Poniższy tekst jest kompilacją szerszego tematu, opracowanego przez serwis Geopolityka.org
Syria: kto stoi za protestem?
Istnieją dowody ogromnej medialnej manipulacji i zafałszowań od początku protestów w południowej Syrii, tj. od 17. marca. Zachodnie media przedstawiają wydarzenia w Syrii jako część szerszego prodemokratycznego ruchu protestacyjnego, który spontanicznie rozprzestrzenia się od Tunezji do Egiptu, od Libii do Syrii.
Doniesienia mediów koncentrują się na syryjskiej policji i wojsku, które są oskarżane o masowe zabójstwa nieuzbrojonych uczestników „prodemokratycznych” protestów. Te zabójstwa rzeczywiście miały miejsce, ale media zapomniały wspomnieć, że wśród demonstrantów byli uzbrojeni bandyci i snajperzy, którzy strzelali zarówno do sił bezpieczeństwa jak i do protestujących.
Przedstawiane w relacjach dane o liczbie zabitych są często niepotwierdzone. Wiele doniesień opartych jest na „relacjach świadków”. Zdjęcia i filmy, które są nadawane w stacjach Al Jazeera i CNN, nie zawsze współgrają z wydarzeniami opisywanymi w doniesieniach dziennikarskich (które mają ilustrować).
To oczywiste, że w Syrii istnieją powody do niepokojów społecznych i masowych protestów: od zeszłego roku bezrobocie wzrosło, pogorszyły się warunki socjalne, szczególnie od momentu wprowadzenia, pod przewodnictwem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, radykalnych reform gospodarczych w 2006 r. „Ekonomiczne lekarstwo” MFW to surowe środki, zamrożenie plac, zniesienie kontroli systemu finansowego, reforma handlu i prywatyzacja [1].
Rząd Syrii zdominowany jest przez mniejszość religijną – Alawitów (odłam Szyitów); w tej sytuacji Syria nie jest „modelowym społeczeństwem”, z pełnią swobód obywatelskich i wolnością słowa. Jednakże stanowi jedyne (pozostałe) niezależne arabskie państwo świeckie. Swój populizm, antyimperializm i świeckość państwo to zawdzięcza dominującej partii Baath, która jednoczy muzułmanów, chrześcijan i druzów.
Co więcej, inaczej niż to było w Egipcie i Tunezji, poparcie ludności dla prezydenta Bashara Al-Asada jest znaczne. O wielkim wiecu w Damaszku z dn. 29. marca 2011 r., „z dziesiątkami tysięcy zwolenników” (Reuters) mówi się niewiele. Ale, co jest niezwykle pokrętne, zdjęcia i filmy z kilkoma wydarzeniami o charakterze „prorządowym” zostały wykorzystane przez zachodnie media, by przekonać międzynarodową opinię publiczną, że syryjski prezydent musiał skonfrontować się z masowymi wiecami „antyrządowymi”.
Jaki jest charakter tego ruchu? Z jakich warstw społecznych Syrii emanuje? Skąd bierze się przemoc? Skąd biorą się zabici?
Zachodnie media odrzucają możliwość istnienia zorganizowanych rozruchów z udziałem uzbrojonych gangów, zamieszanych w zabójstwa i podpalenia i to pomimo dowodów świadczących, że tak właśnie jest. Demonstracje nie zaczęły się w Damaszku, stolicy kraju. Na początku protesty w stolicy Syrii nie były masowe. Zaczęły się one w położonym na granicy syryjsko-jordańskiej małym mieście Daraa (z 75 tys. mieszkańców), a nie w Damaszku czy Aleppo, ośrodkach zorganizowanej opozycji politycznej i ruchów społecznych.
Przykładow The Associated Press relacjonuje (cytując bezimiennych „świadków” i „działaczy”) wczesne protesty w Daraa następująco:
Zamieszki w Daraa, dużym mieście z 300 tysiącami mieszkańców w pobliżu granicy z Jordanem szybko stały się wielkim wyzwaniem dla prezydenta Bashara Asada... Syryjska policja przypuściła nieustępliwy atak (w) środę na dzielnicę dającą schronienie uczestnikom antyrządowych protestów [Daraa], śmiertelnie raniąc co najmniej 15 osób w akcji, która zaczęła się przed świtem - powiedzieli świadkowie.
