzucanie mniejszych śmieci na schody (ilekroć tam szła, "gubiła" papierki po cukierkach, stare bilety tramwajowe, zużyte chusteczki itd.).
Wybaczcie ten wstęp, za chwilę jednak sami zobaczycie, jak bardzo był on istotny. A teraz przechodzę do sedna sprawy.
Pewnego jesiennego dnia, krótko po moich ósmych urodzinach babcia miała zjawić się u nas na kawę - niestety, nie pojawiła się. Nie uznaliśmy tego zdarzenia za niepokojące - babcia często zapominała o umówionych spotkaniach (kiedyś nawet zapomniała odebrać mnie z zerówki, gdzie przeżyłam kilka godzin grozy czekając aż wychowawczyni uda się dodzwonić do moich rodziców, ponieważ nikt nie zjawił się po mnie aż do godziny 19, czyli już grubo po zamknięciu świetlicy), dlatego szybko zapomnieliśmy o incydencie. Jednak kiedy przez trzy kolejne dni babcia nie odbierała telefonu ani nie dawała żadnego znaku życia, mój ojciec pojechał zobaczyć co się stało. Okazało się, iż babcia zmarła we śnie w swoim mieszkaniu.
Szybko wezwano lekarzy, by potwierdzić zgon, a także policję, by wykluczyć ingerencję osób trzecich. Po całej procedurze ciało zostało wyniesione i przewiezione do kostnicy, mieszkanie jednak jako spółdzielcze musiało zostać oczyszczone z rzeczy prywatnych, by można było przeprowadzić w nim remont i oddać je kolejnym lokatorom. Mój ojciec nie czuł się na siłach, by tego dnia się tym zająć, zadzwonił więc do swego rodzeństwa przekazać informacje o śmierci babci i umówić się na sprzątnięcie mieszkania. Dodam, iż ojciec oraz jego rodzeństwo (brat i siostra) było jedyną żyjącą rodzina mojej babci, przy czym tylko mój ojciec mieszkał w tym samym mieście co ona i tylko on posiadał klucze do jej mieszkania (oprócz tych jej - teraz jednak dostał także tą parę). Przed wyjściem z mieszkania schował jedynie pałętającą się po kanapie garsonkę do szafy. Chciał wyrzucić także jednorazową rękawiczkę jednego z panów, którzy wynosili zwłoki, a którą znalazł na fotelu - pomyślał jednak, iż nie będzie tego dotykał i zostawił ją tak do następnego dnia, kiedy to miała zjechać się reszta rodziny pomóc w sprzątaniu.
Następnego dnia z rana udał się do mieszkania babci, ponieważ postanowił zacząć sprzątanie jeszcze zanim przybędzie reszta. Wchodząc po schodach poczuł się jednak niepewnie, ponieważ na jednym ze stopni zauważył zmiętą w kulkę jednorazową rękawiczkę, dokładnie taką, jaką pozostawił na fotelu. Pomyślał jednak, że to jedynie zbieg okoliczności, wyciągnął więc klucze, podszedł do mieszkania i otworzył drzwi. Okazało się, iż są zablokowane. Popchnął więc mocniej, usłyszał hałas i jego oczom ukazał się spadający z nich wieszak z garsonką, którą przecież schował do szafy. Skierował wzrok na fotel - rękawiczki również na nim nie było.
Tymczasem siostra mojego ojca przyjechała do nas z mężem i synem (moim kuzynem - miał wówczas 12 lat).
Tej nocy mój kuzyn nie mógł zasnąć, ponieważ słyszał skrzypienie podłogi, szuranie laczków i odgłos siadania na fotelu. Dokładnie to samo usłyszał też mój ojciec i ja.
W nocy śniła mi się babcia, która mówiła, że mamy się tak nie martwić, bo jest jej lepiej i nie bolą jej nogi. Nie czułam strachu, raczej dziwny spokój i radość, że z nią rozmawiam. Co ciekawe, gdy przy śniadaniu zaczęłam opowiadać mój sen, w słowo wszedł mi mój kuzyn, który zaczął opowiadać dokładnie to samo (nie powtarzał po mnie, ale uzupełniał kwestie i opowiadał co wydarzyło się dalej). Jego sen w stu procentach zgadzał się z moim.
Tej nocy mój zegar zatrzymał się na godzinie 3:27 i 19 sekund. Pomyślałam, że nawala mu bateria, więc nastawiłam go poprawnie - i rzeczywiście, zaczął działać.
Pogrzeb babci odbył się tydzień później. Do dnia pogrzebu jednak mój zegar zatrzymywał się na dokładnie tej samej godzinie co noc, często ktoś z nas słyszał też szuranie laczków i kroki w okolicy fotela. Mojemu ojcu parokrotnie też przydarzyła się ponownie sytuacja z garsonką (za każdym razem, gdy przychodził kontynuować porządki w mieszkaniu babci). Po pogrzebie wszystko wróciło do normy.
Ale prawdziwy szok przeżyłam, gdy ojciec przyniósł rzeczy z tamtego mieszkania. Był wśród nich stary, nakręcany zegar, który od dawna już nie działał, a który strasznie mi się podobał. Otóż gdy wzięłam go do ręki zauważyłam, iż zatrzymany jest dokładnie na godzinie 3:27 i 19 sekund. Tak samo zatrzymany był drugi zegar ścienny z domu babci.
Mam nadzieję, że nie zamęczyłam lekturą.
Nie było to straszne przeżycie, byliśmy wtedy dziwnie spokojni i te wydarzenia powodowały bardziej tęsknotę za babcią niż lęk. Mimo to nie uważam ich za przypadek i cieszę się, że mogłam podzielić się nimi na forum.