Czytać, a nie wierzyć w bzdury ze zmiannaziemi. Może jeszcze będziecie podawać strony projektu cheops albo nautilusa?
Każdy zapewne słyszał o potwornych patentach korporacji wytwarzających nasiona genetycznie modyfikowanych zbóż. Patentem nie są objęte odmiany czy gatunki, ale konkretne modyfikacje, sekwencje DNA. Od dłuższego już czasu straszeni jesteśmy umowami licencyjnymi które mają spowodować uzależnienie rolnika od danego dostawcy oraz uniemożliwiają zachowanie nasion do wysiewu na kolejny rok.
Patent to nic innego jak rodzaj prawa autorskiego. Patentuje się już w zasadzie każdy wynalazek, patentuje się leki ratujące życie. Pogodziliśmy się z tym i nikt tego nie kwestionował. Nagle, od czasu wprowadzenia upraw GMO, patenty stały się złe. Wszyscy godzimy się na to by zapłacić artyście za jego pracę, godzimy się płacić za programy komputerowe i inne produkty, które często chronione są prawem patentowym/autorskim. Gdy przychodzi do zapłaty za wynalazek, jakim jest roślina genetycznie modyfikowana, tego już nie potrafimy zaakceptować. Ale czy ten „problem” dotyka w rolnictwie tylko GMO, jak usiłuje się nam wmówić? Otóż nie.
W Polsce od 26 czerwca roku 2003 obowiązuje ustawa o ochronie prawnej odmian. Wprowadza ona regulacje prawne mówiące o tym, iż jedynie hodowca ma prawo do zarobkowego korzystania z odmian zbóż. Firmy hodowlane ponoszą duże nakłady finansowe oraz intelektualne w celu tworzenia nowych odmian. Aby mogły prowadzić swoją działalność wprowadzono system opłat licencyjnych za udostępniany materiał.
Prawo zostało tak skonstruowane, iż rolnik na własne potrzeby może rośliny uprawiać, rozmnażać bez podpisywania umowy licencyjnej. Zdecydowana większość rolników plony ze swoich upraw sprzedaje, a więc czerpią zyski z nakładów pracy jakie włożyli, ale również czerpią zyski z pracy hodowcy, którego odmianę uprawiali. Dlaczego w takim razie sprzeciwiamy się opłatom licencyjnym dla hodowcy? Czy rolnik oddaje konsumentom za darmo swoje płody rolne?
Rolnik jest obowiązany podpisać umowę licencyjną z hodowcą, która zazwyczaj ważna jest rok lub więcej, jeśli umowa została odpowiednio skonstruowana. Dzięki ochronie autorskiej odmian, rolnik zobowiązany jest do wnoszenia opłat za korzystanie z danej odmiany, a jeśli tego nie zrobi popełni przestępstwo, takie samo jakby nielegalnie kopiował płyty z muzyką czy oprogramowaniem.
Z opat licencyjnych zwolnieni są rolnicy posiadający gospodarstwa o powierzchni poniżej 10ha. Rolnik może zachować materiał siewny na kolejny rok, jeśli zawarł taki zapis w umowie licencyjnej, jeśli jednak nie ma takiego zapisu w umowie, powinien zapłacić hodowcy 50% wartości umowy licencyjnej. Gdy rolnik zachowa materiał siewny na kolejny rok i nie zapłaci hodowcy, powstaje odpowiedzialność cywilna. W najłagodniejszym przypadku odszkodowanie wynosi 300% opłaty licencyjnej.
Do kontroli rolników oraz umów licencyjnych została powołana Agencja Nasienna. Jeśli rolnik nie wie jaką odmianę uprawia na polu, zostaje ona zidentyfikowana na jego koszt, a następnie rolnik wnosi odpowiednie opłaty właścicielowi odmiany.
Jak widać nie tylko rolnicy uprawiający GMO w USA czy innych krajach są obowiązani płacić za nasiona właścicielowi danej odmiany. Inną kwestią jest to, iż każdy szanujący się rolnik doskonale wie, iż warto kupować co roku nasiona od hodowcy, które zapewniają wyższą wydajność. Wynika to z bardzo dobrze znanego zjawiska depresji inbredowej, mówiąc „po polsku” kolejne pokolenia roślin mają gorsze właściwości, zazwyczaj dając niższy plon.
Warto również zwrócić uwagę na zdecydowanie wyższe koszty wprowadzania na rynek odmian GMO. Zrozumiałe jest, że nasiona te są droższe, a hodowca musi mieć gwarancję zwrotu poniesionych kosztów, bo w innym przypadku najzwyczajniej by zbankrutował. Co więcej, dzięki temu, że hodowca czerpie zyski z wprowadzania nowych odmian, może większą ilość środków przeznaczyć na rozwój kolejnych, które będą jeszcze bardziej wydajne i bardziej przystosowane do lokalnych warunków. Wbrew pozorom przynieść to może korzyści również dla rolnika, który będzie miał dostęp do coraz lepszych odmian, no i nam konsumentom.
Czy powstałby iPad, iPhone, itd, gdyby nie wcześniejsze chronione prawem wynalazki firmy Apple za które konsumenci zgodzili się płacić? Dzięki temu, że właściciel jakiegoś procesora może zarobić na swoim opatentowanym wynalazku, pieniądze może dalej inwestować w rozwój kolejnych technologii. Nie tylko wynalazcy żyje się lepiej ale i nam konsumentom dzięki rozwojowi coraz lepszych i sprawniejszych urządzeń. Czy mam rozumieć, iż chcemy dążyć do rozwoju, ale rolnictwo ma stać w miejscu?
Na koniec zastanawiam się nad kilkoma kwestiami dotyczącymi umów licencyjnych między rolnikiem a spółką hodowlaną? Jak w naszej gospodarce rynkowej ma wyglądać funkcjonowanie spółek hodowlanych, które nie czerpałyby zysków z umów? Kto ma finansować ich działalność? Co jeśli zbankrutują, kto ma wtedy odpowiadać za wytwarzanie nowych odmian odpornych np. na pojawiające się nowe choroby? Itp.
http://gmo.blog.poli...ractwo-na-roli/