Co najmniej 6 osób zostało zabitych wczesnym rankiem podczas ataku na meczet al-Omari w położonym na południu rolniczym mieście Daraa, gdzie demonstranci wyszli na ulice z żądaniem reform i swobód politycznych – powiedzieli świadkowie. Działacz, będący w kontakcie z mieszkańcami Daraa powiedział, że policja zastrzeliła kolejne trzy osoby protestujące w pochodzącym jeszcze z epoki rzymskiej centrum miasta, po zmierzchu. Kolejne sześć ciał znaleziono później, w ciągu dnia - stwierdził działacz.
Jako że liczba zabitych rosła, mieszkańcy okolicznych wsi Inkhil, Jasim, Khirbet Ghazaleh i al-Harrah wyruszyli na Daraa w środę w nocy, jednak siły bezpieczeństwa otworzyły ogień do nadchodzących, powiedział działacz. Nie od razu stało się wiadome, czy było więcej zabitych lub rannych [2].
W relacji AP liczby zostały napompowane: Daraa przedstawiono, jako duże miasto z 300 tys. mieszkańców, podczas gdy faktycznie jest ich 75 tys., „zgromadziły się tysiące protestujących”, „rosła liczba ofiar”. Relacja milczy na temat śmierci policjantów. Na Zachodzie podobna wiadomość z pewnością ukazałaby się na pierwszej stronie tabloidów. Fakt śmierci policjantów jest (szczególnie) istotny, gdy chcemy ocenić, co się naprawdę stało. Jeśli mowa jest o ofiarach wśród policjantów, to znaczy, że nastąpiła wymiana ognia między stronami: policją i „demonstrantami”. Kim są ci „demonstranci”, kim są snajperzy, z dachów celujący z w policjantów?
Serwisy informacyjne Izraela i Libanu (które potwierdziły śmierć policjantów) dostarczają bardziej klarownego obrazu wydarzeń z 17-18 marca 2011 r. w Daraa. Izraelski Krajowy Serwis Informacyjny (który nie może być oskarżany o bycie stronnikiem Damaszku) relacjonuje te same wydarzenia tak:
Siedmiu policjantów i co najmniej czworo demonstrantów w Syrii zostało zabitych w trwających od czwartku zamieszkach w miasteczku Daraa na południu Syrii.
…W piątek policja otworzyła ogień do uzbrojonych demonstrantów, zabijając czworo i raniąc aż 100 innych. Według relacji świadka, który zastrzegł swoją anonimowość. „Używają ostrej broni, żadnych gazów łzawiących czy czegoś podobnego.”
..Wykonując nietypowy gest, który miał na celu zbagatelizowanie napięć, rząd zaproponował uwolnienie zatrzymanych studentów, ale siedmiu policjantów zostało zabitych, a siedziba centrali Partii Baath i budynek sądu zostały podpalone w rozgorzałych na nowo zamieszkach w niedzielę. [4]
Libański serwis informacyjny, cytując różne źródła, również potwierdza siedem ofiar śmiertelnych wśród policjantów w Daraa. Zostali zabici „podczas starć sił bezpieczeństwa z demonstrantami. Zabito ich, gdy próbowali rozpędzić protestujących podczas demonstracji w Daraa”. Libańska Ya Libnan potwierdza, cytując Al Jazeera'ę, że protestujący "spalili siedzibę centrali Partii Baath i budynek sądu w Daraa”. Powyższe doniesienia o wydarzeniach w Daraa potwierdzają, że:
1. Nie był to „pokojowy protest”, jak utrzymywały media zachodnie. Kilku „demonstrantów” było uzbrojonych, użyli oni broni przeciwko policji. „Policja otworzyła ogień do uzbrojonych protestujących zabijając czworo z nich”.
2. Początkowa liczba ofiar (serwis izraelski): ofiar wśród policjantów było więcej niż wśród demonstrantów; siedmiu policjantów na czterech demonstrantów. To znaczący fakt, ponieważ sugeruje, że początkowo liczba policjantów mogła być znacznie mniejsza od liczby uzbrojonych bandytów. Według źródeł syryjskich byli tam również snajperzy, którzy z dachów domów strzelali tak do policjantów jak i do demonstrantów.
Co wynika z tych początkowych doniesień, to fakt, że wielu demonstrantów to faktycznie nie demonstranci, a terroryści zamieszani w dokonane z premedytacją zabójstwa i podpalenia. Tytuł relacji izraelskiego serwisu informacyjnego podsumowuje to, co się wydarzyło: Syria: Siedmiu policjantów zginęło, podpalone w proteście budynki.
