
Człowiek z gór to bohater z Iraku
Fakt | Piątek, 17 lutego 2012
A A A
fot. Policja
Tajemniczy mężczyzna, którego znaleziono w Tatrach to były zawodowy żołnierz. Służył m.in. podczas śmiertelnie niebezpiecznych misji w Libanie i Iraku. Za tą ostatnią został odznaczony medalem za odwagę! 36-letniego Włodzimierza N. z Węgorzewa rozpoznała rodzina. Ale to co robił wysoko górach i jak przetrwał zabójcze mrozy nadal pozostaje zagadką.
Początkowo wydawało się, że znaleziony obok pasterskiego szałasu pod Kopieńcem to zwykły turysta. Dziś już wiadomo, że Włodzimierz N. to były oficer, uczestnik misji pokojowych w Libanie i Iraku. Z naszych informacji wynika, że był członkiem specjalnej jednostki odpowiedzialnej za dokładne rozpracowanie przeciwnika i werbowanie agentów, tzw. Centralnej Grupie Działań Psychologicznych. Sporządzał też tzw. profile psychologiczne wrogów. Oceniał ich mocne i słabe punkty.
Za operację „Iracka Wolność” został odznaczony przez prezydenta RP Gwiazdą Iraku! Ale orderu, który wręczany był w listopadzie zeszłego roku już nie odebrał, bo zniknął z domu... Sześć lat temu komisja lekarska orzekła, że jest niezdolny do służby i zdecydowała o czasowej dwuletniej rencie. Kolejne badania wyznaczono na rok 2008, ale Włodzimierz N. się na nich nie pojawił. Od tego czasu nie utrzymywał kontaktów z wojskiem, a jego świadczenia wygasły.
Jego sąsiedzi z Węgorzewa twierdzą, że po powrocie z ostatniej misji, w 2003 roku, bardzo się zmienił. Chodził zamyślony, zalękniony i wychudzony. Przeszedł na wegetarianizm, nie wziął już do ust mięsa. Nie miał żony, ani nawet dziewczyny.
Najbliższa rodzina Włodzimierza N. unika kontaktów z mediami. Ale wiadomo, że ostatni raz matka widziała go w czerwcu zeszłego roku. Oświadczył wówczas, że wyjeżdża za granicę na trzy lata. Nie potrafił powiedzieć gdzie dokładnie. Mówił coś o Azji i Afryce, gdzie zaciągnął się do prywatnej armii międzynarodowego konsorcjum. Spakował wszystkie swoje rzeczy, nawet zdjęcia i pamiątki.... Od tamtej pory nie było z nim kontaktu.
Półżywego znalazł go 10 lutego pracownik tatrzańskiego parku. Zaniepokoiły go ślady wiodące poza szlak. Obok pasterskiego szałasu siedział owinięty szmatami mężczyzna z licznymi odmrożeniami. Nie miał odpowiedniego ubioru. Od początku z nikim nie chciał rozmawiać. Trafił do szpitala. Wiadomo, że dzięki zdjęciom i przedmiotom osobistym (m.in. amerykańskiemu nożowi wojskowemu) rozpoznała go matka, siostra i brat.
Co dalej z kombatantem? Ministerstwo Obrony Narodowej chce go przetransportować z zakopiańskiego szpitala do warszawskiego szpitala wojskowego, gdzie przejdzie serię badań i zostanie poddany dalszemu leczeniu. Niewykluczone, że jeśli wyniki obserwacji to uzasadnią, były podoficer trafi na oddział leczenia bojowego stresu pourazowego. To placówka, z której korzystają głównie byli uczestnicy zagranicznych misji.
Użytkownik Aidil edytował ten post 17.02.2012 - 11:25