„Protest” 18 marca w Daraa miał wszelkie pozory zainscenizowanego wydarzenia i, najprawdopodobniej, tajne poparcie Mossadu i/lub zachodnich wywiadów dla islamskich terrorystów. Źródła rządowe wskazują na rolę radykalnych grup salafickich (popieranych przez Izrael). Inne relacje podkreślają rolę Arabii Saudyjskiej, finansującej protesty.
W następnych tygodniach, po początkowych gwałtownych starciach, doszło do konfrontacji policji i wojska po jednej stronie i uzbrojonych jednostek terrorystycznych i snajperów, którzy przeniknęli do protestujących, po drugiej. Doniesienia mówią, że ci terroryści zostali „przejęci” przez islamistów. Nie ma dowodu wskazującego na jakąś konkretną organizację islamską, która stoi za terrorystami, a rząd nie ujawnił żadnych potwierdzonych informacji na temat, kim są te organizacje.
Zarówno Syryjskie Bractwo Muzułmańskie (którego kierownictwo przebywa na uchodźctwie w Wielkiej Brytanii), jak i zakazana Hizb ut-Tahrir (Partia Wolności) między innymi, składały gołosłowne deklaracje poparcia dla ruchu protestacyjnego. Hizb ut-Tahrir (której liderem był urodzony w Syrii Omar Bakri Muhammad) dąży do „zdominowania brytyjskiej sceny islamistów” - jak podaje Foreign Affairs. Hizb ut-Tahrir uważana jest też, ze strategicznych względów, za ważną dla Brytyjskiej Służby Wywiadowczej MI6, ze względu na pogoń za anglo-amerykańskimi interesami na Bliskim Wschodzie i Azji Środkowej, (Czy Hizb ut-Tahrir, to kolejne przedsięwzięcie brytyjskiego MI6?).
Syria to świeckie państwo arabskie, społeczeństwo tolerancji religijnej, gdzie muzułmanie i chrześcijanie żyją w pokoju od kilku stuleci. Hizb ut-Tahrir (Partia Wolności) jest radykalnym ruchem politycznym dążącym do utworzenia kalifatu islamskiego. Co do Syrii, zdeklarowanym celem partii jest destabilizacja tego świeckiego państwa.
Od czasów wojny radziecko-afgańskiej zachodnie służby wywiadowcze, a także izraelski Mossad konsekwentnie używają różnych islamskich organizacji terrorystycznych jako „własności wywiadu”. Zarówno Waszyngton, jak i jego doskonały brytyjski sprzymierzeniec udzielają ukrytego poparcia dla „islamskich terrorystów” w Afganistanie, Bośni, Kosowie i Libii, itd., jako środka do podsycania konfliktów etnicznych, zamieszek o podłożu religijnym i politycznej niestabilności. Zainscenizowany w Syrii ruch protestacyjny wymodelowano w Libii. Rozruchy we wschodniej Libii przejęła Libijska Islamska Grupa Walcząca (LIFG), którą popiera MI6 i CIA. Najważniejszym celem ruchu protestacyjnego w Syrii, poprzez medialne kłamstwa i zafałszowania, jest wytworzenie podziałów w społeczeństwie syryjskim, a w końcu uzasadnienie „interwencji humanitarnej”.
Zbrojne zamieszki w Syrii
Zbrojne zamieszki w Syrii „przejęte” przez islamistów i potajemnie popierane przez zachodnie służby wywiadowcze to kluczowa sprawa, gdy chce się zrozumieć, co właściwie dzieje się na tej ziemi. Zachodnie media nie wspominają o istnieniu zbrojnych zamieszek. Gdyby zostało ono potwierdzone i przeanalizowane, nasze rozumienie wydarzeń byłoby zupełnie inne. Co natomiast jest szeroko omawiane, to dokonywanie przez policję i wojsko masowych zabójstw protestującej ludności.
Wojska wysyłane są, włącznie z czołgami w Daraa, przeciwko zorganizowanym zamieszkom zbrojnym w tym przygranicznym mieście, trwającym od 17-18 marca 20112 r. Odnotowano ofiary śmiertelne, również wśród policjantów i żołnierzy. Co za ironia: zachodnie media stwierdzają ofiary wśród policjantów i żołnierzy, ale zaprzeczają istnieniu zbrojnych zamieszek. Kluczowym pytaniem jest: jak media tłumaczą śmierć żołnierzy i policjantów?
Nie dysponując dowodami, dziennikarze autorytatywnie stwierdzają, że policja strzela do żołnierzy i vice versa: żołnierze do policjantów. W relacji Al Jazeera'y z 29 kwietnia 2011 r. Daraa jest opisywana jako „miasto oblężone”: „Czołgi i oddziały wojska kontrolują wszystkie drogi do i z miasta. Sklepy w mieście są zamknięte na głucho i nikt nie śmie wychodzić na dawniej tętniące życiem ulice rynku, obecnie zamienione w strefę śmiertelnego ostrzału snajperów znajdujących się na dachach. Nie będąc w stanie zdławić ludzi, którzy pierwszy raz powstali przeciwko niemu - ani przy pomocy tajnej policji, płatnych zbirów czy sił specjalnych z dywizji swojego brata – prezydent Bashar al Assad wysłał tysiące syryjskich żołnierzy i ciężką broń do Deraa na akcję, którą reżim chce ukryć przed całym światem."
Choć prawie wszystkie kanały komunikacyjne z Deraa zostały odcięte, łącznie z jordańską siecią komórkową, która dociera do miasta tylko spoza granic, Al Jazeera zebrała doniesienia z pierwszej ręki dotyczące życia w mieście od mieszkańców miasta, którzy właśnie je opuścili albo od naocznych świadków, którzy zdołali wydostać się z zablokowanej strefy.
Powstaje obraz mrocznej, niebezpiecznej areny, kontrolowanej przez tajną policję i jej snajperów na dachach, giną lub zostają ranni zarówno żołnierze jak i demonstranci, pojawiają się pęknięcia w samych oddziałach wojskowych, w których wywoływany jest ten sam chaos, jakiego reżim używa, by uzasadnić eskalację represji [5].
Relacja Al. Jazeera'y graniczy z absurdem. Czytajmy uważnie: „Czołgi i oddziały wojska kontrolują wszystkie drogi do i z miasta”, „tysiące syryjskich żołnierzy i ciężką broń wysłano do Daraa”. Taka sytuacja ciągnie się przez kilka tygodni. To znaczy, że protestujący bona fide, których nie ma już w mieście, nie mogą wejść do Daraa. Ludzie, którzy mieszkają w swoich domach: „nikt nie śmie wyjść …na ulice”. Jeśli nikt nie śmie wyjść na ulice, gdzie wobec tego są protestujący? Kto jest na ulicach? Według Al Jazeera'y, protestujący są na ulicach razem z żołnierzami i zarówno do nich jak i do żołnierzy, strzela „ubrana w cywilne ubranie tajna policja” oraz „płatne zbiry”, czy opłacani przez rząd snajperzy. Oto jakie wrażenie wywołuje ta relacja: ofiary są wynikiem walk wewnętrznych między policją i wojskiem.
Lecz relacja również mówi o tym, że żołnierze („tysiące” żołnierzy) kontrolują wszystkie drogi z i do miasta, ale strzelają do nich ubrani po cywilnemu tajniacy. Celem tej sieci medialnych oszustw, mówiąc wprost, tych zmyśleń – gdzie żołnierze są zabijani przez policję i „rządowych snajperów” - jest zaprzeczenia istnienia zbrojnych grup terrorystycznych. Tych ostatnich „przejmują” snajperzy i „ubrani po cywilnemu terroryści”, którzy strzelają do policji i żołnierzy i lokalnej ludności. To nie są spontaniczne akty terroru, to doskonale zaplanowane i skoordynowane ataki. Ostatnie doniesienia, według relacji Xinhua (30 kwietnia 2011 r.), mówią, że „grupy terrorystyczne” „zaatakowały dzielnice mieszkalne dla wojskowych” w prowincji Daraa, „zabijając sierżanta i raniąc dwu innych żołnierzy”.
Podczas gdy rząd przyjmuje na siebie ciężkie brzemię odpowiedzialności za niewłaściwie przeprowadzoną akcję wojskowo-policyjną, doniesienia potwierdzają, że uzbrojone grupy terrorystyczne także otworzyły ogień do protestujących oraz do lokalnej ludności. Tak więc winą za ofiary obarcza się wojsko i policję, a rząd Bashara Al Asada przez „międzynarodową społeczność” oskarżany jest o nakazywanie potworności. Chodzi o to, że zagraniczni dziennikarze mają zakaz relacjonowania wydarzeń z samej Syrii, tak więc wiele informacji, w tym dane o ofiarach śmiertelnych, pochodzi z niezweryfikowanych źródeł („świadków”). To w interesie sojuszu USA-NATO jest, aby wydarzenia w Syrii przedstawić jako pokojowy ruch protestacyjny, brutalnie dławiony przez „dyktatorski reżim”. Być może rząd Syrii jest autokratyczny. To z pewnością nie jest wzorzec demokracji, ale nie jest nim także administracja USA, mocno skorumpowana, pod pretekstem ustawodawstwa patriotycznego naruszająca swobody obywatelskie, legalizująca tortury, nie mówiąc już o „bezkrwawych” „wojnach humanitarnych”.
USA i ich NATO-wscy sojusznicy wciąż rozmieszczają, oprócz Szóstej Floty i Aktywnych Wysiłków NATO, wojskowy majątek w rejonie Morza Śródziemnego – samoloty bojowe, okręty wojenne i okręty podwodne, które brały udział w napaści na Libię – mogą być użyte przeciwko Syrii w chwili wypowiedzenia (wojny?).
27 kwietnia Rosja i Chiny faktycznie zapobiegły przeforsowaniu przez USA i ich sojuszników z NATO rezolucji Rady Bezpieczeństwa przeciwko Syrii (podobnej do rezolucji nr 1973), gdyż zastępca ambasadora Rosji w ONZ, Aleksander Pankin stwierdził, że obecna sytuacja w Syrii „nie stanowi zagrożenia dla międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa”. Syria jest ostatnim prawdziwym partnerem Rosji w rejonie Morza Śródziemnego i w świecie arabskim, i to w Syrii Rosja ma jedną z dwóch baz marynarki wojennej, w Tartus (druga znajduje się na Krymie, w Ukrainie) [2]. Najważniejszym celem jest pobudzić przemoc na tle religijnym i chaos polityczny przy ukrytym poparciu islamskich organizacji terrorystycznych.
Jaka przyszłość?
W dłuższej perspektywie polityki zagranicznej USA jest „zmiana reżimu” i destabilizacja Syrii jako niezależnego narodu-państwa drogą potajemnego procesu „demokratyzacji” lub poprzez środki militarne. Syria jest na liście „nieuczciwych państw” („państw-drani”), które są na celowniku interwencji zbrojnych USA. Jak zapewniał były przywódca NATO Generał Wesley Clark „Plan pięcioletni [zawiera]… w sumie siedem krajów, począwszy od Iraku, następnie Syria, Liban, Libia, Iran, Somalia i Sudan”. Celem jest osłabienie struktur państwa świeckiego usprawiedliwionej ostatecznie przez sponsorowaną przez ONZ „interwencją humanitarną”. Ta ostatnia, na pierwszy ogień może przyjąć formę zaostrzenia embarga (włącznie z sankcjami), jak również zamrożenie syryjskich aktywów w zagranicznych instytucjach finansowych.
Militarna interwencja USA-NATO w najbliższej przyszłości wydaje się mało prawdopodobna, jednakże Syria znajduję się na wojskowej mapie drogowej Pentagonu. Wojna przeciwko Syrii rozważana jest zarówno w Waszyngtonie, jak i w Tel Avivie. Gdyby do niej doszło w przyszłości, doprowadzi to do eskalacji. Izrael nieuchronnie byłby zaangażowany. Cały region Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej od wschodniej części rejonu Morza Śródziemnego do granicy chińsko-afgańskiej zapłonie.
ŹRÓDŁO: Global Research.Ca, http://www.intifada-...n-intervention/
Michel Chossudovsky - profesor ekonomii na Uniwersytecie w Ottawie. Wykładał gościnnie na uczelniach w Europie Zachodniej, Ameryce Łacińskiej i Płd.-Wsch. Azji. Pracuje jako doradca rządów krajów rozwijających się oraz jako konsultant w kilku międzynarodowych organizacjach, w tym Programie Rozwoju Narodów Zjednoczonych (UNDP), Afrykańskim Banku Rozwoju, Afrykańskim Instytucie Narodów Zjednoczonych dla Rozwoju Gospodarczego i Planowania ( AIEDEP), Funduszu Ludności Narodów Zjednoczonych (UNFPA), Międzynarodowej Organizacji Pracy (ILO), Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), Komisji Ekonomicznej Narodów Zjednoczonych dla Ameryki Łacińskiej i Karaibów (ECLAC). Michel Chossudovsky był Prezydentem Kanadyjskiego Związku Studiów Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Jest członkiem kilku organizacji badawczych, w tym Komitetu do spraw Reform Walutowych i Ekonomicznych (COMER).
Tłumaczenie: Maria Walczak
Tajny raport Ligi Arabskiej w sprawie Syrii?
Komitet Ministrów Ligii Arabskiej, odpowiedzialny za przebieg i realizację całego planu obserwacji, składający się z 5 państw arabskich (Algieria, Egipt, Oman, Katar, Sudan), zatwierdził raport misji 4 głosami przeciwko jednemu (Katar) i zdecydował się 22 stycznia przedłużyć o miesiąc misję obserwatorów. Jak podają źródła wśród obserwatorów z misji Ligi Arabskiej, problem polega jednak na tym, że raport potwierdza wersję syryjskiego rządu i obala wersję wydarzeń Zachodu i monarchii bliskowschodnich.
Od początku obecnego kryzysu w Syrii mamy do czynienia z dwoma przeciwstawnymi wersjami wydarzeń - piszą analitycy Réseau Voltaire. Jedna wersja przeznaczona jest dla mieszkańców Zachodu i jego sojuszników w regionie Bliskiego Wschodu. Według niej „reżim topi we krwi ludową rewolucję”. Według zaś drugiej wersji – przeznaczonej dla Syrii i jej sojuszników z państw BRICS – sytuację przedstawiana jest jako atak na Syrię zbrojnych grup, pochodzących z zewnątrz.
Aby wyjaśnić całą sytuację w Syrii, w grudniu 2011 r. Liga Arabska utworzyła misję obserwacyjną, składającą się z osób, reprezentujących każde państwo członkowskie (za wyjątkiem Libanu, który odmówił udziału w misji). Taka dywersyfikacja obserwatorów gwarantowała brak możliwości manipulacji. Liczba ekspertów (160) i czas prowadzenia misji (1 miesiąc) mogły pokazać dużo bardziej szczegółowy obraz sytuacji, niż to miało miejsce wcześniej. Do tej pory nikt z zewnątrz nie przeprowadzał tak dokładnego, rygorystycznego i surowego monitoringu. W konsekwencji także nie mógł pretendować do roli znawcy sytuacji w Syrii.
Komitet Ministrów Ligii Arabskiej, odpowiedzialny za przebieg i realizację całego planu obserwacji, składający się z 5 państw arabskich (Algieria, Egipt, Oman, Katar, Sudan), zatwierdził raport misji 4 głosami przeciwko jednemu (Katar) i zdecydował się 22 stycznia przedłużyć o miesiąc misję obserwatorów. Jak podają źródła wśród obserwatorów z misji Ligi Arabskiej, problem polega jednak na tym, że raport potwierdza wersję syryjskiego rządu i obala wersję wydarzeń Zachodu i monarchii bliskowschodnich. Dokument dowodzi, że nie było śmiertelnych represji, wymierzonych w pokojowe manifestacje, i że Damaszek przestrzegał skrupulatnie wszystkich zobowiązań. Raport przyznaje również, że kraj jest destabilizowany przez uzbrojone grupy, odpowiedzialne za śmierć setek cywilów i tysięcy żołnierzy, oraz setki aktów terroryzmu i sabotażu. Jest to powodem, dla którego Katar za wszelką cenę nie chce dopuścić do upublicznienia tego raportu. Byłoby to wielkim uderzeniem zarówno w wiarygodność tego państwa, jak i w media, znajdujące się pod jego kontrolą.
Warto podkreślić, że Katar aktualnie sprawuje prezydencję w Lidze, nie dlatego, że przypadała akurat jego kolej, tylko dlatego, że udało mu się przekupić władze Autonomii Palestyńskiej, która miała sprawować tę funkcję. Prezydencja Ligii postanowiła nie upubliczniać sprawozdania z misji obserwacyjnej, nie tłumaczyć ani nawet nie umieszczać w oryginale (po arabsku) materiału na swojej stronie internetowej. To ogromne ryzyko dla katarskich wahhabitów. Jeśli opinia publiczna na zachodzie miałaby dostęp do raportu, to Katar i jego pośrednicy mogliby zostać pociągnięci do odpowiedzialności (w demokratycznej materii) za zaangażowanie w proceder mordowania ludności.
Źródło: http://www.voltairen...-la-Ligue-Arabe
Źródło
Źródło